Do niedawna słuchawki douszne i dokanałowe nie kojarzyły mi się zbyt pozytywnie. Ot zło konieczne w chwilach i miejscach, gdy założenie konwencjonalnych – nausznych, bądź wokółusznych modeli było niemożliwe. Trochę zweryfikowałem swój światopogląd po kilkunastodniowym kontakcie z SoundMagic’ami EH11M, jednak był to niewinny wstęp do świata konstrukcji zdecydowanie bardziej ambitnych. Przecież na rynku dostępne są produkty dedykowane profesjonalistom i osobom, dla których jakość dźwięku jest priorytetem, który nie może być poświęcany na ołtarzu wygody i miniaturyzacji.
W tym celu do testów wybrałem cieszący się sporym uznaniem wśród użytkowników i zbierający bardzo pochlebne opinie model UM-3X RC amerykańskiego specjalisty od … ochrony i wspomagania słuchu – Westone. Ta istniejąca od 1959, niemalże rodzinna, firma zlokalizowana w Colorado Springs nie jest w Polsce zbyt intensywnie promowana, co przekłada się przede wszystkim na dość znikomą rozpoznawalność i popularność marki, a szkoda, bo oferuje produkty niezwykle zaawansowane technologicznie o bardzo wyśrubowanych parametrach i brzmieniu …, ale o tym dalej.
Wejście na główną stronę producenta może być dla większości audiofilów dość zaskakujące. Okazuje się, że sekcja „muzyczna” jest jedną z pięciu, w których swoje usługi i produkty oferuje Westone. Obok działów dla lekarzy, produktów konsumenckich, wykorzystywanych w przemyśle, oraz służbach mundurowych (np. policji i lotnictwie), osobny dział poświęcono audio najwyższej próby. Działając na tak szerokim polu od prawie sześćdziesięciu lat uczciwie zapracowali na miano Dousznych Ekspertów, którym się tytułują.
Tak na zdrowy rozum, dla przeciętnego użytkownika „przenośnego” sprzętu audio, tzn. kieszonkowego, bo i z kilkudziesięciokilogramową integrą Vitusa pod pachą dane mi było spacerować, wydatek rzędu 1,5 kzł na słuchawki jest całkowitą abstrakcją. Z drugiej strony całe Hi-Fi, o High-Endzie nawet nie wspominając, w oczach osób postronnych kwalifikuje się bardzo często jako przypadek kliniczny wymagający leczenia w zakładzie zamkniętym. Krótko mówiąc większość użytkowników przysłowiowych eMPe3ek będzie z powodzeniem korzystała z firmowych, dołączonych słuchawek a gdy te się rozpadną zakupi nowe w cenie nieprzekraczającej 100 – 200 zł. Natomiast obiekt niniejszego testu powinien zainteresować tych, którzy wychodząc z domu czują nieodpartą chęć zabrania ze sobą jak największej części brzmienia oferowanej przez posiadany wysokiej klasy zestaw „stacjonarny”.
Westone UM3X RC to topowy model należący do serii Universal Monitor przeznaczonej dla "profesjonalistów", powyżej której odnaleźć można personalizowane wersje Elite Series i dopiero co wprowadzoną, również „kustomizowaną” linię rekreacyjną (Recreational Earphone). Jednak ceny niebezpiecznie zbliżające się do 4,5 kzł dobitnie podkreślają ich elitarność a konieczność wykonania przed odsłuchem dedykowanego odlewu automatycznie ogranicza możliwość ich niezobowiązującego wetknięcia w ucho. Poniżej, nie wiedzieć czemu znalazła się dopiero grupa słuchawek "dla melomanów" obejmująca modele Westone 1, 2, 3, 4 i 4R, oraz TS1 z mikrofonem.
Testowana wersja RC od zwykłej 3X jest droższa o 80 zł, lecz wydaje się zdecydowanie sensowniejszym zakupem ze względu na możliwość odłączania przewodów sygnałowych. Nie dość, że w przypadku urwania / uszkodzenia wymiana na nowy zajmuje dosłownie chwilę, to można również poeksperymentować z alternatywnym okablowaniem. Zamienników nie trzeba szukać zbyt daleko, gdyż nawet na naszym rynku działają firmy jak np. Forza Audioworks oferujące nie tylko recabling , ale również renowację, oraz naprawę uszkodzonych słuchawek.
Jeśli zaś chodzi o ich budowę to korpus wykonano z półprzeźroczystego tworzywa, przez którą widać trzewia a część z tulejką douszną z czarnego. Plecione, odłączane przewody (model Epic) przy wtykach od strony słuchawek posiadają usztywniające tulejki z przeźroczystego tworzywa ułatwiające ich prowadzenie po małżowinach usznych. Wewnątrz UM3X RC konstruktorom udało się zmieścić trójdrożną zwrotnicę pasywną rozdzielającą pasmo pomiędzy trzy przetworniki armaturowe.
O ile dołączony do słuchawek zestaw 10 nakładek pozwala dopasować je do własnych potrzeb i uzyskać blisko 25dB redukcję dźwięków zewnętrznych, to docelowo i tak najsensowniejszym rozwiązaniem wydaje się zamówienie u dystrybutora spersonalizowanych nakładek Custom Art Ear tips wykonywanych na podstawie dostarczonego wycisku ucha.
Jednak czy cała ta „profesjonalna” otoczka przekłada się w rzeczywistości na efekt mogący satysfakcjonować muzyków, bądź realizatorów dźwięku? Nie mam bladego pojęcia. Postaram się jednak subiektywnie stwierdzić, czy spełnia pokładane w nich oczekiwania audiofila, za którego się uważam.
Pierwsze przymiarki, wybór „gumek” zapewniających jak najlepszą izolację od otoczenia, przy jednoczesnym komforcie i unikaniu wrażenia całkowitego „zakorkowania” uszu i wciskam Play. To, co po prostu poraża już od pierwszych chwil to niesamowita naturalność dźwięku, jakiej próżno szukać nawet wśród konwencjonalnych słuchawek w podobnej cenie. To tak jakby Westony nie miały własnego charakteru, były całkowicie transparentne jakby między słuchaczem a muzykami nie było żadnej bariery. Wystarczyło, żebym włączył „surowy” materiał w postaci demonstracyjnego wave’a 24bit/44,1 kHz - Jonna Wikblad „The Morninglight that Love Awakes” aby poczuć się jakbym znów siedział w przydomowym studiu Martina Kantoli w surowej i pięknej, otoczonej lasami miejscowości nieopodal Vaasy i obserwował "Vikinga mikrofonu" przy pracy. Każdy, nawet najdrobniejszy detal, najdelikatniejsze muśnięcie strun gitary działy się tuż przede mną.
W bardziej dynamicznym repertuarze („Submission for Liberty „ 4ARM) otwartość wysokich tonów i nisko schodzący, w pełni kontrolowany i zadziwiająco zróżnicowany bas wyznaczał poziom odniesienia, od którego spokojnie można mówić o High-endzie. Pierwsza minuta „While I Lie Awake” była przepięknym i apokaliptycznym wstępem do thrashmetalowego piekła, jakie miało rozpętać się już za chwilę. Jednak to wszystko było otoczką, uzupełnieniem średnicy, która pomimo całej liniowej charakterystyki słuchawek poprzez swoją soczystość i namacalność była w pewnym sensie uprzywilejowana. Nie chodzi w tym momencie o faworyzowanie akurat tego pasma przez UM3x, lecz przez to, że nasz słuch jest najbardziej wyczulony właśnie na ten zakres częstotliwości. Poczynając od magnetycznego głosu Azam Ali a skończywszy na chropawym, bluesowym Bonnie Raitt przez słuchawki płynęły czyste emocje.
Temperatura barwowa była dokładnie po środku, nie szła ani w stronę analitycznego chłodu, ani stereotypowo lampowego przesycenia. Westony zachowywały się niczym dobre studyjne monitory, profesjonalne narzędzie pracy dostarczając maksymalna ilość informacji na temat nagrania. Tutaj nie było miejsca na niedomówienia, zafałszowania, czy upiększanie. Była prawda i tylko prawda. W dodatku w ilości, jakiej po tak niewielkich słuchawkach trudno się spodziewać. Im większy skład się pojawiał na materiale źródłowym, tym bardziej dźwięk rósł. Może inaczej. Używając większości słuchawek mimowolnie godzimy się na to, że cały spektakl muzyczny rozgrywa się gdzieś pomiędzy naszymi uszami, pod czaszką, przez co ulega dość poważnemu przeskalowaniu. Z Westonami jest inaczej. Kreując iście „kolumnową” przestrzeń, zarezerwowaną jak mi się do tej pory wydawało dla słuchawek elektro i magnetostatycznych bardzo zgrabnie dopasowywały rozmiar kreowanej sceny do reprodukowanego repertuaru i aktywnej w danym momencie obsady. Nie było sztucznego pompowania instrumentów do monstrualnych rozmiarów, ale też przy wielkiej symfonice nie odnosiło się wrażenia, jakby muzycy przyzwyczajeni do wielkich sal koncertowych musieli ściupić się na kilku metrach kwadratowych. Wszystko miało właściwy sobie gabaryt i ciężar, jakby w jakiś cudowny sposób amerykańskim konstruktorom udało się przerobić niepozorne dokanałówki w holograficzne projektory 3D z (niedalekiej?) przyszłości.
Powyższy opis odnosi się głównie do odsłuchów stacjonarnych prowadzonych przy użyciu przetwornika USB DragonFly Audioquesta. Co prawda użytkując UM-3X RC nie byłem w stanie się z nimi na zbyt długo rozstawać i towarzyszyły mi praktycznie w ciągu całych dni wpięte w iPoda Touch, bądź SE Xperię, lecz przy tej klasie przetwornikach bardzo wyraźnie było słychać ile traci się stosując niezbyt wyszukane źródło. Niestety zakup tych słuchawek będzie prawdopodobnie oznaczał dopiero początek wydatków. Kiedy minie pierwszy zachwyt rozpocznie się żmudny proces poszukiwania odpowiednio referencyjnego źródła. Nie mówię w żadnym wypadku, że grając ze smartfona, bądź innego „grajka” nie będziemy, przynajmniej przez jakiś czas wprost wniebowzięci i do granic przyzwoitości zachwyceni, bo oczywiście będziemy. Jednak z biegiem czasu drzemiąca do tej pory w podświadomości Audiophilia Nervosa zacznie się niecierpliwić brakiem nowych, smakowitych kąsków i chciał nie chciał podążymy za jej głosem przepinając Westony pomiędzy różnymi Iriver’ami i HiFiMan’ami, bądź instalując coraz to nowsze i lepsze, bądź jedynie inne oprogramowanie do odtwarzania bezstratnych formatów.
Na koniec mam gorącą prośbę do osób, które zdecydują się na zakup Westonów. Nie karmcie ich plikami eMPe3 – ani słuchawki tego nie lubią, ani Wasze uszy nie zasługują na taka karę. Szkoda czasu, zdrowia i pieniędzy na taką profanację.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski
Dystrybutor: Audiomagic.pl
Cena: 1 500 zł
Dane techniczne:
Skuteczność: 124 dB/mW
Pasmo przenoszenia: 20 Hz -18 kHz
Impedancja: 56 ohm
Przetwornik: trzy przetworniki armaturowe (nisko, średnio i wysokotonowy) z trójdrożną pasywną zwrotnicą
Zestaw zawiera: zestaw nakładek, etui podróżne i przyrząd do czyszczenia.
System wykorzystany w teście:
DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: Audioquest DragonFly
Odtwarzacz plików: laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center; Sony Ericsson Xperia Arc S z odtwarzaczem Meridian Media Player Revolute; iPod Touch
Słuchawki: AKG K142 HD; AKG K518 DJ LE; Marshall Major; Westone 1; Westone UM1