Pomysł na ten materiał pojawił się dobre kilka miesięcy temu, gdy biorąc od dystrybutora do testów, któreś z urządzeń Ayona, temat rozmowy z danych dotyczących samego urządzenia zszedł na kraj produkcji tego sprzętu.
Podobnie jak wielu czytelników tego forum, najbardziej prawdopodobnym wydawał mi się obraz taki, że projekt i dystrybucja odbywa się w Europie, ale lwia część produkcji przeniesiona jest na Daleki Wschód. Jednakże taki obraz spotkał się z wyraźnym sprzeciwem dystrybutora. Sprzęt od początku, tj. od projektu poprzez montaż, testy i pakowanie wykonywany jest w Europie – koniec i kropka. Trochę nieopatrznie, rzuciłem na odchodne, coś w stylu „uwierzę jak zobaczę” i temat na jakiś czas umarł. Po kilku miesiącach dostałem informację, że planowany jest wyjazd do fabryki Ayona w Austrii i jeśli dalej mam wątpliwości, mogę pojechać i sprawdzić na własne oczy jak to wygląda.
Przy okazji tej wizyty można zrobić z tego fotoreportaż i przeprowadzić krótki wywiad z Gerhardem Hirtem. No cóż, wcześniej powiedziałem „A” to muszę powiedzieć „B”. Skoro ktoś zadał sobie trud, by zorganizować taki wyjazd, po to, by rozwiać moje wątpliwości, nie wypada mi odmówić. Oczywiście piszę to trochę na wyrost, bo jak każdy pasjonat audio, dodatkowo mający ciągotki do DIY bardzo byłem ciekawy tego miejsca.
Po przyjechaniu na miejsce, czyli malowniczych, górskich okolic miasta Graz, ukazuje się spory budynek mieszkalno-przemysłowy. Łączna powierzchnia użytkowa tego budynku wynosi ponad 1000 m2 i dzieli się na mniej więcej trzy równe części – biurowa, magazynowa, spedycyjna i produkcyjna. Nieopodal znajduje się jeszcze 600 metrowy magazyn i oraz zakład stolarski, produkujący obudowy do kolumn Ayona.
Pierwsza część biurowa, nie nadaje się zbytnio do umieszczenia reportażu. Ot, zwykłe biura z masą papierów, drukarek, telefonów. Jest też hol dla gości i około 40 metrowa sala odsłuchowa, gdzie na bieżąco testowane i odsłuchiwane są urządzenia. Dosyć ciekawe i bardzo pragmatyczne ma podejście sam Gerhard do testowania urządzeń w tym miejscu.
Pomimo tego, że w swoim prywatnym domu ma pełnoprawną salę odsłuchową, to tutaj wykonał tylko podstawowe zabiegi akustyczne by ograniczyć echo i zbyt mocne podbicia fal. Stoliki, na których kładzie sprzęt, to zwykłe stoły przemysłowe, a przewody jakimi to wszystko jest spięte to w dużej mierze komputerowe sieciówki – pomimo tego, że obok na podłodze leży całkiem pokaźna plątanina Shunyat i Acrolinków wartości przyzwoitego samochodu…
Idea jest taka, by sprzęty które są testowane, prototypy urządzeń móc odsłuchiwać w nieco utrudnionych warunkach – marzeniem ściętej głowy jest to, by każdy miał idealne warunki odsłuchowe oraz wybitne i odpowiednio dobrane okablowanie. Jak twierdzi Gerard, trzeba brać na to poprawkę już w fazie projektowania sprzętu. Ponieważ wykonać produkt, który brzmi wybitnie tylko w bardzo wyśrubowanych warunkach akustycznych to żaden kłopot. Ale prawdziwym wyzwaniem jest zrobić sprzęt, który zawsze zabrzmi co najmniej dobrze, a z idealną akustyką, akcesoriami i kablami będzie wtedy tylko lepiej. Coś w tym musi być, bo nawet w źle złożonym systemie, produkty Ayona brzmią przyjemnie i ciężko w oparciu o nie, złożyć system niedający się słuchać. Owszem jak w każdym systemie, pełnie możliwości pokaże w odpowiedniej konfiguracji, jednak nawet najsłabszy wariant będzie nadawał się do słuchania muzyki z dużą przyjemnością.
Będąc już w tym miejscu, miałem możliwość, przez przypadek słuchać najnowszych, będących jeszcze w fazie prototypu konstrukcji Ayona. To potężne, trzymodułowe kolumny skonstruowane na ośmiu, stworzonych specjalnie do tej konstrukcji, głośników Accutona. Dedykowane do tej kolumny wzmacniacze, to olbrzymie monobloki lampowe Parallel Single Ended, pracujące w klasie A.
Dźwięk tego zestawu mnie zaskoczył, bo bardzo mocno odbiegał od tego, jak ja, stereotypowo wyobrażam sobie dźwięk Ayona i różni się wyraźnie od tego jak zwykle brzmią znane mi zestawy audio, oparte o tą markę. Ale dzięki temu, pierwszy raz mogłem zrozumieć jaką końcową wizję dźwięku ma twórca Ayona. Ciężko opisać to słowami, bo dźwięk ten łączył światy, wydawałoby się całkowicie przeciwległe. Z jednej strony wokale brzmiące jak z bardzo nasyconej lampy 300B, typowe ciepłe, lampowe brzmienie wokali, niezwykle wciągające w odsłuch. Z drugiej strony, gdy tylko pojawiły się momenty z dużą dynamiką, potężne partie basowe, to dźwięk był niezwykle mocny, szybki i dużym drivem jak z mocnego i wyrywnego tranzystora. Uzupełnione to zostało, okraszeniem dźwięku dużą ilości detali i informacji z drugiego planu, dostępnych dla słuchacza. Można powiedzieć, że ziszczony został audiofilski sen dwóch odległych biegunów, do których zwykle dążą audiofile: barwa i muzykalność, plus dynamika i moc basu oraz detal i smaczki. Bardzo ciekawe przeżycie dźwiękowe, a przede wszystkim spore zaskoczenie dla mnie.
Najwięcej odsłuchiwanego materiału stanowiły utwory operowe, w tym chińska opera, gdyż te konkretne urządzenia stworzone zostały z myślą o bogaty, chiński rynek i docelowo pierwsze egzemplarze zostaną wysłane do dealera z Szanghaju (nie wiadomo nawet czy zostaną wprowadzone na rynek Europejski…). Tak więc pierwszy kontakt z Chinami już jest, jednak wektor odwrotny niż można by się spodziewać – produkowane w Austrii, eksportowane jako produkt luksusowy do Chin.
Trochę mnie to martwi, bo ekstremalnie bogaty rynek chiński jest bardzo atrakcyjny dla producentów, a to może windować ceny innych produktów, dla zwykłych śmiertelników…
Kolejna część budynku to część magazynowa. Produkcja urządzeń odbywa się w kilku krajach: lampy elektronowe w Czechach, obudowy na Węgrzech, płytki drukowane Słowacja, obudowy kolumn Austria, moduły sterowania podczerwienią i piloty Tajwan, transformatory głośnikowe Szwecja, transformatory zasilające Austria i Niemcy plus części elektroniczne, typu rezystory i kondensatory z całego świata. Stąd też rozbudowana infrastruktura spedycyjna i kręcące się non stop ciężarówki z dostawami części oraz kolejne, odbierające palety z gotowym sprzętem. Ruch jak w ulu i lekko zdziwiony byłem skalą całej operacji, mimo wszystko spodziewałem się małej, kilkuosobowej manufaktury, a mimo COVID-u, sporej grupy ludzi pracujących zdalnie, okresu urlopowego, pełno osób się tam kręciło.
Ciężko jakoś bardziej rozpisywać się na temat samego magazynu, to po prostu pomieszczenia wypełnione pudłami… Główny obiekt magazynowy znajduje się w jeszcze innym budynku i ma powierzchnię dodatkowych 600 metrów kwadratowych, lecz prócz stert kartonów z urządzeniami nic ciekawego do oglądania tam nie ma. Natomiast w tym magazynie, gdzie ja byłem, udało mi się trafić na ciekawe znalezisko. W piwnicach budynku, zamiast wina (czego można by się spodziewać po Austriackiej rezydencji) znajdują się zapasy lamp elektronowych.
Łączny zbiór lamp NOS Gerharda wynosi (jak sam szacuje) ponad 30 tysięcy nowych (NOS) zapakowanych lamp… Nie wlicza w to kilkunastu tysięcy lamp z bieżącej produkcji, które są dla Niego produkowane w byłych zakładach Tesli i na bieżąco montowane w nowych urządzeniach… Powiem szczerze, że wejście do pomieszczenia mającego jakieś 20-30 metrów kwadratowych, które dosłownie w każdym metrze kwadratowym wypełnione jest ułożoną w rzędy, w pudełkach, lampą 6c33 (diabeł), a ich właściciel liczy przybliżoną ilość lamp, przeliczając je na kubiki – to robi wrażenie.
Sam pomysł skupu tak dużych ilości lamp nie wynika z jakieś szczególnej potrzeby chomikowania czy zamiłowania do mrożenia środków finansowych. Producent poważnie traktuje swoich klientów i swój produkt. Tak więc każde urządzenie, nawet kilkunastoletnie, można oddać do serwisu i znajdą się do niego części zamienne. Podobnie z lampami, wprowadzając na rynek wzmacniacz na lampie 6c33, kupiec nie jest skazany na zastanawianie się, czy kiedyś tych lamp na rynku nie zabraknie. 6c33 to Radzieckie lampy elektronowe stosowane jako stabilizatory napięcia w radiostacji Miga 25… Charakterystyczna budowa lampy z „różkami” na górze bańki, która dała jej przydomek diabła, wynika z tego, że lampa ma wewnątrz dodatkowe wsporniki wtopione w górną część bańki po to, by solidniej zamocować anodę i lepiej znosić ekstremalne przeciążenia, jakie występują w odrzutowym myśliwcu.
Prócz wojskowych zapasów sprzed pół wieku, ta lampa nie była nigdy produkowana, stąd tak ważne z punktu widzenia audiofila jest jej dostępność. Gerhard nie chciał ryzykować i zrobił zapas, który pozwoli mu zaspokoić potrzeby Jego klientów na 20 lat wprzód. Dotyczy to każdej lampy, jaką stosuje w swoich urządzeniach – jeżeli jest zamontowana w jakimś Jego sprzęcie, to znaczy, że na najbliższe kilkanaście – kilkadziesiąt lat jest dostępna do zamówienia u dealera w serwisie.
Ostatnia część tego kompleksu to część produkcyjna. Znajdują się tam stanowiska pomiarowe i testowe dla urządzeń opuszczających fabrykę (każde urządzenie, przed testami i pomiarami jest wygrzewane kilka dni, będąc podpiętym do prądu przez 24h na dobę), stanowiska serwisowe z częściami zamiennymi, oraz – najciekawsze – stanowiska do opracowywania nowych projektów.
Zapraszam do oglądania zdjęć oraz do drugiej części materiału (ukaże się wkrótce), w której będzie wywiad z Gerhardem na temat historii marki, Jego wizji sprzętów audio, oraz gdzie uchyli rąbka tajemnicy, niektórych rozwiązań technologicznych, jakie stosuje.
W niedalekiej przyszłości (jeśli tylko COVID pozwoli na wojaże) planuje również wykonać podobne materiały, z wizyt w fabrykach innych marek z całego świata.