Kiedy cenowy obłęd zatacza coraz szersze kręgi a słuchawki po dwadzieścia tysięcy PLN już nikogo nie dziwią, kalifornijska ekipa Audeze postanowiła wyłamać się z powyższego trendu i ustawić się frontem do Klienta, reaktywując, w nieco odchudzonej formie swój jeden z pierwszych rynkowych przebojów - model LCD-2, tym razem wzbogacony o dopisek Classic. W dodatku Amerykanie otwarcie przyznali, że tym razem, zamiast pojechać po przysłowiowej bandzie ich uwaga skupiła się na „optymalizacji kosztów”, czyli mówiąc otwartym tekstem na oszczędnościach, by najnowszy produkt mógł dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. Czyli typowy, znany m.in. z rynku motoryzacyjnego, „downsizing” na fali którego bazując na udanym, znanym i lubianym dwulitrowym turladełku wprowadzany jest trzycylindrowy, jednolitrowy … substytut? Ano niekoniecznie, gdyż oszczędności, przynajmniej zgodnie z zapewnieniami wytwórcy miały dosięgnąć jedynie tych detali, które nie powinny wpływać na parametry jezdne, znaczy się finalny efekt soniczny. Tyle teorii. A jak owe solenne obietnice sprawdzają się w praktyce postaram się zweryfikować już nausznie i pokrótce streścić w poniższej recenzji.
O fakcie, że Classici są budżetowe producent informuje niemalże od progu, bowiem to, co dla części konkurencji wydawać by się mogło wszechobecną normą, czyli wyściełane szarą gąbką kartonowe pudełko, dla Audeze jest nad wyraz drastycznym obniżeniem przez lata wypracowanych standardów, zgodnie z którymi słuchawki dostarczane były w pancernych, hermetycznych kufrach. Pleciony przewód od strony muszli zakończono firmowymi 4-pinowymi wtykami mXLR (Switchcraft TA4FX) a od strony źródła złoconym dużym Jackiem 6,3 mm. o W komplecie zabrakło niestety drugiego, wyposażonego we wtyk XLR kabelka i jak się miało okazać w trakcie testów, o czym dosłownie za chwilę, nad wyraz przydatnej przejściówki / reduktora na mini jacka 3,5 mm. Skoro jednak mamy do czynienia z cięciami kosztów wszędzie tam, gdzie nie dotyka to bezpośrednio jakości dźwięku to nietaktem byłoby mieć o to pretensję, tym bardziej, że mowa o potężnych, wokółusznych konstrukcjach wycenionych niewiele drożej od dokanałowych iSine 20 i ponad trzy razy mniej niż LCDi4.
Kurację odchudzającą widać również po samych słuchawkach. Muszle, a raczej obręcze obudów są płytsze aniżeli w wyższych modelach Kalifornijczyków i w dodatku zamiast z drewna wykonano je w formie plastikowych odlewów. Wyprofilowane i szalenie wygodne pady obszyto ekologiczną, miękką skórą a całość, wraz z matowymi i przykręconymi do korpusów za pośrednictwem wpuszczonych w nie mosiężnych nakrętek, maskownic utrzymano w skromnej, eleganckiej i ponadczasowej czerni. Podobną stylistykę reprezentuje stalowy, lekki pałąk z szerokim, dziurkowanym, wykonanym ze sztucznej skóry, szerokim pasem nagłownym przypominając rozwiązane znane m.in. z LCD-MX4. Wewnątrz również nie mamy co liczyć na sławne fazory, w zamian których zdecydowano się powrócić do obecnych u protoplastów tytułowego modelu – LCD-2 magnesów neodymowych N50.
Zanim przejdziemy do opisu wrażeń sonicznych dosłownie kilka zdań o ergonomii i samej aplikacji. Nie da się ukryć, że Classici są dużymi i dość ciężkimi słuchawkami, lecz dzięki świetnemu rozłożeniu masy (szeroki pas nagłowny) i niezwykle komfortowym, otaczającym małżowiny, padom nawet kilkugodzinny odsłuch nie powodował „rozgotowania” moich receptorów słuchu. Jedyne o czym warto pamiętać, to fakt, iż mamy do czynienia z konstrukcjami otwartymi, więc jeśli my ich używamy, to i nasze otoczenie poniekąd skazane jest na repertuar po jaki w danym momencie się sięgnęliśmy. O późnowieczornym odsłuchu „Beneath The Remains” Sepultury, gdy obok smacznie śpi nasz druga połówka, możemy więc zapomnieć, chyba, że wybranka naszego serce na imię ma Morticia vel Lilith, jej ciało dość szczelnie pokrywają runiczne tatuaże a jedną z jej ulubionych form komunikacji jest growl. Wtedy obiekcji być nie powinno. O dość niestandardowym miejscu odsłuchu wspomniałem z premedytacją, gdyż wykorzystany zamiast standardowej taśmy, pleciony przewód sygnałowy nie wykazywał podczas testów nawet najmniejszych tendencji do plątania, więc i w pościeli takowych problemów sprawiać nie powinien. A skoro jesteśmy przy przesyle sygnału, to pech chciał, że praktycznie dokładnie w dniu dostawy Audeze moja dyżurna przejściówka z 6,3 na 3,5 mm może nie tyle uległa biodegradacji, co zaczęła żyć własnym życiem wykazując wręcz chorobliwą nadwrażliwość na zjawiska meteorologiczno - przyrodnicze począwszy od plam na słońcu po pracę żurawia budowlanego na sąsiedniej działce skończywszy. Co prawda do wygrzewania dostarczonych przez Sieć Salonów Top HiFi & Video Design nauszników jeszcze od biedy się nadawała, jednak jakikolwiek krytyczny odsłuch z jej użyciem uznałem za awykonalny. W związku z powyższym, oraz faktem iż w danym momencie nie dysponowałem żadnym wzmacniaczem słuchawkowym zdolnym przyjąć 6,3 mm wtyk Audeze rozpocząłem mały research w wyniku którego mój wybór padł na rodowany adapter Furutech F-35 R. O jego dostępności we wszelakiej maści sklepach internetowych (włącznie z kojarzącymi się głównie z asortymentem czysto spożywczym sieciówkami) nie ma co wspominać, bo jest powszechna. Podobnie z katowickim RCM-em – dystrybutorem „poważnych” wyrobów Furutecha. Mi jednak zależało na czasie, którego oczekując na przesyłkę tracić nie chciałem. Całe szczęście przypomniałem sobie, że dystrybucję akcesoriów i urządzeń desktopowo/przenośnych marki-córki Japończyków, czyli ADL-a prowadzi stołeczny MiP i wystarczyła jedna rozmowa telefoniczna, bym po wspomniany reduktor mógł podjechać do stołecznego salonu MP3store, który ową duperelkę miał fizycznie na stanie a nie li tylko na stronie www, bądź w magazynie centralnym. Mała rzecz a cieszy.
Po kilkudniowej rozgrzewce dostarczonego do testu egzemplarza, który nie zdradzał nawet najmniejszych oznak wcześniejszego użytkowania i uzbrojenia w rodowaną przejściówkę wpiąłem go w dyżurny zestaw ifi (Micro iDAC2 + Micro iUSB 3.0 + Gemini) i wziąłem się do roboty. Tzn. miałem taki zamiar i naprawdę chciałem do sprawy podejść z możliwie najwyższym profesjonalizmem, lecz przewrotny los postanowił w dość bezpardonowy sposób zweryfikować moje plany podsuwając mi pod nos, a tak po prawdzie nakładając na uszy, słuchawki przy których chłodny obiektywizm sprawdza się równie dobrze co sandały w drodze na Zawrat. Chodzi bowiem o to, że LCD-2ki w „klasycznej” odsłonie urzekają i zachwycają szeroko rozumianą muzykalnością będącą oczywistą pochodną eufonicznie nasyconej i kremowo gęstej średnicy. To ten typ organicznego grania, gdzie zamiast analizy skupiamy się wyłącznie na czysto hedonistycznej i prowadzonej ku własnej przyjemności syntezie. Zero wyczynowości, zero prób oszołomienia odbiorcy i zero, nawet najmniejszych oznak nerwowości. Szukając najbardziej adekwatnych analogii, Classici można porównać m.in. do lampki wyśmienitego Martella XO, lub 18 letniego Obana. To ta sama niewymuszona, w pełni naturalna, atawistyczna krągłość, przy której bardziej rozdzielcze i analityczne modele wydają się zbyt techniczne, prosektoryjne i choć oferujące bezsprzecznie więcej informacji, to gdzieś, w tym całym zalewie dźwięków, gubiące po drodze kwintesencję muzyki. Czy to lepiej, a może jednak gorzej? To już zależy od konkretnego odbiorcy, jednak osobiście i czysto subiektywnie uznaję taka estetykę jako wielce pożądaną i choć w oczywisty sposób będącą odejściem od laboratoryjnej neutralności i transparentności, to idealnie wpisującą się w moje gusta. Jako aparatura pomiarowa, czy też narzędzie badawczo – monitorujące, nadadzą się zatem średnio, lecz jako akcesorium melomana wydają się być niezastąpione.
W dodatku „budżetowe” Audeze nie grymaszą pod względem serwowanego im menu, gdyż zarówno przy dość agresywnym „Hydrograd” Stone Sour, jak i wypełnionym elektronicznymi szelestami oraz przesterami „Lo-Fi Lo-Ve” Tomasza Pauszka ani razu nie udało mi się ich przyłapać na próbie szukania drogi na skróty, czy też zbyt ewidentnej interpretacji reprodukowanego materiału. Oczywiście dyskretnie narzucały własny charakter, lecz bez nachalności i głoszenia prawd objawionych, jakoby jedynie one miały na nie wyłączność. W zamian za to skupiały się na tym, co umiały najlepiej, czyli średnicy i dopieszczaniu ludzkich głosów. Wystarczyło bowiem włączyć „Aya” Kasi Kowalskiej, by rodzimą „Królową muzycznej depresji” mieć niemalże na wyciągnięcie ręki a jej mocny, pewny siebie i przepełniony emocjami głos tuż przy uchu. Delikatne zaokrąglenie góry pasma i nieznaczne obniżenie środka ciężkości, przy jednoczesnym pilnowaniu, aby najniższe składowe nie wychodziły przed szereg sprawiają, że w rezultacie niezwykle trudno zmusić Audeze do tego, żeby zagrały ofensywnie, czy też agresywnie – poprzez podbicie skrajów. Nie ma jednak zagrożenia nudą, czy też grania na tzw. jedno kopyto.
Sposób kreowania wirtualnej sceny dźwiękowej zasługuje moim skromnym zdaniem na dedykowany akapit. O ile bowiem pierwszy plan i zlokalizowane na nim źródła pozorne podawane nam są z pewnej, całkiem przyjemnej perspektywy, dzięki której doskonale jesteśmy w stanie je kontemplować, jednocześnie nie pozostając narażonymi na pakowanie się co poniektórych wykonawców na przysłowiowe kolana, to już pogłos i aura ich otaczająca jest dość oszczędna. W rezultacie niewielkim kosztem „napowietrzenia” spektaklu i kłębiących się w zakamarkach sakralnych sklepień fal odbitych uzyskujemy wielce przyjemne wrażenie intymności. Niby „Antiphone Blues” Arne Domnérusa, czy też „Ariel Ramirez: Misa Criolla / Navidad Nuestra” Mercedes Sosy nadal brzmiały wprost obłędnie, ale nie mam w ty momencie zamiaru ani siebie, ani Was oszukiwać twierdząc, że nie mogłyby jeszcze lepiej, bo mogłyby, lecz do tego potrzebowalibyśmy Audeze z nieco wyższej półki.
LCD-2 Classic to teoretycznie wstęp, przedsionek nausznych rozkoszy, jakie zapewniają usytuowane ponad nimi, tak w firmowym rankingu, jak i cenniku modele Audeze. Z premedytacją napisałem teoretycznie, gdyż „klasyczne dwójki” ustawiają na takim pułapie poprzeczkę, że większość opartych na konwencjonalnych przetwornikach konkurentów cieszyłaby się jak dzieci mając takiego flagowca. Są przy tym ponadprzeciętnie muzykalne, więc jeśli tylko szukacie słuchawek, które za zadanie będą miały sprawiać wam przyjemność, koniecznie ich posłuchajcie a bardzo możliwe, że będzie to miłość od pierwszego założenia.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 2 777 PLN
Dane techniczne:
Budowa: Planarne
Konstrukcja: Otwarte, wokółuszne
Złącza: mXLR 4-pin
Średnica przetworników: 106 mm
Układ magnetyczny: Neodymowy N50
Moc maksymalna: 15 W
Max. SPL: >130dB
Pasmo przenoszenia: 10Hz – 50kHz
Zniekształcenia THD: <0.1% @ 100dB
Impedancja: 70 Ω
Czułość: 101 dB/V
Zalecana moc wzmacniacza: 1 - 4W
Długość przewodu sygnałowego: 1,9 m
Waga: 550 g
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: Ifi Micro iDAC2 + Micro iUSB 3.0 + Gemini
– Słuchawki: Meze 99 Classics Gold; q-JAYS; Meze 99 Neo
– Przewód USB: Goldenote Firenze Silver USB 2.0