Miał być klasyczny wywiad, w którym pada (jak to w wywiadzie) kilka pytań i co oczywiste kilka odpowiedzi. Jednak już od pierwszych minut wiadomym było, że z klasycznego wywiadu nic nie będzie. Nie dlatego, że Marek Biliński wywiadów nie udziela lub nie było o co pytać, nic z tych rzeczy! Po prostu atmosfera spotkania, samo miejsce oraz co chyba najważniejsze - usposobienie mistrza do każdej osoby, którą wita w swoich progach - zdawało się wymuszać całkowicie inny charakter tej wizyty.
Reportaż w sumie powinien zaczynać się zdaniem "pośród uroków Mazowieckiej wsi, gdzie stoją nadal stu letnie dęby - mieszka Wielki Pan Elektronik", bo to co najmniej (na początek) zaskakujące połączenie i de facto w pełni oddaje jakim jest właściwie człowiekiem i artystą nasz wielki multiinstrumentalista.
Marek Biliński, człowiek dla którego w latach 80 ubiegłego stulecia wielu z nas (w tym i moja skromna osoba) "niszczyła" sobie oczy przed TV, by oglądać jego jeden z najbardziej znanych teledysków. Oglądać i słuchać fantastycznej kompozycji muzyki elektronicznej. Nie Jarre , nie Vangelis, nie Kitaro... to nasz Polski Marek Biliński, "Wielki Pan Elektronik" zachwycał w TV swoją muzyką.
Spotkanie w podwarszawskiej wsi nie było przypadkowe, bo planowane od dłuższego czasu i do tego wynikające wprost z kilku zbliżających się, jakże ważnych wydarzeń (ale o tym w szczegółach za chwilę). Wizyta u p. Marka zbiegła się z pracami nad reedycją jego pierwszej płyty "Ogród Króla Świtu", a zainicjowana została w pewien sposób dzięki p. Robertowi Szklarzowi, właścicielowi firmy Nautilus. To jego (jak się okazało spory wkład osobisty) przyczynił się do dalszych działań nad albumami.
Po pierwsze, co nie jest bez znaczenia w temacie reedycji pierwszego albumu - podjęte zostały starania dopasowania całości brzmienia na tym wydawnictwie do dzisiejszych standardów i rzecz jasna uzyskanie jakości odpowiadającej obecnym możliwościom technicznym sprzętu. Wyjście na przeciw tym melomanom i audiofilom, dla których technika w dzisiejszych czasach daje wręcz niespotykane możliwości pod względem uzyskiwanej jakości brzmienia ich ulubionych albumów. I tutaj na pierwszy plan wysuwa się osoba p. Roberta, który będąc wielbicielem dobrego (i tylko dobrego) brzmienia - dostarczył naszemu mistrzowi wspaniały gramofon, który służy w głównej mierze do pracy nad reedycją w/w albumu (i nie tylko tego albumu). Za tym działaniem poszło kilka innych decyzji i działań, w tym moje spotkanie w domu i w studio p. Marka.
Przedpołudnie dosyć upalne, urokliwa wieś z kilkoma zbiornikami wodnymi, lasy i po środku tego wszystkiego domek, a przed nim nasz gospodarz. Kilka zdań o okolicy, ciepłych i pełnych malowniczych opisów jakie padły z ust p. Marka pokazało wprost, że nasz mistrz jest człowiekiem niezwykle oddanym temu gdzie żyje, jak żyje i co robi. Miłość do muzyki zdaje się dzielić z miłością do miejsca w którym mieszka. Jak sam za chwilę mówi "moja muzyka pomimo wszystko jest sercem i duszą taka polska, bliska tym wszystkim klimatom, ludziom i temu, co dookoła nas". I nie można zaprzeczyć było tym słowom w kontekście tego w jaki sposób gospodarz opowiadał o tym dlaczego wybrał to miejsce, a nie inne do zamieszkania. Mając na uwadze jego wspaniałe kompozycje, w tym jedną z moich ulubionych, w których czuć ten cały klimat o którym mówił:
Marek Biliński to dusza artysty ze wszech miar kompletnego, dającego poznać się w pełni w swoich kompozycjach, a spotkanie twarzą w twarz z kompozytorem i multiinstrumentalistą tylko potwierdziło mnie w przekonaniu, że muzyka nistrza jest całym jego światem, a cały jego świat jest zamknięty w jego utworach.
Jak widać z powyższego opisu, musiałbym wręcz zmusić się w tym dniu aby przeprowadzić wywiad (na który de facto byliśmy przygotowani), zamieniłem się więc w biernego słuchacza i odnotowywałem to wszystko, co istotne z perspektywy fana muzyki Marka Bilińskiego. Z malowniczych opisów rzeczywistości w jakiej obecnie żyje mistrz i co interesujące dalej komponuje, przeszliśmy do jego studia. Miejsca nie mniej urokliwego jak sam gospodarz. Kiedy wchodzimy do miejsca pracy p. Marka nie sposób poczuć klimatu minionych lat. Obok nowoczesnych elementów wyposażenia znajdziemy wiele perełek świata muzyki lat 70 i 80. I to nie byle jakich! Bo jak przejść obojętnie obok takich perełek jak wspaniale zachowany Minimoog? Bez tego instrumentu ciężko dziś wyobrazić sobie muzykę elektroniczną tamtych lat!
Warsztat oddaje w pełni naturę Marka Bilińskiego. Po pierwsze niesamowity porządek! Wszystko wręcz ułożone co do milimetra, z dbałością o każdy możliwy detal. To tak jak z jego muzyką, dbałość o każdy element i siłę przekazu - nic nie jest przypadkowe!
Okazuje się, że w studio obok tych wszystkich klawiszy, komputerów i przetworników... stoi "powód do pracy nad nowymi reedycjami". Gramofon firmy Transrotor, który podpięty jest m.in. do komputera (i to nie byle jakiego!) pomaga doprowadzić starsze nagrania do obecnych standardów, umożliwiając pracę nad reedycjami wszystkich kolejnych albumów.
Tak, każda płyta jaka ukazała się do tej pory podlega analizie i delikatnym poprawom na miarę XXI wieku, następnie każda z nich ma ujrzeć światło dzienne i zostanie oddana do rąk fanów w dwóch różnych pozycjach wydawniczych. Wydanie limitowane na tzw. nośniku "natural" winyl (bez żadnych barwników) oraz jako klasyczny winyl w ciut większym nakładzie.
Kolejna istotna informacja z naszego spotkania - premiera albumu "Ogród Króla Świtu" odbędzie się już w sierpniu, a każdy zainteresowany będzie miał okazję do spotkania z mistrzem oraz nabyciem w/w płyt. Firma Nautilus (jak wiewiórki donoszą) ma być organizatorem spotkań i brać udział w tzw. premierach albumu . Wpierw w Warszawskim salonie firmy, a tydzień później spotkanie odbędzie się w Krakowie, także w pokoju odsłuchowym firmy Nautilus. W trakcie spotkania będzie okazja odsłuchu reedycji wspomnianego albumu, w tym takich utworów jak "Fontanna Radości" czy "Błękitne Nimfy":
W trakcie odsłuchów będą prowadzone dyskusje z p. Markiem na temat jego muzyki, będzie można co oczywiste swój egzemplarz płyty nabyć i sygnować autografem kompozytora. Reedycja wszystkich płyt ma odbyć się na przestrzeni najbliższych kilkunastu miesięcy (może ciut dłużej), a zakończy się kolejną perłą, swoistą kropką nad "i" w temacie ostatnich prac mistrza - zostanie wydany całkiem nowy album!
Spotkanie przebiegło w fantastycznej atmosferze, dyskusje o muzyce i kompozycjach nie miały końca, gospodarz raczył nas coraz to nowymi porcjami porównań i wykonanych analiz jakie zostały przeprowadzone celem poprawy tego, co wydane zostało kilka dekad wcześniej.
Przyznaję bez bicia - jako wielki fan muzyki elektronicznej ale i przy okazji fan p. Marka, ucieszyłem się widząc ile pracy zostało już włożone w to, co ma nadejść lada chwila. Dlatego też zachęcam absolutnie wszystkich do rezerwacji miejsca w najbliższym czasie w Warszawskim lub Krakowskim salonie firmy Nautilus. Będzie się działo naprawdę sporo!
AudioRecki
Foto własne.