Zgodnie z obietnicą zamieszczam ciąg dalszy relacji z tegorocznego Audio Show i zapraszam na wirtualną wycieczkę.
Hotel Golden Tulip
Dalia – Linn Polska - Parę rzeczy Szkotom na prawdę świetnie wychodzi (pomijając Whisky, której z tego co wiem Linn jeszcze nie destyluje). O źródłach Linna złego słowa nie powiem. Jednak nie mam bladego pojęcia, co ich podkusiło, żeby produkować kolumny. To, co w tym roku można było usłyszeć w sali Dalia wołało o pomstę do nieba. Dźwięk nie dość, że płaski jak klatka piersiowa anorektycznej modelki, to jeszcze szary i wyprany z emocji. Zgroza. I jeszcze szafka na TV wyglądająca jakby ktoś po drodze na Audio Show skorzystał z promocji w którymś z meblowych dyskontów. A przecież pod ścianami stały 3 czy 4 zgrabne mebelki Quadraspire. Gdzie te czasy, kiedy krajowy dystrybutor chwalił się akrylowymi podstawkami pod kable?
Magnolia – Grobel Audio. Dzięki Bogu tuż za ścianą powróciła mi ochota do życia. Elektronika Jadis (m.in. monobloki JA120 z lampami Tung Soll KT120), laserowy odtwarzacz płyt ... winylowych ELP i kolumny Siena produkcji Rosso Fiorentino wyglądały wyśmienicie. System okablowany został przewodami Yter zaprojektowanymi przez samego Franco Serblina, podobnie jak panele akustyczne Flexum (widoczne za na zdjęciu za kolumnami). Co prawda na prezentację eksploatacji czarnych rowków wiązką lasera się nie załapałem, ale nawet reprodukcja srebrnych płyt była dowodem na to, że ich koniec CD nie jest w całe tak bliski, jakby co poniektórzy by chcieli.
Krokus - Harpia / Witowa - nie ukrywam, że fanem brzmienia kolumn tego producenta nie byłem i do sali wchodziłem bez specjalnych oczekiwań. Jednak to, co dane mi było usłyszeć z najnowszych kolumn napędzanych dzielonką Hegla (P30+H30) kazało mi natychmiast zweryfikować swój światopogląd. Wyglądające niczym skrzyżowanie nieślubnego prawnuka Dartha Vadera z zaginionym prototypem Wilson Audio Harpie Monk Grand budziły respekt samym wyglądem. Jako źródło wykorzystano odtwarzacz plików Olive 6HD, który choć posiadał w porównaniu z niższymi modelami zupełnie nową sekcję przetwornika, wspomagany był DACiem Hegla HD2. I teraz czas na małą ciekawostkę. Otóż doszły mnie słuchy, że przez pewien czas to urocze maleństwo pełniło również rolę preampu. Potęga, niczym nieskrępowana dynamika i gładki, jednak niepozbawiony ładunku emocjonalnego i muzykalności dźwięk daleki był od tego, co na swoje potrzeby określałem mianem "Harpia Sound". Co prawda tak lubianej prze ze mnie słodyczy nadal było jak na lekarstwo, ale bez wątpienia był to prawdziwy high-end świetnie sprawdzający się zarówno przy cichych jak i bliskich bólu poziomach głośności. Nie bez znaczenia była też świetnie przeprowadzona adaptacja akustyczna hotelowej sali. Widać było, że bardzo się starano, aby jak najmniej detali pozostawić przypadkowi.
Tulip 2 – Sound Club, czyli jedne z moich ulubionych kolumn – Hansen Prince z elektroniką Soulution (odtwarzacz SACD 745, przedwzmacniacz 720, monofoniczne końcówki mocy 700) zapowiadały się smakowicie, jednak na żywo wypadły nad wyraz blado i beznamiętnie. Na podstawie wystawowego odsłuchu nie podejmę się zadania zdiagnozowania przyczyny tego stanu, ale było w brzmieniu tego systemu coś irytującego a za razem nużącego.
Azalia 1 – TR Studios. Jak co roku Pan Tomasz poszedł pod prąd, zamiast smętnego plumkania w sennej atmosferze domu pogodnej starości były iście koncertowe poziomy głośności, potężny bas masujący trzewia lepiej niż Kung-Fu Panda i bezpośredniość właściwa wstęgom. Z ciekawostek warto wspomnieć, że amplifikację stanowiły niepozorne końcówki mocy oparte na modyfikowanych / wykonanych wg. specyfikacji Pana Tomasza modułach IcePower.
Azalia 2 – APS. Skromna i pozbawiona udziwnień prezentacja polskiego producenta aktywnych monitorów studyjnych.
Azalia 3 – Studio HiEnd Pełne Brzmienie. Cóż innego mógłbym napisać, jak nie to, że A.R.T.y z dobrą triodą (Art. Audio Adagio na 520B i Charlie 211) i wysokiej klasy „szlifierką” (Systemdeck 3D Signature) potrafią uzależnić. Nic tylko siedzieć i słuchać. Brzmienie systemu mogę jedynie porównać do wybornego czerwonego wina (np. Garofoli 'Grosso Agontano' Rosso Conero DOC Riserva) – było gęste, wytrawne i intensywne jak produkt powstały z fermentacji najlepszych szczepów starych winorośli zebranych w „dobrym” roku. Azalia nie była miejscem, gdzie można było wpaść jak po ogień, albo do fastfooda i lecieć dalej. Nic z tych rzeczy. Tam czas zwalniał do max.45 RPM i zamiast coś przekąszać „na stojaka” należało wygodnie się rozsiąść i delektować.
Hotel Bristol
Chopin I & II- Hi-Fi Club. Strzeliste i smukłe kolumny McIntosha w prosektoryjnej, zielonej poświacie sączącej się z ustawionej między nimi elektroniki budziły, prawdopodobnie zamierzony, respekt. Jednak brzmienie systemu było zaskakująco lekkie, zwiewne i dalekie od tak pożądanej w Hi-Fi (o High-Endzie nie wspominając) punktowego źródła dźwięku. Może i oszałamiająca ilość (pierdylion?) mikrogłośniczków dobrze sprawdza się w przypadku soundbarów Yamahy (serdecznie w tym miejscu pozdrawiam dystrybutora ostentacyjnie ignorującego Audio Show), ale akurat w tym wydaniu wyszło to mało ciekawie. Całe szczęście nie wszystko było nie do końca takie, jakie być powinno. Jedno cudo wzbudziło mój niekłamany podziw i nieodpartą chęć posiadania.
Był to … motor, prezentowany w towarzystwie 275ki McIntosha.
Moniuszko – Audiofast. Audio Research z Wilson Audio MAXX 3 oferował dźwięk rześki, detaliczny i otwarty o dynamice adekwatnej do gabarytów (i ceny) prezentowanego zestawu. Ustawienie systemu na krótszej ścianie, a nie jak w zeszłym roku na dłuższej, zaowocowało zdecydowanie lepszą sceną i precyzją w lokalizacji muzyków. Choć niestety w niedzielę nie dane mi było napawać oczu widokiem i uszu dźwiękiem monofonicznych końcówek Audio Research Reference 250, to nawet ze stereofonicznej Audio Research Reference 150 z przedwzmacniaczem Reference Anniversary 40 i źródłem w postaci MacBooka (Pro?) podpiętego pod DACa Meitner Design MA-1 brzmienie zasługiwało na pochwałę.
Kiepura – Eter Audio. Suma Eter Audio z Bristolem równa się Ayon z Avantgardem. I bardzo dobrze, bo w warunkach domowych, przepięknych, ale średnio pasujących do naszych warunków lokalowych tub posłuchać nie ma szans. Tym bardziej, że oprócz i tak dość sporych, nawet jak na hotelowe warunki, Trio G2 użyto BassHornów. Jeśli zaś chodzi o elektronikę Ayona to obok odtwarzacza plików S-3 można było usłyszeć transport CD-T, preamp Orbis i monobloki Vulcan IIm oraz jeśli mnie pamięć nie myli a wzrok nie zawodzi gramofon Transrotor La Roccia. Dla mnie była to również kolejna okazja do ucięcia dłuższej pogawędki z Gerhardem Hirtem, właścicielem Ayon Audio.
Jeśli ktoś patrząc na gabaryty Avantgardów spodziewał się powiększonych do granic przyzwoitości instrumentów i wokali mógł się srodze zawieść. Na części nagrań, które dane mi było słyszeć podczas wystawy również na innych systemach okazywało się, że G2-ki są zdecydowanie bliżej prawdy niż ich konwencjonalni konkurenci. Oczywiście niebagatelne znaczenie miały podczas prezentacji wymiary sali, gdyż w blokowym mieszkaniu nie wyobrażam sobie tak komfortowego odsłuchu.
Reymont – RCM. Po wrocławskim odsłuchu systemu Vitusa (końcówki SS-101 z pre SL-102) z Isophonami Berlina RC 7 myślałem, że mało rzeczy jest w stanie mnie zaskoczyć. Jednak dwa monobloki Vitus Audio SM-101 (przedwzmacniacz pozostał ten sam, SL-102) z wyższym modelem kolumn – Isophon Tofana, okablowane srebrnymi przewodami Argento Audio, pokazały dość boleśnie, co oznacza termin High-End. Konia z rzędem temu, kto będzie w stanie zaprezentować równie perfekcyjnie kontrolowany dźwięk nie zapominając o takim drobiazgach, jak zwykła muzykalność i przyjemność podczas dłuższym odsłuchu. Był to wzorcowy przykład na to jak stworzyć dźwięk idealnie gładki, niemalże, ale jedynie niemalże słodki, niesamowicie angażujący i wciągający bardziej niż chodzenie po bagnach, a jednocześnie pozbawiony jakichkolwiek oznak zmiękczenia i niesubordynacji. Ech, gdyby tylko mieć jakąś nieprzyzwoicie bogatą krewną gotową przepisać w spadku cały swój majątek na zbożny cel w postaci tego zestawu, albo chociaż trafić jakąś okrągła kumulację w totka. Nic to. Trzeba grzecznie czekać na kolejny pokaz. Oby nie do przyszłego Audio Show.
Mickiewicz – Audiofast. Tym razem zdecydowanie skromniejsze (jeszcze zafoliowane) Wilson Audio Sashe napędzał Dartzeel, do którego sygnał dostarczał kombajn 3w1 (transport CD/SACD, lampowy preamp i DAC) Audio Aero La Fontaine z podpiętym MiniMac’iem. Niestety „maluchy” Wilsona dusiły się w niewielkim pomieszczeniu karmiąc słuchaczy karykatura nie tylko większego systemu, ale większości systemów, jakie można było podczas tegorocznego Audio Show usłyszeć. Aż dziw bierze, że przedstawiciel dystrybutora a zarazem plikozawiadowca z kamienną twarzą zawodowego pokerzysty „odpalał” kolejne utwory.
Curie - Ancient Audio. Podobnie jak w przypadku Linna, Pan Jaromir za robienie kolumn pod żadnym pozorem brać się nie powinien. Zapowiadane, jako prawdziwa sensacja, wysokoskuteczne podłogówki Vintage, w obudowach wykonanych z włókna węglowego, zaprezentowały spektakl godny „kultowych” Altusów wspomaganych na górze przez megafony zdemontowane podczas prowadzonego właśnie remontu Dworca Centralnego. Z bólem serca stwierdzam, że była to porażka porównywalna z zeszłorocznym „przełomowym” odtwarzaczem SDMusA. Aż chciałoby się powtórzyć za klasykiem „Panie Jaromirze i Ancient Audio, nie idźcie tą drogą!”. Kiedy znów będzie można usłyszeć Pana wybitne lampowce napędzające coś na prawdę ich godnego? Przecież to nie wstyd zagrać z kolumnami wyprodukowanymi przez kogoś innego. Jest tyle ciekawych konstrukcji na rynku.
Kossak - ESA / Intrada. Zacznę od plusów. Piierwszy raz od nie pamiętam kiedy w Kossaku poziom głośności nie powodował u mnie chęci użycia stoperów. Serio, serio. Było idealnie. Również wygląd całego systemu wywołał uśmiech na mej twarzy. W końcu 300B w wydaniu Nagry nie widzi się na co dzień. Pan Andrzej Zawada w tym roku prezentował nowe modele Neo2, oraz udoskonalone wersje Neo3 i Neo 3SE. Oprócz cyfrowego źródła Nagry w torze zagościł gramofon Avida z dedykowanym phonostagem Avid Reference. Tyle technikaliów i … dobrych wiadomości. Niestety o ile średnica i wysokie tony brzmiały całkiem akceptowalnie to bas radośnie hasał sobie po całej sali mniej więcej na poziomie łydek słuchaczy. O masowaniu trzewi mowy być nie mogło, a radość malująca się na twarzach co poniektórych słuchaczy prawdopodobnie wynikała z tego, że mieli łaskotki. Żarty, żartami, ale liczyłem na sporo więcej.
Pomimo paru gorzkich słów, które zawarłem w swojej do bólu subiektywnej relacji uznaję tegoroczne - piętnaste, więc jakby nie było jubileuszowe Audio Show za nader udane. Cieszy to, że branża ma się dobrze i w cichości ducha liczę na to, że będzie miała się jeszcze lepiej. Polska zarówno dla zagranicznych, jak i krajowych producentów zaczyna być liczącym się rynkiem zbytu, o który warto zabiegać i dbać, a w przypadku „zamorskich ” gości, przynajmniej raz do roku pojawiać się osobiście.
Do zobaczenia za rok.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski