Z racji przygotowań do tegorocznej edycji Audio Video Show i wiązanej z tym niepokojąco puchnącej kolejki urządzeń oczekujących na zrecenzowanie miałem taki sprytny plan, że październikowe publikacje poświęcę przysłowiowej drobnicy. Ot wezmę na warsztat jakieś dokanałowe słuchawki, wiotki przewód, bądź możliwie mało absorbujące gabarytowo akcesorium w stylu podstawek antywibracyjnych. Jak to jednak w życiu bywa plany planami a życie życiem, więc rozsyłając zapytania cóż tam współpracujący z nami dystrybutorzy mogliby do naszej redakcji dostarczyć niby liczyłem na kompaktowość, ale bazując na dotychczas zdobytym doświadczeniu brałem też pod uwagę ich zgoła odmienne potrzeby. I tak też było w przypadku białostockiego Rafko, które w ramach kategorii „niezobowiązujący bibelot” zgłosiło gotowość wysyłki … trójdrożnych kolumn podłogowych, które może i przez pryzmat amerykańskiej rozmiarówki mogłyby uchodzić za niewielkie, lecz nad Wisłą śmiało możemy określić je mianem najdelikatniej rzecz ujmując sporych. I wcale nie piszę tego, by się nad własnym losem użalać, lecz jedynie by wskazać, że czasem to czego by się chciało niekoniecznie znajduje odzwierciedlenie w prozie życia a maksymalnie „desktopowe” oczekiwania przyjmują postać dwóch potężnych kartonów dostarczonych na pełnowymiarowej euro-palecie. Ot, takie ucieleśnienie metafory z pudełkiem czekoladek z Forresta Gumpa. Cóż takiego Rafko wyekspediowało? A topowe reprezentantki budżetowej serii Borea francuskiego Triangle, czyli postawne BR10.
Jak powyższe zdjęcia ukazują BR10-ki stawiają na prostotę formy i solidność brył. Próżno tu szukać inspirowanych lirą zaoblonych ścianek, czy też znanych ze szlachetniej urodzonego rodzeństwa zaawansowanych systemów odsprzęgania od podłoża, bądź naturalnych fornirów. Mamy do czynienia z prostopadłościennymi skrzyniami z dokręcanymi, prostymi cokołami, które możemy uzbroić zarówno w regulowane kolce, jak i zdecydowanie bardziej litościwe dla parkietu samoprzylepne gumowe nóżki. Ściany boczne i górne przyodziano w winylową folię dostępną w standardowej bieli oraz czerni a z wersji imitujących drewno jasny dąb i widoczny na zdjęciu orzech. Ściany przednie zdobi budzący respekt zestaw przetworników obejmujący umieszczony w niewielkiej tubce - soczewce akustycznej i wzbogacony o firmowy korektor fazy calowy jedwabny tweeter, 6” celulozowy średniotonowiec i parę 8” basowców z membranami z włókna szklanego wspomaganych przez pokaźnej średnicy ujście kanału bas refleks. Na plecach znajdziemy jedynie elegancki szyld z podwójnymi, solidnymi terminalami a w komplecie nie zabrakło magnetycznie montowanych maskownic, które o ile tylko nie musimy zakładać z racji posiadania wykazującej destruktywne tendencje małoletniej progenitury, bądź przejawiającego podobne tendencje zwierzaka, najlepiej zostawić w spokoju. Urody kolumnom nie dodają a i o poprawie walorów brzmieniowych też nie ma co mówić. Od strony elektrycznej mamy do czynienia z trójdrożnym układem o wysokiej skuteczności na poziomie 92 dB i 8Ω znamionowej impedancji, co dobrze wróży współpracy z urządzeniami lampowymi. Tylko, żeby była jasność - nie ma tu mowy o słabowitych triodowych SET-ach, gdyż sami Francuzi zalecają posiłkowanie się konstrukcjami dysponującymi mocą co najmniej 75W na kanał.
O ile sam producent rekomenduje dla 10-ek pomieszczenia o powierzchni przekraczającej 40m², choć w materiałach firmowych przewija się jeszcze wartość 30m², to śmiem twierdzić, iż uwzględniając zmienną w postaci zdolnej okiełznać je amplifikacji, a do tego grona pozwolę sobie zaliczyć 300W integrę Vitus Audio RI-101 MkII, z powodzeniem można aplikować Triangle w zdecydowanie mniejszych pokojach. Prowadząc bowiem odsłuchy w 24-metrowym, otwartym na hall salonie ani razu nie czułem się przytłoczony generowanymi przez 10-ki dźwiękami a i one same nie wykazywały najmniejszych objawów duszenia się w pozornie zbyt małym lokum, w jakim przyszło im grać. I piszę to nie z perspektywy odsłuchów li tylko kilkuosobowych składów skupionych na barokowych wykopaliskach, lecz przede wszystkim po prowadzonych z niemalże koncertowymi poziomami głośności sesjach z repertuarem w stylu albumu „The Sick, The Dying… And The Dead!” Megadeth i jemu pokrewnych. Nie da się bowiem ukryć, że topowe Boree ewidentnie lubią takie klimaty i jeśli tylko nadarza się okazja, by uderzyć potężnym basiszem, to ją z dzikim błyskiem w oku wykorzystują. Warto jednak podkreślić, że ich konstruktorom udało się zachować zdroworozsądkową równowagę pomiędzy konturowością i rozdzielczością definicji najniższych składowych a plastycznością i mięsistością tkanki operujące w tamtych rejonach bryły wypełniającej. Ba, w kategoriach bezwzględnych można byłoby mówić nawet o lekkim pogrubieniu krawędzi, lecz patrząc na zaskakująco przystępną cenę tytułowych Triangli nie miałbym sumienia uznawać tego za ich wadę a raczej autorską sygnaturę, którą z powodzeniem można nieco utemperować czy to poprzez dobór odpowiedniego wzmocnienia, czy nawet samego okablowania.
Z kolei średnica jest szalenie komunikatywna i naturalna. Nie wykazuje ani tendencji do osuszania ani też nadmiernej lepkości, więc praktycznie większość nagrań brzmi dzięki temu … prawdziwie. Z premedytacją nie napisałem, że dobrze, gdyż czasem sam materiał źródłowy jest na swój sposób ułomny, czy to z racji aspektów technicznych powstałych po stronie realizatora, czy też samego twórcy, który nie zawsze jest w stanie obiektywnie ocenić własne możliwości i potem rozpaczliwie wypluwa płuca na koncertach próbując dorównać temu, co mistrzowie konsolety wyczarowali w studiu. W końcu nie każdy stający prze mikrofonem jest Ronnie Jamesem Dio, czy Freddiem Mercurym a z 10-kami w systemie z pewnością będzie dane nam to usłyszeć. Krótko mówiąc Borea 10 nie są panaceum na wszelkie bolączki tego świata i magiczną pigułką, po której zażyciu wszystko zobaczymy w różowych barwach. Całe szczęście również nie wykazują tendencji do piętnowania zauważonych anomalii a jedynie czują się w obowiązku o nich poinformować finalną ocenę pozostawiając odbiorcy.
No i na deser została góra, którą z powodzeniem można określić mianem aksamitnej, więc z jednej strony niewiele mającej wspólnego z zadziornością swych protoplastów (jeszcze kilkanaście lat temu Triangle było synonimem francuskiego, a więc niezwykle „rześkiego” i „charakternego” grania) a z drugiej wręcz idealnie zestrojonej pod kątem równie budżetowej co same kolumny elektroniki z założenia mającej z nimi współpracować. Nie oznacza to bynajmniej jakiegoś jej wycofania, zaokrąglenia, czy wręcz asekuracyjności, lecz jedynie zaakcentowanie delikatnych nut słodyczy, czy też nieprzesadnej gładkości reprodukowanych fraz. Dlatego też nie ma mowy o mdłym polukrowaniu natywnej chropowatości smyczków, czy też wokalu Barb Jungr, choć już sybilanty, których nie szczędzi na swych płytach m.in. Anna Maria Jopek już nie szeleszczą aż tak intensywnie jak u bardziej bezkompromisowej pod tym względem konkurencji.
Triangle Borea BR10 to spore i zarazem niedrogie kolumny zdolne nie tylko oddać niemalże koncertowe doznania pod względem ilości generowanych decybeli, co zagrać praktycznie dowolny repertuar w nawet dużych kubaturach. Jeśli jednak podepniemy pod nie odpowiednio mocny i wydajny wzmacniacz zdolny utrzymać je w ryzach to i w standardowych – dwudziestokilkumetrowych pokojach mają szansę świetnie się odnaleźć. Podobnie w systemach wielokanałowych, gdzie ich obecność w roli frontów może okazać się na tyle satysfakcjonująca, że wspomaganie dodatkowym subwooferem może okazać się zupełnie zbyteczne.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable; Quantum Science Audio (QSA) Violet & Red + zasilacz Farad Super6 + Farad DC L2-C cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Dystrybucja: Rafko
Cena: 7 695 PLN
Dane techniczne
Konstrukcja: 3–drożna, podłogowa, wentylowana
Zastosowane przetworniki
- Przetwornik wysokotonowy: 1” jedwabna kopułka z technologią EFS (Efficient Flow System)
- Przetwornik średniotonowy: 6” z celulozową membraną
- Przetwornik niskotonowy: 2 x 8” z membranami z włókna szklanego
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 310Hz , 3900Hz
Czułość znamionowa: 92 dB
Impedancja znamionowa: 8Ω (min. 3Ω)
Pasmo przenoszenia: 30 Hz – 22 kHz
Moc ciągła RMS: 200 W
Rekomendowana moc wzmacniacza: 75-350W (8 Ω)
Wymiary (W x S x G): 111 x 24,5 (z cokołem 30) x 38 (435 z cokołem) cm
Waga: 29,5 kg