Ktoś, kto podobnie jak ja szanuje mechanikę, solidne rzemiosło i dobre inżynierskie projektowanie, ma dziś nieco pod górę. Jesteśmy otoczeni niedrogimi urządzeniami nieznanego pochodzenia, często sprawiającymi wrażenie, że zaprojektowały się same z różnym skutkiem. Nadchodzące czasy projektowania maszyn przez maszyny będą niewątpliwie czymś trudnym do zniesienia. Dziedzina hi-end audio (co by pod tym określeniem nie rozumieć) broni się na razie przed taką uniformizacją i zalewem anonimowej twórczości, chociaż obudowy zamawiane w Chinach zaczynają wyglądać coraz bardziej podobnie do siebie nawzajem.
W tej sytuacji chętnie człowiek rozejrzy się za czymś z duszą. Za gramofonem, a jeśli nie ma odpowiednich warunków, to przynajmniej za tunerem. Tuner musi być analogowy i koniecznie FM. Te dwie zamierzchłe technologie trzymają się dziwnie dobrze, co oczywiście znaczy, że niedługo niewidzialna ręka niewiadomo kogo wyłączy wszystkie stacje FM i zastąpi je skrzeczącym DAB-em o najniższej rozdzielczości (jak to miało miejsce w UK). W takim wypadku widzę dużą szansę dla radiostacji nadających z podziemia, i jeśli będzie to tylko możliwe, sam taką założę.
Mógłbym w tej chwili zaprezentować cały wykład na temat roli ideologii przy wyborze tunera (czy lampa czy solid-state, czy goły czy z bajerami, a może nawet z lampą oscyloskopową?). Jednak sprawy mają się tak, że każdy wybiera co mu się spodoba, a wybór obecnie mamy duży, bo cały przegląd historycznej techniki radiowej jest dostępny w różnych miejscach w internecie, i wystarczy tylko trochę poczekać, aby upragniony sprzęt w końcu wpadł nam w ręce. Kolega niedawno nabył radiolę, zawierającą radio, gramofon i głośnik, a wszystko to razem w obudowie wielkości mojego biurka, tylko wyższe. Ale to jest już czyste hobby, a mieliśmy mówić o słuchaniu muzyki, nie zaś o kolekcjonerstwie.
Do słuchania muzyki urządzenie powinno być choć minimalnie poręczne i jeśli chodzi o mnie, powinno mieć choć kilka programowanych stacji. W przypadku techniki analogowej nie jest to częste zjawisko, chociaż Polacy, klienci Unity, byli pod tym względem raczej dopieszczeni. Mieliśmy w końcu takie tunery jak T-9015, AS-618 czy tunery Diory od tzw. „wieży z szufladą”. Szukałem więc powolutku, rezygnując z niekiedy bardzo pięknych maszyn Kenwooda, Pioniera czy nawet Marantza. Jednocześnie starałem się studiować wszystko, co ludzkość napisała na temat tunerów ery analogowej. Ostatecznie zainteresowałem się bliżej tunerami analogowymi Yamahy. Miało to całkiem rozsądne uzasadnienie. Yamaha to solidna firma, jej tunery uważane były za dobrze wykonane, a niektóre modele zaliczano do topowej klasy pod względem zaawansowania konstrukcyjnego i dźwięku. Jednocześnie do tych urządzeń nie przyczepiła się żadna legenda. Jak wiadomo, urządzenie kultowe od zwykłego starocia różni się ceną - zwykle trudną do strawienia. Dotyczy to z jednej strony hi-endowych urządzeń klasy Day-Sequerra czy Magnum Dynalab, ale również nieco bardziej popularnych maszyn, na przykład Marantza. Ja jednak jestem człowiekiem ubogim i nie po to sprzedałem swój stary tuner Marantza, żeby znowu pakować się w coś podobnego. Dobre, ale nie kultowe – oto znak
udanego zakupu. Dokonałem więc zakupu i ja.
Znalazłem maszynę z końcowego okresu ery analogowej, Yamahę model T-7 z 1980 roku. Była to faktycznie końcówka dawnej ery, już rok później Yamaha wypuszczała tunery cyfrowe. T-7 jest to dwuzakresowy tuner z głowicą czteroobwodową, nie tak zaawansowany jak wcześniejszy o dwa lata T-2, ale wyposażony w kilka ciekawych rozwiązań z okresu tuż-przed erą cyfryzacji. T-7 ma możliwość zapamiętanie pięciu stacji FM i pięciu stacji AM, przy czym po naciśnięciu uprzednio zaprogramowanego przycisku włącza się silnik i strzałka przesuwa się psiejsko-czarodziejsko na skali, budząc entuzjazm naszych kumpli i podziw naszych kobiet. Jest w tym coś z czarów, ale nie z tych tanich czarów zaszytych w chipie wielkości główki od szpilki, tylko porządnych czarów analogowych. W istocie zmotoryzowane zapamiętywanie stacji było rozwiązaniem bardzo rzadkim, u Yamahy pojwiło się tylko raz w tym modelu. Na froncie po lewej stronie umieszczono przyciski: Calibration Tone, Hi-Blend, Muting/OTS (off/multipath), RX Mode (auto-DX/local), Function (AM/FM). Po prawej znajduje się pięć przycisków presetu oraz wskaźniki poziomu sygnału. Wskaźnik poziomu dostrojenia jest 20-segmentowy, na zielonych diodach. Jest on dwufunkcyjny, służy bowiem również jako wskaźnik multipath. Zastosowano sprytny indykator szczegółowego dostrojenia, w postaci dwóch zielonych poziomych linii flankujących pionową strzałkę na skali. Gdy obie diody palą się z jednakową mocą, oznacza to centralną pozycję dostrojenia do stacji, gdy któraś przygasa, oznacza to konieczność lekkiego dostrojenia w jej kierunku. Tuner wyposażono również w regulację poziomu wyjściowego, realizowaną przez pokrętło na spodzie obudowy. Na tylnej ściance znalazły się dwa wyjścia (regulowane i liniowe), zaciski do dwóch anten FM i jednej AM, uziemienie i oczywiście zamocowany na stałe kabel sieciowy o jakości typowej dla swoich czasów.
Kupiony przeze mnie egzemplarz był w wyjątkowo dobrym stanie, niemal bez śladów używania i w pełni sprawny. Wraz z nim otrzymałem kopię oryginalnej dokumentacji po angielsku. Z zewnętrznej aparycji Yamaha jest trochę dziwna, mniej przypomina analogowy tuner, niż to się zwykle zdarza. Wynika to ze specyficznej skali, która została naniesiona na metal jako coś w rodzaju linijki, wzdłuż której przesuwa się podświetlona strzałka. Jest to rozwiązanie wzornicze „nowoczesne”, które nie wygląda źle, ale też nie ułatwia specjalnie odczytu, bo skala naniesiona drobnymi cyferkami nie jest dla mnie wystarczająco czytelna. Jednak ogólne wrażenie jest powyżej przeciętnej, choćby ze względu na elegancką czerń, przyjazną kolorystykę podświetlenia (żadnego błękitu Czerenkowa!), a także dobry stan kosmetyczny urządzenia.
Tuner zasilam w sygnał za pośrednictwem anteny prętowej Magnum Dynalab ST-2, zamocowanej na ścianie w pokoju w pobliżu okna, podłączonej kablem 75 Ohm. Oczywiście, nie jest to rozwiązanie hi-endowe, ale moim celem była wygoda, nie zaś wyciągnięcie maksimum możliwego do osiągnięcia. Z pewnością zewnętrzna antena 300 Ohm zapewniłaby lepszy odbiór, jednak przyjąłem, że mieszkając w pobliżu Warszawy, a więc niedaleko większości nadajników, powinienem móc odbierać porządny sygnał na zwykłej antenie. Czy to założenie się sprawdziło? Do pewnego stopnia tak. Otóż przy takiej aranżacji osiągam bardzo dobry sygnał dla PR III (do 90%), natomiast dla większości pozostałych stacji (PR II, TOK FM i stacje rozrywkowe) wynik osiąga zwykle 40-60%. Mimo to nie ma problemu z utratą sygnału stereo, sporadycznie zaobserwowałem tylko obecność lekkiego szumu. W przypadku najsłabszych stacji miało też miejsce rozstrajanie się zaprogramowanych pozycji po dłuższym czasie, co nie zdarzało się w przypadku silniejszego sygnału. Jeśli w przyszłości taki poziom odbioru uznam za niekomfortowy, zainstaluję dużą antenę zewnętrzną, jednak obecnie nie stanowi to dla mnie problemu. Jeśli chodzi o jakość dźwięku, to nie ustępuje ona współczesnym źródłom cyfrowym. Brzmienie jest rozdzielcze, o dobrej stereofonii, poza tym zależy głównie od odbieranej stacji. Nie jest chyba zaskoczeniem, że najlepszą jakość dźwięku udawało mi się uzyskać z programów nadawanych przez „dwójkę”, mimo słabszego poziomu sygnału. W zależności od stacji, brzmienie oscyluje między dobrze nasyconym i gładkim, przyzwoicie organicznym i z dobrym basem, a nieco lżejszym i szczegółowym. Przypuszczam, że jest to efekt różnic w kompresji sygnału. Generalnie najlepsze efekty uzyskiwałem przy transmisjach koncertów w PR II.
Yamaha T-7 to bardzo dobre źródło za niską cenę, jakkolwiek kwestia ceny nie jest taka prosta. Swój egzemplarz kupiłem niedrogo na Allegro w sklepie internetowym, ale widywałem potem ten sam model tunera już w cenach dochodzących do 300 EUR. Zaskoczyła mnie solidność maszyny, która 30 lat od wytworzenia działa jak świeżo wyjęta z pudełka. Taki wynik budzi szacunek. Przypuszczam, że za pewien czas o produktach przemysłowych z lat 80 i wcześniejszych będzie się mówiło jako o wyrobach dawnych mistrzów. Kiedyś zapewne przekażę to urządzenie w ręce specjalisty, aby dokonał pomiarów i sprawdził, czy sprzęt nie wymaga renowacji, jednak wydaje się, że mam na to jeszcze czas.
Tekst i fotografie Alek Rachwald
Szczegółowe dane:
Dystrybucja: Audio Klan (no, przynajmniej współcześnie…)
Cena: 250 zł (second hand)
Producent: YAMAHA/Nippon Gakki, Japan
Pasmo częstotliwości: FM: 87.6 - 108 MHz, AM: 525 - 1605 kHz
Liczba programowanych stacji: 5 x FM i 5 x AM
Wejścia antenowe: FM: 75 Ohms współosiowe, 300 ohms równoległe
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 18 kHz (-3 dB)
THD: Local: 0.04%, DX: 0.5%
Stosunek S/N: mono: 64 dB, stereo: 79 dB
Crosstalk: pozycja Local: 60 dB, pozycja DX: 30 dB
Tłumienie sygnału pilota stereo: 70 dB
Selektywność (± 300 kHz): 70 dB
Poziom wyjściowy: FM: 1 V (0.6 kOhm), AM: 0.3 V (0.6 kOhm)
Impedancja wyjściowa: 600 Ohm
Wymiary: 43,5 x 9,5 x 39,5 cm
Masa: 5.2 kg
System wykorzystany w teście:
Wzmacniacz: SoundArt Jazz
Zestawy głośnikowe: Avcon ARM
Antena: Magnum Dynalab ST-2
Okablowanie: Argentum 6/4, Zu Wylde
Akcesoria sieciowe: IsoTek Sigmas, Vovox Initio