Wkładki duńskiej firmy Ortofon cieszyły się dotąd w Polsce mniejszym zainteresowaniem, niż na to zasługują. Wynikało to do pewnego stopnia z polityki poprzedniego dystrybutora, który skupiał się głównie na podstawowych przetwornikach z serii OM oraz na wkładkach profesjonalnych. Moje pytania o wypożyczenie wysokich modeli do testu spotykały się z odmową. Jednak sytuacja się zmieniła i w obecnej dystrybucji wkładki stały się łatwiej dostępne recenzentom i nabywcom.
Przetworniki z serii SPU (niskopoziomowe MC) pojawiły się po raz pierwszy w końcu lat 50. Nietypowo wysoki nacisk (dwa razy większy od współczesnej średniej) oraz niskie napięcie wyjściowe, podobne do wartości charakterystycznych do co bardziej sadystycznych modeli Audio Note, lokują dziś te wkładki w dziale „egzotyczne”. Czy jednak słusznie? Wkładki SPU pojawiły się i opanowały rynek w formie typowej dla lat 50. i 60., czyli w wersji zintegrowanej z wymienną głowicą ramienia gramofonowego. Hasło „SPU” z miejsca przywodzi na myśl kroplową obudowę w stylu, który w momencie projektowania był futurystyczny, obecnie zaś kojarzy się ze „złotą erą”. Jednak z czasem standard się zmienił i dominującą pozycję zdobyło mocowanie półcalowe. Ortofon utrzymał w produkcji standardową zintegrowaną obudowę dla purystów analogu, jednak wprowadził też wersję „rozebraną”, mocowaną na standardowe śruby, co znacznie zwiększyło uniwersalność przetworników, pozwalając na mocowanie ich do większości ramion. Jednocześnie klasyczne „kroplowe” SPU podbijały świat ultraortodoksyjnych użytkowników gramofonów, umieszczane na końcach elegancko wygiętych ramion SME 3009 i 3012.
Obecnie trzy modele wkładek SPU występują w wersji N („naked”). Są to SPU Classic N (z igłą ze szlifem sferycznym), SPU Classic NE (szlif eliptyczny, dzisiaj testowana) oraz SPU Royal N (z modyfikacjami konstrukcyjnymi oraz igłą o szlifie Nude Ortofon Replicant 100). Wszystkie te wkładki mają odpowiedniki w linii klasycznej. Testowana wkładka nie poraża urodą wykończenia, przeciwnie, przypomina właśnie coś wyjętego z właściwej obudowy. Każdy przyzna, że na przykład wkładki Koetsu wyglądają ładniej, ale SPU nie ustępują im sławą, są natomiast znacznie mniej kosztowne. Wkładka na górnej powierzchni ma coś dziwnego wystającego (jakby obudowę magnesu), ale w zestawie dostarczany jest plastikowy adapter, który umożliwia bezproblemowe połączenie górnej powierzchni przetwornika z ramieniem. Ubocznym efektem jest znaczna wysokość wkładki, co wymaga nietypowo wysokiego podwindowania ramienia dla zachowania odpowiedniego VTA. Dla ramienia VPI JMW o wysokości regulowanej śrubą mikrometryczną nie stanowiło to problemu. Również duża masa własna SPU (kilkanaście gramów) okazała się niekłopotliwa, bowiem równoważyła ją wysoka wartość wymaganego nacisku. Ogólnie, podłączenie i kalibracja tej wkładki mogą być określone jako niezbyt trudne.
Kwestia kompatybilności elektrycznej teoretycznie mogłaby nastręczyć większych problemów. Tutaj wszystko zależy od przedwzmacniacza gramofonowego. Wymagana minimalna impedancja obciążenia na poziomie 10 omów nie stanowi bariery zwłaszcza, że jest to wartość minimum. Ustawiłem na 20 omów i było dobrze. Natomiast napięcie wyjściowe 0,2 mV to już wyzwanie, któremu nie podoła każdy phonostage. Używany przeze mnie z systemie testowym RCM Sensor Prelude IC dysponuje wzmocnieniem regulowanym w szerokim zakresie. Jego największa wartość teoretycznie dedykowana jest wkładkom o napięciu wyjściowym około 0,3 mV, co okazało się znakomicie odpowiadać testowanemu przetwornikowi. Po spełnieniu tych wymagań pozostało mi już tylko słuchanie.
Brzmienie klasycznej wkładki Ortofona w rozebranym wariancie wyjątkowo odpowiada moim preferencjom. Jest płynne, melodyjne, bogate w barwy, a jednocześnie odpowiednio rozdzielcze. Po wstępnych przymiarkach za pomocą płyt wokalnych i solowych, szybko wziąłem zwierzę za rogi i na warsztat trafiła muzyka symfoniczna. Nic tak nie wyobraca sprzętu analogowego jak porządne nagranie orkiestrowe. „Symfonia fantastyczna” Berlioza (New York Symphony, Leonard Bernstein, CBS) zabrzmiała nomen omen fantastycznie. Stali czytelnicy wiedzą, ze uważam prawidłowe oddanie barw za kluczowe dla dobrego brzmienia (obok kontroli basu). SPU włączona do mojego systemu okazała się uzupełnieniem idealnym. Naturalne, organiczne barwy dźwięków, które popłynęły z kolumn Avalanche napędzanych Jazzem, były jedne z najlepszych, jaki tu dotąd usłyszałem. Jakość dźwięku skłaniała do zwiększania natężenia głośności, ostatecznie pokrętło zatrzymało się na godzinie 12. Nie jest to wynik niskiego napięcia wkładki, bo już na dziewiątej było dobrze słychać. Po prostu muzyka brzmiała tak spójnie i gładko, że chciało się mieć jej więcej. Zwiększanie wzmocnienia nie powodowało bólu, lecz dostarczało więcej informacji. Prawdę mówiąc, miałem w pewnym momencie pokusę wysłuchania wszystkich 8 płyt albumu monograficznego Yehud Menuhina wydanego przez Dekkę. Ponieważ jednak nie mogłem ograniczyć się w teście do jednego gatunku muzyki, poprzestałem na dwóch nagraniach: koncercie na skrzypce i orkiestrę Brahmsa i na koncercie Brucha. Również tutaj SPU bardzo dobrze oddała barwy, szczegóły i dynamikę w skali mikro i makro. SAJazz z kolumnami Avalanche mają bardzo wybuchowe maniery w takim repertuarze, SPU zaś dostarczyła im należytego pokarmu. Bardzo satysfakcjonujące odtworzenia. W stosunku do płyty orkiestrowej Bernsteina doszedł tu jeszcze pełny, dojrzały dźwięk skrzypiec Menuhina. Dźwięki nie występowały w próżni, tylko były sklejone w jedną muzyczna całość, dającą wrażenie realizmu słuchanej muzyki. Brzmienie dużych składów z tą wkładką jest niemal liryczne dzięki płynności i bogactwu barw, a jednocześnie energiczne i o właściwej skali, dzięki dobremu odtworzeniu niskich tonów.
Nie mając ochoty rozstać się z symfoniką, wśród innych płyt znalazłem jeszcze koncert z Clarą Haskil na fortepianie („Clara Haskil spielt Mozart” Deutsche Grammophon). Była to dobra okazja do posłuchania tego instrumentu w mistrzowskim wykonaniu. Odtworzenie okazało się godne wykonania, dźwięk perlił się, słuchanie było szalenie przyjemne, fortepian nie miał śladu twardości czy szklistości, całość brzmiała delikatnie.
Po takim zestawi płyt małe składy były formalnością. SPU wiernie i z dużym ładunkiem emocji oddawała brzmienie zarówno zespołów instrumentalnych, jak kwartety Jarreta czy muzyka zespołu Billa Evansa, muzykę z materiałem wokalnym (Ella Fitzgerald, Billie Holliday), ale i ostrzejsze brzemienia Milesa Davisa lub Weather Report. Wszędzie wkładka Ortofona wypadała kompetentnie, na pierwszym planie stawiając przyjemność słuchania. Nawet brzmienia elektroniczne SPU oddało z czymś, co określiłbym jako przyjazna wierność.
Nie dziwię się, że te wkładki od 50 lat cieszą się popularnością i bardzo dobrze, że Ortofon nie uległ pokusie zastąpienia ich jakimiś nowszymi przetwornikami. SPU Classic NE to muzykalna, uniwersalna brzmieniowo wkładka, stosunkowo wymagająca w stosunku do reszty toru (wzmocnienie!), jednak jest to bardzo mocny typ wśród wkładek MC ze średniej półki cenowej. Ciekaw jestem teraz, jak zaprezentowałby się wyższy model.
Alek Rachwald
Szczegółowe dane:
Dystrybutor: Mediam
Cena: 2301,99 zł
Zakres częstotliwości: 20Hz - 20 kHz
Profil igły: Nude elliptical
Separacja kanałów: >20 dB przy 1kHz
Wewnętrzna impedancja: 6 Ohm
Poziom wyjściowy: 0.2mV
Podatność: 8 um/mN
Zalecany nacisk: 3-5 g
Zalecana impedancja: >10 Ohm
Masa: 13 g
System wykorzystany w teście:
wzmacniacz zintegrowany SoundArt Jazz, kolumny Avcon Avalanche Reference Monitor, gramofon VPI Aries 3 (upgrade)/JMW-10.5, odtwarzacz CD Advance Acoustic MCD-403/MDA-503, phonostage RCM Sensor Prelude IC, filtr sieciowy IsoTek Sigmas, kable: interkonekty XLR Argentum Silver, kabel phono VPI, głośnikowe Velum LS-V, Argentum 6/4, sieciowe IsoTek i Zu Audio.