Firma ART Loudspeakers była już wcześniej prezentowana na naszych audio-stereo-fonicznych łamach, w postaci testu wyczynowych kolumn podstawkowych Emotion Monitor. Wspomnę tylko w skrócie, że właścicielami i projektantami ART są dwaj Szkoci, bracia Dunlop, synowie człowieka, który w złotych latach audio odpowiadał za konstrukcje Systemdeka. Geny więc firma posiada najlepsze z możliwych. Poza kosztowną linią Emotion, dzielni Szkoci mają w ofercie nieco skromniej wyglądające zestawy z linii podstawowej (z pewnych względów nie nazwę jej budżetową). Podłogowe zestawy należące do podstawowej linii ART-ów to obietnica firmowego dźwięku za bardziej niż dotąd przystępną cenę. Seria Emotion to ceny hi-endowe, mimo że moim zdaniem usprawiedliwione brzmieniem. Natomiast Stiletto z ceną nieco poniżej 10 000 zł może już znaleźć się na liście zakupów przeciętnego, choć silnie zmotywowanego melomana. W związku z tym przypuszczam, że jest to ważna pozycja w ofercie firmy i warto przekonać się, czy spełni oczekiwania, w moim przypadku wywindowane przez kontakt z jej starszymi braćmi.
Zacznę jednak od opisu konstrukcji. Stiletto 6 to niewielka dwudrożna kolumna podłogowa w obudowie bas-refleks. Podobnie jak inne testowane przeze mnie dotąd kolumny tej firmy (oprócz Emotion Monitor, miałem przyjemność słuchać również dużych Emotion Signature), wykonana jest bardzo starannie, pokryta naturalną okleiną, a jakość wykończenia szczegółów świadczy o pewnym wysiłku producenta. Mimo prostoty projektu w stylu a la ProAc, są tu autentyczne gniazda WBT z wyższej półki, cokół jest delikatnie sfazowany i pokryty czarnym lakierem strukturalnym, a kolce odpowiedniej masywności, z delrinowymi masywnymi nakrętkami. Głośniki, podobnie jak w wyższej linii, pochodzą od Seasa, z tym, że wysokotonówkę Crescendo zastąpił tańszy przetwornik, tym razem umieszczony przez projektanta kolumn w dość głębokiej tubce. Wspomniane gniazda WBT są pojedyncze. Całe zestawy są lekkie i gdyby nie szerszy cokół i wysokiej jakości kolce mogłyby nie być stabilne. Widać w tym odbicie firmowego podejścia konstrukcyjnego, z „akustycznymi” obudowami ze sklejki zamiast masywnych i tłumiących kloców.
Stiletto, podłączane kolejno do wielu wzmacniaczy o różnorodnych parametrach, szybko pokazały, że mimo niższej ceny trzymają się firmowej szkoły brzemienia. Zarówno w mojej ocenie, jak i w ocenie wielu kolegów, którzy odwiedzali mnie podczas testu, wysokie tony i średnica tych kolumn to zjawisko zasługujące na wysokie uznanie. Pod względem żywości i bezpośredniości dźwięku nie znam żadnych kolumn w podobnej cenie, które byłyby w stanie zbliżyć się do Stiletto 6. Trochę głupio pisać w tak kategorycznym tonie, ale jak dla mnie, wysokie i średnica Stiletto, zwłaszcza we współpracy ze wzmacniaczem lampowym, to rewelacja. Wszelka muzyka kameralna, wokalna, małe zespoły jazzowe, to wszystko błyszczało kolorami, tętniło dźwiękami, wpływało prosto do uszu jakby bez pośrednictwa techniki. Stereofonia również okazała się znakomita, lokalizacja źródeł pozornych nie przedstawiała najmniejszego problemu, również oddanie atmosfery pomieszczenia nagraniowego było sugestywne. Opisując brzmienie muzyki za pośrednictwem sprzętu audio, często sięga się do metafory zasłony: że opadła, że nie udało się jej do końca odsunąć, że jak zza kotary, zza worka, zza koca. Raz nawet widziałem w opinii o jakichś szczególnie widać nieudanych kolumnach, że było jak zza koca azbestowego. Otóż tu nie ma koca, zasłonę udało się unicestwić w stopniu zbliżonym do tego, jaki wcześniej słyszałem u znacznie droższych zestawów ART Emotion Signature. Jak z tego wynika, stojąca za oboma tymi kolumnami szkocka rodzina Dunlopów z Troon jest dobra w odsłanianiu.
Wyjaśniło się już, że od góry aż po średnicę Stiletto poniewierają konkurencją (licząc w to również moje referencyjne Beethoveny, które stawały dzielnie, imponując neutralną a jednocześnie przyjazną średnicą, ale w porównaniu z testowanymi zestawami było tam trochę nadmiernego dystansu między muzykami a słuchaczem). Co jednak dalej, jak wygląda bas? Tutaj już nie będzie aktów strzelistych. Niskie tony tych zestawów są, w przeciwieństwie do zjawiskowej reszty pasma, mniej więcej zwyczajne. Sprawiły mi one trochę kłopotów, bo Stiletto, mimo niewielkich rozmiarów, są dość wrażliwe na pomieszczenie i w moim kwadratowym pokoju bas momentami się wzbudzał, a jednocześnie trochę brakowało mu wypełnienia i zróżnicowania. Odsłuchane w systemie jednego z forumowiczów, rozporządzającego lepszym pomieszczeniem, pokazały z kolei bas stosunkowo skromny, przy jednoczesnym lekkim podbiciu bas-refleksowym. Dało się słyszeć trochę przeciągania, bas był niezbyt zróżnicowany. Stiletto 6 oddadzą brzmienie większości instrumentów akustycznych, poza największymi piszczałkami organów, jednak nie można od nich oczekiwać więcej, niż wskazują niewielkie rozmiary obudowy. W toku eksperymentów stwierdziłem, ze w trudnych warunkach akustycznych dobry wynik daje częściowe, ostrożne przytkanie otworów bas-refleksu. Z tym każdy powinien poeksperymentować we własnych zakresie, w zależności od akustyki swego pokoju podsłuchowego.
Wspomniałem już, ze Stiletto napędzane były przez kilka bardzo różnych wzmacniaczy. Celem było nie tyle stwierdzenie, z czym grają najlepiej, bo to jest dla mnie indywidualnego dużym stopniu kwestia indywidualnego gustu, ale raczej sprawdzenie, czy kolumienki nie są szczególnie wybredne, innymi słowy, czy z jakąś amplifikacją nie będzie skuchy. Nic złego się nie stało. Stiletto pokazały swe zalety zarówno w połączeniu z czystym tranzystorem, jak i moją potężną hybrydą, chociaż trzeba stwierdzić, ze najlepiej i najsubtelniej wypadły ze wzmacniaczem lampowym. W tym wypadku był to potężny angielski Art Audio Integra o mocy 45 W (recenzja z drodze, podobieństwo nazw firm przypadkowe) oraz podłączony na krótko wzmacniacz japoński Triode na KT-88 w konfiguracji SE.
Jak określić krótko te niepospolite zestawy? Komu można je rekomendować? Sądzę, że każdy, poszukujący niewielkich zestawów podłogowych do droższego sytemu, zwłaszcza dobrze śpiewających z lampą, powinien mieć je na swojej liście do odsłuchu. Pominięcie ich może okazać się błędem życiowym. Fani muzyki wokalnej i kameralnej na pewno docenią i zachwycą się świetnym odtworzeniem wokali i instrumentów akustycznych. Przed dokonaniem wyboru warto posłuchać ich w docelowej konfiguracji i pomieszczeniu, aby przekonać się, czy odpowiada nam bas tych zestawów.
Alek Rachwald
Dystrybutor: Hi-End Studio Piotr Bednarski
Cena 9500 zł
Typ: 2drożne kolumny podłogowe
Głośnik średnio-niskotonowy: 1 x 180mm, papier powlekany
Głośnik wysokotonowy: 1 x 25mm kopułka tekstylna, system Acoustic Face Plate
Zwrotnica: 1-rzędu
Terminale: pojedyncze WBT
Zakres częstotliwości: 34 Hz - 20 kHz ±3dB
Skuteczność: 88.5dB/1 W/ 1metr
Impedancja: 8 ohm (powyżej 6.5 Ohm)
Rekomendowana moc wzmacniacza: min. 8 W
Wymiary: 96 (W) x 21,5 (G) x 19,5 cm (S)
System wykorzystany w teście: wzmacniacze zintegrowane SoundArt Jazz, Zagra-Kulesza, Art Audio Integra i Acoustic Masterpiece MA-201, kolumny: VA Beethoven, gramofon: VPI Aries 3 (upgrade)/HWM-10.5/Lyra Dorian, odtwarzacz CD: combo Advance Acoustic, filtr sieciowy: IsoTek Sigmas, kable: interkonekt Argentum, kabel phono VPI, głośnikowe Velum LS-G, sieciowe IsoTek i Zu.