Mając w pamięci absurdalnie długie czasy przejazdu między Warszawą a Wrocławiem postanowiłem zaszaleć i na kolejną, czwartą edycję Audiofila, zarezerwowałem z ponad miesięcznym wyprzedzeniem bilety lotnicze. Wyszło zdecydowanie drożej, ale perspektywa pokonania 350 km w ciągu ok. 50 min rekompensowała poniesione koszty. Moja zapobiegliwość miała okazać się jednak przejawem zbyt daleko posuniętego przeświadczenia o wpływie na własną przyszłość, gdyż do głosu doszła zasada „spodziewaj się niespodziewanego”. Otóż niecały tydzień po zaklepaniu lotów otrzymałem telefon z propozycją, nie tyle niemoralną, co praktycznie nie do odrzucenia i zamiast polecieć do Europejskiej Stolicy Kultury 2016 … wsiadłem do busa „pędzącego” ku słonecznej Toskanii. W związku z powyższym relację z ostatniej tegorocznej odsłony „Audiofila” przekaże Państwu Marek a mi przypadł zaszczyt zwiedzenia fabryki jeszcze mało znanej w naszym kraju Akamai (właściciela marek Goldenote i Blacknote).
Włoskich specjałów kadra recenzencka naszego forum miała możliwość słuchać wielokrotnie, dzięki czemu na audiostereo można znaleźć całkiem pokaźny zbiór naszych recenzji. Jednak kontakt z urządzeniami to jedno a możliwość poznania ludzi je tworzących i warunków w jakich powstają to zupełnie inna bajka. Ponadto skoro sam producent zaprasza do siebie, oznacza to, że nie ma za bardzo nic do ukrycia i że widniejąca na każdym z urządzeń sygnatura „Made in Italy” nie jest li tylko zabiegiem marketingowym.
Blisko dwudziestoczterogodzinna podróż minęła jak z bicza strzelił i gdyby nie koszmarny ból kończyn dolnych (starość nie radość), oraz świeżość „dnia poprzedniego” mógłbym napisać, że czułem się jak młody bóg. Wystarczyło jednak kilka minut na szybkie doprowadzenie się do stanu używalności i mogłem bez zbędnego skrępowania własnym stanem przekroczyć próg pokaźnych rozmiarów budynku usytuowanego w przemysłowej dzielnicy Florencji – Montespertoli. W części biurowej czekał już niezwykle żywiołowy i przesympatyczny założyciel firmy - Maurizio Aterini. Po krótkiej wymianie uprzejmości i wzajemnym zapoznaniu przyszła pora na chwilę relaksu. Toskańskie wino, lekkie przekąski i jeszcze niezobowiązujący (w domyśle wypadałoby napisać „na razie”) rzut gałka oczną i małżowiną uszną na system ustawiony w demo-roomie.
Oszczędna adaptacja firmowymi ustrojami akustycznymi praktycznie nie rzucała się w oczy, za to wyzywająco intrygujące kolumny obciągnięte naturalną skórą do złudzenia przypominającą krokodylą a i owszem. Były to potężne (skrzynie o pojemności 145l), wysokoefektywne (96dB), trójdrożne monitory o obudowie zamkniętej o symbolu XS-96.
Skromnie pod ścianą stały zgrabne (wykończone „źrebakiem”) 2,5 drożne A-6 SLE.
Zdaję sobie sprawę, że różni zieloni aktywiści, miłośnicy zwierząt, weganie, czy też wyznawcy UFO załamują w tym momencie ręce, ale właśnie w takich ortodoksyjnie naturalnych wykończeniach kolumny zyskują status pełnoprawnych elementów wystroju wnętrza, przedmiotów luksusowych i zarazem jednostkowych w swej niepowtarzalnej szacie. Pomijam możliwość nadania (na indywidualne zamówienie) praktycznie dowolnej kolorystyki umożliwiającej dopasowanie obszycia kolumn do tapicerki ulubionego Aston Martina, bądź będącej ozdobą salonu sofy.
Dla kablomaniaków też się coś znajdzie. Oferta jest spójna i każdy może znaleźć coś dla siebie, jednak ceny zdecydowanie wykraczają poza pułap „entry level”.
Audiofilskie cyfrówki, w tym USB:
A teraz wkraczamy na prawdziwe zaplecze – do hal produkcyjnych, gdzie dziwnym trafem nigdzie nie widać nieletnich Azjatów. Można za to zaobserwować spokój i praktycznie rodzinną (właściwą Włochom) atmosferę połączoną z wzorową, organizacją pracy i chciało by się napisać "niemieckim" porządkiem.
A właśnie. Skoro poruszyłem to zagadnienie to skupię się na ciekawym zjawisku. Otóż w Akamai płytki drukowane rozkładane są na stołach montażowych i pracownicy przemieszczają się od jednej do drugiej w celu „wzbogacenia” ich o kolejne elementy. Zagadnięty w tej sprawie Maurizio stwierdził, że dzięki takiemu rozwiązaniu płytki są mniej narażone na uszkodzenia. Brzmiało to całkiem logicznie i nie czułem większej potrzeby podważania tej tezy. W końcu to On spędził ponad dwadzieścia lat w branży a nie ja.
Płytki drukowane wykonywane są na terenie zakładu i jedynie laminat zamawiany jest w Azji. O podzespołach nie wspominam, bo to oczywista oczywistość. Linia do montażu elementów SMD poniżej:
I oto gotowa płytka:
Oczywiście komputery i automatyka to jedno, jednak nawet po nich czasem trzeba poprawiać, a poprawki robi … człowiek:
Warto zwrócić uwagę na modułową budowę urządzeń AKAMAI. Dzięki temu, że poszczególne sekcje znajdują się na niezależnych płytkach zarówno serwis jak i wprowadzanie ewentualnych upgradów mogą być dokonywane szybko i bez konieczności wybebeszania wszystkich trzewi.
Najwyższy czas na analogowe małe co nieco. Do gramofonów we wszystkich kolorach tęczy zdążyli już nas przyzwyczaić tacy producenci jak Rega, Pro-Ject, czy ostatnio Thorens, jednak Goldenote ma dla swoich Klientów coś specjalnego. Model Valore w skórze:
Na miejscu produkowane są również ramiona:
Spokojnie, na razie zamontowano tylko zasilanie (i to w dodatku niekompletne):
Integry S 3-Signature grzecznie czekają na końcowy werdykt testera.
Prosty, ale skuteczny sposób zapobiegania “dzwonieniu” obudów, niby drobnostka, ale warto o takich detalach pamiętać.
Lampowy stopień wyjściowy (jeden kanał) odtwarzacza Favard :
Wnętrze DAC30. Standardowo w stopniu wyjściowym montowane są lampy 12AX7, jednak poprzez zmianę zworek możliwe jest zastąpienie ich lampami 6922/ECC88.
Środkową integrę z topowej linii Diamond - Demidoff Silver Plus II można zamówić nie tylko ze standardową - stalową pokrywą, ale również wykonaną z przeźroczystego akrylu.
Taką samą pokrywę można zamówić również do odtwarzacza Favard, który oprócz lamp i potężnych akumulatorów może pochwalić się niezwykle solidnym napędem wykonywanym na zamówienie Akamai w Austrii.
A na deser gramofon Bellagio II, którego brzmienie przewyższało wyszukany design.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, więc i wizyta w Toskanii dobiegła końca. Arrivederci Maurizio, arrivederci Firenze.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski