Obserwując przez parę ostatnich miesięcy lokalną prasę audio zacząłem powoli dochodzić do wniosku, że przyszła moda na „zabawy z prądem”. Każdy liczący się periodyk opublikował przynajmniej jeden test kabli zasilających, rozgałęziaczy czy też bardziej zaawansowanych technologicznie oczyszczaczy prądu, zwanych potocznie kondycjonerami. Biorąc pod uwagę stan instalacji elektrycznych w większości bloków z wielkiej płyty, czy starych kamienic, nie ma się co dziwić popytowi. Z drugiej strony, większość testowanych cudeniek ma w takich warunkach szansę działać jedynie na pół gwizdka. Dwużyłowa instalacja, palące się od byle czego, lub przynajmniej kruszące się przewody, to polska rzeczywistość. Jednak jest światełko w tunelu - pierwszą rzeczą remontowaną przez coraz więcej osób jest tzw. elektryka. Coraz więcej domowych elektrogadżetów wymusza pewne kroki. Nie jest to tania zabawa, więc przy okazji prucia ścian i wymiany gniazdek na nowe ("z bolcem"), część audiofilów stara się przemycić w okołoremontowym rozgardiaszu również coś dla siebie. W tym momencie aktualny staje się odwieczny dylemat "co i za ile". Oczywista odpowiedź brzmi, że najlepiej kupić najlepszą (i z reguły dziwnym trafem najdroższą) rzecz, na jaką możemy sobie pozwolić. Jednak mając już ustalony budżet, statystyczny audiofil pozostaje w dalszej rozterce, której na imię „listwa czy kondycjoner”. O ile w pierwszym przypadku testowanie nie wymaga zbyt dużej tężyzny fizycznej, o tyle przy kondycjonerach różowo nie jest, i z reguły trzeba się nanosić.
Jako posiadacz mieszkania zbudowanego niecałe 10 lat temu, zasadniczy problem z instalacją miałem z głowy. Dodatkowo moja linia "for audio" obsługuje tylko dwa gniazda ścienne - jedno nazwijmy je "sprzętowe" i drugie lampkowo/laptopowo/ładowarkowe. Czyli mogłoby się wydawać, że żyć, nie umierać. Wymieniając w zeszłym roku wysłużonego Fellowesa na listwę Gigawata usłyszałem poprawę, która w zupełności mnie usatysfakcjonowała i temat prądu uznałem za zamknięty. Jednak okazuje się, że tak mi się tylko wydawało.
Podczas jednego ze spotkań Piotr Bednarski (dystrybutor Trafomatica) wspomniał mi o dwóch nowościach w ofercie serbskiego producenta. Po pewnym czasie temat kondycjonerów, niepodtrzymywany, uległ samozapomnieniu. Jednak podczas kolejnego spotkania otrzymałem ofertę przetestowania wspomnianych nowości. Takim zagościły u mnie dwa serbskie kondycjonery całkiem prężnie rozwijającego się w ostatnich latach Trafomatica (firma ta współpracuje m.in. z WLM). Nie są to konstrukcje różniące się jedynie dopuszczalnym obciążeniem (i ceną), ale stanowią uzupełniające się elementy układanki, jaką jest zestaw audio przemyślany począwszy od gniazdka w ścianie (a czasem nawet przyłącza do pobliskiego transformatora), na kolumnach kończąc.
Kondycjoner SM-60 dedykowany jest urządzeniom o dość anorektycznym apetycie na energię (łącznie max. 60W), natomiast Classic 500 powinien łatwo obsłużyć całkiem rozbudowany zestaw audio/video. Z zewnątrz oba kondycjonery prezentują się dość niepozornie, a ich "wspólnym mianownikiem" są wykonane z drewna fronty, obudowy pokryte czarnym lakierem piecowym, gniazda typu schuko z klapką (polskie PCE z Dzierżoniowa) i waga 14kg. Na tym podobieństwa się kończą. SM-60 (jak producent przyznaje) jest generatorem idealnego sinusa opartym na "zapomnianej militarnej technologii" (całkiem smakowicie zapowiadające się audio voodoo). Na wyjściu powinniśmy otrzymać perfekcyjnie ustabilizowaną i pozbawioną wszelakich szumów limfę zasilającą nasz system, ściślej dwa mało prądożerne elementy systemu (np. odtwarzacz/transport CD i DAC). Po odkręceniu pokrywy stanowiącej ściany boczne i górną (element w kształcie litery "U") oczom ukazuje się mały toroid separujący, dwie płytki drukowane, tranzystory przymocowane do porządnych radiatorów zdobiących "plecy" Trafomatica i transformator wyjściowy. Uwagę zwracają dwa pokaźnej postury 10 000uF kondensatory chińskiej marki CapXon i układ badający oraz likwidujący wykryte zakłócenia. Jak to cudo działa niestety nie wiem, a sam producent (pomimo kilku prób wyciągnięcia jakichkolwiek informacji) milczy jak zaklęty. Czasy, kiedy wraz z urządzeniem dostawało się dokładny schemat, minęły bezpowrotnie i teraz można zgadywać, bądź dostarczać za każdym razem testowane urządzenie do laboratorium. Na tylnej ściance są dwa gniazda wyjściowe, dwa potężne radiatory, gniazdo zasilające z włącznikiem i przełącznik odcinający uziemienie. Przednia ścinka z lakierowanego drewna oferuje również możliwość wykazania się zdolnościami manualnymi. Otóż do zabawy mamy pstryczek-elektryczek wprowadzający kondycjoner w tryb czuwania, co objawia się zapaleniem żółtej diody opisanej jako STBY. O włączeniu do prądu informuje dioda czerwona a o fakcie przeciążenia zielona (przyznam szczerze, że nie próbowałem jej "budzić").
Pięćsetka konstrukcyjnie jest prostsza. W środku znajduje się 800VA toroid z brązowym kondensatorem olejowym pozbawionym jakichkolwiek oznaczeń. Zero czarów, za to większa zdolność zaspokajania apetytu podpinanych (tym razem trzech) urządzeń: do dyspozycji jest 500W. Producent podaje, że trafo zostało nawinięte w dedykowanej audio i opatentowanej technologii (Narrow Bandwidth Technology), dzięki czemu nie ma negatywnego wpływu na brzmienie systemu a jednocześnie tłumi interferencje od 10db dla 250Hz do 45dB dla 100kHz. Front pozbawiono fajerwerków - estetycznie oszlifowana i polakierowana płytka drewniana ozdobiona jest jedynie wyfrezowanym i pociągniętą na czerwono nazwą modelu, a do ekstrawagancji można zaliczyć sfrezowanie części prawego dolnego rogu. Tył również jest zwyczajny - trzy gniazda schuko, gniazdo sieciowe zintegrowane z włącznikiem i bezpiecznikiem. Dystrybutor oprócz standardowych sieciowych kabli "komputerowych" dostarczył firmowy kabel Trafomatica, który nie dość, że sztywny i sprężynujący jak diabli, to jeszcze wyposażony we wtyk sieciowy Legrand typu schuko bez otworu na bolec uziemiający. Wtyk IEC z wyglądu przypomina nieco Oyaide C-037. Sam przewód wykonany jest z takiego samego drutu miedzianego, jaki używany jest do nawijania transformatorów w firmowych konstrukcjach.
Serbska sieciówka została podpięta do DAC-a, zaś moja Supra powędrowała do SM-60. Classic 500 został wpięty w ścianę za pośrednictwem przewodu Audionovej. Tym sposobem CD i DAC czerpały perfekcyjnego Sinusa, a wzmacniacze (na zmianę Aaron i Densen) były separowane od zakłóceń z sieci przez pięćsetkę. W przypadku urządzeń chroniących sprzęt przed zakłóceniami z sieci, o postępie można mówić już wtedy, kiedy wpięcie ich w tor nie popsuje dźwięku. I ta sztuka obu Trafomaticom się udała. Nie dość, że nie wpłynęły degradująco na możliwości dynamiczne mojego systemu, to jeszcze pozwoliły wejrzeć o krok czy dwa głębiej w nagranie. Spora w tym zasługa SM-60, co potwierdziły moje próby przepinania dzielonego źródła na 500-kę, która w roli filtra dla wzmacniaczy była zupełnie transparentna, jednak przy źródłach spłycała scenę w porównaniu do tego, co potrafił dedykowany im kondycjoner. Generalnie dzięki Trafomaticom można było słuchać głośniej i dłużej bez oznak znużenia. Dźwięk był czystszy i łatwiej przyswajalny, jakby lepiej poukładany. I na tych paru zdaniach można by skończyć opis sonicznych dokonań obu urządzeń, gdyby nie jedno ale. Trafomatic jest producentem urządzeń lampowych i jedynym tranzystorem w ofercie jest, cóż, SM-60. A z lampą to już zupełnie inna bajka. Nawet kilka chwil w towarzystwie 10W triody Art Audio Diavolo, lub Trafomatic Experience One z Sophiami Princess 2A3 na pokładzie pokazuje drugie (prawdziwe?) oblicze 500-ki. To co w moim tranzystorowym torze poprawiała 60-ka stawało się jeszcze bardziej namacalne w systemie lampowym. Bas zyskiwał na motoryce i czystości, przez co stawał się bardziej zróżnicowany. Czyżby naturalne środowisko wielkiej pięćsetki? Oczywiście. Skoro polski dystrybutor ma w swojej ofercie wyłącznie lampową amplifikację, to i poprawiacze prądu wybrał dedykowane tego typu konstrukcjom. Uważam, że warto wziąć ten szczegół pod uwagę przy dokonywaniu nawet wstępnej selekcji tego, co jest dostępne na naszym rynku.
Przymierzając się do takiego zakupu liczymy nie tylko na poprawę brzmienia posiadanego zestawu, ale i ochronę przed niebezpieczeństwami drzemiącymi w sieci (przede wszystkim! – przyp. Red.). Ponieważ pora burzowa jeszcze przed nami, nie chcąc nadwerężać cierpliwości dystrybutora próbowałem zbadać możliwości obu kondycjonerów utrudniając im warunki pracy poprzez wpinanie w linię audio różnych siejących zakłóceniami wynalazków. Testy rozpocząłem od ładowarek do telefonów komórkowych, zasilaczy do laptopów i fotograficznych żarówek energooszczędnych (po 85W) a skończyłem na suszarce i odkurzaczu. Efekt? Żadnych pyknięć, strzałów w głośnikach, czy degradacji dźwięku. Oczywiście nie mówię tu o próbach odsłuchu przy wyjącym odkurzaczu, czy suszarce. Podobne eksperymenty już bez kondycjonerów niestety dały wyniki słyszalne w głośnikach. Czyli przynajmniej podstawowy egzamin z ochrony Trafomatiki zdały.
W tym momencie dochodzimy do rutynowego pytania. Czy warto wydać tyle na tego typu urządzenia? Trudno powiedzieć, ale warto się zastanowić, ile wart jest nasz system i na ile wyceniamy własny komfort psychiczny. Ile jesteśmy w stanie zapłacić za coś, co po prostu ochroni nasz system przed śmieciami czyhającymi w z gniazdku i niewiele mającymi wspólnego z deklarowanymi przez dostawcę 230V/50Hz.
Na marginesie: jeśli ktoś liczył na historię o tym, jak dwa magiczne pudełka podniosły klasę mojego zestawu o półkę lub dwie, bardzo przepraszam za rozczarowanie. Nie zajmuję się bajkopisarstwem i nie nadużywam środków mogących prowadzić do omamów (również słuchowych). Starałem się tylko rzetelnie, o ile coś takiego przy subiektywnych recenzjach może mieć miejsce, opisać wrażenia "nauszne" z kilku tygodni obcowania z kondycjonerami o dość egzotycznym dla nas pochodzeniu.
Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski
Szczegółowe dane:
Dystrybutor: Pełne Brzmienie Piotr Bednarski
classic 500
wymiary (SxWxG): 15 x 20 x 30 cm
Waga: 14kg
Cena: 5200 PLN
classic SM-60
wymiary (SxWxG): 27 x 24,50 x 29 cm
Waga: 14kg
Cena:7990 PLN
System wykorzystany w teście:
Źródła sygnału cyfrowego:
CD: Pionieer PD-9700
Apple Airport Express
DAC: North Star 192 Mk1
Wzmacniacz: Densen DM-10 Mk2
Kolumny: Neat Acustics Motive One
IC: Antipodes audio Katipo
IC cyfrowe – Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Monster Cable Interlink LightSpeed 200; Apogee Wyde Eye
Kable głośnikowe: Slinkylinks S1
Kable zasilające: Garmin; Supra Lo-Rad 3x2,5mm; Audionova Starpower Mk III
Listwa : GigaWatt PF-1 + kabel LC-1