Kiedy od już nie pamiętam jak dawna bezprzewodowość dźwięku na stałe zagościła w naszych domach i uszach począwszy od wszelakiej maści sounbarów, poprzez większe i mniejsze kolumny – zarówno te główne - w systemach stereo, jak i efektowe oraz subwoofery - w wielokanałowych, na słuchawkach na-, wokół- i do-usznych skończywszy, naprawdę trudno producentom takowych ustrojstw swych potencjalnych odbiorców czymkolwiek zaskoczyć. Okresowe mody i trendy, jak sama nazwa wskazuje mają swój coraz krótszy okres ważności i przemijają szybciej niż pamięć o bezliku gwiazdek jednego i to siłowo lansowanego przez stacje radiowe i telewizyjne przeboju, więc podążanie za nimi jest co najwyżej przejawem skrajnej krótkowzroczności i braku planów na przyszłość. Również wabik cenowy spowszedniał na tyle, że już mało kto daje się złapać na mega/ultra/super (niepotrzebne skreślić) promocję skoro co i rusz ktoś taką akcję ogłasza, więc i konkurencja na tym polu zrobiła się na tyle mordercza, że odsiew ewidentnych bubli dokonuje się niemalże na samym wejściu a więc jeszcze przed trafieniem na sklepowe półki. Krótko mówiąc statystyczny, w dodatku zazwyczaj koszmarnie przebodźcowany atakującymi go ze wszystkich stron ofertami konsument staje przed nie tyle suto zastawionym „szwedzkim stołem”, co musi mierzyć się z prawdziwą klęską urodzaju. Dlatego też nie dziwi fakt wzrostu popularności pewnego, budowanego na własnych doświadczeniach asekuranctwa śmiało mogącego uchodzić za przejaw … zdrowego rozsądku. Mowa bowiem o przywiązaniu do danej marki, z której portfolio kiedyś zakupiony produkt spełnił jeśli nie wszystkie, to przynajmniej na tyle znaczną część naszych oczekiwań, że nabraliśmy do niego zaufania i nie chcąc bezsilnie szamotać się w istnym oceanie pokus oraz w obawie przed nietrafionym wyborem sięgamy po kolejny wyrób danej marki. I coś mi się wydaje, że właśnie na powyższym modelu konsumpcyjnym swoją strategię rozwoju oparł nader regularnie pojawiający się na naszych łamach byt, czyli projekt House of Marley, z którego to katalogu, tradycyjnie dzięki uprzejmości Sieci Salonów Top HiFi & Video Design, do naszej redakcji trafiły mini monitory bluetooth Uplift o oznaczeniu kodowym EM-JA027-SB, które (oznaczenie, nie monitory) w dalszej części pozwolę sobie litościwie pominąć.
Jak widać na załączonych zdjęciach Uplift reprezentują pełną zgodność z firmową szkołą designu bazującą w głównej mierze na materiałach pochodzących z recyklingu. Mamy zatem do czynienia z bardzo udanym połączeniem naturalnego, „słomkowego” ciepła bambusowych frontów z czernią przetworników oraz pokrywającej korpus głośników tkaniny REWIND wykonanej z organicznej bawełny, konopi i pozyskanych z recyklingu polimerów. Są przy tym zaskakująco … małe, więc niejako z automatu trafiają w segment desktopowy, gdyż pomimo najszczerszych chęci praw fizyki z ich pomocą nagiąć się nie da, więc i na nagłośnienie większych aniżeli 10-12 m² raczej nie ma co liczyć. Tzn. wstawić je tam można i dźwięki przez nie generowane oczywiście będą słyszalne, lecz intensywność doznań będzie nad wyraz umowna. Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do aparycji, gdyż Uplift dysponują zabezpieczonym firmowym logotypem i umieszczonym wewnątrz niewielkiej tubki przetwornikiem wysokotonowym oraz niezbyt pokaźnych rozmiarów mid-wooferkiem. Czteroprzyciskowy i dwudiodowy panel sterowania umieszczono na ścianie górnej jednej z kolumn a rzut oka na plecy ujawnia wyraźny podział na prawą (właśnie ona ww. panelem dysponuje) – pełniącą rolę „mastera” i lewą „podrzędną” jednostkę. Prawa kolumna dysponuje bowiem parą wejść RCA, mini jack, gniazdem wejściowym na zewnętrzny, wtyczkowy zasilacz oraz wyjściem RCA na lewą kolumnę. Z kolei lewa może pochwalić się jedynie stosownym wejściem sygnałowym. Tytułowe kolumienki dysponują również na swych plecach niewielkimi ujściami kanałów bas refleks. Do grona drobiazgów o których wypadałoby wspomnieć a których wraz z kolumnami … nie otrzymamy z pewnością należy pilot zdalnego sterowania, więc włączanie/wyłączanie Marley’ów będziemy musieli wykonywać „z palca” a co do regulacji głośności, to jeśli znudzą nam się spacery zawsze możemy wspomagać się takową funkcją w źródle sygnału.
Biorąc pod uwagę zarówno nad wyraz nikczemną posturę Uplift, jak i moją wcześniejszą uwagę o ich (nie)zdolnościach skutecznego nagłośnienia dwudziestokilkumetrowego pokoju w trakcie testów tytułowe monitory pozwoliłem sobie wykorzystywać w roli uprzyjemniaczy pracy zdalnej a po jej zakończeniu przeglądania zasobów Internetu, w tym YouTube i Tidal. Efekt? Wysoce satysfakcjonujący, tym bardziej, że na tym pułapie cenowym już sam działania i generowania dźwięku śmiało można uznać za sukces a tu odsłuch ewidentnie nie bolał. Z racji całkiem długiego przewodu sygnałowego rozstaw kolumn pozwalał na uzyskanie całkiem realistycznej stereofonii, pomijalne gabaryty sprawiły, że do czynienia miałem z niemalże punktowym źródłem dźwięku, więc z i precyzją ogniskowania źródeł pozornych żadnych problemów nie odnotowałem, a że bas raczej stawiał na kontrolę i zróżnicowanie zamiast na masę i potęgę to raczej nikogo dziwić nie powinno. Piszę to bez nawet najmniejszych przejawów złośliwości, czy też pretensji a jedynie stwierdzam fakt i przechodzę nad nim do porządku dziennego będąc zarazem wdzięcznym producentowi, że nie próbował za wszelką cenę walczyć o kilka Hz niższe zejście kosztem czytelności i kultury najniższych składowych. A tak basik jest zauważalny a jednocześnie nie ma dudniącej i męczącej na dłuższą metę boomboxowej maniery, dzięki czemu nie ma problemów z nawet tak wymagającym materiałem jak „Trust Me, I’m Still A Proctologist” formacji ChuggaBoom. Oczywiście nie sposób porównywać Uplift-y z pełnopasmowymi podłogówkami w stylu goszczących u mnie potężnych AudioSolutions Figaro L2, ale śmiem twierdzić, że raczej nikt przy zdrowych zmysłach tego nie oczekuje. Z kolei na zdecydowanie bardziej cywilizowanym wsadzie muzycznym, jak okołojazzowo-folkowy album „Impresje polskie” Luka Mazur Quartet wszystko było w jak najlepszym porządku. Skrzypce miały właściwą sobie chropawość, wokale namacalność i co istotne Marleyom udało się uniknąć irytującego podkreślenia sybilantów, co dobrze im wróży nawet z nieco niższych lotów realizacjami.
House of Marley Uplift są uroczo nieabsorbujące tak pod względem gabarytów, jak i obsługi. Zapewniając bowiem łączność bezprzewodową nie zapominają o konwencjonalnych – komunikujących się za pomocą standardowego okablowania peryferiach, mogą więc stanowić świetne uzupełnienie pierwszych systemów audio naszych milusińskich, bądź sypialniano – gabinetowe nagłośnienie z komputerem w roli źródła.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 449 PLN