O nowej, ulokowanej w środku oferty szwajcarskiego producenta linii Vocalis od momentu premiery nie było zbyt głośno. Ot krótka informacja prasowa nadesłana przez dystrybutora Vovoxa – krakowski Eter Audio i cisza w eterze. Całe szczęście podczas którejś z rozmów, niejako przypadkiem ktoś wspomniał o tym, że za ok. połowę ceny Textury można mieć przynajmniej 85 -90% jej brzmienia. To dobra informacja, tym bardziej, że kursy walut ostatnio nas nie rozpieszczają, a skoro złotówka traci na wartości, ceny dóbr importowanych automatycznie idą w górę. Trzeba więc jakoś kombinować, a jeśli ktoś nie lubi polowań na krajowych i zagranicznych serwisach aukcyjnych warto osobiście przekonać się co w trawie piszczy i jak „grają” produkty z teoretycznie niższej półki.
Z premedytacją piszę „teoretycznie”, gdyż po wypakowaniu Vocalisy wcale na tańsze nie wyglądały. Ba, śmiem twierdzić, że prezentowały się, zarówno na zdjęciach, jak i w naturze zdecydowanie lepiej od swojego starszego i zarazem droższego rodzeństwa. Co do zastosowanych przewodników, to żadnej rewolucji spodziewać się nie należy, więc nadal mamy do czynienia z przewodnikami solid-core wykonanymi z miedzi OFC o czystości 99,95% (miłośnicy metalurgii spod magicznego symbolu 7N mogą czuć się zawiedzeni) i tekstylnymi peszelkami pozbawionymi wszelkiego rodzaju plastyfikatorów.
Tym razem smutną czerń ożywiają szare akcenty i przewody po prostu prezentują się elegancko i dystyngowanie. Taki stonowany, chciałoby się powiedzieć typowo korporacyjno – bankowy design, w którym widać klasę, lecz nie ma miejsca na nawet najmniejsze akcenty choćby ocierające się o krzykliwość. Choć z drugiej strony firmowe „metki” pełniąc nie tylko rolę wskaźników kierunkowości (powinny być bliżej odbiornika sygnału) spokojnie mogą uchodzić za element typowo dekoracyjny. I to w dodatku jedyny, gdyż o ile konkurencja „chwali się” jeszcze butikową konfekcją to zastosowane przez Vovoxa wtyki Amphenola (XLR), choć solidne do audiofilskiej biżuterii nijak się zaliczyć nie mogą. O wtykach sieciowych i głośnikowych nawet nie wspomnę.
Budowa przewodu głośnikowego, w postaci dwóch żył przedzielonych ok. centymetrowej szerokości taśmą tekstylną, jest ściśle podporządkowana idei minimalizowania interferencji spowodowanych przez generowane podczas przepływu prądu pola elektromegnetyczne. Zastosowane wtyki, choć nadzwyczaj lekkie i niepozorne zapewniają dobry kontakt z terminalami.
Sytuację ratuje listwa sieciowa, która po prostu jest ładna i w dodatku jej przenoszenie nie powinno nastręczać problemów nawet drobnym przedstawicielkom płci pięknej. Najwidoczniej producent uznał, że skoro wszystkie jego przewody z powodzeniem można zaliczyć do wagi piórkowej, to i sam „dystrybutor” prądu nie musi porażać ciężarem. Tym oto sposobem klient otrzymuje zgrabną, wykonaną z tworzywa, ważącą około 1 - 1,5kg listwę sieciową wyposażoną w sześć gniazd typu Shuko. Skoro już poruszyłem temat zasilania czas na małą powtórkę z rozrywki. Choć sieciówki Textura AC Power, a raczej sieciówkę w ilości sztuk jeden już testowałem ponad rok temu ( link) dystrybutor postanowił podesłać je do mnie nie tylko ze względu na to, żeby sprawdzić jak po podwyżce przedstawia się ich współczynnik „value for money”, ale również, żebym nausznie mógł się przekonać co to znaczy zafundować systemu kompletne okablowanie danego producenta. Czemu zatem nie otrzymałem „dedykowanych” Vocalisów? Powód, a raczej powody, bo są dwa, okazały się prozaiczne. Po pierwsze, podobno (wierzę dystrybutorowi na słowo), różnica w cenie między ww. modelami jest nieadekwatna do różnic brzmieniowych, a po drugie skoro listwa zasilająca jest wewnątrz okablowana Texturą, to logicznym wydaje się również resztę sieciówek dobrać z tej linii. I tak razem z listwą otrzymałem trzy przewody zasilające, które pozwoliły na stworzenie w pełni szwajcarskiego - „koszernego” okablowania mojego systemu.
Tyle tytułem wstępu. W końcu, jeśli o przewody nie potykamy się za każdym razem mijając system a ich kolorystyka nie powoduje zapalenia spojówek i łzawienia, to prędzej czy później przestajemy zwracać na nie uwagę. O Vovoxach zapominamy mniej więcej po … 5 minutach od wpięcia. Nie dość, że nie absorbują uwagi słuchacza swoim wyglądem to i sonicznie starają się, biorąc przykład ze swojego starszego rodzeństwa robić tylko to, do czego zostały stworzone. Wszystko jest na swoim miejscu, rozpoczyna się i kończy dokładnie wtedy, kiedy powinno. Nie chcę nic mówić, ale przypomina to świetnie wykonany szwajcarski … czasomierz będący synonimem precyzji i punktualności. Pytanie, czy taka „akuratność” nie zabija drzemiących w muzyce emocji. Otóż nie. Po prostu jest to jedna z dróg prowadzących do celu, jakim jest jak najwierniejsza reprodukcja zapisanego na dowolnym nośniku materiału. Tu nie ma miejsca na interpretację, własną wizję i aktywny udział w kreowaniu spektaklu. Kable nie są od tego. Mają przesłać sygnał z punktu „a” do punktu „b” w jak najbardziej nienaruszonej, dziewiczej postaci. I właśnie to robią. W celu odświeżenia wspomnień z testu wyższej serii sięgnąłem po wykorzystywany wtedy materiał. W odtwarzaczu wylądowały krążki Timbaland „Timbaland Presents Shock Value” , Gorillaz „Demon Days”, Cassandra Wilson „Thunderbird”, „Loverly” i „Hallucination Engine” Material. Zamiast „Fa Shao Jie Lun” Shi Ai Min, której nijak nie udało mi się namierzyć na półce posłużyłem się równie szeleszczącą a przy tym potrafiącą przeraźliwie zaskrzeczeć „Some Girl” Youn Sun Nah. I cóż. Prawdę powiedziawszy bez niespodzianek i ze spokojnym sumieniem mógłbym wykonać przysłowiowe kopiuj/wklej umieszczając tutaj wszystko to, co napisałem ponad rok temu. Iście studyjna prawdomówność połączona z naturalnością i neutralnością pozwala zarówno cieszyć się muzyką jak i oceniać jakość realizacji. Specjalnie rozgraniczam te dwa elementy, gdyż bardzo często właśnie nieumiejętna, niechlujna realizacja zabija całą przyjemność obcowania z nagranym materiałem. Tym razem szwajcarskie okablowanie pozwala słuchaczowi być ponad tym, co ewentualnie poszło nie tak. Skupić się na emocjach, melodii, warstwie tekstowej. Jednak jest jeden warunek –artysta musi być artystą do szpiku kości a nie tylko z nazwy. Wszelkiego rodzaju potknięcia, sztuczności i próby grania pod publikę są przez Vocalisty bezpardonowo obnażane. Już po kilku taktach słychać, że „król jest nagi” a krążek opuszcza odtwarzacz prędzej niż się w nim znalazł. Mało przekonująco wypadają np. wszelkiego rodzaju samplery, których wartość artystyczna dość zauważalnie odstaje od nieraz referencyjnych realizacji. Okazuje się, że warsztat to nie wszystko, trzeba czuć to, co się robi i to właśnie odróżnia prawdziwego artystę od zwykłego rzemieślnika. Podobnie jest z tzw. gwiazdami jednego sezonu, bądź czasem jednej piosenki. Plastikowe lalki i wymuskani chłopcy z castingów organizowanych przez wielkie wytwórnie w trybie ekspresowym lądują w koszu. Może na boomboxach da się ich słuchać, ale na sprzęcie okablowanym Vovoxami niekoniecznie. Pozostaje jeszcze do omówienia sprawa różnicowania samej jakości nagrań. O ile walory artystyczne bronią się same i tylko od preferencji słuchacza zależeć będzie, czy dany album przejdzie weryfikację, czy nie, to chciał / nie chciał na tym poziomie jakościowo – cenowym, pomimo najszczerszych chęci niektórych albumów słuchać nie sposób. U mnie rolę swoistego „papierka lakmusowego” i zarazem wariografu pełnią krążki „Keeper of the Seven Keys” Helloween i „Death Magnetic” Metallicy. Pierwszy album posiadam jedynie z czystego sentymentu do starych czasów, kiedy katowałem go jeszcze z kasety a drugi, jako przestrogę, jak „loudness” może zabić muzykę. W obu przypadkach „nie słuchalność” była aż nadto bolesna i dłuższy, niż kilkuminutowy odsłuch byłby przejawem skrajnego masochizmu.
Całość prezentacji, jak już dążyłem wspomnieć, jest bardzo dobrze poukładana i spójna zarówno w aspekcie czasu, jak i przestrzeni. Gradacja planów stoi na wysoce zadowalającym poziomie a scena charakteryzuje się wzorową stabilnością. Nie ma żadnych oznak nerwowości, bądź chęci wyrywania się przed szereg. Dynamika zarówno w skali mikro, jak i makro jest ze wszech miar poprawna i nie powoduje niedosytu. Jednak im dłużej obcuje się ze szwajcarskim okablowaniem, tym częściej, gdzieś w podświadomości kołacze pytanie, czy można lepiej, prawdziwiej, bardziej namacalnie. Oczywiście, że można, warto jednak pamiętać, że za to „trochę” lepiej trzeba będzie odpowiednio więcej zapłacić. W porównaniu do moich dyżurnych głośnikowych Harmonixów Vovoxy nie mają tak nasyconych i soczystych barw, grają trochę bardziej stonowanym dźwiękiem. Jednak w swojej cenie można uznać je za jedną z najciekawszych i najbardziej uniwersalnych propozycji, właśnie ze względu na oferowaną przez siebie transparentność. Podobnie jest z interkonektami. O ile porównanie do zdecydowanie droższych LessLoss Anchorwave pokazuje, że w sferze kreowania przestrzeni i umiejętności prezentowania wszelkiego rodzaju z pozoru nieistotnych niuansów obecnych niemalże na granicy percepcji można iść jeszcze dalej to już na tle Nordostów nie znajduje powodów do jakiejkolwiek krytyki. To amerykańska łączówka mogłaby się sporo nauczyć od Vocalisów, co oznacza neutralność i obiektywizm.
Niejako na deser zostawiłem listwę zasilającą, która pozbawiona jakichkolwiek elementów filtrujących pełni rolę wysokiej klasy rozgałęziacza i jej wpływ będzie w głównej mierze zależał od klasy wpiętych do niej urządzeń, oraz jakości dostępnego w „gniazdku” prądu. Zadaniem „power distributora” jest jak sama nazwa wskazuje dystrybucja a nie poprawa, czy regeneracja prądu. Warto o tym pamiętać, gdyż z jednej strony zyskujemy sporą szansę na to, że nawet prądożerna amplifikacja nie przytka się ze względu na zbyt małą wydolność listwy, a z drugiej wszelkiego rodzaju śmieci obecne w sieci trafią do zasilaczy naszych urządzeń audio. Jest to na pewno ciekawa propozycja dla osób zamieszkujących w nowym budownictwie, z poprawnie zaprojektowaną i wykonana instalacją elektryczna a najlepiej z dedykowaną, odrębną „linią” dla systemu audio. W porównaniu z PF-2ką Gigawata dźwięk mojego system nie był tak energetyczny, lekko podkręcony. Zeszła z niego obecna do tej pory adrenalina i zapanowała wewnętrzna równowaga i spokój. Całe szczęście nie było mowy o jakimś spadku dynamiki i motoryki, choć zostały one zaprezentowane w zdecydowanie bardziej cywilizowany sposób. Trochę bardziej dostało się za to sieciówkom, które niestety nie były w stanie nawiązać równorzędnej walki ani z Organikiem, ani z Furutechem, ale obaj konkurenci po pierwsze byli drożsi, a po drugie idealnie wpasowali się w moje preferencje i system, więc byli w zdecydowanie bardziej komfortowej sytuacji. Różnice dotyczyły głównie dynamiki, rozmachu i wykopu, które Vovoxy prezentowały rzetelnie, ale bez entuzjazmu charakterystycznego dla swoich konkurentów.
Czy taki sposób prezentacji może się podobać, czy ma szansę znaleźć grono swoich fanów i nabywców? Moim zdaniem zdecydowanie tak. Za stosunkowo niewygórowane, oczywiście jak na audio, kwoty można stać się posiadaczem bardzo zrównoważonego i na tyle uniwersalnego okablowania, że przesiadka na urządzenia o półkę, bądź dwie wyższą niekoniecznie będzie musiała oznaczać konieczność natychmiastowej wymiany. W dodatku warto pamiętać o tak prozaicznych walorach Vovoxów jak niesamowita łatwość ich aplikacji i ponadczasowy design, który spokojnie wytrzyma nawet kilkunastoletnią próbę czasu.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski
Dystrybutor: Eter Audio
Cena:
- interkonekt XLR Vovox Vocalis: 0,75 m – 1590 zł, 1 m – 1790 zł
- Kable głośnikowe Vovox Vocalis: 2x2 m – 1690 zł, 2x2,5 m – 1990 zł, 2x3 m – 2290 zł
- Listwa zasilająca Vovox power distributor: 1790 zł
- kabel sieciowy Vovox Textura AC Power: 1,5 m – 1490, 1,8 m – 1690 zł
System wykorzystany w teście:
CD/DAC: Ayon 07s
DAC & konwerter USB/Coax: Hegel HD2
Odtwarzacz plików: Ayon S3; Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
Wzmacniacz: Electrocompaniet ECI 5
Kolumny: A.R.T. Moderne 6
IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Audiomago AS
IC XLR: LessLoss Anchorwave; Nordost Baldur
IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
Kable USB: Wireworld Ultraviolet, Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
Kable głośnikowe: Harmonix CS-120
Kable zasilające: GigaWatt LC-1mk2; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Vovox Textura
Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2
Stolik: Missoni Audio Carpet Stradivari