Z dawien dawna krąży po naszym pięknym kraju stereotyp mówiący o tym, że w USA wszystko mają największe. Zresztą weryfikacja z reguły to potwierdza. Wystarczy porównać ich "rozmiarówkę", z tym co my określamy mianem "azjatyckiego". Sam ze względu na gabaryty staram się wyszukiwać odzienie w północno-amerykańskim rozmiarze XXL zamiast jakiegoś metroseksualnego 5XL. W związku z powyższym na kolumny "zza wielkiej wody" oczekiwałem z niecierpliwością. Jednak kiedy do mego "dużego" pokoju wjechały dwie kartonowe trumny, mogące spokojnie pomieścić azjatyckie małżeństwo z dwójką dzieci, mina trochę mi zrzedła. Nie chcąc jednak uprzedzać faktów skupię się najpierw na budowie, bo to, co proponuje dość młoda firma z Utah, daleko odbiega od przeciętnej.
Rola głównego głośnika w Essence'ach przypadła 250 mm przetwornikowi szerokopasmowemu, o uroczej i łatwej do zapamiętania nazwie Zu260FRD/G4. Ten słodki maluszek o 195mm papierowej membranie, okolonej tekstylnym zawieszeniem w kształcie podwójnej litery S, nosi w centrum ogromny cylindryczny korektor fazy, otoczony 95 mm membraną wspomagającą. Producent zapewnia, że przetwornik schodzi do 40Hz bez rezonansów, a dzięki sporej (50 mm) cewce o dużej indukcyjności górne rejestry są łagodnie tłumione. Na górze zastosowano wstęgowy przetwornik TB-1855S-B (z neodymowymi magnesami) o wymiarach 60 x 5 mm, tajwańskiej firmy Tang Band. Tweeter ten na dobre rozpoczyna swoją pracę od około 10 kHz i jest ograniczony filtrem górnoprzepustowym drugiego rzędu, oraz wpięty w tor przez transformator. Przetwornik główny zasilany jest bezpośrednio z pojedynczych (i dość nietypowych) terminali głośnikowych Cardasa, dedykowanych głównie widełkom. Jednak przy odrobinie dobrych chęci udało mi się w nie wpiąć wtyki BFA. Wszystkie połączenia kablowe poprowadzone są firmowymi przewodami miedzianymi Zu Mission (łączonymi w procesie kucia na zimno), bądź terminalami nie wymagającymi lutowania. Obudowa wykonana jest z 18 mm MDF-u, a front dodatkowo wzmocniono w miejscu montażu głośników 18 mm sklejką brzozową.
Na odrębny akapit zasługuje autorskie rozwiązanie "ZuRG system" łączące w sobie zalety bass refleksu i obudów tubowych, przy zdecydowanie mniejszych gabarytach. Podstawa składa się z dwóch bliźniaczych kwadratowych elementów tworzących port szczelinowy i całkiem miły oku cokół. Jednak to co widzimy to tylko połowa patentu. Głównym elementem mającym wpływ na "strój" kolumn jest wykonana z gęstej pianki piramida ustawiona na górnym blacie cokołu, posiadającego odpowiednio wycięty otwór, umożliwiający przepływ powietrza generowanego przez pracujące przetworniki.
Pierwszy raz spotykam się z producentem kolumn podającym orientacyjną żywotność swoich produktów. W przypadki Essence wygląda to następująco - obudowa jest "wieczna", pełnopasmowiec spokojnie powinien dociągnąć do czterdziestki, a wstęgę warto dać do przeglądu po 15 latach. Podoba mi się takie podejście do klienta. Razem z kolumnami otrzymujemy szmatkę do polerowania i zestaw czyszczący. Niezorientowani w tym momencie mogą zacząć pukać się w głowę, czemu niby właściciel miałby tak pucować swoje kolumny. Powód jest bardzo prosty - Zu może dostarczyć kolumny praktycznie w dowolnym kolorze i ograniczeniem jest w tym momencie jedynie wyobraźnia zamawiającego i zasobność jego portfela. Do mnie dotarła parka w przepięknym czerwonym lakierze fortepianowym o jakże miłej sercu większości samców nazwie Ferrari Red. Na początku automatycznie moje myśli poszybowały w kierunku Maranello, jednak ze względu na gabaryty kolumny bardzo szybko zostały ochrzczone przez moją rodzinę "wozami strażackimi".
Pierwsze próby dopasowania właściwej amplifikacji podjąłem z dzielonym zestawem Red Wine Audio Isabella + Signature 30.2. Niestety, efekt końcowy nie był satysfakcjonujący i daleki od tego co dane mi było słyszeć w siedzibie dystrybutora, z filigranowymi pre-power „Fi” na lampie 2A3. Dźwięk z Red Wine był zbyt jazgotliwy i pozbawiony muzykalności. Odwiedzający mnie znajomy określił go jako "zadymiony", a ja ze swojej strony dodałbym jeszcze wzmiankę o irytującym, lekko tubowo - telefonicznym nalocie. Jak się później okazało, nie była to całe szczęście stała maniera kolumn, lecz podbarwienie występujące w tej konkretnej konfiguracji. Żonglerka kablami głośnikowymi (firmowe Ibis i Libtec) również nie przyniosła godnej odnotowania poprawy. Wiedząc, do czego zdolne są tytułowe kolumny uznałem, że nie rzucę ręcznika na ring i zamiast marudzić, już następnego dnia podpiąłem Zu do opartego na triodach 300B kanadyjsko - chińskiego Raysonic'a SE-20 MKII. Osiem watów na kanał w wysoce satysfakcjonującym stopniu przejęło kontrolę nad Essence'ami. Niestety, po chwili krytycznego odsłuchu zaobserwowałem dziwną przypadłość: wrażenie lekkiej wymuszoności, z którą dźwięki opuszczały kolumny. Jakby gdzieś w torze znajdowało się wąskie gardło powodujące zator. Nie mając na podorędziu żadnych lepszych lamp (te z jakimi sprzedawany jest Raysonic można uznać za zestaw startowy, umożliwiający uruchomienie wzmacniacza) zacząłem kombinować z kablami. I okazało się, że był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Zastąpienie srebrnego Ibisa również srebrnym Slinkylinky S1 usunęło ten zator i w końcu z głośników popłynęła muzyka.
Skoro sprawy techniczne miałem za sobą (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało) mogłem wygodnie rozsiąść się na kanapie i w spokoju rozpocząć katowanie systemu ulubionymi płytami.
Pierwszą cechą Zu na jaką zwróciłem uwagę był sposób reprodukcji najniższych dźwięków. Bas był raczej konturowy niż tłusty i mięsisty, a rytm nagraniom nadawały głównie blachy i werbel, a nie stopa. Jeśli więc taki sposób prezentacji wywoła u słuchacza uczucie niedosytu, warto zainteresować się albo wyższymi modelami Zu, albo subwooferami. Oczywiście na budżetowe, powolne i dudniące pudła lepiej nie marnować czasu i odsłuchy rozpocząć od bardziej ambitnych konstrukcji - np. Baileya firmy Cain&Cain. Miałem okazję posłuchać tego suba w zestawie z tubami Jerycho i podejrzewam, że z Zu nie byłoby wcale gorzej. Co ciekawe, taka maniera zupełnie nie przeszkadzała mi czerpać radości z mało audiofilskich nagrań hard rockowych. Najlepszym przykładem niech będzie ścieżka dźwiękowa z "Iron Man 2", będąca czymś w rodzaju "The Best of AC/DC". Na tym dość jazgotliwym materiale Zu udało się stworzyć namiastkę koncertu. Wokale Bona Scotta i Briana Johnsona były czytelne, odpowiednio szorstkie i zachrypnięte. Blachy wreszcie miały okazję mienić się różnorodnością na tle brudnych gitarowych riffów. A że potężnego i masującego trzewia basu nie było? Cóż takie życie. Bas oczywiście jest, ale krótki, twardy i różnorodny, nie jednak schodzi tak nisko, jak wskazywały by na to gabaryty kolumn. Należy jednak pamiętać, że nie mamy do czynienia z obudową typu bas refleks, a muzyka idzie z 8 W triody, a nie z potężnego tranzystora. I w tym momencie drodzy czytelnicy (liczę na co najmniej dwie osoby, więc pozwalam sobie na używanie liczby mnogiej) następuje nagły zwrot akcji, spowodowany małym zamieszaniem amplifikacyjnym. Jeśli liczyliście, że mając do dyspozycji chińsko-kanadyjski wzmacniacz, oparty na królowej lamp, osiądę na laurach, to byliście w błędzie.
Kiedy tylko zorientowałem się jaki potencjał drzemie w tych krwistoczerwonych "Ikarusach" w ekspresowym tempie ściągnąłem świetnie pasujący (nie tylko kolorystycznie) Tri TRV-35 SE (recenzja w czerwcu), oraz starego znajomego - Air Tight ATM-1s. Większa moc podziałała w tym momencie na dość ezoteryczne i zwiewne do tej pory grające Essence niczym kuracja sterydami na enerdowskie pływaczki. Kolumny wreszcie pokazały, że mają (wiecie co.. .) i dostały takiego energetycznego kopa, że myśli o konieczności wspomagania się subwooferem odleciały w sina dal. Na rockowych nagraniach pojawił się prawdziwy wykop, który przy odpowiedniej ilości decybeli na prawdę było czuć. Szerokopasmowiec wreszcie wziął się do pracy i nie ograniczał się tylko do czarowania średnicą, ale żwawo pompował powietrze, kiedy tylko wymagała tego sytuacja. Zniknęło (przy Air Tight), bądź uległo bardzo silnemu osłabieniu (przy Tri) lekkie podbarwienie średnicy, które dawało o sobie znać przy odsłuchu z Raysonikiem. Nie chcąc marnować aż rozsadzającej Zu adrenaliny nakarmiłem je ścieżką dźwiękową z "Helikoptera w ogniu" kilkukrotnie odtwarzając utwór "Barra Barra" w wykonaniu Rachida Taha. Dopiero teraz mogłem poczuć na własnych uszach twardość i ekspresję, z jaką śpiewa ten wokalista. Każde słowo, każda zgłoska była niezwykle wyraźna, choć kompletnie dla mnie niezrozumiała. Była w tym jakaś magia, której nie potrafią stworzyć niskoefektywne kolumny napędzane mocarnymi tranzystorami.
Chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że Zu przy odpowiednim napędzie dają sobie radę w każdym repertuarze, umieściłem w kieszeni odtwarzacza album "Ray of light" Madonny. Wolumen dźwięku, jaki były w stanie wygenerować te kolumny, po prostu mnie zadziwił. Zdawałem sobie sprawę, że akurat ten krążek Madonna potraktowała z należytą pieczołowitością od strony realizatorskiej, jednak dopiero na tej klasy zestawach głośnikowych można było to należycie docenić. Muzyka miała w sobie potęgę wprost proporcjonalną do gabarytów kolumn, a czystość i radość grania powodowały dziką chęć podkręcania potencjometru. Zero kompresji, zero jazgotu. Po prostu 100% pop najwyższej próby. Podobne odczucia miałem przy zdecydowanie bardziej nastrojowej "In Praise of Dreams" Garbarka, gdzie zauważalnie powiększone instrumenty tworzyły coś, co można by określić mianem "amerykańskiego brzmienia". Jednak pomimo, że wszystkiego na tej płycie było dużo, że wszystko było większe, to nie odnosiło się wrażenia przesady. Po prostu ten typ tak ma i reguła "duży może więcej" sprawdza się w tym przypadku idealnie. Jest to niejako wskazówka dla miłośników wielkiej symfoniki (Holst, Mahler), oraz tych mniej ortodoksyjnych spod znaku symfoników z Cincinatti, czy też twórczości hollywoodzkich mistrzów ścieżek dźwiękowych jak np. Hans Zimmer. Jeśli ktoś chce zrobić piorunujące wrażenie na gościach, polecam "Also Sprach Zarathustra" R. Strausa, lub "Carmina Burana" C. Orffa. Efekt murowany.
Decydując się na Zu Essence możemy, dzięki zastosowanemu głośnikowi szerokopasmowemu i idealnie z nim zgranej wstędze, zapomnieć o czymś takim, jak słyszalne "szwy" na przejściach między podzakresami. Wszystko jest monolityczne. Z technicznego punktu widzenia Essence można określić mianem kolumn półtoradrożnych i chyba właśnie w tym zabiegu tkwi ich sekret. Tam, gdzie ludzkie ucho jest najbardziej czułe, pracuje jeden przetwornik. Przetwornik stworzony z myślą o tym, żeby jak najwierniej oddawać zawarte w muzyce piękno i emocje. Co prawda spotkałem się z opiniami, że wstęga w tych konstrukcjach została zaimplementowana zbyt zachowawczo, jednak uważam, iż była to świadoma decyzja konstruktorów. Wysokotonowiec ma jedynie dopełniać całości, nadawać jej ostateczny szlif, a nie odciągać uwagę słuchacza od spektaklu rozrywającego się niżej.
Wystarczy w ramach eksperymentu przepiąć się w trakcie odsłuchu z Zu na kolumny wyposażone w konwencjonalne kopułki. Ja taki eksperyment przeprowadziłem i wolałbym nie rozpisywać się o tej traumie. Zu potrafią pięknie odwdzięczyć się za odpowiednio dobraną amplifikację, bądź bezlitośnie wskazać najsłabsze ogniwo systemu. Jeśli tylko podejmiecie wyzwanie skompletowania zestawu zapewniającego Zu odpowiednie warunki, to otrzymacie dźwięk najwyższej próby, z którym można żyć przez lata i każdego dnia czerpać z niego radość.
Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski
Szczegółowe dane:
Cena: 14 500 PLN za wersję w podstawowej palecie kolorystycznej
dopłata 4200 PLN za lakier Ferrari Red
Dystrybutor: Soundclub
Impedancja: 12 Ohm (9 minimum)
Skuteczność: 97db/1 W
Wymiary w/s/g : 125/30,3/30,5 cm
Cokół: 32/32 cm
Waga: 29,5 kg szt
System wykorzystany w teście:
Źródła sygnału cyfrowego:
CD: Pioneer PD-9700, Tri TRV-CD4SE
Apple Airport Express
DAC: Stello DA 100 Signature
Wzmacniacz: Raysonic SE-20 MKII; Red Wine Audio Isabella + Signature 30.2; Tri TRV-35SE; Air Tight ATM-1s
Kolumny: Neat Acoustics Motive One
IC: Antipodes Audio Katipo; Zu Varial Mk3
IC cyfrowe – Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Monster Cable Interlink LightSpeed 200; Apogee Wyde Eye
Kable głośnikowe: Slinkylinks S1; Zu Ibis; Zu Libtec
Kable zasilające: Garmin; Supra Lo-Rad 3x2,5mm; Audionova Starpower Mk II
Listwa : GigaWatt PF-1 + kabel LC-1
Fotki:
Fotki: