Przez długie lata jak tylko mogłem broniłem się przed jakimikolwiek odmianami testów grupowych z założenia przypominających wyścigi u podstaw których leży reguła wygrany – przegrany. A Hi-Fi do sportów „wyścigowych” nie należy, gdyż oparte jest o coś całkowicie indywidualnego – subiektywne oceny i próby sprostania własnym oczekiwaniom oraz gustom. Dlatego też przy sparringu porównywalnych produktów różnych marek zawsze można się wspomagać tzw. firmową sygnaturą brzmienia i skupić na różnicach w sposobie interpretacji poszczególnych utworów a następnie próbach znalezienia grupy docelowej zdolnej taką interpretację zaakceptować. Cóż jednak począć, gdy dystrybutor wpada na pozornie szalony pomysł i do recenzji dostarcza nie dwa, nie trzy, lecz … sześć pozycji i to w dodatku pochodzących od jednego producenta. Całe szczęście w tym szaleństwie jest metoda ponieważ nie mamy do czynienia z próbą zainicjowania rodzinnej rozróby lecz prezentacji możliwie pełnego (w tym wypadku w 100%) spektrum oferty tajwańskiej marki słuchawkowej Chord&Major.
Uważni i niecierpiący na postępującą sklerozę czytelnicy z pewnością pamiętają, że nie tak dawno, bo raptem pod koniec sierpnia, już uzewnętrzniałem się na temat modelu 8'13 Rock. Tym razem jednak, aby zachować spójność i nie dekonstruować misternej układanki dostarczonej przez polskiego dystrybutora - CORE trends, Rocki pojawiają się ponownie, lecz nie solo a w towarzystwie pozostałej piątki rodzeństwa. I tak, w kolejności zgodnej z numeracją, przez ostatni miesiąc miałem niewątpliwą przyjemność raczyć swe uszy muzyką serwowaną przez „pchełki” 01'16 Electronic Music, 5'14 World Music, 6'13 Ballad, 7'13 Jazz, 8'13 Rock, 9'13 Classical. Jak sami widzicie unifikacja designu jest pełna, parametry techniczne oscylują w granicach 94 dB - 103 dB w przypadku skuteczności i 16-30 Ω, jeśli chodzi o impedancję. Co prawda nieco przed szereg w domenie pasma przenoszenia (5-40,000 Hz vs 20-20,000 Hz) wyrywają się najmłodsze, bo dopiero co wprowadzone do oferty 01’16, ale przynajmniej na razie – na tym etapie oceny nie wyrokowałbym, czy akurat ten parametr jest w przypadku C&M krytyczny.
O samym pietyzmie wykonania zarówno samych dokanałówek, jak i opakowań, w jakich są dostarczane pisałem już poprzednio, ale mając je wszystkie na raz dopiero widać, że puzderko Rocków nie było tylko odosobnionym przypadkiem perfekcji, lecz po prostu jedną z wielu dostępnych opcji, z których każda jest tak samo, nawet w najmniejszym detalu dopracowana. W dodatku okalające metalowe korpusy drewniane pierścienie wzbogaciła karbonowa obrączka w 01-kach, więc i wybór dostępnych opcji się powiększył. Finansowo też spokojnie możemy uznać, że poruszamy się w obrębie dość zdroworozsądkowo wycenionych produktów, gdyż w zależności od modelu ceny kształtują się w przedziale 869 – 1 299 PLN, co przy tej jakości wykonania, jak i wartości postrzeganej nie powinno budzić niezdrowych emocji.
Carbonowe wykończenie, gorąca nowość i wyżyłowane do granic przyzwoitości, bądź nawet poza nie, parametry sprawiły, że po jedynki sięgnąłem z nieukrywaną ciekawością. Po okresie akomodacji i intensywnego wygrzewania nie miałem jednak dla nich taryfy ulgowej, tylko od razu wrzuciłem piąty bieg, wcisnąłem gaz do dechy i potraktowałem najpierw ścieżką dźwiękową z „Gone In 60 Seconds” a potem poprawiłem soundtrackiem „The Fast And The Furious: Tokyo Drift”. I co? I zaje …, znaczy się rewelacyjnie. Jest moc, dynamika i bezpośredniość. Dół pasma jest sprężysty, schodzi może nie tak nisko jak w Rockach, ale ma lepszą kontrolę i bardziej czytelną fakturę, co nie tylko może się podobać, ale po postu się podoba. W dodatku, na tle całego starszego rodzeństwa jedynki oferują najbardziej namacalny przekaz i wręcz holograficzną przestrzeń, co biorąc pod uwagę repertuar jakiemu są dedykowane wydaje się nie lada wyzwaniem. Spora w tym zasługa niezwykle wiernie oddanych ludzkich wokali, które na tle komputerowo wygenerowanych sampli sprawiają, że z łatwością jesteśmy znaleźć jakiś realny punkt odniesienia. Warto jednak sięgnąć również po coś spokojniejszego, kojącego – np. „Anastasis” Dead Can Dance, gdzie zamiast ciągłej gonitwy i szaleństwa do głosu dojdą impresjonistyczne, otulające nas muzyczne plamy i ciepły, niespieszny wokal. Wystarczy tylko wygodnie się rozsiąść, odprężyć i dać ponieść muzyce.
Ze względu na dość pojemny termin „muzyka świata” producent postawił tym razem na bezpieczną muzykalność z urzekającym nasyceniem średnicy. Nie zapomniano jednak ani o rozdzielczości, ani o prawidłowym kreowaniu przestrzeni, gdyż nawet tak zakręcone od strony rytmicznej pozycje jak „21 Spices” Triloka Gurtu i Simona Phillipsa, czy „Asian Roots” Take Dake with Neptune nie pozostawiały złudzeń co do możliwości wetkniętych w uszy słuchawek. Nader zgrabnie poradzono sobie z osiągnieciem równowagi pomiędzy otwartością i nasyceniem, gdyż ani razu nie udało mi się przyłapać 5-ek bądź to na próbie zbędnego podkreślania sybilantów, bądź maskowania nieraz potrafiących zakłuć partii blaszanych przeszkadzajek, czy dęciaków. Generalnie ich charakter zbliżony jest pod względem równowagi tonalnej reprezentowanej przez jazzowe 7-ki, lecz z nieco lżejszą podstawą basową. Tutaj postawiono silniejszy akcent na niuans, wgląd w strukturę nagrania, co automatycznie owocuje dodatkową porcją informacji. Jeśli zatem do tej pory byliście przekonani, że Kodo to tylko jednostajne dudnienie najwyższy czas zaprzyjaźnić się z 5-kami i swoją przygodę z japońskimi bębnami rozpocząć od nowa. Na zachętę polecę album „Irodori” a potem powinno już pójść z górki. Gwarantuję, że tego typu repertuar potrafi sprawdzić się lepiej niż poczwórne espresso.
Dedykowane spokojnej i sennej – balladowej muzyce 6-ki grają zdecydowanie głośniej i przede wszystkim zauważalnie lżej od Rocków, dlatego jeśli tylko nie chcecie zacząć się zastanawiać, czy przypadkiem Ozzy nie przywdział zbyt ciasnej w dolnych partiach garderoby lepiej skupić się na sugerowanym przez producenta repertuarze. Na „...Featuring Norah Jones” czuć było nie tylko obecne na scenie powietrze, ale i sporo miejsca między towarzyszącym wokalistce muzykami i licznie przybyłymi gośćmi. Świetnie wypadł też pod względem niemalże katedralnego pogłosu otwierający „25” Adele utwór „Hello”. Niewątpliwą zaletą 6-ek jest niezwykle sugestywne przybliżanie wokalu prowadzącego, co przy odpowiednio przygotowanej playliście może sprawić, że przez długie godziny nie będziemy chcieli wyciągnąć C&M z uszu tylko dla tego, by nie stracić dość intymnego kontaktu z naszymi ulubionymi, właśnie śpiewającymi wyłącznie dla nas wokalistkami. Doprawiona zaskakującą ilością mikro wybrzmień i innych audiofilskich smaczków całość angażuje naszą uwagę i lepiej w tym czasie nie wykonywać jakiś bardziej skomplikowanych czynności. Świetnie różnicowane są też same nagrania, lecz całe szczęście 6-ki nie próbują zbytnio epatować hiper rozdzielczością, więc i mocno podkręconych pod tym względem azjatyckich pozycji w stylu dyskografii Susan Wong z radością można wysłuchać od deski do deski.
Zgodnie z logiką oraz uszeregowaniem w firmowym portfolio 7-ki łączą w sobie przestrzenność i otwartość 6-ek z gęstością idącą w parze z dociążeniem 8-ek. Dzięki temu nawet wirtuozerskie partie fortepianowe Chihiro Yamanaki zarejestrowane na albumie „Abyss” nie tracą nic ze swojej szaleńczości a akompaniujący jej muzycy też mają okazję do zaprezentowania się od jak najlepszej strony. Całe szczęście 7-kom udaje się nie tylko zachować równowagę tonalną, co nawet kontrolować czasem zbyt euforyczne, bądź też zbyt przebasowione realizacje. Powiem więcej – do przesłuchanego w ramach testów „Another Country” Cassandry Wilson wracałem wielokrotnie, gdyż pomimo przyjemnie masujących niskich tonów niezwykle atrakcyjnie prezentowała się również góra pasma z wszelakiej maści przeszkadzajkami, czy swobodnie wybrzmiewającymi partiami gitarowymi. Aby jednak w pełni docenić finezję tego modelu polecam sięgać po coś z pogranicza jazzu i klasyki, czyli „'Round M: Monteverdi Meets Jazz” Roberty Mameli i wsłuchać się w czystość partii wokalnych, oraz oszczędna, lecz jakże istotną warstwę muzyczną. Niby to obok Rocków najtańsze w zestawieniu słuchawki a uczciwie trzeba przyznać, że stanowią bardzo uniwersalną propozycję.
Tutaj nie mam zamiaru wyważać już otwartych drzwi i samemu sobie zaprzeczać, więc ponownie potwierdzę, że Rocki oferują nad wyraz sugestywne uderzenie basu i cudownie soczystą, krwistą średnicę z przyprószoną złotą poświatą górą. Na tego typu prezentacji zyskują nie tylko nowe, odpowiednio dopracowane pod względem technicznym realizacje, ale i dość niefrasobliwie nagrane starocie. Powiem więcej - nawet wydany jako SHM-CD remaster “...And Justice for All” Metallicy zabrzmiał tak, jakbym zamiast na kanapie w dużym pokoju siedział lata świetlne temu w Kalifornii razem z Flemmingiem "Razz" Rasmussenem i słuchał tego, co też ciekawego chłopaki wyprawiają za szybą.
Przesiadka na współczesną „13”-kę Black Sabbath poprawiła aspekt rozdzielczości i precyzji w kreśleniu umiejscowienia źródeł pozornych na dość blisko podanej scenie. „Firmowe” przesunięcie środka ciężkości dodało Ozzy’iemu, Iommiemu i Butlerowi wspomaganym przez Brada Wilka przy perkusji niemalże doomowej gęstości i monumentalności. Jak dla mnie i prawdopodobnie większości miłośników ostrego łojenia strzał w przysłowiową 10-kę.
Major 9'13 Classical
Klasyka, oprócz ekstremalnych odmian metalu jest chyba najtrudniejszym wyzwaniem dla sprzętu audio z dowolnego zakresu cenowego. Oczywiście nie mówię w tym momencie o minimalistycznych składach i nagraniach na flet piccolo i tamburyn, tylko zdecydowanie bardziej skomplikowanych formach. Wystarczy bowiem sięgnąć po wielogłosowe „Canticum Canticorum: Les Voix Baroques” Les Voix Baroques, by w tzw. okamgnieniu mieć jasność co do umiejętności, lub tez całkowitego jej braku danego urządzenia do prawidłowego oddania wieloplanowości i właściwej barwy. Całe szczęście potraktowane taką „przystawką” 9-ki test zdały śpiewająco nie tylko wzorcowo różnicując tembr głosów wokalistów, co z niezwykłym pietyzmem ustawiając ich w półkolu wokół naszej głowy. Nieco bardziej w kość Majorom dał Nicolo' Paganini, który na „Diabolus in Musica - Accardo interpreta Paganini” potrafi zdmuchnąć kapcie, jednak w tym przypadku musimy bać poprawkę na sam sposób „absorpcji” dźwięku, gdyż odsłuch ogranicza się i tylko do kanałów usznych bez szans na poczucie tutti pozostałymi organami, a przy symfonice tego typu „efekty specjalne” niestety mają znaczenie. Ten typ jednak ma to do siebie, że inaczej się nie da i niestety trzeba się z tym oswoić. Jeśli się jednak już z tym uporamy, to spokojnie będziemy mogli się delektować bogactwem barw. Warto też zwrócić uwagę, że w całości prezentacji czuć swobodę i swoisty (o oczywistych ograniczeniach, już wspomniałem) rozmach, co świetnie pokazywał album „Georg Friedrich Händel - Bad Guys” Xaviera Sabaty.
Który z powyższych modeli spełni Wasze oczekiwania jest już poza moją wiedza, lecz w ramach podsumowania pragnąłbym jedynie zaznaczyć, że za cechę wspólną pchełek sygnowanych przez Chord&Major można spokojnie uznać ponadprzeciętną dynamikę i swobodę. Jeśli zatem po prostu chcecie Waszą muzykę mieć zawsze przy sobie w możliwie wysokiej jakości sprawdźcie na własne uszy co potrafi ta przepięknie wykonana azjatycka biżuteria i wybierzcie coś dla siebe.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: CORE trends
Ceny:
Major 01'16 Electronic Music: 1 299 PLN
Major 5'14 World Music: 1 039 PLN
Major 6'13 Ballad: 1 039 PLN
Major 7'13 Jazz: 869 PLN
Major 8'13 Rock: 869 PLN
Major 9'13 Classical: 949 PLN
Dane techniczne:
Major 01’16 Electronic Music
Impedancja: 28 Ω
Pasmo przenoszenia: 5-40,000 Hz
Skuteczność: 103 dB / 1kHz 1mW
Maks. moc wejściowa: 8 mW
Wtyk: 3.5mm (złocony)& 6.3mm
Ozdobny pierścień wokół korpusów: włókno węglowe
Major 5’14 World Music
Impedancja: 20Ω
Pasmo przenoszenia: 20-20,000 Hz
Skuteczność: 96 dB / 1kHz 1mW
Maks. moc wejściowa: 8mW
Wtyk: 3.5mm (złocony)
Ozdobny pierścień wokół korpusów: Drewno bukowe
Major 6’13 Ballad
Impedancja: 30 Ω
Pasmo przenoszenia: 20-20,000Hz
Skuteczność: 96 dB / 1kHz 1mW
Maks. moc wejściowa: 8mW
Wtyk: 3.5mm (złocony)
Ozdobny pierścień wokół korpusów: Klon
Major 7’13 Jazz
Impedancja: 16 Ω
Pasmo przenoszenia: 20-20,000 Hz
Skuteczność: 94 dB / 1kHz 1mW
Maks. moc wejściowa: 8 mW
Wtyk: 3.5mm (złocony)
Ozdobny pierścień wokół korpusów: Drewno sandałowe
Major 8’13 Rock
Impedancja: 16 Ω
Pasmo przenoszenia: 20-20,000kHz
Skuteczność: 94dB / 1kHz 1mW
Maks. moc wejściowa:8 mW
Wtyk: 3.5mm (złocony)
Ozdobny pierścień wokół korpusów: Drewno sandałowe
Major 9’13 Classical
Impedancja: 28 Ω
Pasmo przenoszenia: 20-20,000Hz
Skuteczność: 96 dB / 1kHz 1mW
Maks. moc wejściowa:8 mW
Wtyk: 3.5mm (złocony)
Ozdobny pierścień wokół korpusów: Palisander (Rosewood)
System wykorzystany podczas testu:
- Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY
- DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: Ifi Micro iDAC2;
- Słuchawki: Brainwavz HM5; Meze 99 Classics Gold; q-JAYS
- Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
- Przewody ethernet: Neyton CAT7+
- Kable zasilające: Organic Audio Power
- Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF® /FI-50M NCF®
- Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform