Kontynuując quasi-wakacyjną tematykę akcesoryjną po rozświetlającym mroki i nagłaśniającym głuchą ciszę leśnych ostępów, lub poszatkowanych parawanami od bladego świtu plaż głośniku Mee Audio PartySPKR XL przyszła pora na nico mniej angażujące otoczenie urządzenie, czyli wysokiej klasy słuchawki. Co istotne słuchawki z kategorii tych nieco przez młodzież ignorowanych, za to cieszących się nieustającą estymą wśród złotouchych domatorów, czyli klasycznie przewodowych i jeśli nadarzy się ku temu sposobność dedykowanych niekoniecznie (ostatnio coraz częściej wyjścia słuchawkowego pozbawionych) smartfonom a oferującym nieporównywalnie wyższą jakość wzmacniaczom słuchawkowym. Krótko mówiąc, dzięki uprzejmości Sieci Salonów Top HiFi & Video Design na redakcyjny tapet trafiły Audeze MM-100.
Jak widać, 100-ki docierają do odbiorcy końcowego w dość skromnym kartonowym pudełku i jest to wyraźna sugestia, że i w jego wnętrzu, poza samymi słuchawkami, nijakich wodotrysków spodziewać się nie należy. I tak też jest w istocie, bowiem wraz z MM-100 otrzymujemy jedynie 2.5m pleciony przewód sygnałowy z jednej strony zakończony dużym złoconym Jackiem 6,3 mm a z drugiej również złoconym 3.5mm TRS. Zgodnie z materiałami firmowymi w zestawie powinien być jeszcze miękki, materiałowy woreczek i stosowna przejściówka z 1/4" na 3.5mm, lecz przynajmniej w dostarczonym na testy demonstracyjnym secie takowych atrakcji nie odnalazłem, więc i nie było szans uwiecznić ich na zdjęciach. Całe szczęście same słuchawki prezentują się wybornie, czemu tak naprawdę nie ma się co dziwić, skoro pełnymi garściami czerpią z tego, co tak miło wspominam przy okazji zeszłorocznego testu gamingowego modelu Maxwell. Mamy bowiem do czynienia z takimi samymi żelowymi padami z efektem pamięci, aluminiowymi korpusami muszli, choć tym razem są one już otwarte, takim samym pałąkiem i pasem nagłownym. Ponadto z racji pozbycia się koniecznej w bezprzewodowcach elektroniki i mikrofonu producentowi udało się je odchudzić o 15g, więc komfort ich użytkowania jest jeszcze wyższy. Miłą niespodzianka jest możliwość podpięcia przewodu sygnałowego do obu muszli, więc w przypadku używania standardowego kabla i niezbalansowanego źródła to użytkownik decyduje z której strony ma mu się ów warkocz pałętać a jeśli ktoś tylko wpadnie na iście szatański pomysł, by 100-ki napędzić w trybie zbalansowanym, to też droga wolna – oba gniazda stoją otworem.
W trzewiach MM-100 zaaplikowano znane z Maxwelli 90 mm przetworniki planarne o ultra-cienkich diafragmach Uniforce™, falowodach Fazor™ i neodymowych magnesach N50 Fluxor™. Całość może pochwalić się skutecznością na poziomie 98 dB/1mW, co przy impedancji 18Ω nie powinno stanowić problemu dla większości, nawet kieszonkowych wzmacniaczy.
No to na początek, zanim przejdziemy do meritum, jeszcze tylko informacja dla tych, co bezgranicznie ufają ludziom siedzącym za konsoletą. Otóż zgodnie z materiałami prasowymi Audeze MM-100 zaprojektowano we współpracy z Mannym Marroquinem, czyli człowiekiem odpowiedzialnym za brzmienie takich gwiazd jak Rihanna, Kanye West, Katy Perry, Justin Bieber, Post Malone, czy Bruno Mars. Powiem szczerze, że powyższa lista nie tylko nie wywołała zakładam, że oczekiwanego przez marketingowców entuzjazmu, lecz wręcz zapaliła w mej głowie większość ostrzegawczych lampek, gdyż serwowane przez ww. radosną gromadkę dźwięki nijak nie wpisują się w moje prywatne preferencje. Niemniej jednak zacisnąłem zęby, założyłem 100-ki na czerep i … odetchnąłem z ulgą, gdyż zamiast spodziewanego przewalonego basu i irytująco cykającej góry uatrakcyjniającej popową papkę niczym lukier z torebki średnio jadalny zakalec, otrzymałem w pełni rasowe i przy tym dość liniowe audiofilskie brzmienie. Po pierwsze, jak to w otwartych planarach bywa scena okazała się klasą sama dla siebie. Nie było mowy o nawet najbardziej perfidnych próbach wtłoczenia dźwięków do głowy, gdyż wszystko rozgrywało się na wyciągnięcie ręki, czyli nie tylko przed nami, co wokół nas. Fenomenalnie wypadały obfitujące w ambientowe smaczki nagrania w stylu „Through Shaded Woods (Deluxe Edition)” Lunatic Soul, gdzie szczególnej uwadze polecę końcówkę tytułowego utworu https://tidal.com/browse/track/155474445, gdzie nader realistycznie słychać twórcę – Mariusza Dudę brodzącego po jesiennym listowiu. Zaręczam, że na Audeze efekt jest zaskakująco namacalny. Wokalom również nic nie brakuje. Są właśnie namacalne, lecz nie dzięki prostemu wypchnięciu przed szereg a poprzez precyzję ich definicji i naturalność kreślonych brył. Nie są bowiem ani zbyt obłe, przez co unikają swoistej „muminkowości” ani nazbyt wykonturowane, co potrafi przydarzyć się np. niektórym Ultrasone. Doskonale to słychać na nieco bardziej zadziornych nagraniach, jak chociażby bluesowym „Blame It On Eve” Shemekii Copeland, gdzie gitara oprócz łkania potrafi ukąsić a i sama wokalistka niespecjalnie się oszczędza, co przy idących w stronę ofensywności systemach może być odebrane jako krzykliwość, której de facto na tym albumie nie ma. Jest za to ekspresja a tę Audeze oddają wprost wybornie.
Spora w tym zasługa podstawy basowej, która choć nie wykazuje ambicji na iście infradźwiękowe poczynania daleka jest od anoreksji. Ma bowiem wysoce satysfakcjonujące zróżnicowanie, sprężystość i koherencję tak wewnątrz swego zakresu, jak i na granicy zszycia ze średnicą, więc nie ma mowy o jakiejkolwiek samowolce i próbach zapędzania się w niekoniecznie dla niej przewidziane rejony. Wystarczy jednak sięgnąć po odpowiedni wsad muzyczny w stylu „Call The Devil” Mushroomhead a możemy mieć pewność, że po godzinie takiej młócki przez dłuższą chwilę będziemy musieli dojść do siebie, bo ciśnienie akustyczne jakie tytułowe nauszniki są w stanie wytworzyć na pewno nie będzie dla nas obojętne. I tu od razu uwaga natury użytkowej, gdyż MM-100 umieją a przy tym lubią, grać głośno, a że przy okazji nad wyraz trudno je przesterować wywołując jakieś słyszalne zniekształcenia, czy też kompresję, to bardzo łatwo przesadzić z decybelami, bo nic nas nie ostrzega, że jest naprawdę (za)głośno a potem już jest po herbacie, bo czujemy się jak po metalowym koncercie. Czyli w swoistej ekstazie, ale niezaprzeczalnie nieco ogłuszeni. Nie oznacza to jednak, że MM-100 trzeba „kręcić ile fabryka dała”, bo również na niskich poziomach głośności trzymają fason bez najmniejszych problemów oddając eteryczność delikatnych fraz, bądź wręcz grając ciszą jak makiem zasiał. Dlatego też warto zafundować im chociażby któregoś z DragonFly’ów AudioQuesta, żeby wycisnąć z nich wszystko co najlepsze już od dolnych nastaw potencjometru głośności.
Może i Audeze MM-100 jak na studyjną referencję są zbyt niepozorne, niewystarczająco „poważne” czy wręcz za tanie. Jeśli jednak nie czujecie potrzeby dowartościowania się flagowcami i po prostu rozglądacie się za przystępnie wycenionymi (raptem 1,8kPLN bez złotówki), to 100-ki powinny z nawiązką spełnić Wasze oczekiwania, bo grają naprawdę świetnie, są niewielkie a zatem poręczne i wbrew pozorom oferują zaskakująco dużo z dźwięku pozornie zarezerwowanego wyłącznie dla szlachetniej urodzonego rodzeństwa. A jeśli to dla Was zbyt mało, to od siebie jeszcze dodam, że MM-100 to jedne z najwygodniejszych słuchawek, z jakimi przez ostatnich kilka-naście-(dziesiąt?) lat miałem do czynienia. A to akurat przy słuchawkach jeden z kluczowych parametrów, przynajmniej dla osobnika, który nawet za okularami zdolnymi zmieścić się na jego czerepie potrafi jeździć kilka miesięcy. Krótko mówiąc, w pełni zasłużona rekomendacja.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 1 799 PLN
Dane techniczne
Konstrukcja: planarne, wokółuszne, otwarte, przewodowe (Jack 6.3mm)
Impedancja: 18Ω
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 25 kHz
Zniekształcenia: <0.1% @ 100 dB SPL, 1kHz
Czułość: 98 dB/1mW (at Drum Reference Point)
Max. SPL: >120dB
Średnica przetworników: 90 mm
Falowody: Fazor™
Magnesy: Neodymowe N50, Fluxor™
Rodzaj diafragmy: Ultra-cienka Uniforce™
Moc max: 5W RMS
Min. moc wzmocnienia: >100mW
rekomendowana moc wzmocnienia: >250mW
Waga: 475 g