Dziś nie audio, za to trochę o muzyce popularnej, a najwięcej o nowej tradycji. Otóż podczas spożywania skrzydła kury panierowanego z frytkami wpadła mi w ręce gazeta, udostępniana przez sprytnego restauratora konsumentom kurzych szczątków. Nazwa gazety nieważna, ważny jest artykuł, od którego nie mogłem oderwać osłupiałego wzroku.
Od dłuższego czasu my, warszawiści (Polacy dzielą się, jak wiadomo, na krakauerów i warszawistów), nakłaniani jesteśmy do aktywnego udziału w obchodach rocznic wybuchu Powstania Warszawskiego. Rocznice te obchodzone są coraz bardziej huczne i zaczynam odnosić wrażenie, że komuś coś się pomyliło. Artykuł, który mnie tak zablokował nad kurczakiem, zawierał informacje o tegorocznych obchodach rocznicy likwidacji mojego miasta. Co do mnie, zwykle wystarcza mi cisza i głos syren w godzinę wybuchu powstania. Zawsze myślałem, że tutaj, kurka wodna, nie ma się czym chwalić. Moja rodzina była w tym interesie, czytałem też książki, nie te dla młodzieży. Okazuje się jednak, że imprę ze śpiewem można zrobić ze wszystkiego.
Z gazety zdobytej w fast-foodzie dowiedziałem się najpierw, że w tym roku znowu przewidziano rozrywkę w postaci inscenizacji akcji powstańczych, w tym budowania barykady. Dzielni harcerze ze śpiewem na ustach będą barykadować i strzelać ślepakami. Niestety, powiedzmy sobie raz a dobrze: żadna inscenizacja, której uczestnicy wyjdą żywi, nie będzie uczciwa. Zgodnie z prawdą historyczną powinno się ich potem wszystkich zabić, a następnie ludność cywilna pod lufami esesmannów powinna rozbierać na powrót te żałosne barykady. Inscenizacje walk powstańczych w sytuacji, kiedy wiadomo, jak się one skończyły, jest niczym innym, jak zabawą dzieci na cmentarzu. Ja jestem dorosły, mnie się to ma prawo nie podobać.
„Obchody rocznicy Powstania rozpoczną się od mocnego uderzenia” – pisze gazeta. Ciekawe jak mocnego? Czy równie mocnego, jak uderzenie pocisku z działa kolejowego w budynek Prudentialu (obecnie hotel „Warszawa”)? To był faktycznie huk, warto by powtórzyć. „Koncerty przyciągną młodzież, która dzięki temu zacznie interesować się powstaniem” tłumaczy ktoś z organizatorów, najwidoczniej przekonany, że zwraca się do przygłupów. Otóż młodzież powstaniem się interesuje, i to właśnie w tym stylu, jaki proponuje się nam teraz: bieganie z drewnianym karabinem i terkotanie. Rzeczywiście, prawdziwa lekcja historii, chociaż my z kumplami robiliśmy takie rzeczy raczej po lekcjach, przed ukończeniem 10-go roku życia przeważnie.
Osobiście żenują mnie inscenizacje walk warszawskich. A gdzie inscenizacja spacerów kanałami? Okazuje się, że nie doczytałem, kanały też będą. To cudownie. Blisko mojego domu na Mokotowie jest jeden z wylotów, szkoda tylko, ze wszyscy, którzy tamtędy wyszli, zostali z miejsca zastrzeleni. Tu mała zagwozdka: jakby to zainscenizować ze śpiewem?
„O godzinie 20 na placu Piłsudskiego odbędzie się nietypowe, patriotyczne karaoke” pisze pod podmuchem schizofrenii gazeta. I wali dalej konsekwentnie „Warszawiacy będą mogli zaśpiewać wspólnie powstańcze szlagiery.. .”. Jako przedstawiciel sztuk audio-muzycznych popieram tę inicjatywę. Śpiewów nigdy za wiele. A potem śpiewaków pod ściankę i perkusja wali tratatatata.. . Mam tylko nadzieję, ze jakość dźwięku będzie odpowiednia do tak podniosłej okazji. Przy placu Wolności z kolei nasze osłupiałe warszawskie oczy zobaczą „niecodzienne widowisko teatralne: Hamleta nawiązującego do Powstania Warszawskiego”. Niestety, pożałowano szczegółów, a ja bardzo bym chciał wiedzieć, kto będzie tu za rozpustną matkę (Hitler?), kto za występnego wuja (Stalin?), kto zaś za kołowatego księcia (generał Okulicki?). Kto z uczestników powstania będzie ronił kwiatki, no i komu wleje się trutkę do kanału usznego? To nieładnie, zostawiać nas tak bez informacji, panowie dziennikarze, tak się nie robi, bądźcie ludźmi!
„W tym roku hołd uczestnikom powstańczego zrywu będzie można oddać, pedałując na rowerze” pisze niestrudzona gazeta. To chyba nie wymaga komentarza, mam jednak inny, równie kulerski pomysł. Otóż na Miodowej jest tablica, upamiętniająca miejsce śmierci załogi liberatora Południowoafrykańskich Sił Powietrznych, zestrzelonego podczas zrzutów zaopatrzenia dla powstania. Proponuję zrobić kabaret ze skeczami oraz odśpiewać - rapując - hymn RPA.
Ostatnio nakazałem sobie pozytywny stosunek do świata i w związku z tym nawet obchody powstania przypominające szaleńcze skrzyżowanie ekranizacji Piotrusia Pana z Kabaretem Potem i uroczystościami koronacyjnymi cesarza Bokassy nie zepsują mi humoru. Niepokoi mnie jednak, że odtworzone mają być też „zacięte boje, toczone w pobliżu pałacu Szustra”. To rzut powstańczym beretem od mojej kwatery, co więcej, w trakcie tych przykrych wydarzeń w moim właśnie mieszkaniu pocisk artyleryjski wpadł przez okno i wybił dziurę w ścianie do łazienki. Wolałbym, aby autorzy rekonstrukcji nie posunęli się do odtwarzania aż takich szczegółów, tym razem mógłbym nie przeżyć.
Alek Rachwald