Śmiem twierdzić, iż przy dzisiejszym zaawansowaniu technologicznym standardowe podziały na wzmacniacze bazujące na układach pracujących w klasie A, AB, czy D-klasowe są równie bezsensowne jak ograniczanie się podczas poszukiwania wymarzonej amplifikacji wyłącznie do konstrukcji lampowych, bądź tranzystorowych. Po prostu zdecydowanie rozsądniej jest dzielić urządzenia na dobrze i źle grające w danej konfiguracji a ewentualne kryteria wyboru ustawiać zgodnie z własnymi wymaganiami mocowymi, termicznymi, czy po prostu użytkowymi. Może na pierwszy rzut oka wygląda to na zbytnie upraszczanie sytuacji, jednak proszę mi wierzyć na słowo – jeśli coś gra i gra tak, jak nam się podoba, to w 99,9% przypadków dalsze kombinowanie niespecjalnie ma sens i prędzej wprawi nas w psującą zabawę konsternację aniżeli doprowadzi do konstruktywnych wniosków dany wybór ułatwiających. Czemu o tym wszystkim wspominam we wstępniaku? Oczywiście nie bez przyczyny, gdyż w niniejszym odcinku zajmiemy się niepozorną i na pierwszy rzut oka na wskroś klasyczną końcówką mocy, w dodatku pochodzącą od kojarzącego się z przywiązaniem do tradycji producenta, która kryje w sobie sporo niespodzianek. Zanim jednak do nich przejdziemy pozwólcie, że przedstawię urządzenie, które dzięki uprzejmości Sieci Salonów Top HiFi & Video Design gościło w redakcyjnym systemie przez ostatnich kilkanaście dni. Mowa o stereofonicznym wzmacniaczu mocy NAD C298.
Jeśli chodzi o markę NAD, to nie sądzę, by ktokolwiek mający chociażby śladowe rozeznanie w Hi-Fi o niej nie słyszał i choć jednym uchem raz, bądź dwa na jej wyroby nie rzucił. Ot przysłowiowa klasyka gatunku od zawsze kojarzona z porządnymi – rozsądnie wycenionymi i przy tym co najmniej dobrze grającymi komponentami opartymi na sprawdzonych rozwiązaniach. I taką politykę wydawać by się mogło reprezentuje niezwykle stonowana pod względem wzorniczym tytułowa końcówka mocy. Ot charakterystycznie umaszczony grafitowy korpus z włącznikiem w lewym dolnym rogu i zlokalizowaną w jego pobliżu niewielką diodą informującą o statusie pracy. Z elementów dekoracyjnych przy odrobinie dobrej woli moglibyśmy wspomnieć o firmowym logotypie w lewym górnym narożniku i centralnie umieszczonym opisie urządzenia. Płytę górną w jej centralnej części solidnie ponawiercano, co przy braku widocznych bocznych radiatorów może budzić w pełni uzasadniony niepokój o stabilność termiczną układu. Uprzedzając nieco fakty pozwolę sobie w tym momencie wszystkich szukających dziury w całym uspokoić, iż nic niepokojącego z 298-ką nawet podczas wielogodzinnych i wyczerpujących tak dla niej, jak i dla mnie sesji się nie działo i nijakich oznak przegrzania nie odnotowałem. Rzut okiem na zaplecze przynosi za to kilka niespodzianek. Po pierwsze jak na pozornie klasyczną końcówkę mocy zaskakuje bogactwo przełączników i manipulatorów. Okazuje się bowiem, iż poza dość standardowymi, dalekimi od choćby śladowej biżuteryjności pojedynczymi terminalami głośnikowymi i zintegrowanym z komorą bezpiecznika, okupującym prawy narożnik wraz z włącznikiem głównym gnieździe zasilającym IEC producent postarał się o możliwie szeroki wachlarz możliwości i nastaw. Do dyspozycji otrzymujemy bowiem wejścia RCA i XLR ze stosownymi hebelkowymi selektorami, wyjście liniowe RCA a także możliwość regulacji wzmocnienia (-20 - 0dB), czy też czułości wejściowej umożliwiającej automatyczne wybudzenie końcówki z trybu stand-by, bądź w przypadku braku sygnału jej hibernacji. Do tego wypada chociażby wspomnieć o przelotce triggera, gnieździe serwisowym USB i co nie mniej istotne przełączniku umożliwiającym zmostkowanie końcówki w tryb monobloku, co automatycznie powoduje wzrost jej mocy z i tak wystarczających 2 x 185 W przy 8 Ω i 2 x 340 W przy 4 Ω do wielce imponujących 600 W (przy 8 Ω). Nie zabrakło też nad wyraz rzadko spotykanego terminala uziemienia, co z pewnością docenią zarówno posiadacze rozbudowanych systemów audiowizualnych, jak i miłośnicy zdecydowanie bardziej minimalistycznych set-upów dążący do jak najdalej posuniętej eliminacji elementów w torze audio.
Taka moc i brak radiatorów? A czemu by nie? Wystarczyło bowiem sięgnąć po zasilacz impulsowy i stopnie wyjściowe w klasie D, by zmieścić się nie tylko w jakże litościwej naszym kręgosłupom wadze nieco ponad 11 kg, lecz również móc zrezygnować z groźnie nastroszonych piór wymienników ciepła. Oczywiście stosowne radiatory w trzewiach NAD-a znajdziemy, lecz ich powierzchnia będzie daleka od tego, czego trzeba byłoby użyć do chłodzenia klasycznego, tranzystorowego układu AB. Zagłębiając się nieco w szczegóły warto wspomnieć, iż NAD korzysta z wykonywanych własnym sumptem, lecz na licencji Purifi modułów Eigentakt.
Najprostszą odpowiedzią na pytanie jak gra tytułowy NAD jest stwierdzenie, że adekwatnie do swojej, znaczy się jego aparycji. To nad wyraz eleganckie i szalenie dalekie od taniego efekciarstwa brzmienie. Nie ma tu miejsce na usilne zabieganie o uwagę słuchaczy, wyrywania się przed szereg, czy podskakiwanie ponad tłumem gapiów wzorem pewnego irytującego osła z familijnej kreskówki. Mamy za to solidne granie w pełni zasługujące na miano wysokiej klasy Hi-Fi ukierunkowane głównie ku melomanom aniżeli audiofilom. Czemu taką a nie inną wstępną selekcją potencjalnych odbiorców się posłużyłem? Przede wszystkim z powodu doświadczenia podpowiadającego mi, że o ile ci pierwsi skupiają się głównie na muzyce i jej walorach estetyczno-emocjonalnych, czyli swoistej syntezie, o tyle ci drudzy zdecydowanie większą wagę przywiązują do dzielenia włosa na czworo a więc analizie. Pół żartem, pół serio można byłoby uznać, że 298-ka jest ucieleśnieniem wszystkiego tego, co znalazło się na albumie „The Bride Said No” Nada Sylvana. Mamy zatem elegancki, nieco rozmarzony - nie tyle oniryczno/nieokreślony, co raczej swobodny i niespieszny symfoniczny prog – rockowy spektakl z zaskakująco szeroką i zarazem świetnie zdefiniowaną pod względem gradacji sceną, gdzie każdy muzyk ma swoje ściśle określone miejsce, lecz kontury jego bryły nie są sztucznie wykonturowane i wyostrzone. Sporo w tym znanej z codziennego życia naturalności, gdzie przecież patrząc na (oglądając) tworzących muzyczny spektakl wykonawców, mówię o wydarzeniu na żywo, nie widzimy splotu wełny z jakiej uszyto marynarkę nawet nie tyle ustawionego w drugiej, bądź trzeciej linii muzyka, lecz nawet samego frontmena. Co innego przy rejestracji w wysokiej rozdzielczości odtwarzanej na wielkoformatowym ekranie. Generalnie nie do mnie należy ocena co jest lepsze, lecz słuchając NAD-a za każdym razem dochodziłem do wniosku, iż z nim w torze bliżej reprodukowanemu repertuarowi właśnie do reprodukcji na żywo, np. w jakichś malowniczych okolicznościach przyrody (Dolina Charlotty) aniżeli bombardowania się niezliczoną ilością detali powodujących momentalny przesyt i konieczność ich filtracji.
Z NAD-em w torze nad wyraz udanie brzmiał również ostatni krążek Red Hot Chili Peppers, czyli zaskakująco gładki i muzykalny „Unlimited Love”. Bas miał właściwą sobie miękkość, blachy zamiast standardowego w rocku cykania wreszcie miały coś do powiedzenia w kwestii rozdzielczości i dźwięczności, których przecież w naturze im nie brakuje. Do głosu dochodził też zaraźliwy timing i pulsujący rytm niepozwalający spokojnie usiedzieć w miejscu. Co ciekawe, nawet z moimi obfitymi pod względem najniższych składowych Dynaudio, wspominana miękkość basu nie oznaczała przysłowiowej buły, lecz soczystość i zdolność oddania „włochatości palucha” basową, czyli niezbyt cienką, strunę trącającego.
A jak z nieco mniej mainstreamowymi formami artystycznego wyrazu? Na pewno nie gorzej, gdyż nawet minimalistyczny krążek „Flood” Avishai Cohena wciągał bardziej aniżeli chodzenie po bagnach. Delikatne uderzenia w klawisze fortepianu, z równą atencją potraktowana perkusja i w tej krainie łagodności odzywa się trąbka lidera – ciemna, gęsta i słodka niczym wyborny miód. A jeśli dodamy do tego wielce sugestywną przestrzeń i aksamitnie czarne tło, to krzyżyk na drogę i widły w plecy temu, kto będzie miał do takiej prezentacji jakiekolwiek zastrzeżenia. W tym momencie dochodzimy do kolejnej cechy 298-ki, czyli właśnie do wspomnianej cichości a tym samym zdolności kreowania czerni niemalże absolutnej i de facto grania ciszą, która właśnie przy jazzie jest umiejętnością nie tyle pożądaną, co wręcz konieczną.
Krótko mówiąc jeśli zastanawiacie się, czy warto iść w rozwiązania dzielone, podreperować możliwości wielokanałowego amplitunera, bądź korzystając z regulowanego stopnia wyjściowego posiadanego źródła podpiąć pod nie tytułową końcówkę mocy NAD C298 tworząc minimalistyczny set skrojony wręcz idealnie pod własne wymagania odpowiedź może być tylko jedna. Tak, 298-ka pokładane w niej nadzieje spełni a dzięki możliwości płynnej regulacji wzmocnienia z łatwością dopasujecie optymalny punkt jej pracy do zastanych warunków.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VM
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 8 699 PLN
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 185 W (8 Ω); 2 x 340 W (4 Ω); 1 x 600 W (8 Ω) - po zmostkowaniu
Min. impedancja głośników: 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz ±0.3 dB
Zniekształcenia THD wejścia: <0.0005 % (1 W - 185 W)
Stosunek sygnał/szum: >120 dB (20 Hz – 20 kHz, ref. 2V)
Separacja kanałów: >110 dB (1 kHz); >100 dB (10 kHz)
Max. napięcie wejściowe: >7.0 Vrms (ref. 0.1 % THD)
Zniekształcenia THD: <0.005 % (1 W - 185 W)
Impedancja wyjściowa: 390 Ω
Współczynnik tłumienia: >800
Pobór mocy (standby): 0,5 W
Wymiary (S x W x G) mm: 435 x 120 x 390
Waga: 11.2 kg