Sądząc po dobrej prasie i opiniach zadowolonych posiadaczy Xavian nie ma problemów ze zbytem. Jednak w im większej ilości systemów pojawiają się czeskie kolumny, tym więcej zmiennych i mniej, lub bardziej udanych konfiguracji. Chcąc przynajmniej częściowo pomóc zagubionym audiofilom Roberto Barletta wprowadził do oferty kable głośnikowe.
Mondiale dotarły do mnie jeszcze ciepłe, praktycznie prosto z fabryki. Wysyłka odbyła się na tyle szybko, że do producenta nie zdążyły dotrzeć zgrabne drewniane skrzyneczki, w których docelowo mają być sprzedawane przewody. Całe szczęście tuż przed publikacją recenzji otrzymałem ich … poglądowe zdjęcia. Malkontenci uznają ten fakt za mało poważne podejście, bądź nawet objaw niefrasobliwość wytwórcy, dla mnie jednak liczyła się możliwość posłuchania czeskich kabli, bo cóż miałbym, nawet z nie wiem jak pięknym pudełkiem robić. Chociaż i na takie dylematy pan Barletta znalazł odpowiedź:
Pozwolę sobie jednak wrócić do samych przewodów. Konkurencja na pułapie dwóch – trzech tysięcy jest niezwykle silna. Potencjalny nabywca ma do wyboru wszelkiego rodzaju taśmy, plecionki a i szansa trafienia na model o przekroju średniej grubości węża (ogrodowego?) jest całkiem spora. Producenci chwalą się zaawansowanymi procesami galwanizacji, skomplikowaną geometrią i niezwykłą czystością przewodnika. Xavian też ma coś dla miłośników technikaliów i oryginalności. Otóż Mondiale są przewodami o budowie koncentrycznej, które wykonano ze srebrzonej miedzi izolowanej teflonem i silikonem. W dodatku podczas wymiany korespondencji pan Barletta bez zasłaniania się kosmicznymi technologiami i tajemną wiedzą metalurgiczną podał ich podstawowe parametry elektryczne. O ile dla większości posiadaczy sprzętu, nazwijmy masowego, nie maja one większego znaczenia to dla miłośników Lavardina, NVA, czy innych egzotycznych marek są cennymi wskazówkami umożliwiającymi uzyskanie pełnej synergii pomiędzy komponentami własnego systemu. Chcąc zawczasu uciąć dywagacje na temat ewentualnego „opierania się na azjatyckiej myśli technicznej” zapytałem wprost i uzyskałem zapewnienie, że Mondiale są wykonywane ręcznie w Czechach (w Kładnie) a bazą do ich powstania jest przewód o zastosowaniu militarnym. Wiedziony wrodzoną ciekawością nie omieszkałem również spytać o wykonane z niezwykłą starannością i ozdobione firmowym logo drewniane puszki. Podczas odsłuchów jakoś niespecjalnie korciło mnie ich rozkręcanie a skoro miałem kontakt z producentem najrozsądniej było zasięgnąć języka u źródła. Otóż pełnią one jedynie rolę spliterów/rozdzielaczy, pomijam niezaprzeczalnie pozytywny wpływ estetykę przewodów. Wpisuje się to niejako w obiegową opinię o Xavianie uchodzącym za firmę o ponadprzeciętnych umiejętnościach stolarskich. Prawdziwą wisienką na torcie są jednak rewelacyjne od strony mechanicznej i ergonomicznej, a przy tym wprost przecudnej urody kątowe, zakręcane wtyki WBT Nextgen.
Pytanie jak te wszystkie zabiegi wzornicze wpłynęły na brzmienie przewodów, czyli jak te kable grają. No cóż. Nie będę owijać w bawełnę, teflon, czy inny izolator. Xaviany grają jak … Xaviany. Po prostu. Miłośnicy marki powinni w tym momencie wiedzieć już o nich wszystko, a pozostałych czytelników zapraszam do dalszej lektury. Mondiale odciskają niezaprzeczalne piętno na systemie w którym się znajdują i od pierwszych taktów bezczelnie informują, że wyszły spod ręki, skądinąd sympatycznego, Czecha ze słonecznej Italii. Jak dla mnie bomba. Wystarczy wziąć wszystko to co do tej pory napisałem o produktach Xaviana, skopiować i wkleić tutaj. Serio. Pierwszy raz zdarza mi się spotkać tak ewidentnie „firmowo” brzmiący produkt, nie będący jednocześnie jednym z głównych elementów systemu do których zaliczam źródło, amplifikację i kolumny. A nie, przepraszam. W przypadku Linna jest podobnie, ale akurat szkockie kable można zaliczyć do kategorii entry-level. Generalnie chodzi mi o to, że w swoich przewodach głośnikowych pan Barletta zawarł wszystkie te cechy, które charakteryzują sygnowane prze niego kolumny. Przede wszystkim nacisk położony jest na muzykalność i szeroko rozumianą przyjemność obcowania z muzyką. Nie ma mowy o transparentności, za to namacalność i soczystość dźwięku sprawia spragnionemu spokoju i relaksu słuchaczowi niesamowitą frajdę. Na pewno nie są to przewody „recenzenckie”, bo nie dość, że ostentacyjnie upiększają brzmienie systemu, w którym się znajdują, maskują nie tylko drobne niedociągnięcia sprzętowe, to jeszcze aż nazbyt wyrozumiale traktują nawet ewidentnie spaprane nagrania, bądź wyczyny wokalne osób na wyrost nazywanych piosenkarzami. Przykładowo - hip-hopowe gwiazdki w stylu Keri Hilson („In A Perfect World…”) miały w sobie to „coś” i nie chodzi mi akurat w tym momencie o to „COŚ”, co miały w sobie pewnie nie raz i nie dwa, ale o to, że ewidentnie plastikowa i obliczona na jeden sezon syntetyczna papka mogła nie ranić uszu i stanowić całkiem akceptowalne tło do codziennych zadań, bądź spotkań z przyjaciółmi nie podzielającymi naszych upodobań repertuarowych.
Nie po to jednak wpinałem w tor kable za trzy tysiące, żeby katować się wyrobami muzykopodobnymi. Czym prędzej sięgnąłem więc po album Renaud Garcia-Fons „Entremundo”, który zabrzmiał ciepło, analogowo i aksamitnie a zarazem wystarczająco selektywnie, by bez trudu wyłowić wszelkiego rodzaju smaczki kryjące się na drugim, bądź trzecim planie nagrania. Xaviany bez trudu nadążały za karkołomnymi zmianami rytmu, czy nastroju poszczególnych utworów. Nie faworyzowały żadnego z podzakresów, nie miały swoich ulubionych instrumentów. Co prawda wszystko wydawało się bardziej kolorowe, orientalne. Jakby, odwołując się do fotografii, delikatnie podbić saturację. Nie było mowy o przekroczeniu granicy dobrego smaku i osiągnięcia poziomu znanego z prezentacji najnowszych telewizorów, ale trzeba przyznać, że rzeczywistość jest bardziej szara. A właśnie, skoro jestem przy szarościach i chropowatościach. Zamiast oklepanej Diany Krall zdecydowałem się na bardziej matowy i wyższy wokal Caecilie Norby, oraz album „Arabesque”. Pani ma głos jakby od czasu do czasu lubiła posiedzieć przy nieco mocniejszym Martini z Dumontem (ktoś jeszcze pamięta te papierosy?) i nawet na Mondialach lekka szorstkość była doskonale słyszalna. Wokal Caecilie został podany blisko, tworząc wrażenie intymności. Wprost idealnie na wieczorny odsłuch we dwoje. Kontynuując kobiece klimaty sięgnąłem po „Marked for Madness” Michelle Young, której twórczość może nie wyznacza nowych horyzontów, ale z niezwykłą zwinnością porusza się ścieżkami wydeptanymi przez Kate Bush. W tytułowym utworze gitarowe solo miało odpowiedni ładunek emocjonalny, właściwy rockowy pazur, zadziorność i soczystość. To taka odmiana lekko napompowanego, patetycznego rocka z organami, fanfarami i całą towarzyszącą im otoczką, jaką można usłyszeć np. na starych płytach Toto z dodatkiem lekko teatralnych partii wokalnych.
Mocne brzmienia ograniczyłem tym razem do nieco zapomnianego, ale o dziwo działającego i wciąż nagrywającego zespołu Mr. Big i ich ostatniego albumu „What If....”. Już od pierwszych minut nogi same przytupywały a głowa kiwała się jak u pieska – maskotki umieszczonego na desce samochodu pokonującego trasę Warszawa – Wrocław. Selektywność może nie była najwyższych lotów, ale ten krążek po prostu nie został zbyt audiofilsko nagrany i nie można było od czeskich kabli wymagać cudów, Z pustego nawet i Salomon nie naleje. Grunt, że większość z irytujących do tej pory jazgotliwości została zniwelowana, kreując w rezultacie lekko przyciemniony, ale przez to zdecydowanie bardziej przyswajalny spektakl.
Na zakończenie zdecydowałem się na lokalny akcent - album „Samsara” Oranżady. Obecność Xavianów w moim systemie podkręciła ten krążek, szczególnie partie wokalisty, którego głos nabrał ciepła, schodził niżej niż dotychczas i czarował magnetyzmem bohaterów znanych ze starych filmów akcji. Na „Statku” pulsujący rytm prowadził ciemne, składające się z plam dźwiękowych tło otwierając od czasu do czasu furtkę jaśniejszym i eterycznym brzmieniom gitary.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się jak w zdaniu, góra dwóch zawrzeć główne cechy Mondiali. Zrobiłem sobie krótką przerwę, nalałem kapkę zacnego single malta i już wiem. Xavian Mondiale to czeski antydepresant na … metry.
Tekst: Marcin Olszewski
Zdjęcia: Xavian, Marcin Olszewski
Dystrybutor: Moje Audio
Cena:
- przewody głośnikowe o dł. 2 x 2 m - 3000 PLN
- przewody głośnikowe o dł. 2 x 3 m - 3990 PLN
Dane techniczne:
- pojemność 85 pF/m
- indukcyjność: 0,0024 mH/m
- oporność: 0,014 Om/m
- wtyki WBT Nextgen
System wykorzystany w teście:
CD/DAC: Ayon 07s
Odtwarzacz multimedialny : LG DP1W
Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
Wzmacniacz: Hegel H-100
Kolumny: Neat Acoustics Motive One; A.R.T. Moderne 6; Xavian Gran Colonna
IC: Antipodes Audio Katipo; Neotech NA-12260 UP-OCC (NEI-3001); Sevenrods ROD2
IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
Kable głośnikowe: Harmonix CS-120; Sevenrods ROD2
Kable zasilające: GigaWatt LC-1mk2
Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2