"Kawaleria szatana. Część szósta" - wiersz
"Kawaleria szatana. Część szósta"
Dziś czwartek wieczór, robi się ciemno
Boję się, ojcze, Ty zostań dziś ze mną
Założyłbym skórę - ramoneskę czarną
I czapkę skórzaną na mą głowę niezdarną
Do tego buty - glany wysokie
Spodnie obsisłe, Broń Boże szerokie!
Kolczatka suto obita ćwiekami
Na palcach sygnety zbierane latami
Dziś upał straszny, jak w piekle, w kotle
Widziałem babę jak frunie na miotle
Na Krwawy Sabat widocznie spieszyła
Być nie musiała, więc nie była miła
Spytałem ukradkiem "Która godzina?"
Na widok mój, zrzedła nieboska jej mina
Odparła, że niedawno zgubiła smartfona
A godzinę sprawdzić może mi żona
Bo jestem metalem z krwi i kości
Niepotrzebna mi litość i nadmiar mądrości
Potrzeba mi za to właściwej muzyki
Czasami dramatu, epiki, liryki
Poszedłbym kiedyś na koncert metalowy
Ostatnio mi nawet przyszło do głowy
By skoczyć ze sceny prosto w tłum
Wywalić konkretne epickie BUM!
Nawet gdy poszedłbym w drobny mak
Byłby to z góry boski wręcz znak
Bo wszystko jest po coś i ma swój sens
Jak liter wódki i Podwawelskiej kęs
Zdzierać gardło do ostatniej krwi
Wyrwać z zawiasów zamknięte drzwi
Wyrzucić stół z hotelu z balkonu
Nie przyznać się żonie, koledze, nikomu!
Wpaść do swej ciotki na imieniny
Narąbać się jakby były tam chrzciny
Nie patrzeć na nic i na nikogo
Zatęsknić za pierwszą miłością błogo
Wyszarpać znad stołu ten obrus biały
Wykrzyczeć przed wujkiem "Ty chooyku mały!"
Przyjąć z godnością cios na swój ryj
Dwa końce ma każdy złamany kij
Obudzić się rano z kawałkiem szkła w udzie
Nie dać się myślom, życiowej ułudzie
Wszechobecny kac, tudzież rzygowiny
Przed lustrem robić nieszczere miny
Takie było życie rasowego metala
Łeb po koncercie wciąż napier... nawala
Niestety czasy znacznie się zmieniły
Wspomnienia z młodości przed chwilą wróciły
Fanom metalu -
Kangie
05.09.2024