Audio Show 2012 po raz szesnasty było okazją do spotkań dla tysięcy pozytywnie zakręconych miłośników dobrego brzmienia. Dodając do tego grona całkiem sporą grupę proekologicznie nastawionych zbieraczy surowców wtórnych ładujących do cieszących się niezwykłą popularnością, również ekologicznych, sakw wszystkie ulotki i katalogi, jakie tylko wpadły im w ręce rezultat łatwo sobie wyobrazić. Ścisk w wąskich hotelowych korytarzach, pękające w szwach pokoje wystawców a potem marudzenie, że było jak co roku i na kolejną edycję dany malkontent nawet końmi nie da się zaciągnąć. Szkoda tylko, że za rok o składanych teraz obietnicach nikt pamiętać nie będzie i gdy tylko nadejdzie drugi weekend listopada z całej Polski szerokim strumieniem napłynie do Stolicy rzesza opętanych audiofilskim czarem wszystkosłyszących.
Czyżby audiofilia występowała w parze z masochizmem? Czyżby takie umartwianie się wyłącznie na własne życzenie niosło ze sobą jakieś pozytywy? Może przedzieranie się między równie zakręconymi i wodzenie tęsknym wzrokiem po systemach, na które częstokroć nigdy nie będzie można sobie pozwolić pełni rolę swoistego katharsis? Dla wielu z pewnością tak. Jest niczym coroczna pielgrzymka do audiofilskiej Mekki, okazją spotkania ze znajomymi i naładowania akumulatorów na kolejny rok. A to, że czasem duszno, ciasno i do domu daleko, cóż … Proszę mi wierzyć – monachijski High End boryka się z podobnymi problemami, tylko skala jest „trochę” większa. Z drugiej strony patrząc po liście tegorocznych wystawców i prezentowanych nowościach branża audio ma się co najmniej dobrze a ustabilizowanie sytuacji pomiędzy kinem domowym a systemami stereofonicznymi wydaje się zadowalającym obie strony status quo.
Tegoroczną relację, ze względu na obfitość zebranego materiału, pozwoliłem sobie podzielić na dwie części, lecz tym razem zamiast, jak zwykłem to czynić, zaczynać od Sobieskiego postanowiłem zacząć od tego, co zwykło być deserem. Od reportażu z hoteli, w które od dawna otwierają swoje podwoje dla systemów sięgających wyżyn i to zarówno konstruktorskich, jak i finansowych. Panie i Panowie – Hotel Bristol i Golden Tulip w pełnej krasie:
Bristol
Skład w tym jednym z najbardziej ekskluzywnych hoteli ustalił się lata temu i z niewielkimi wyjątkami trwa po dzień dzisiejszy i mam nadzieję, że będzie trwać nadal.
Sale Chopin I i II zajmowała ekspozycja Hi-Fi Clubu. W tym roku postanowiłem darować czytelnikom widok ustawionej w rządku oferty McIntosha i od razu przejdę do clue, bo było do czego.
Tak, „jak po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój” tak po zeszłorocznych „Macach” przyszły VTLe z Thielami i muzyka z winyla wypełniła hotelowy pokój. Zestaw składający się z elektroniki VTLa (m.in. phonostage TP-6.5 Signature, przedwzmacniacz liniowy TL-5.5 Series II Signature i monobloki MB-450 Series III) i kolumn Thiel CS2.7 okablowany został budzącymi respektTransparentami a za źródło posłużył gramofon VPI Classic 2 z wkładką Lyra Skala. Cieszy mnie niezmiernie fakt, że nie dość, że zaprezentowany system zagrał wybornie to w dodatku nie opierał się wyłącznie na topowych urządzeniach. Można nawet, z delikatnym przymrużeniem oka, powiedzieć, że był to taki Hi-End dla każdego. W 100%, no dobrze, niech będzie, że w 90% pokazywał potencjał drzemiący w poszczególnych komponentach dając słuchaczom wiele przyjemności wynikającej z obcowania z dźwiękiem naprawdę wysokiej próby. Całość brzmiała niezwykle soczyście i bezpośrednio a jednocześnie bez oznak natarczywości, bądź też spowolnienia, czy zmulenia , jakiego można byłoby oczekiwać, po bądź, co bądź niezbyt potężnych kolumnach wstawionych do Sali o „nieco większej” niż zalecana kubaturze. Dodatkowym atutem tego zestawu był również element zaskoczenia, gdyż część osób rezerwujących sobie kilkudziesięciominutowy odsłuch niejako podświadomie liczyła na McIntoshe.
W Salach Moniuszko i Curie rozgościł się za to łódzki Audiofast prezentując szumnie zapowiadany czteroelementowy, lecz zredukowany do trzech urządzeń zestaw dCS Vivaldi, który składał się z: transportu, przetwornika, upsamplera i do pełni szczęścia zabrakło tylko Master clocka, którego (przynajmniej w niedzielny poranek) nie zauważyłem.
Napędzanie kolumn Wilson Audio Sasha przypadło stereofonicznemu wzmacniaczowi Dana d’Agostino Momentum. Okablowanie Shunyata Research i Synergistic Research spoczywało na dedykowanych podstawkach a rolę kondycjonera pełnił Synergistic Research PowerCell SE MKIII. W porównaniu z sąsiadującą konkurencją bas był zdecydowanie bardziej obfity, co przy nagraniach, w których go nie poskąpiono sprawiał pewne problemy z kontrolą i nadążaniem za resztą pasma. Nie można mu było jednak odmówić spektakularności i iście amerykańskiego rozmachu.
Trochę skromniejszy, lub bardziej adekwatnym określeniem byłoby dopasowany do powierzchni zajmowanego pomieszczenia był system oparty na elektronice Audio Research (wzmacniacz mocy Reference 75, Reference DAC) ze źródłem w postaci "firmowego" (własny projekt) serwera muzycznego MUSA i kolumnami Wilson Audio Sophia 3. W przypadku okablowania nie eksperymentowano i tak jak w większym systemie zaufano produktom Shunyata Research, Synergistic Research oraz kondycjonerowi PowerCell SE MKIII Synergistica. Korzystając z dość niewielkiego obłożenia zwiedzającymi można było w niedzielny poranek w spokoju posłuchać, jak i dopytać się dystrybutora o szczegóły techniczne. Kultura pracy MUSy zarówno, jeśli chodzi o brak tak uciążliwego w większości serwerów muzycznych szumu wentylatorów, jak i dbałość o takie detale jak płynne opuszczanie przedniego ekranu wzbudzała zasłużone uznanie. Brzmienie również nie pozostawiało niedosytu. Gęste, mięsiste i dynamiczne aż kipiało od drzemiącej w niej energii i aż prosiło się o równie energetyczny materiał, w którym system czuł się jak ryba w wodzie.
Jak co roku w Kossaku można było zapoznać się z najnowszymi zespołami głośnikowymi ESY (m.in. Neo 3SE) współpracującymi z elektroniką Nagry i AVIDa.
Podczas rozmowy z dystrybutorem uzyskałem dość zaskakująca informację, iż Szwajcarzy powoli kończą produkcję monobloków VPA, gdyż ich klienci zdecydowanie bardziej przychylnym wzrokiem patrzą na model 300B ze względu na łatwiejszą akomodację na standardowych półkach stolików. A jeśli już jesteśmy przy meblach, to grający w tym roku system spoczywał na stoliku AVID Isorak, który swoją solidnością budził zaufanie, co przy cenie w granicach 2-2,5 tys zł za półkę nie powinno dziwić. Brzmienie systemu można było określić, jako rześkie i konturowe o zaznaczonych skrajach pasma. Jak długo odsłuch takiego systemu, jak wystawowy mógłby sprawiać przyjemność nie mam pojęcia, jednak o ile repertuar prezentowany przez Pana Zawadę uznaję za wyborny, to jednak osobiście preferuję zdecydowanie niższe poziomy głośności.
Powyższe zdanie mógłbym spokojnie skopiować i wkleić pod systemem Anciet Audio, który w tym roku był niekoniecznie z tej bajki co zwykle. Preferencje muzyczne Pana Jaromira Waszczyszyna i choćby orientacyjne ceny jego wyrobów stali bywalcy Audio show znają nie od dziś.
Jednak tym razem zamiast żarzących się lamp i złoconych marmurów zwiedzający mieli okazję poznać zdecydowanie inną, mniej poważną, jeśli nie lekko szaloną wariację na temat PC-Audio w postaci filigranowych monitorków aktywnych Studio Oslo. Żywa kolorystyka, wykończenie na wysoki połysk i cena ledwie zbliżająca się do trzech tysięcy zł mogły się podobać. Jednak to, co dobiegało z tych maluchów dalekie było od tego, do czego przyzwyczaił nas krakowski producent. Próby zmuszenia 10 cm przetworników szerokopasmowych do przetwarzania pełnego pasma sprawiały i to na niemalże koncertowych poziomach głośności mogły wywołać stany lękowe u słuchaczy. Przy odpowiednio dobranym repertuarze (np. małe składy barokowe) i relaksacyjnym natężeniu dźwięku z pewnością Studio Oslo miałyby szansę zaskarbić sobie sympatię sporej rzeszy nabywców, a tak …
Salę Reymont we władanie otrzymał katowicki RCM i zafundował zwiedzającym małą niespodziankę, Po prezentowanych ostatnio rozbudowanych systemach i potężnych kolumnach Pan Roger Adamek zdecydował się na minimalizm i harmonię.
Zamiast ważących po 100 kg końcówek na zgrabnym stoliku spoczęła niepozorna integra Vitus Audio SIA-025, odtwarzacz SCD – 025 i … długo zapowiadana nowość –przedwzmacniacz gramofonowy produkcji RCM o nazwie THERIAA. Ten niezwykle dopieszczony zarówno brzmieniowo jak i technologicznie dwuelementowy (zewnętrzne zasilanie) phonostage stał się obecnie oczkiem w głowie konstruktora i trudno się dziwić, gdyż jakość wykonania jest taka sama jak towarzyszącym mu Vitusów.
Całosci dopełniały wysublimowany wzorniczo gramofon firmy AMG model Viella z ramieniem 12J2 i wkładką BENZ-MICRO model LP-S, oraz smukłe i intrygujące kolumny Estelon XA. Cały tylko z pozoru skromny system zagrał niesamowicie gęstym i kremowo – karmelowym dźwiękiem. Swój, pewnie niemały, udział miało w tym okablowanie Argento Audio, które choć nie należy do najtańszych częstokroć jest zakupem docelowym dającym posiadaczowi psychiczny komfort dotarcia, przynajmniej jeśli chodzi o sprawę okablowania do swoistej mety. Relaksacyjne poziomy głośności, odpowiednio dobrany repertuar nastawiony głównie na rytmy spokojne i pozbawione zbędnej nerwowości zaskarbiły sobie sympatie całkiem pokaźnej grupki słuchaczy, która przychodziła do Reymonta, by po prostu odpocząć w miłej atmosferze i nabrać sił do dalszej eksploracji pozostałych sal wystawienniczych.
Na koniec zostawiłem Kiepurę zajmowaną przez Eter Audio, w której być i nie usłyszeć Rammsteina na niemalże koncertowej głośności do niedawna było nie do pomyślenia. Jednak w tym roku również i Avantgarde Acoustic (Duo Grosso) potraktowane zostały ulgowo i zasilane firmową, dzieloną amplifikacją XA z cyfrowymi źródłami w postaci streamera Ayon S5 i transportu CD-5s, oraz na wskroś analogowym gramofonem Transrotor Rondino.
O ile oczywiście sam system był jak najbardziej godny pozazdroszczenia to największe wrażenie na zwiedzających zrobiła zarówno ilość jak i jakość wykonania, oraz estetyka paneli akustycznych umieszczonych w hotelowej sali. Oprócz tego, że wystrój uległ dość radykalnym zmianom wizualnym, to i akustyka wspięła się na nieosiągalny do tej pory poziom. Z Rozmów z Panem Robertem Szklarzem, jednak dość jasno wynikało, że przedsięwzięcie z adaptacją akustyczną w warunkach wystawowych na taką skalę było zorganizowane pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz. Tak więc, kto nie był niech żałuje i już teraz zaopatrzy się w bilet do Krakowa – to tam, w salonie firmowym dystrybutora będzie można nausznie przekonać się o zbawiennym wpływie ustrojów akustycznych z prawdziwego zdarzenia, które nie tylko działają ale i nie straszą domowników swoim wyglądem.
W ramach wirtualnej wycieczki, poprzez dymy petard, złowrogie okrzyki „prawdziwych” patriotów i latające kostki brukowe, przenieśmy się w spokojniejsze rejony Warszawy – na Pl. Zawiszy i do przytulnych wnętrz Hotelu Golden Tulip.
Nawiązując niejako do „rozrywkowego” Krakowskiego Przedmieścia swoje pierwsze kroki skierowałem do Krokusa, by przekonać się jak High-Endowy all’in’one DEVIALET D-Premier poradzi sobie z Wilsonami Sasha.
Co prawda, przynajmniej na papierze, deklarowana moc 2x240W powinna wystarczyć, jednak Wat Watowi nie równy a i papier zwykł był przyjmować wszystko. Całe szczęście moeje obawy okazały się bezpodstawne i ten niezwykle minimalistyczny system karmiony wyłącznie plikami na prawdę mógł się podobać. Czuć było energię, zwinność i dynamikę zarówno w skali mikro, jak i makro, choć patrząc na to z perspektywy Bristolu z chęcią posłuchałbym w takim mniejszym pomieszczeniu ww. kolumn napędzanych końcówką Momentum. Po prostu coś czuję w kościach, że Devialet może i jest bardzo dobry, jak na przedstawiciela urządzeń pracujących głównie w domenie cyfrowej, jednak co konwencjonalny piec, to konwencjonalny piec i w poczciwym tranzystorze potrafi siedzieć trochę więcej soczystości i lśniącej mięsistości.
Po sąsiedzku, salę Dalia zajął radosny komityw wywodzący się z kręgów pro-audio, a w skład którego wchodził doskonale znany dinozaurom polskiego usenetu (pl.rec.audio i alt.pl.audiofil) sam imć Garmin, czyli Arek Szweda, który oprócz działalności w szeregach Aps Spanily postanowił zrobić coś na własny rachunek powołując do życia Sveda Audio (kolumny, okablowanie i nawet standy to też "robota" Arka).
Oprócz tego Musictoolz postawił na sprawdzone w studyjnych bojach przetworniki cyfrowo – analogowe: Bricasti Dual Mono DAC Model 1, oraz Mytek Stereo 192 DSC DAC. Ww. DACi w połączeniu z aktywnymi monitorami Sveda Audioi dedykowanym subwooferem zapewniły taki zastrzyk energii, że zajmującym to pomieszczenie w ubiegłych latach urządzeniom Linna nawet to się nie śniło. Co prawda osobiście preferowałem brzmienie systemu pracującego w konfuguracji 2.0, jednak większa część słuchaczy domagała się włączania suba w celu spotęgowania doznać. Tak jak w przypadku produktów APSa nacisk został położony na liniowość i wierność reprodukowanemu materiałowi, więc jakość otrzymywanego dźwięku zależała w dużej mierze od samych nagrań.
W Magnolii rozgościł się Grobel Audio prezentując nad wyraz skromny, ale jakże urzekający muzykalnością i zwiewnym pięknem system składający się z elektroniki Jadisa (integra i35, odtwarzacz CD JD3 Evolution), gramofonu TW Acoustic Raven One z ramieniemTW 10.5 i wkładką Koetsu model Rosewood Signature współpracującym z phonostagem Thoress, oraz monitorów Accordo Franco Serblina.
Był to świetny przykład na to, że czasem lepiej postawić na jakość, niż na ilość. O ile najniższego basu nie było, bo być, zgodnie z prawami fizyki, być nie mogło o tyle sama barwa, finezja i jedwabista gładkość była nad wyraz uzależniająca. Słychać było, że konstruktor uwolniwszy się od ograniczeń narzucanych przez korporację, która przejęła we władanie jego poprzednią markę wreszcie powrócił do tworzenia prawdziwych dzieł sztuki użytkowej, w których liczy się pasja i piękno a nie suche kalkulacje księgowych.
Tulip II to jak zwykle warszawski Sound Club i zabawki dla dużych chłopców, którzy wiedzą, czego chcą i potrafią wyłożyć za to naprawdę poważne kwoty.
W roli źródła wystąpił lampowy odtwarzacz/konwerter Asthetix Romulus pełniący zarówno rolę transportu jak i DACa dla laptopa. Wejście USB Romulusa kontroluje oprogramowania opracowanego przez specjalistę od przesyłu muzyki tym kanałem - Wavelength Audio. Pozostałą część systemu stanowiły znane z poprzednich prezentacji urządzenia Soulution, oraz kolumny Ascendo System MS i musze się przyznać, że pomimo całej swojej sympatii do niesamowitych Hansenów Prince II w Sali o takiej kubaturze Ascendo sprawdzały się świetnie. Miłym akcentem była obecność w tak ambitnym systemie polskiego kondycjonera Gigawatt PC-3 SE Evo wpiętego do ściany sieciówką Gigawatt LS-1 mk2. W końcu, skoro np. francuski dystrybutor oferuje gigawattowe prądopoprawiacze z elektroniką skandynawskiego Vitusa, to i z urządzeniom zaprezentowanym przez Sound Club zaszkodzić taka troska o czysty prąd nie zaszkodziła a wręcz przeciwnie, bo przy takim obciążeniu, jakie ma zwykle miejsce podczas Audio Show różne rzeczy mogą się zdarzyć. Lepiej dmuchać na zimne i zapewnić prezentowanym drogocennym zabawkom jak najbardziej komfortowe warunki pracy. Nie chcę wyrokować jedynie na podstawie krótkiego odsłuchu przeprowadzonego w hotelowych warunkach, ale system Asthetix/ Soulution/ Ascendo nie nosił nawet najmniejszych oznak nerwowości, czy też bezdusznej analityczności, jakie przypisywane były swojego czasu właśnie elektronice Soulution.
Tulip I - Pancin Audio i futurystyczne, żeby nie napisać wystrzałowe zestawy głośnikowe VZ1.
W zeszłym roku jesynie przyciągały wzrok i tajemniczo milczały, by w tym roku zagrzmieć pełna mocą swoich silników, znaczy się przetworników. Zero kompresji, zero kompromisów, zero stresu o dobór repertuaru. Jeśli tylko zapewnić im odpowiednią amplifikację to spokojnie można słuchać od Slayera po Holsta z przerwą na papierosa u Kari Bremnes. Na wystawie zaprezentowano wersję czarną i białą, zabrakło czerwonej - z pewnością byłaby najszybsza. Oby więcej takich ambitnych projektów!
Azalia I – TR Studios, czyli „cebulki” w pełnej krasie.
Jak zawsze głośno, jak zawsze mocno i jak zawsze słuchacze spolaryzowani bardziej niż uczestnicy kilkunastu demonstracji podczas obchodów 11 listopada. Jedni zachwyceni bezpośredniością i potęgą „Zet” chcieli więcej i mocniej. Inni z obłędem w oczach, czym prędzej opuszczali pomieszczenie wystawowe, a Pan Tomasz był w swoim żywiole. Z iście ułańską fantazją opowiadał o swoich urządzeniach, proponował repertuar i zachęcał do dyskusji. Nie wszystkim taki sposób prezentacji musi przypaść do gustu, ale na nudę na pewno nie można narzekać.
Azalia II - Witowa / Sounddeco / Hi-Fi Studio – niebanalny design, rozsądne ceny i brzmienie niepozostawiające niedosytu, ale i niepowalające na kolana po kilkuminutowym odsłuchu.
Z elektroniką AVMa polskie kolumny dogadywały się bez grymaszenia, więc i ze stojącym skromnie z boku Quadami też powinno się udać. Na uwagę zasługuje jakość wykonania i nowoczesna forma, co w połączeniu z coraz popularniejszą bielą dobrze wróży na przyszłość. Oby tylko producent po wystawie nie spoczął na laurach i nie czekał aż klienci sami się do niego zgłoszą, bo to może być piękny początek końca.
Azalia III - Hi-End Studio Pełne Brzmienie przedstawił najnowsze trójdrożne flagowe kolumny ART Loudspeakers Alnico Reference napędzane 8 watowymi monobloki Art Audio Diavolo (na lampie 300B) a w roli źródła znów było można posłuchać gramofonu Systemdek 3D Signature z ramieniem Audio Oriigami PU7, wkładką Ttransfiguration Phoenix MC, współpracującego ze wzmacniaczem gramofonowym Art Audio Vinyl 1 Reference.
Brzmienie nowych ARTów w porównaniu do starszych modeli wyraźnie ewoluowało i tak jak poprzednie wersje z serii Deco, czy Moderne nie należały do najłatwiejszych , jeśli chodzi o kontrolę najniższych składowych, co szczególnie było słyszalne przy konstrukcjach trójdrożnych, to Alnico krótko mówiąc „dawały radę” i to ze słabowitą triodą. A jak mniejszemu modelowi ARTów układała się współpraca z potężnymi monoblokami TRI będziecie mogli Państwo przeczytać w drugiej części relacji z Hotelu Sobieski.
Cdn.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski