Jump to content

Bowers&Wilkins PI5

Fr@ntz

Na hasło Bowers&Wilkins, bądź nawet skrót B&W większość, choćby śladowo zainteresowanych tematyką Hi-Fi respondentów, odpowie „kolumny”. Ci bardziej zorientowani z pewnością nie omieszkają wspomnieć o legendarnych „ślimakach” – futurystycznych Nautilusach a starzy wyjadacze dorzucą jeszcze kanciaste Matrixy. Tymczasem, może niezbyt nachalnie ekipa z Worthing w swym portfolio oprócz ww. oczywistego dla ogółu asortymentu ma jeszcze całkiem ciekawy dział car-audio, co dane mi było jakiś czas temu empirycznie zweryfikować mając okazję „pobawienia się” potężnym, 320-konnym Volvo XC90 i coś, bez czego trudno sobie wyobrazić współczesny rynek elektroniki użytkowej, czyli … oczywiście słuchawki. Jednak o ile do tej pory Brytyjczycy skupiali się głównie na bezprzewodowych „cywilnych” modelach nausznych oraz dedykowanym joggerom i innym miłośnikom wszelakiej maści aktywności fizycznej  dokanałówkach, dopiero niedawno pochwalili się prawidłowymi true-wirelessami, czyli PI5 i PI7. Skoro jednak temat jest świeży i do wyboru są dwa modele w ramach stopniowania napięcia na pierwszy ogień, dzięki uprzejmości dystrybutora marki Sieci Salonów Top HiFi & Video Design, poszły nieco tańsze 5-ki.

BW_PI5-0001.thumb.jpg.270e025df48c3f4809a8b87c82d0a0e5.jpg BW_PI5-0002.thumb.jpg.2cbce8257883bfb6695a3e08e00b513a.jpg

BW_PI5-0003.thumb.jpg.fd1e0aefddfb7b51b791aab2dd85eb0d.jpg BW_PI5-0004.thumb.jpg.77192715ab373811a936d2e46dd8beda.jpg

BW_PI5-0006.thumb.jpg.556cbdc7b3620fbc347fa398ac756a70.jpg BW_PI5-0007.thumb.jpg.57c21b01f4a40ab003cc19f8cd2ce685.jpg

BW_PI5-0008.thumb.jpg.2657b460ac6fe09c20d61036379b14ac.jpg BW_PI5-0009.thumb.jpg.7af0ba4340056d70090f6394797a5085.jpg

BW_PI5-0010.thumb.jpg.76360c6a8a7b3d010c5c4065b1592d87.jpg BW_PI5-0011.thumb.jpg.0939a2567832d653701fd0ff275852cc.jpg

BW_PI5-0012.thumb.jpg.2e86336de24347734b59baca19d520bd.jpg BW_PI5-0013.thumb.jpg.6b0982801818c714fdf5c3a6597d9b1f.jpg

BW_PI5-0014.thumb.jpg.35dbc468b91f222ca21c5a06c76ea0ab.jpg BW_PI5-0015.thumb.jpg.a78a2a26a2d8649e4517582a88086fd7.jpg

Bowers&Wilkins PI5 docierają do nas w niewielkim śnieżnobiałym kartonowym pudełku mieszczącym ukryte w pełniącej rolę ładowarki i aktywatora parowania „skorupce” słuchawki, instrukcję obsługi, dodatkowe gumki i 20cm przewód USB-C / USB-C, gdyby komuś do pełni szczęście nie wystarczyło ładowanie bezprzewodowe. Jedno naładowanie starcza na około 4-4,5h użytkowania a etui zapewnia jeszcze przynajmniej cztery tankowania do pełna. Same pchełki prezentują się wprost obłędnie i to niezależnie od tego, czy wybierzemy je w białym, czy też czarnym malowaniu. Równie pozytywne wrażenia przynosi kontakt organoleptyczny – korpusy sprawiają wręcz monolityczne wrażenie a zastosowane do ich wykonania tworzywo wydaje się w pełni satysfakcjonującą alternatywą dla aluminiowych, bądź innych „kosmicznych” odlewów spotykanych na zdecydowanie wyższych pułapach cenowych. Mówiąc wprost wartość postrzegana znacząco przekracza kwotę, jaką przyjdzie wyasygnować nam za PI5 przy kasie. Skoro zatem kluczowe w marketingu pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, to uczciwie trzeba przyznać, że w Bowersie odrobili prace domową i naprawdę do powyższej kwestii się przyłożyli. Trudno się temu dziwić, skoro to de facto pierwsze true-wirelessy w ich ofercie a konkurencja na rynku najdelikatniej rzecz ujmując jest mordercza.
Producent podkreśla, iż kluczową cechą 5-ek jest zastosowanie zapewniającej stabilne i niezawodne połączenie pomiędzy lewą i prawą słuchawką technologii TWS+ w czasie rzeczywistym czuwającej nad pracą 9.2mm przetworników. Mając na uwadze jak najwyższą jakość dźwięku zadbano o implementację Bluetooth w wersji 5.0 z obsługą kodeka AptX. Nie zapomniano również o nad wyraz skutecznej aktywnej redukcji szumów (ANC), którą aktywujemy/dezaktywujemy przytrzymując przez 1 sekundę palec na zlokalizowanym pod ozdobnym deklem lewej słuchawki sensorze. Z kolei przytrzymanie prawej uaktywni asystenta głosowego.

Zanim przejdę do walorów sonicznych naszych bohaterek w ujęciu stricte audiofilskim pozwolę sobie na małą dygresję natury użytkowej. Skoro bowiem 5–ki wyposażono  w umożliwiające obsługę połączeń  mikrofony i szalenie poprawiające ergonomię sensory na korpusach oczywistym jest, że w trakcie kilkutygodniowych testów dane mi było z owych atrakcji korzystać. W dodatku luzowanie obostrzeń pozwoliło mi wielokrotnie sprawdzać je nie tylko w pandemicznych – narzucających konieczność maskowania realiach, ale i już bez znienawidzonej „szmaty” szczelnie zakrywającej nos i usta. I tu miła niespodzianka, gdyż nawet z maseczką na generatorze dźwięków, jakim jest aparat gębowy, rozmowy prowadzone przeze mnie były określane przez interlokutorów jako wysoce zadowalające pod względem komunikatywności. Niby lekkie przytłumienie, było przez nich zgłaszane, jednak dzięki nader skutecznej eliminacji szumów tła nawet w przy dość nasilonym ruchu miejskim nader sporadycznie musiałem zwiększać poziom generowanych decybeli. Za to już bez maski komfort tak rozmów plenerowych, jak i sądzę, że na dobre zadomowionych w naszych realiach, tele-konferencji śmiało mogę określić mianem wybitnego. O walorach natury estetycznej nawet nie wspominam, gdyż Bowersy są na tyle nieabsorbujące tak designem, jak i swą posturą, iż przynajmniej przy moich gabarytach stawały się niemalże jeśli nie niezauważalne to z pewnością pomijalne.

A jak Bowers&Wilkins PI5 grają? W telegraficznym skrócie można je określić mianem wyrafinowanych. Nie chodzi jednak o stereotypową brytyjską zachowawczość i zdystansowanie, lecz pewną niewymuszoną, atawistyczną wręcz elegancję wynikająca ze świadomości własnej klasy i posiadanych możliwości. One nic nie muszą a jedynie mogą, przez co zamiast nadpobudliwości i nerwowego zabiegania o uwagę słuchacza skupiają się na muzyce dyskretnie usuwając się w cień. Jest to zatem z jednej strony, przynajmniej na pierwszy rzut oka, znaczy się ucha, diametralnie inna estetyka od tej lansowanej przez okupujące niższe półki konkurencyjne modele, jednak z drugiej - na dłuższą metę, w pełni zrozumiała. Wkraczamy bowiem w obszar, gdzie wymagania odbiorców wykraczają dalece poza oczekiwania li tylko w miarę bezproblemowego działania, są zatem w miarę sprecyzowane, a przy okazji obejmujące zdecydowanie szersze pole widzenia. Wyjaśniając powyższy, nieco zagmatwany wywód, chodzi po prostu o to, że 5-ki nie muszą „łapać za ucho” jednym aspektem, czy czarować sugestywnie podkreśloną manierą, mniej bądź bardziej umiejętnie maskując własne niedociągnięcia, żeby wywołać chęć ich posiadania. One wszystko robiąc (bardzo) dobrze ów (bardzo) dobry poziom rozpropagowują na całe reprodukowane pasmo. Trzymają równy poziom tam, gdzie niżej urodzeni jedynie sięgają palcami wyciągniętej ręki i to z reguły stojąc na taborecie, uznając przy tym ów stan za punkt wyjścia a nie finał. Jakieś konkrety? Proszę uprzejmie.
Radosne nagranie na instrumentach z epoki „Vivaldi: The Four Seasons - Geminiani: Concerti grossi Nos. 4 & 12” Boston Baroque / Martin Pearlman / Christina Day Martinson wykazało, że PI5-kom nawet przez myśl nie przeszło tanie efekciarstwo i szukanie dudniącego basu tam, gdzie go de facto nie ma. Czy można zatem uznać, że tytułowe pchełki grają bez najniższych składowych? W żadnym wypadku. One grają naturalnie, jednak oddając pełnię wybrzmień i barw nie zakrzywiają czasoprzestrzeni i nie zaklinają rzeczywistości, więc nawet jeśli znajdujący się na wyposażeniu Boston Baroque klawesyn nie brzęczy jak wór rodowych sreber zrzucany z betonowych schodów, to próżno oczekiwać po nim potęgi dolnych oktaw koncertowego fortepianu. Jest za to blask, oddech i swoboda, która w Bowersach nader szczelnie otula niewidzialnym kokonem, wciąga w otchłań dźwięków i daje wytchnienie. Z premedytacją w roli pierwszego przykładu posłużyłem się evergreenem ognistowłosego księdza, który chyba każdy zna niemalże na pamięć a po drugie dzięki bogactwu zarówno delikatnych, wysublimowanych dźwięków, jak chociażby partie wspominanego dosłownie przed chwilą klawesynu, jak i iście ekstatycznych dynamicznych spiętrzeń, wydaje się całkiem miarodajnym materiałem testowym. Ponadto o ile w zaciszu domowego ogniska eksploracja poszczególnych planów nie nastręcza z reguły większych problemów, to już w środkach komunikacji miejskiej taka sztuka udaje się nielicznym. Tymczasem z PI5-kami w uszach nie dość, że wcale nie musiałem zwiększać poziomu głośności, to również i łatwość dotarcia do dalszych rzędów zajmowanych przez muzyków nie była jakimkolwiek problemem. Ba, nawet sam szum tła został zmarginalizowany do zupełnie nieabsorbującego poziomu. Sama zaś muzyka brzmiała nad wyraz realistycznie a kreowana przez brytyjskie pchełki scena rozpościerała się przede mną / wokół mnie ani razu nie próbując na drodze przeskalowania utknąć wewnątrz mojego czerepu. I jeszcze jedno. Otóż pomimo ww. elegancji ani razu nie przyłapałem obiektu niniejszego testu na zbytnim wygładzaniu i dosładzaniu, dzięki czemu smyczkom nie brakowało natywnej szorstkości, co przynajmniej dla mnie jest poniekąd jednym z wyznaczników prawdomówności, choć znane mi są przypadki lubujące się w lepkim, iście karmelowym sposobie prezentacji. Generalnie co komu pasuje.
Skoro poruszyłem temat braku urojonych, fantomowych pomruków subsonicznych w miejscach, gdzie ich nigdy nie było, zasadną wydaje się weryfikacja wiadomych częstotliwości w naturalnych dla nich środowisku. Dlatego też nie omieszkałem sięgnąć zarówno po romansujący zarówno z metalcorem, jak i mainsteamowym - melodyjnym popem „Like A House On Fire” Asking Alexandria , zakręcony jak domek ślimaka syntetyczny „Head of NASA and the 2 Amish Boys” Infected Mushroom, jak i klasyczny, koncertowy „焔の火 Honoka” Kodo. I? I Re-we-la-cja. Okazało się bowiem, że niepozorne dokanałówki mają iście niespożyte siły zdolne nader sugestywnie oddać nie tylko potęgę olbrzymich japońskich bębnów i sztucznie wykreowanych na konsoletach subsonicznych pomruków, lecz przede wszystkim zachować pełen pakiet informacji o strukturze, budowie źródeł dźwięków takowych. Otrzymujemy zatem nie jedno, tępe uderzenie, przed i po którym nic się nie dzieje, lecz mamy jak na tacy, niekoniecznie srebrnej, podany moment zetknięcia pałki/stopy z naciągiem, jego odkształcenie, odsunięcie pałki i powrót naciągu na miejsce. Niemożliwe? Cóż, może i PI5 nie przypominają swym wyglądem kamer do ujęć slow-motion, jednak proszę mi wierzyć na słowo, a jeszcze lepiej samemu się nausznie przekonać, że wcale nie potrzebujemy kilkuset klatek na sekundę, żeby to zaobserwować. Wystarczą nasze uszy i tytułowe maluchy. A wracając do meritum. Generowany przez Bowersy bas jest głęboki a zarazem świetnie kontrolowany i zróżnicowany. Nic się nie zlewa, nie dudni i nie zapuszcza w rejony dla niego nieprzewidziane, więc obawy o podbarwienie średnicy spokojnie możemy uznać za niebyłe.

Zwykło się mawiać, że jak coś jest do wszystkiego, to jest albo do … niczego (jest jeszcze nieco mniej elegancka wersja, ale to nie czas i nie miejsce na nią), albo jest to szwajcarski scyzoryk. Tymczasem bezprzewodowe słuchawki Bowers&Wilkins PI5 nie są ani jednym, ani drugim, a po kilkutygodniowych testach śmiem twierdzić, że zagrają, w dodatku wybornie, praktycznie każdy rodzaj muzyki. Krótko mówiąc wyjątek potwierdzający regułę.

Marcin Olszewski

Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 1149 PLN

Dane techniczne
Komunikacja: Bluetooth 5.0 with AptX technology
Kodeki Bluetooth:  AptX, AAC, SBC
Profile Bluetooth: A2DP v1.3.1, AVRCP v1.6.1, HFP v1.7.1, HSP v1.2, BLE GATT (Generic Attribute Profile)
Dodatkowe funkcje: ANC
Częstotliwość komunikacyjna:
Tx mode: 2402MHz - 2480MHZ, ISM Band
Rx mode: 2402MHz - 2480MHz, ISM Band
RF output power: <10.0 dBm
Zastosowane przetworniki: 9.2mm dynamiczne
Pasmo przenoszenia: 10Hz - 20kHz
Zniekształcenia (THD) <0.3% (1kHz/10mW)
Czas pracy na baterii: do 4 h (Bluetooth)
15 minutowe ładowanie = 2 h pracy Bluetooth
Dołączone akcesoria: 20cm przewód USB-C / USB-C
Waga: 8g / słuchawkę + 47g ładowarka




User Feedback

Recommended Comments

There are no comments to display.



Guest
This is now closed for further comments

  • Dali IO-12

    Nieco wbrew logice, a tak po prawdzie również wbrew ogólnemu postrzeganiu marki wybierając na testy „coś” sygnowane przez duńskie Dali zamiast spodziewanych kolumn głośnikowych dystrybutor – stołeczny Horn raczył był zaproponować … słuchawki. Niby ostatnimi czasy przysłowiowe nauszniki – na potrzeby niniejszej epistoły pod tym pojęciem pozwolę sobie uwzględnić wszelakiej maści wokół/na/do-uszne słuchawki, mają w swych katalogach jeśli nie wszyscy, to przeważająca większość producentów z audio zw

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Słuchawki

    Yamaha SR-B40A

    Skoro legendarna „złota polska jesień” postanowiła dopieścić nas swoim nieco bardziej melancholijno-depresyjnym obliczem serwując przeplatany deszczem i śniegiem maraton pluchy a tym samym pozbawiając nas nie tylko złudzeń, co dylematów związanych z ewentualnymi weekendowo – popołudniowymi planami spacerowymi, jakoś trzeba zyskany tym sposobem „wolny” czas sobie zagospodarować. Owo zagospodarowanie jest tym bardziej na czasie, że lepiej – znaczy się cieplej i suszej, już było a na zmianę – powró

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Soundbary

    Bowers & Wilkins 607 S3

    Pomijając systemy wielokanałowe, którym dziwnym zbiegiem okoliczności poświęciłem dwie ostatnie recenzje, podstawkowe monitory są oczywistym wyborem dla wszystkich tych, którzy czy to z własnej woli, czy też zmuszeni prozą życia słuchają w niezbyt imponujących metrażach i/lub z tzw. systemów desktopowych. I choć w większości przypadków powyższa decyzja wiąże się z jakimiś kompromisami, to jeśli tylko podczas wyboru zamiast wywołanego chwilową promocją impulsu pokierujemy się nie tylko logiką, le

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Kolumny

    Dali Oberon 5.1 - 1/1/VOKAL/SUB C-8D

    Choć od niepamiętnych czasów uważam się za ortodoksyjnego stereofila, to z biegiem lat nabrałem właściwej „skamielinom” pobłażliwej łagodności i akceptacji dla innych niż moje własne wyborów. Ba, doszło nawet do tego, że okazjonalnie pozwalam sobie na wycieczki w wielokanałowe rewiry i o zgrozo większość takich eskapad bardzo miło wspominam. Co prawda w trakcie takowych eksperymentów salon zaczyna przypominać połączenie biurowego open-space’a przed ukryciem całego okablowania pod podłogą i wojsk

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Kolumny

    BMN Beszele 2 Pro

    BMN Beszele 2 Pro   Kto z nas miłośników sprzętu audio nie marzył kiedyś o głośnikach marzeń przeglądając zagraniczne periodyki z cenami podawanymi najczęściej w DM lub USD? Nie, nie. DM to akurat nie Depeche Mode. To Deutsche Mark, czyli marka niemiecka. Ci bardziej zmotywowani i powiedzmy odważni, zdolni podejmowali się wyzwań i sami budowali swoje zestawy głośnikowe lub też modyfikowali posiadane - w oparciu o części, które można było w tamtym czasie zdobyć. I nie chodzi li tylko tu

    kangie
    kangie
    Kolumny 14
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.

                  wykrzyknik.png

AdBlock blocking software detected!


Our website lives up to the displayed advertisements.
The ads are thematically related to the site and are not bothersome.

Please disable the AdBlock extension or blocking software while using the site.

 

Registered users can disable this message.