Dawno, dawno temu, gdzieś w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych minionego tysiąclecia, kiedy tak naprawdę rodzimy rynek audio dopiero zaczynał się kształtować, dość intensywnie eksplorowałem obszar kolumn podstawkowych z upodobaniem oddając się odsłuchom takich konstrukcji jak Acoustic Energy AE1, zdecydowanie bardziej osiągalnych na moją ówczesną kieszeń Aegis One, Mission 750 LE, Spendor LS 3/5S, czy Triangli Titus i Comete. Ot przysłowiowe trzy kolory, cztery smaki, gdyż zarówno pod względem designu, jak i estetyki grania były to dość odległe od siebie projekty. Niemniej jednak każdy z nich miał w sobie to „coś”, co nie tylko nie pozwalało przejść obok nich obojętnie wtedy, ale i nawet teraz przywołuje niezaprzeczalnie pozytywne wspomnienia. Zrozumcie zatem mój entuzjazm, gdy w związku ze zmianą dystrybucji, obecny przedstawiciel Triangla na naszym rynku postanowił dostarczyć do redakcyjnych testów najnowszą inkarnację wspomnianych dosłownie przed chwilą Comete – tym razem wzbogaconych o dopisek Ez. Powiem szczerze, iż bardzo byłem ciekaw, czy taki ponowny (dwa lata temu podobną podróż w czasie zafundowały mi Tannoye Mercury 7.2) powrót do przeszłości się uda, czy też okaże się dość bolesnym rozczarowaniem.
No to głęboki wdech i jedziemy. Pierwsze wrażenie jest nie tylko wielce pozytywne, co niemalże przytłaczające, gdyż tytułowe „monitorki” pakowane są w pokaźnych rozmiarów kartonowe pudło, które wraz z zawartością waży słuszne 20 kg. Nie wiem, czy to moja dość ułomna pamięć, czy też dokonane przez ostatnie dwadzieścia lat modyfikacje, ale już podczas wyłuskiwania kolumn z opakowania odniosłem wrażenie, że Ez-ki są sporo większe od swoich protoplastów. Są też od nich o wiele ładniejsze, gdyż ich wygląd ocenić można jako nad wyraz elegancki, żeby nie powiedzieć ekskluzywny, co na tle starych czarno-rudych wersji stanowi ewidentny powód do komplementów.
Wykonane z 19 mm MDF-u obudowy kolumn pokrywa elegancka, fortepianowa czerń, biel, bądź klasyczna, naturalna (!!!) okleina orzechowa. Dołączone w komplecie maskownice utrzymują się dzięki ukrytym pod warstwą zewnętrzną magnesom, jednak zakładanie ich na Cometki powinno być karane co najmniej chłostą, gdyż kolumienki „w negliżu” prezentują się wręcz obłędnie. Łypią bowiem na nas, niczym mityczne cyklopy, swoimi oczodołami skrywającymi intrygujące 1”autorskie przetworniki wysokotonowe o symbolu TZ2550, czyli połączenie tytanowej kopułki z komorą kompresyjna i korektorem fazy przywodzącym na myśl grot karabinowego pocisku. 6.5” głośniki nisko-średniotonowe posiadają natomiast membrany celulozowe. Tubka wspomagająca wysokie tony jest wprost biżuteryjnym bibelotem – chromowana i wysmakowanie kontrastująca z satynowym złotem mosiężnego korektora fazy.
Zestrojone na 63 Hz dwa wyloty bas refleks umieszczono na froncie, co z jednej strony nieco zaburza minimalizm i nieskazitelność projektu a z drugiej ułatwia ustawienie kolumn w pobliżu ścian. Coś za coś, więc jeśli chodzi o następstwa takiego kroku natury użytkowej, to lepiej nie zmuszać Triangli do koncertowych poziomów głośności przy obfitującym w basowe pomruki materiale, gdyż ww. otwory BR o niezbyt imponujących średnicach potrafią nieco zaszumieć.
W samych superlatywach wypowiem się za to o przepięknych aluminiowych terminalach głośnikowych, które zamiast stanowić li tylko biżuteryjną ozdóbkę są świetnym i co ważne przemyślanym interfejsem umożliwiającym wpięcie dowolnie zakonfekcjonowanych przewodów. Nakrętki, dzięki delikatnemu spłaszczeniu pozwalają odpowiednio mocno dokręcić nawet ciężkie, uzbrojone w masywne widły przewody, co wbrew pozorom nawet na zdecydowanie wyższych pułapach cenowych wcale nie jest obligatoryjne.
Patrząc na dotyczące rekomendowanego ustawienia zalecenia producenta, przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy tego typu „dobre rady” nie powstają przypadkiem jedynie w celu mydlenia oczu naszym piękniejszym połówkom („Zobacz Kochanie one potrzebują jedynie 40 cm”), by potem, podczas nieobecności Pań odsuwać je co jakiś czas o 5 cm i kolejne 5 cm i … , czy też wymagają tego jakieś tajemne unijne dyrektywy. Trudno bowiem inaczej wytłumaczyć sugestie ustawienia któregokolwiek z modeli, a podłogowych szczególnie, wchodzących w skład linii Esprit 40 cm od tylnej i 50 cm od ścian bocznych. Bowiem posiadając Comety, warto zaopatrzyć się w jakieś solidne standy, lecz jeśli proza życia zmusi nas jednak do daleko idących kompromisów i konieczności ustawienia tytułowych kolumn np. na wskazanej przez Małżonkę komodzie, bądź stoliku RTV to i w takiej, dość przykrej sytuacji producent przygotował odpowiednie środki zaradcze. I nie chodzi wcale o gąbkowe zaślepki otworów BR, lecz … eleganckie, solidne, metalowe i wyposażone w niewielkie stożkowe stopki listwy, które należy z pomocą założonych przylepców umieścić na spodzie kolumn. W ten niezwykle prosty a zarazem skuteczny sposób będziemy w stanie znacząco odizolować kolumny od podłoża a tym samym zminimalizować wzajemne interferencje, w tym niekontrolowane wspomaganie na basie, którego Triangle nawet w najmniejszym stopniu nie potrzebują.
Comete Ez grają bowiem dźwiękiem zaskakująco dużym i zdecydowanie zbliżonym do tego, czego można byłoby się spodziewać po średniej wielkości dwudrożnych podłogówkach, aniżeli po dość standardowych gabarytów monitorach. W dodatku ich brzmienie jest nader namacalnym dowodem na niezwykłą ewolucję, jaką przeszły w ostatnim czasie francuskie kolumny, bowiem łączy ono utożsamianą od dawien dawna z Trianglami rześkość i spontaniczność ze zdecydowanie bardziej cywilizowanymi, aniżeli w poprzednich odsłonach, wysokimi tonami. Odkąd bowiem pamiętam kolumny z Saint Germain niezwykle mocno angażując słuchaczy w reprodukowany przez nie spektakl potrafiły dać „zdrowo ognia” w wysokich rejestrach a przy nie do końca trafionych konfiguracjach wręcz położyć pokaz. Tymczasem najnowsza inkarnacja górę ma nadal niezwykle rozdzielczą i „firmowo dopaloną”, lecz też niezwykle wyrafinowaną i gładką. Konstruktorom udało się z dotychczasowego brzmienia wyekstrahować wszystko co najlepsze i jeszcze dołożyć od siebie szczyptę słodyczy. W efekcie nawet tak mało cywilizowane i natywnie dość ofensywne w wysokich rejestrach, dalekie od referencyjności nagrania jak „Never, Neverland” Annihilatora, czy „Dystopia” Megadeth nie męczyły nawet przy dość wysokich poziomach głośności. Za to jedynym albumem, przy którym zmuszony byłem się poddać okazał się „LP1” Lady Pank i to o dziwo nie ze względu na „kwadratową” górę, co przez totalne zignorowanie podczas produkcji czegoś takiego jak głębia sceny i trójwymiarowość przekazu, czyli coś, co było, jest i mam cichą nadzieję, będzie jedną z cech, których Trianglom śmiało można pozazdrościć. Jeśli bowiem na niemalże garażowym thrashu Comete były w stanie zaprezentować gradację planów i precyzyjnie umiejscowić na nich źródła pozorne a na rodzimej produkcji głębia kończyła się po zaledwie metrze, to coś jest ewidentnie na rzeczy. Całe szczęście powyższy przypadek ma też i swoje dobre strony – jest bowiem dowodem na to, że Triangle, choć ucywilizowane nie zapomniały co to znaczy różnicowanie materiału źródłowego i jeśli tylko ktoś nieopatrznie się im podłoży potrafią okazać się mało wyrozumiałe.
Na przeciwległym krańcu skali stoją jednak takie perełki, jak „Monteverdi - A Trace of Grace” Michela Godarda, czy też „The Köln Concert” Keitha Jarretta, na których tytułowe monitorki grają wręcz zjawiskowo z iście laserową precyzją wycinając poszczególne dźwięki z trójwymiarowej przestrzeni a jednocześnie nie popadając w zbytnią analityczność zabijającą obecną w nich muzykalność. Uczciwie bowiem należy stwierdzić, że właśnie muzykalności im nie brakuje. Spora w tym zasługa niezwykle komunikatywnej i nasyconej średnicy, jednak to też pochodna nad wyraz umiejętnego zszycia obu przetworników, które tworząc razem spójny monolit nie pozwalają na nawet najmniejszą krytykę. W dodatku całość opiera się na basie, którego również jest sporo, lecz po pierwsze zna swoje miejsce w szeregu a po drugie ze względu na swoje zróżnicowanie daleki jest od jednostajnego i monotonnego dudnienia. Tam naprawdę sporo się dzieje i gdy tylko będziemy mieli na to ochotę spokojnie możemy spędzać długie godziny na eksploracji smaczków, które do tej pory nam umknęły. W ramach przykładu sięgnę po dwa rodzime, lecz diametralnie różne przykłady – wypełniony samplami, szumami i cyfrowymi artefaktami „Lo-Fi Lo-Ve” Tomasza Pauszka i uroczą miniaturę „Orantis” SPAŁEK & MAZUR. O ile jednak w pierwszym przypadku poruszać będziemy się w dość mało zdefiniowanych impresjonistycznych plamach muzycznych, z których to właśnie dzięki rozdzielczości Comete udawać się nam będzie wyłuskiwać kolejne smaczki, to już „Oriantis” można uznać za niemalże audiofilską pornografię, gdzie bez najmniejszego trudu powinniście usłyszeć np. pracę wiatrownic. Co niezwykle istotne bohaterki dzisiejszego spotkania wydają się nie mieć własnych, repertuarowych preferencji i jeśli tylko spełnimy kryterium minimum jakościowego to trudno mi wyobrazić sobie sytuację, gdy ich neutralność mogła by stanowić powód rezygnacji z ich zakupu. Oczywiście znajdą się jednostki, dla których taki sposób prezentacji będzie za jasny, bądź za ciemny, czy też zbyt, bądź za mało rozdzielczy, ale tego typu ekstrema zdarzają się w każdej branży, więc nie ma co się temu dziwić.
Aha – na koniec mała uwaga natury konfiguracyjnej. Niby mamy do czynienia z konstrukcjami o dość akceptowalnej impedancji i wysokiej skuteczności, lecz proszę mi wierzyć, że oprócz wysyconych lampowców spokojnie możecie eksperymentować nawet z mocnymi i neutralnymi tranzystorowymi piecami. U mnie np. tytułowe Triangle świetnie sprawdziły się np. z 300W końcówką 4B³ Brystona i nijakich anomalii w takiej konfiguracji nie odnotowałem.
Patrząc z perspektywy ich protoplastów (obecnych na rynku przed dwudziestu laty) pół żartem, pół serio śmiem twierdzić, że Triangle Esprit Comète Ez były dla mnie niczym spotkanie z sympatią lat szczenięcych, która nie tylko wyrosła na piękną, dojrzałą kobietę, lecz też zmądrzała i już nie jest tak jazgotliwa, jak to niemalże przed ćwierćwieczem miała w zwyczaju. A już całkiem na poważnie ewolucja, jaka dokonała się w tytułowym modelu jest niezwykle korzystna. Francuskie kolumny, nie tracąc cech dla siebie charakterystycznych, wspięły się na zdecydowanie wyższy poziom wyrafinowania i finezji, o jaki bez odsłuchu raczej bym ich nie posądzał. W dodatku lifting jakiemu został poddany ich wygląd również zasługuje na uznanie i suma summarum zestawiając powyższe obserwacje z oczekiwaną za nie przy kasie kwotą spokojnie możemy dojść do wniosku, że to nader uczciwa cena. Pamiętajcie tylko o jakiś zacnych standach, bo stawianie ich na komodzie, to ostateczność.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Rafko
Cena: 4195 PLN (para)
Dane techniczne
Efektywność: 90 dB
Impedancja minimalna: 4,2 Ω
Moc: 80 W RMS
Pasmo przenoszenia: 49 Hz – 22 kHz (+/-3dB)
Częstotliwości zwrotnicy: 350 / 3.500 Hz
Rekomendowana moc wzmacniacza: 50 – 400 W
Wymiary S x G x W: 200 x 324 x 408 mm
Masa: 9,3 kg sztuka
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Vienna Acoustics Haydn Grand SE
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF® /FI-50M NCF®
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS®
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips