Z nieukrywanym zadowoleniem, przez ostatnich kilka lat mogliśmy obserwować sukcesywnie postępujące odczarowywanie plików, streamingu i wszelakiej maści cyfrowych mediów. Nagle okazało się, że aby cieszyć, się czy to w zaciszu domowego ogniska, czy podczas dłuższych i krótszych wojaży, zdigitalizowanymi zbiorami muzycznymi wcale nie trzeba mieć skończonej robotyki, wykazywać się biegłością w instalacjach Linuxa i posiadać iście świętej cierpliwości do całej masy piętrzących się przed użytkownikami owych ustrojstw problemów technicznych. Powiem nawet więcej – w chwili obecnej większość plikograjów ergonomię obsługi i procedury początkowej konfiguracji uprościło do tego stopnia, iż wystarczy tylko uruchomić dedykowaną, dostępną na smartfony i tablety aplikację, z jej poziomu wybrać posiadane w domowej sieci magazyny plików i konta serwisów streamingowych, z których najczęściej korzystamy i … to by było na tyle. Krótko mówiąc prościej się nie da i jakby na to zagadnienie nie patrzeć właśnie o to chodzi, żeby dostęp do tego typu rozwiązań był jak najprostszy. Swoistym prekursorem we wprowadzaniu urządzeń przyjaznych odbiorcy była i nadal jest Yamaha, która jakiś czas temu debiutując na rynku z autorską platformą MusicCast sukcesywnie rozszerza jej zasięg nie tylko rozbudowując własne portfolio o kolejne modele streamerów i bezprzewodowych głośników, lecz również implementując ją do praktycznie wszystkich swoich linii produktowych. Tym razem skupimy się jednak na głównym nurcie MusicCasta a dokładnie na jednym z najbardziej wszechstronnych i uniwersalnych modeli w katalogu, czyli MusicCast 20.
Choć możliwości pojedynczej 20-ki wydają się spełniać, i to z nawiązką, wszystkie oczekiwania potencjalnych nabywców, to dystrybutor marki - Sieć Salonów Top HiFi & Video Design, postanowił nieco podnieść poprzeczkę i na testy dostarczył parę tytułowych głośników. Po co? Ano po to, byśmy w trakcie blisko dwutygodniowych odsłuchów mogli zweryfikować jak sprawdzają się one w …. konfiguracji stereofonicznej, czyli analogicznie do konfiguracji, w jakiej mogliśmy zapoznać się z możliwościami typowo lifestyle’owych Vif Reykjavik. Z czysto kronikarskiego obowiązku wspomnę jeszcze o możliwości wpięcia pary 20-ek w system wielokanałowy i z pomocą funkcji MusicCast Surround skonfigurowania ich w roli głośników efektowych w połączeniu z amplitunerem AV lub soundbarem i/lub wspomożenie najniższych składowych dedykowanym subwooferem MusicCast SUB 100. To jednak obszar, który uczciwie przyznam, znajduje się daleko poza kręgiem moich ortodoksyjnie stereofonicznych zainteresowań, więc pozwolicie iż zajmować się nim nie będę, tym samym pozostawiając pole do popisu dla wszystkich tych, którzy właśnie w wielokanałowości poszukują nirwany.
Yamaha MusicCast 20 jak na swoje, całkiem niewielkie i mało absorbujące gabaryty, jest nadspodziewanie ciężka (2.2 kg) i jak na produkt Yamahy przystało świetnie wykonana. Lekko obły, cylindryczny korpus pokrywa metalowa maskownica, od spodu mamy zapobiegającą przesuwaniu gumowaną okładzinę a na górnej ściance dotykowy panel sterowania, oraz cztery niewielkie i całe szczęście mało jaskrawe, diody informujące o stanie pracy urządzenia. Natomiast na górze „pleców” umieszczono uchwyty montażowe do powieszenia / zamontowania na dedykowanym standzie i tuż przy podstawie wejścia Ethernet, USB i gniazdo zasilające (popularna ósemka). Miłą niespodzianką jest dołączony w komplecie ponadnormatywnej długości przewód zasilający pozwalający na wielce komfortowe ustawienie głośniczka.
Zagłębiając się w niuanse natury technicznej nadmienię jeszcze, że 20-ka może pochwalić się posiadaniem dwuzakresowego modułu Wi-Fi (2.4 i 5 GHz), obsługą serwisów streamingowych Tidal, Spotify, Deezer i Qobuz, bezproblemowym „dogadywaniem się” z AirPlay’em i co chyba najistotniejsze obsługą formatów audio FLAC / WAV / AIFF do 192 kHz/24 bit. To jednak nie wszystko, gdyż na przyszłą aktualizację oprogramowania producent zapowiedział uaktywnienie funkcji Bluetooth Output®, czyli możliwość traktowania 20-ki jako źródła np. dla słuchawek bezprzewodowych.
O procesie parowania obu głośników w zestaw stereo – MusicCast Stereo nie będę się rozwodził, bo sama aplikacja prowadzi nas krok po kroku za rękę i po prostu nie da się popełnić błędu i zrobić wbrew wyświetlanym (po polsku) komunikatom.
Brzmieniowo już pojedyncza 20-ka nie przynosi ujmy na honorze marki. Dźwięk jest przyjemnie dociążony, posiada solidny wolumen a jednocześnie nie popada w zbytnią misiowatość, czy też monotonne dudnienie rodem z budżetowych boomboxów. Różnice pomiędzy zgromadzonymi na NAS-ie plikami a TIDAL-em HiFi były praktycznie niezauważalne, lecz już przesiadka na „stratnego” Spotify zaowocowała bezdyskusyjnie niższą jakością dźwięku, co dobrze świadczy o umiejętności różnicowania materiału źródłowego. Zdolności wypełnienia ponad 20-metrowego pokoju dźwiękiem oceniłem jako co najmniej dobre, o ile tylko komuś do głowy by nie przyszło organizowanie z udziałem MusicCast 20 kilkunastoosobowej potańcówki, bądź imprezy sylwestrowej.
Sytuacja, i to diametralnie, zmienia się w momencie dodania drugiego głośnika i sparowania ich w bezprzewodowy system stereo. Co istotne, to my decydujemy, która 20-ka ma pełnić rolę nadrzędną i to my ustawiamy, która będzie reprodukować lewy a która prawy kanał, co z autopsji muszę uznać za szalenie ułatwiające życie rozwiązanie. Jeśli zaś chodzi o walory soniczne, to ewolucja jest po prostu spektakularna, bowiem ze świata omnipolarnych plam dźwiękowych jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenosimy się do starego, dobrego stereo, gdzie źródła pozorne mają swoje jasno i precyzyjnie określone miejsca na scenie, wreszcie możemy mówić o czymś takim jak gradacja planów, bowiem zjawisko to jak najbardziej występuje a i rozdzielczość przekazu nie rozczarowuje. Oczywiście wato mieć na uwadze fakt operowania na nad wyraz rozsądnych i przystępnych pułapach cenowych, więc proszę nie oczekiwać cudów i wrażeń nausznych rodem z High-Endu, ale proszę mi wierzyć na słowo, że kontakt z parą 20-ek bynajmniej do traumatycznych przeżyć nie należy. W dodatku bez marudzenia duet Yamahy grał nie tylko mocno oldschoolowe przeboje pamiętające czasy szkolnych dyskotek(Samantha Fox) , czy też właśnie odarte z całej tej syntetycznej otoczki utwory Kylie Minoque, lecz również i dynamiczne, pudel-metalowe dokonania Bon Jovi. Dzięki nieco wypchniętej i dosaturowanej średnicy wokale miały przyjemną barwę i nie popadały w zbytnią analityczność, góra pasma zgrabnie uzupełniała przekaz lśniącymi alikwotami (o jakiejkolwiek ziarnistości możemy zapomnieć), a bas energetycznie masował trzewia. Czy dla większości nabywców, którym Yamaha MusicCast 20 jest dedykowana, potrzeba czegoś więcej?
Yamaha MusicCast 20 jest świetnym przykładem na to, że za stosunkowo niewielką kwotę można stać się posiadaczem urządzenia pozwalającego czerpać pełnymi garściami z popularnych platform streamingowych, internetowych rozgłośni radiowych i posiadanych w smartfonie plików, bez nawet podstawowej wiedzy jak to wszystko działa i w jakieś pięć minut po wyjęciu tytułowego głośnika z pudełka. W dodatku, gdy tylko nasze wymagania i potrzeby wzrosną wystarczy dokupić drugi egzemplarz i skonfigurować oba głośniki w klasyczny system stereo, który oczywiście, gdy tylko zajdzie ku temu potrzeba będzie można przełączyć w tryb pracy multiroom i nagłaśniać nimi dwie całkowicie niezależne strefy.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 1149 PLN
Dane techniczne:
Moc wzmacniacza: 40 W
Wymiary (S x W x G) : 150 x 186 x 130 mm
Waga: 2.2 kg
Inne: Obsługa Tidal, Deezer, Spotify / Funkcja MusicCast Surround / Funkcja MusicCast Stereo