"STRZĘPY" - polski film z 2022 r. w reż. Beaty Dzianowicz
"STRZĘPY" - polski film z 2022 r. w reż. Beaty Dzianowicz
Obsada:
Michał Żurawski - Adam Paterok
Grzegorz Przybył - Gerard Paterok
Agnieszka Radzikowska - Bogna Paterok
Pola Król - Zoja Paterok
Zmierzenie się z najbardziej skomplikowanym organem człowieka, a mianowicie - z ludzkim mózgiem, jedną z jego ciężkich chorób, którą jest tzw. "Alzheimer" jest tematem tego filmu. Ciężar tej przypadłości odciska swe piętno na relacjach w śląskiej rodzinie Pateroków. Przychodzi czas, że wykładowca akademicki Politechniki Śląskiej - dr inż. Gerard Paterok - nauczający studentów zawiłych inżynierskich spraw typu: stężenia pionowe konstrukcji nośnych, więzary konstrukcyjne wiaduktów, mostów - zaczyna mieć utrudniony kontakt z otoczeniem. Powoli traci kontakt z rzeczywistością. Jest wdowcem. Został mu syn jedynak - Adam Paterok, z własną rodziną. Syn ma bardzo silną więź z ojcem.
Film pełen dramaturgii, wewnętrznego rozdarcia, piekielnie trudnych wyborów życiowych. Niektóre z nich doprowadzają do traumatycznych przeżyć domowników.
Film mocny, z tych które wciąż lubię. Nie da się przy czymś takim relaksować. To jest jak siedzenie na kaktusie, zamiast w wygodnym fotelu.
Kino moralnego niepokoju rodem ze starej polskiej kinematografii z PRL. Nie da się spokojnie usiąść na czterech literach, wcinać popcorn czy tam inne nachosy. Jeśli nawet tak spróbować, to smakować nie ma prawa.
Końcówka "Strzępów" tak jakby w strzępach - budząca kontrowersje. Zarzuca się scenarzyście i reżyserowi brak pomysłu na zakończenie filmu. Wg mnie pomysł był i przekaz jest szalenie symboliczny. Widzowie często zapominają o istnieniu: symboli, mitów, alegorii. Nie zawsze trzeba pokazywać coś wprost. Nie wszystko kończy się "happy endem". W naszej polskiej krwi płyną cząstki nieopisanego smutku, bólu, żalu, tęsknoty, odzyskania (być może pozornej) wolności po dwustu latach trzymania kraju "za ryj". Tego piętna nie da się tak łatwo przełamać. Nie może być happy endu i już! To nie USA czy Włochy, gdzie dookoła ludzie uśmiechnięci, szczęśliwi na zewnątrz, a w środku często aż kipi. Bo kipi u większości ludzi na świecie. U nas kipi zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Inaczej być nie może. Nasze polskie "gęby" z definicji muszą być smutne, wyrazy twarzy - przygnębione. Jeszcze w latach 90-tych ubiegłego stulecia, za młodu, w latach szkolnych człowiek zastanawiał się kiedy w końcu ten "etos" polskiej smutnej gęby runie, tak jak "Mury" Kaczmarskiego. Wtedy myślałem, że stare pokolenie wymrze, a nowe zmieni to raz na zawsze. Niestety w erze wszędobylskich urządzeń szpiegujących typu smartfony, to się zwyczajnie nie uda. Jako społeczeństwo zmierzamy ku upadkowi, a młode pokolenie tak jak nikt wcześniej będzie potrzebowało całej masy psychologów, psychoterapeutów i psychiatrów. To moja wizja otaczającego mnie świata.
Ale wróćmy do filmu. Nikt z nas nie jest idealny, każdy popełnia błędy. Emocje często biorą górę i niektóre życiowe decyzje są tragiczne w skutkach. Być może też jest tak, że czasami nie ma wyjścia. Okoliczności, słabość i miłość do członka rodziny wymuszają na człowieku reakcje obronne, fatalne w skutkach.
Film obejrzałem dwukrotnie. Po wczorajszym wieczornym seansie utwierdziłem się w przekonaniu, że ambitne kino nie umarło. Naprawdę warto obejrzeć i zastanowić się co jest ważne w życiu...
***
https://www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=1261170