Nie jestem przeciwnikiem elektroniki chińskiej produkcji, mam natomiast pewien niedosyt. Zgadzam się ze wszystkim, co da się na ten temat powiedzieć, przede wszystkim z tym, ze jak nigdy mamy dostęp do dobrej jakości elektronicznych produktów po bardzo niskich cenach, co w naszej niegdyś komunistycznej i niegdyś wynędzniałej Polsce znaczy więcej, niż gdziekolwiek na Zachodzie. Mój niedosyt nie dotyczy sfery materialnej, bo w podstawowym zakresie jest ona zaspokojona, lecz raczej idei.
Chiński NAD nie różni się moralnie od jakiejkolwiek dalekowschodniej firmy, to samo dotyczy reszty byłych legend. Stał się zwyczajny, różniący się od wielu marek wychodzących z tej samej fabryki jedynie przykrym kolorem obudowy. Czy wyjdą z tej fabryki nowe legendy – produkty niedrogie, noszące na sobie piętno ich twórców, niosące konkretną ideę, chociażby tylko ideę dostarczania dobrego niedrogiego dźwięku? Trudno powiedzieć, ale prawdę mówiąc nie wiem, skąd te idee miałyby się tam akurat wziąć. Legendarne tanie marki to były firmy powstałe w ubogim kraju o wielkiej tradycji przemysłowej, jakim była wówczas Wielka Brytania. Tak, UK było krajem ubogim, choć z perspektywy nędzarskiej Polski nie bardzo było to widać. Tam studenci i absolwenci świetnych uczelni szukali przeciwwagi dla drogich, jednostkowo montowanych maszyn o wyśrubowanych parametrach, dla ówczesnego hi-endu dla zamożnych. Tę możliwość dawał akurat gwałtownie taniejący tranzystor. Stąd kariera Arcama, NADa czy Cambridge Audio. New Acoustic Dimension było tym, co obiecywała nazwa: Nowym Wymiarem.
Stare legendy nie zyskały na prestiżu, przenosząc produkcję z Europy do Azji. Czy w takim razie jest jakiś nowy wymiar w nowych markach z Chin, firmowanych przez nikomu nie znane biura europejskie? Na razie nie widzę. Jest tego pełno, na każdej wystawie można zaobserwować parę produktów noszących nowe nordyckie nazwy na dalekowschodnich obudowach. Nowego wymiaru jednak nie dostrzegam, co najwyżej chęć dorównania temu, co już było, niekiedy nawet zrealizowaną z sukcesem.
Co do mnie to nadzieję na nowy wymiar, czyli dostarczenie czegoś bardzo dobrego w sensacyjnie dostępnej cenie, lub z jakąś inną sensacyjną cechą (na przykład oszczędność energii), widzę wciąż we wzmacniaczach cyfrowych. Cały czas mam nadzieję, że bardzo dobrze grający wzmacniacz cyfrowy, nie siejący zakłóceniami, nie wymagający Bóg wie czego od elektroniki towarzyszącej, stanie się popularnym standardem hi-fi, odpowiednikiem NADa 3020 naszego wieku. Technologia jest wystarczająco tania, żeby można to było produkować w Europie, bez potrzeby sięgania po azjatyckie zasoby ludzkie. Szkoda tylko, że widzę ostatnio dużo wzmacniaczy cyfrowych usiłujących ceną dobić do tradycyjnego hi-endu. Poczekamy, zobaczymy. Co jednak otrzymujemy na razie w ramach popularyzacji i dostępności hi-fi? Drogą technologię lampową z Chin, potanioną wyłącznie dzięki miejscowej sile roboczej. To nie jest nowy wymiar, to jest stare po nowemu. Czy to jest złe? Nie, póki dobrze gra. Ale nie jest przełomowe i nic nam szczególnego na przyszłość nie rokuje. Żre prąd jak cukierki, wymaga drogiego ręcznego montażu i zwykle jest kłopotliwe w obsłudze. Nadaje się na hi-end lub na namiastkę hi-endu, ale nie na dobry standard popularny.
Pozostała do poruszenia jeszcze jedna sprawa, może już nie tak oczywista. Nie mam nic przeciwko produktom znanych dalekowschodnich marek. Absolutnie. Więcej, podobnie jak szanuję japońskie Accuphase czy Kondo, chętnie zobaczę autentyczne, rdzennie chińskie produkty hi-end. Natomiast widok produktu znanej skądś zupełnie inąd firmy audio z napisem „Made in China” budzi we mnie mieszane uczucia. To naruszone poczucie ekskluzywności, koniec wyjątkowości produktu. Identyczne uczucia będę miał widząc zegarek Omega wyprodukowany w fabryce pod Szanghajem. Że to niemożliwe? Też tak sądzę. Ale podobnie jak mało kto chciałoby mieć chińską czy wietnamską Omegę, tak też chyba mało kto chciałby kupić Marka Levinsona zrobionego gdzieś za Wielkim Murem, zamiast w pięknej fabryce w Colorado. Zdaje się, że nowa marka Levinsona, Red Rose, produkująca w Chinach, nie odniosła szczególnego sukcesu. Tutaj już oczekuje się wyjątkowości, zwłaszcza, gdy w grę wchodzą wyjątkowe ceny. A jeśli jeszcze pojawi się producent, który zaoferuje tę wyjątkowość za przyzwoite pieniądze, jak niegdyś Arcam czy NAD, będziemy mieli z tego wreszcie pożytek.
Alek Rachwald