Mam nadzieję, że zdają sobie Państwo sprawę, że żyjemy w czasach, gdy coraz więcej informacji do niedawna jeszcze obecnych na w pełni namacalnych, fizycznych nośnikach powoli, acz sukcesywnie i raczej nieuchronnie ulega całkowitej digitalizacji i oferowana jest w tzw. chmurze. Wystarczy popatrzeć na dorastające właśnie młode pokolenie, dla którego winyl jawi się jako nieszkodliwe dziwactwo, bądź chwilowa moda, której czasem sami ulegają, płyta CD generalnie jest passe a jeśli chodzi o codzienną konsumpcję muzyki to liczą się tylko i wyłącznie pliki i to najlepiej w trudnej do zliczenia mnogości oferowane przez coraz popularniejsze serwisy streamingowe jak Deezer, Spotify, czy Tidal. Niestety o ile dla audiofilów hasła FLAC, ALAC, DSD, kompresja bezstratna, czy poszczególne częstotliwości próbkowania brzmią niczym czule szeptane do ucha przez namiętną kochankę miłosne frazy, to musimy zdawać sobie też sprawę, że przeciętny odbiorca, czyli wspominana młodzież i reszta zaganianego społeczeństwa wszelakie zagadnienia natury technicznej ma z reguły tam, gdzie plecy tracą swa szlachetną nazwę. Ponadto nie ma się co oszukiwać – nawet w XXIw. cyfrowa jakość nie tylko kosztuje, ale i waży. W związku z powyższym dochodzimy do momentu, w którym rynkowi konsumentów muzyki przyjdzie pogodzić się z segmentacją na mikroskopijną część ortodoksyjnie stawiającą na wyżyłowane parametry materiału źródłowego gotową inwestować w spełniające ich wygórowane wymagania cudeńka w stylu 256GB Astell&Kerna AK240, oraz pozostałe 99,9% populacji zadowalającej się bestialsko skompresowanymi mp3-kami granymi z oferujących wyłącznie stratną jakość serwisów streamingowych, bądź pozyskanych z sieci plików na dołączanych do smartfonów pseudosłuchawek. Nie wygląda to zbyt różowo, prawda?
Dlatego też w dniu dzisiejszym w warszawskim salonie Luxury Art Cinema odbyło się spotkanie, na którym przedstawiciel Meridiana – pan Andrew Luckham przybliżył przybyłym na prezentację przedstawicielom prasy w ramach wstępu historię i tzw. kamienie milowe w historii marki.
Oczywiście były to działania kurtuazyjno – autoprezentacyjne, gdyż zdecydowanie bardziej intrygująca od wydarzeń bądź, co bądź byłych okazała się druga część spotkania wypełniona nie tylko slajdami, ale i tym, co jest solą audio, czyli muzyką. Najpierw jednak część prelekcyjna:
A teraz możemy przejść do zagadnień technicznych, które postaram się Państwu przedstawić w możliwie przystępny sposób.
U podstaw MQA leży przede wszystkim eliminacja, bądź jak największa minimalizacja degradującego wpływu poszczególnych etapów procesu produkcji muzycznej. W telegraficznym skrócie chodzi bowiem o to, by w domowym zaciszu usłyszeć dokładnie to, co zdołały zarejestrować mikrofony w studiu / na scenie. Przynajmniej teoretycznie wygląda to lepiej niż dobrze, jednak jeśli chwilę się zastanowić to o ile w przypadku Nat King Cole’a, Louisa Armstronga, czy Elli Fitzgerald będziemy w przysłowiowym siódmym niebie, to nie daj Bóg usłyszeć „na żywca” dajmy na to Mandarynę, czy inny pozbawiony słuchu i zdolności wokalnych (o samokrytyce nie wspomnę) „produkt artystopodobny”. Dość jednak żartów. Sygnał stereofoniczny 16/48k wymaga przesyłu danych 1,54Mbps, 24/96k – 4,6Mbps; 24/192k 9,2Mbps. Nie wygląda to dobrze, szczególnie jesli weźmiemy plany taryfowe operatorów GSM, związane z tym limity przesyłania danych, bądź przy łączach stałych zwykłe ich obciążenie w tzw. godzinach szczytu o transmisji bezprzewodowej w obrębie naszych domowych mini-sieci nawet nie wspominając. Okazuje się jednak, że w PCMie cała przestrzeń informacyjna, niezależnie od "zagęszczenia" zawartych w niej informacji traktowana jest jednakowo, przez co puste, zawierające jedynie nieznaczące zera obszary generują "sztuczną masę" i generalnie odpowiadają za nieefektywność transmisji informacji muzycznych. Dlatego też, po dostrzeżeniu powyższych niedoskonałości Bob Stuart opracował koncepcję składania komponentów ultradźwiękowych muzyki w pasmo bazowe ograniczając tym samym transmisję „pustych” danych. Nie zagłębiając się zbytnio w technikalia tego „Origami audio”, jak to sami określili twórcy 24bitowy plik MQA o częstotliwości próbkowania 48kHz zawiera dokładnie te same informacje, co oryginalne nagranie próbkowane z częstotliwością … 192 kHz. Przy czym cały czas mamy do czynienia z kompresją bezstratną i w pełni zgodną z obecnymi w chwili obecnej na rynku MQA formatami jak ALAC, FLAC czy WAV. Tzn., żeby być dokładnym – MQA może zostać w nich zaimplementowana zapewniając możliwość „obsługi” nagrań o samplingu pomiędzy 44,1 kHz a 768 kHz. Szaleństwo? Możliwe, ale oparte na solidnych podstawach a przy tym kompatybilne w dół. Co to oznacza? Otóż MQA może być dekodowane zarówno programowo, jak i sprzętowo, co pozwala wykorzystywać nie tylko dedykowane układy elektroniczne, lecz również odpowiednie wtyczki/pluginy a jeśli ich nie posiadamy to zamiast jakości studyjnej uzyskamy „jedynie” jakość CD. Poruszyliśmy w tym momencie rzecz najważniejszą, choć zwykłemu konsumentowi z reguły umykającą. Koniec z koniecznością generowania/oferowania odbiorcom kilku wersji danego nagrania. Wystarczy bowiem jeden plik spełniający zarówno wymogi ogółu, jak i frakcji audiofilskiej! To od odbiorcy będzie zależało, czy podczas odtwarzania będzie dysponował/używał MQA, czy też zadowoli się „normalnym” 16 bitowym formatem.
Poglądowy materiał muzyczny prezentowany był oczywiście na firmowym zestawie Meridiana, w skład którego weszły aktywne kolumny DSP7200 Special Edition, prototypowa wersja procesora Reference Audio Core 818 i w roli źródła Sooloos Control 15. Na temat okablowania nie ma się co rozwodzić, gdyż tutaj nie ma zbytniego pola do popisu – wystarczy zwykła komputerowa skrętka. Jak grało? Cóż. Nie mając żadnego punktu odniesienia do innych systemów grających w zaadaptowanej na potrzeby prezentacji dwu i wielokanałowych pomieszczeniu Luxury Art Cinema muszę przyznać, że tych kilka przygotowanych na potrzeby prezentacji utworów nad wyraz intensywnie pobudziło moje audiofilskie kubki smakowe i zaostrzyło apetyt na więcej. Na chwilę obecną powiem tylko tyle.
Oprócz systemu głównego o zbawiennych właściwościach MQA można było przekonać się również na przygotowanych stanowiskach słuchawkowych wyposażonych w wyśmienite nauszniki Oppo i nad wyraz przystępne USB DACi Meridian Explorer 2.
Warto też wspomnieć o samej siedzibie gospodarzy dzisiejszego spotkania, gdyż oprócz elektroniki Meridiana grającej z wiadomych względów pierwsze skrzypce na półkach znaleźć można było wiele intrygujących urządzeń zarówno z kręgu typowo lifestyle’owego, jak i prawdziwego High-Endu, w tym i rodzimego – np. pod postacią uroczej 5,5W lampowej integry G•LAB Design Fidelity BLOCK.
I jeszcze jedno. Luxury Art Cinema nie jest typowym salonem audio, gdyż odwiedzający go Klienci oprócz nabycia wszelakich dóbr kojących ich uszy odpowiednio wysublimowanymi dźwiękami mogą zaopatrzyć się w szalenie eleganckie, ba w pełni zasługujące na miano ekskluzywnych i luksusowych meble, oświetlenie i szeroko rozumianą automatykę, której w prawdziwym – inteligentnym domu XXI w. zabraknąć nie może.
Marcin Olszewski