O ile dla większości audiofilsko ukierunkowanych mieszkańców starego kontynentu najbardziej wyczekiwanym miesiącem roku jest maj – oczywiście ze względu odbywającej się w Monachium wystawy High End, o tyle jednostki uzdolnione muzycznie i potrafiące co nieco zagrać, bądź reprodukowany materiał zarejestrować i na własne, lub komercyjne potrzeby przynajmniej uzdatnić czują podobną do naszej ekscytację w kwietniu. To właśnie wtedy Frankfurt (ten położony nad Menem) staje się gospodarzem Międzynarodowych targów instrumentów i akcesoriów muzycznych Musikmesse, oraz towarzyszącej im największej imprezy branżowej poświęconej tematyce sprzętu nagłaśniającego, oświetleniowego oraz technik komunikacji i multimediów, czyli Prolight + Sound. W tym roku było podobnie i o ile spływające informacje o frankfurckim evencie budziły moje umiarkowane zainteresowanie, to i tak myślami byłem i nadal jestem w Monachium z uwagą śledząc wszelakiej maści newsy i przecieki. Jednak przewrotny los spłatał mi niezłego figla i za sprawą polskiego dystrybutora Yamahy – warszawskiego Audio Klanu sprawił, że końcówkę minionego tygodnia spędziłem właśnie na Musikmesse zgłębiając tajniki nie tylko właśnie debiutującego na rynku bezprzewodowego adaptera strumieniowego MusicCast WXAD-10, lecz przede wszystkim poznając ofertę japońskiego producenta skierowaną zarówno do muzyków, jak i rynku pro-audio.
Zacznijmy jednak od początku i zanim zaproszę Was na wirtualną wycieczkę po zajmowanym przez Yamahę czterokondygnacyjnym Portalhausie wypadałoby poświęcić chociażby chwilkę na konferencję prasową. To właśnie podczas niej europejska „wierchuszka” japońskiego koncernu w osobach Fabrice’a Laurenta i Michaela Geise’a z nieukrywaną dumą przedstawiła wyniki za zeszły rok, plany na bieżący i nowości, czyli m.in. wspomniany we wstępniaku plikograj MusicCast WXAD-10, którego premiera połączona będzie z rozszerzeniem technologii MusicCast o współpracę z serwisami streamingowymi Tidal i Deezera a z segmentu instrumentów pianina Clavinova.
Uważne oko wśród poniższych zdjęć z łatwością powinno wyłowić również kolejną smakowitą wiosenną nowalijkę – high endowe, trójdrożne monitory NS-5000 stanowiące wielce udane uzupełnienie disklavier Enspire.
A właśnie. Skoro o katalogu instrumentów mowa, to ogrom i różnorodność asortymentu oferowanego przez Yamahę mogła nie tylko wprawić w oszołomienie, co w tym stanie utrzymywać przez co najmniej kilka dni. Dziesiątki, jeśli nie setki modeli gitar, podobna różnorodność perkusji, czy pełne spektrum klawiszy od w miarę poręcznych syntezatorów po koncertowe kolosy, czy uzbrojonego w MusicCasta kosztującego „drobne” 137 000 € Bösendorfera. O ile jednak fortepiany i pianina swoją formą trzymały się ogólnie przyjętych kanonów i wypracowanych przez pokolenia wyobrażeń co do kształtu i wymiarów, to już kontakt z futurystycznym, saksofonopodobnym instrumentem
mógł wprawić i oczywiście wprawiał większość zwiedzających w sporą konsternację.
Co innego ekspozycja przygotowana na terenie Prolight + Sound, gdzie można było na własne oczy i uszy przekonać, że rynek pro-audio rządzi się zdecydowanie innymi regułami. Fluktuacja linii produktowych charakteryzuje się dynamiką zbliżoną do ruchów tektonicznych, estetyka podporządkowana jest głównie względom użytkowo – ergonomicznym a nadrzędną wartością jest wydajność i stabilność pracy. Jednak jeśli komuś się wydaje, że świat elektroniki konsumenckiej i właśnie profesjonalistów się nie przenika i nie zazębia to jest w błędzie i to sporym, bowiem przynajmniej w przypadku Yamahy synergia jest pełna a dzięki wykorzystaniu odmienianego przez wszystkie przypadki MusicCasta integracja ta przebiega praktycznie niezauważalnie i bezboleśnie. Wystarczy tylko zaufać wykwalifikowanej kadrze fachowców, by później przez długie lata obsługę nawet bardzo rozbudowanych systemów ograniczyć do włączania jednostki głównej, wyboru playlisty i dostępu do wszystkich funkcji z poziomu smartfona. Brzmi jak nierealna bajka? Możliwe, lecz wystarczyło pokręcić się nieco po stoisku Yamahy, by przekonać się, że właśnie tak wygląda rzeczywistość.
A na deser zostawiłem coś specjalnego, czyli muzykę na żywo, która w zeszłym tygodniu tak w samych halach, jak i na zewnętrznych scenach Messe rozbrzmiewała praktycznie non stop. Ograniczając się li tylko do „pawilonu” Yamahy i kręcąc się pomiędzy przygotowanymi specjalnie do tego celu salami koncertowymi można było m.in. uczestniczyć w koncertach Dennis Hormes Band, czy w ramach projektu Yamaha Drums poczuć potęgę perkusji obsługiwanej przez samego Gerry’ego Browna. Jeśli jednak nazwisko Browna niczego Wam nie mówi to zerknijcie proszę na składy towarzyszące takim gwiazdom jak Stevie Wonder, Stanley Clarke, Diana Ross, George Benson, Marcus Miller, Lionel Ritchie i sprawdźcie, czy przypadkiem za perkusją w waszych ulubionych nagraniach nie siedział właśnie Gerry. Co ważne w wystawowych warunkach organizatorom udało się stworzyć niesamowicie bezpośrednią atmosferę. Zero barierek, fosy i kordonu ochroniarzy. Nie dość, stało się od muzyków na wyciągnięcie ręki, to zarówno przed, jak i po występach spokojnie można było do nich podejść i porozmawiać. Zero spinki, gwiazdorzenia i zadzierania nosa, co z resztą wszechobecna dziatwa wykorzystywała na każdym kroku.