Od dłuższego czasu marka ifi przyzwyczaiła nas do niewielkich, w pełni zunifikowanych tak pod względem designu, jak i rozmiaru urządzeń, które nie dość, że nie kosztują majątku, to w dodatku grają na tym samym, jeśli nie wyższym poziomie co częstokroć wielokrotnie droższa, pełnowymiarowa konkurencja. Satynowe, anodowane na naturalny kolor, pancerne i niemalże z łatwością mieszczące się jeśli nie w kieszeniach to na 100% w miejskich torbach i plecakach aluminiowe kadłubki stały się po prostu synonimem jakości i najwyższych osiągów skierowanych do tych, którzy po prostu kierują się zarówno rozsądkiem, jak i własnym słuchem i nie widzą najmniejszego sensu przepłacać tam, gdzie nie jest to konieczne. Jednak, jak to w życiu bywa i jak śpiewała Anna Jantar „Nic nie może przecież wiecznie trwać”, więc i iFi najwidoczniej postanowiło zaszaleć wprowadzając na rynek swoje najnowsze a zarazem flagowe dzieło serii Micro – przetwornik cyfrowo-analogowy/przedwzmacniacz liniowy i wzmacniacz słuchawkowy w jednym - model iDSD Black Label.
Jednak patrząc zarówno na bryłę najnowszego flagowca, jak i jego możliwości natury funkcjonalnej uczciwie trzeba powiedzieć, że o ile w pierwszym punkcie mamy do czynienia jedynie ze zmianą kolorystyki, to już w drugim ewidentnie możemy mówić o przemyślanej i świadomie wdrożonej ewolucji. Nie da się bowiem ukryć, że aksamitna czerń i pomarańczowe napisy dość mocno wyróżniają się na tle utrzymanego w srebrzystej stylistyce rodzeństwa, jeśli jednak chodzi o zaimplementowane w BL funkcje, to … najrozsądniej będzie rozpocząć ten temat od nowego wiersza.
Patrząc na front wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mamy wyjście słuchawkowe, wejście liniowe 3,5mm, gałkę regulacji wzmocnienia zintegrowaną z włącznikiem głównym i dwa hebelkowe przełączniki, z których lewy odpowiada za aktywowanie funkcji XBass+ a druga efekty przestrzenne 3D+. Wzdłuż lewego boku umieszczono trzy gumowane i miękkie w dotyku przesuwne guziki odpowiedzialne za wydajność prądową wyjścia słuchawkowego, zmianę polaryzacji sygnału wyjściowego i wybór filtrów cyfrowych. Dodatkowo, na spodzie ukryto jeszcze jeden przełącznik – dedykowany wysokoczułym dokanałówkom iEMatch. Nie zapomniano również o prawym boku, na którym znalazło się gniazdo SmartPower® ( 1.2 – 5V @ 1.5A), dzięki któremu kruczoczarnego ifi-ka możemy w razie potrzeby traktować jako power-bank. A właśnie, zupełnie bym zapomniał, że tytułowy maluch posiada wbudowaną litowo-polimerową baterię o pojemności 4800 mAh zdolną zapewnić jego bezproblemową pracę ze słuchawkami typu Sennheiser IE-800 nawet do 12 h.
Panel tylny pomimo dość pozornie znormalizowanych interfejsów (coaxial, para wyjść RCA i gniazdo “OTG” USB 2.0 typu A) wcale taki „normalny” nie jest a to za sprawą wymienionego w pierwszej kolejności niepozornego coaxiala, który tak naprawdę jest potrójnym combo SPDIF zdolnym pełnić funkcję nie tylko wejścia i wyjścia koaksjalnego, lecz również wejścia optycznego.
W ramach desktopowego minimalizmu do granic możliwości uproszczono także kanał komunikacji iFi z użytkownikiem i zastosowano pojedynczą diodę, z której koloru można wywnioskować z jakimi sygnałami DACzek w danym momencie ma do czynienia i co się z nim (z urządzeniem, nie sygnałem) dzieje. I tak magneta oznacza DSD512 (22,5-24,5MHz), niebieska DSD256 (11,2-12,2 MHz), turkusowa (Cyan) DSD128 i DSD64 (2,8-6,2 MHz), biała DXD 705-786 kHz, żółta PCM 176 – 192 kHz i DD 352-384 kHz, zielona 44-96 kHz, migająca zielona oczekiwanie na połączenie a czerwona słabą baterię. Uff, trochę się tego nazbierało, ale przynajmniej nie mamy przysłowiowego kolorofonu tylko dyskretną sygnalizację. Mała rzecz a cieszy.
Sercem czarnego mikrusa są dwie, po jednej na kanał, kości Burr Brown DSD1793, w sekcji cyfrowej znajdziemy stabilizujące napięcie przetwornika wzmacniacze OV2028 a w analogowym stopniu wyjściowym wzmacniacze operacyjne OV2627.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu od razu na wstępie zaznaczę, że będąc od lat (szczęśliwym i w pełni usatysfakcjonowanym) posiadaczem systemu desktopowego ww. producenta, który w chwili obecnej osiągnął postać Micro iDAC2 + Micro iUSB 3.0 + Gemini śmiem twierdzić, że co nieco o umiejętnościach ich projektanta - Thorstena Loescha już wiem. Ponadto obcując z takim setem niemalże na co dzień jestem niejako uodporniony na spontaniczne zachwyty nad co i rusz pojawiającymi się nowościami. Jak to jednak bywa teoria sobie a życie sobie, gdyż wraz z tytułowym combo dotarły do mnie słuchawki Denon AH-D7200 i niejako chcąc upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu wpiąłem je pod ifi i zostawiłem na prawie tydzień, żeby spokojnie się wygrzały. Uznałem bowiem, że i fabrycznie nowemu Blackowi przyda się porządna rozgrzewka.
Kiedy nie zawsze łagodne dźwięki serwowane przez Eskę Rock sprawiły, że audiofilskie kondzie Sanyo Os-Con się ułożyły a złocone ścieżki na płytkach drukowanych zostały idealnie wypolerowane przez sunące po nich elektrony przystąpiłem do krytycznych odsłuchów. Nie chcąc jednak wprawiać tytułowego gościa w konsternację wynikającą z dość bezpardonowej zmiany repertuaru w ramach wieczorku zapoznawczego sięgnąłem po koncertowy album „Vehicle of Spirit - Wembley Arena” Nightwish, który może do audiofilskiej klasyki nie należy, ale moim skromnym zdaniem idealnie wpisuje się w temperament Black Labela. O co chodzi? O zdolność do oddania skali spektaklu, jego monumentalności, potęgi i wgniatającej w fotel dynamiki okraszonej zadziornym, mocnym wokalem Floor Jansen. I sztuki tej ifi dokonał niemalże z biegu. Bez zbytnich podchodów, przymiarek i krygowania w stalowy uścisk chwycił zarówno rozbudowaną sekcję perkusjonaliów, jak i gęste gitarowe pasaże wspomagane w kulminacyjnych momentach symfonicznymi tutti. Kończyny same bezwiednie zaczynały podrygiwać a czynione naprędce przeze mnie porównania słuchawki vs system stacjonarny jasno dawały do zrozumienia, że w obu przypadkach nie sposób zarzucić Blackowi jakichkolwiek odstępstw od rockowego kanonu piękna. Mieliśmy bowiem do czynienia z idealnym zespoleniem wspomnianej potęgi i iście hollywoodzkiego rozmachu ze świetną rozdzielczością, sprawiającą, że nawet podczas najbardziej szaleńczych momentów w przysłowiowej ścianie dźwięku bez najmniejszego problemu można było wyłowić a następnie podążać za dowolną partią upatrzonego instrumentu. Od siebie dodam jeszcze tylko tyle, że po sprawdzeniu, czy zaimplementowane firmowe „polepszacze”, czyli XBass+ i 3D+ działają praktycznie od razu je wyłączyłem i więcej do nich nie wracałem. Bardzo możliwe, że w zbyt skondensowanych i mało przejrzystych systemach 3D+ może dodać nieco powietrza i oddechu a przy nieco nazbyt anorektycznym otoczeniu dopalenie basu przywróci równowagę tonalną, lecz akurat w moim przypadku ani razu powyższe zabiegi nie były konieczne. Po prostu w trybie natywnym wszystkiego było akurat i niczego, ale to absolutnie niczego mi nie brakowało.
W nieco bardziej surowych klimatach, czyli nieco garażowo brzmiącym projekcie „Songs of Love And Death” formacji Me And That Man do głosu doszła jeszcze jedna rzecz – ponadprzeciętny realizm i wierność rzeczywistym barwom. W dodatku owa wierność dotyczyła nie tylko instrumentów, lecz co istotne samych wokalistów, którzy prezentowani byli blisko i precyzyjnie, acz bez nachalnej ofensywności i sztucznego wykonturowania. Krótko mówiąc z ifi osiągnąłem pełną zgodność z tym, co dane mi było usłyszeć podczas przedpremierowego akustycznego mini-koncertu Nergala i Johna Portera w jakim miałem okazję w zeszłym tygodniu uczestniczyć.
Niejako na deser zostawiłem coś niezwykle minimalistycznego i nie mniej uroczego – „Action Direct: Tales”, czyli projekt Stanislawa Soyki i Buby Badjie Kuyateh, którzy stworzyli przepiękną, baśniową opowieść przesiąkniętą klimatem dalekich podróży, Afryką, orientem. Tutaj melodie nie są oczywiste i przewidywalne, gdyż mamy do czynienia z muzyka improwizowana i to improwizowaną na 24 strunowej korze i skrzypcach, jednak całość jest niesamowicie spójna i organiczna. I akurat w przypadku tego albumu okazało się, że ifi więcej ma do powiedzenia jako USB DAC i wzmacniacz słuchawkowy aniżeli jedno z ogniw toru stacjonarnego. Po prostu zarówno na ww. Denonach, jak i moich dyżurnych Meze przekaz na tle kolumn zyskiwał na intymności, pozwalał lepiej, intensywniej zagłębić się w fakturę poszczególnych dźwięków i dać się nimi otoczyć, przez nie pochłonąć i w nich zatracić. Czysta magia, cóż z tego, że czarna.
Niby iFi Audio Micro iDSD Black Label to „tylko” kolejny przedstawiciel desktopowo – przenośnych maluchów należących do rodziny Abbingdon Global Group, jednak to tylko pozory i jak to z pozorami bywa są one dość mylne. Chodzi bowiem o to, że patrząc na Blacka przez pryzmat jego ceny nikt szukający wysokiej klasy brzmienia raczej nie powinien się nim interesować a jednak wpinając iDSD BL w tor bardzo szybko się okaże, że zamiast na cenie lepiej skupić się na jego brzmieniu a gdy pierwszy szok minie po prosu pełnymi garściami czerpać z obfitości doznań jakie ten uroczy maluch zdolny jest nam zapewnić. Warto również mieć na uwadze fakt, że trzymając „na stanie” tytułowego DACa zawsze możemy zabrać go ze sobą na krótszy, bądź dłuższy wyjazd i wespół z nawet wymagającymi nausznikami w stylu HiFiManów HE-6 stworzyć swoją własną podróżną referencję.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Camax
Cena: 2 649 PLN
Dane techniczne:
Wejścia (panel tylny):
- USB 2.0 typu A – gniazdo “OTG” (z wbudowaną technologią iPurifier®)
- Inteligentne, potrójne combo SPDIF (Coaxial In/Out; Optical In)
Wyjścia (panel tylny): para RCA; Inteligentne SPDIF® Coaxial
Wyjście (panel przedni): słuchawkowe 6,3 mm Jack
Wyjścia (prawa krawędź): gniazdo SmartPower® ( 1.2 – 5V @ 1.5A)
Sekcja DACa:
Przetwornik: Dual-core DSD, DXD, PCM DAC Burr Brown DSD1793 (po jednej na kanał)
Zegar: Femto Clock (jitter 12kHz – 1MHz < 280 Femtosekund)
Obsługiwane sygnały audio:
- DSD: 64 - 512
- DXD: 352.8 - 768 kHz
- PCM: 44.1 - 768 kHz
Dynamika (RCA): >117db(A)
Całkowite zniekształcenia harmoniczne (THD&N): <0.003%
Napięcie wyjściowe (RCA): >2V
Impedancja wyjściowa: < 240Ω
Sekcja wzmacniacza słuchawkowego:
- Turbo mode: 10.0V/4,000 mW @ 16 Ω (moc maksymalna); >1560 mW @ 64 Ω, > 166 mW @ 600 Ω (moc ciągła)
- Normal mode: 5.5V/1,900 mW @ 16 Ω (moc maksymalna); > 950 mW @ 32 Ω, > 100 mW @ 300 Ω (moc ciągła)
- Eco mode: 2.0V/500 mW @ 8 Ω (moc maksymalna); > 250 mW @ 16 Ω (moc ciągła)
Dynamika: >115dB(A) (Eco Mode, 2V na wyjściu)
Całkowite zniekształcenia harmoniczne (THD&N): < 0.008%
Napięcie wyjściowe: >8V (Turbo Mode)
Impedancja wyjściowa: <1Ω
Maksymalna moc wyjściowa: 4,000mW @ 16 Ω
Ciągła moc wyjściowa: 1,000mW @ 64 Ω
Pobór mocy: <2W w trybie czuwania, 4W max
Bateria: Litowo-polimerowa 4800 mAh
Wymiary (D x S x W): 177 x 67 x 28 mm
Waga: 310 g
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; LENOVO TAB2 A7-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: Ifi Micro iDAC2 + Micro iUSB 3.0 + Gemini
– Słuchawki: Meze 99 Classics Gold; q-JAYS; Denon AH-D7200
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF® /FI-50M NCF®
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS®
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform; Thixar Silence Plus
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips