Firma Viva została założona w 1996 roku przez Amadeo Schembriego, i zaczęła od razu od wzmacniaczy lampowych SET. W tych latach rozglądałem są akurat za wzmacniaczem lampowym, ale interesowały mnie raczej niedrogie urządzenia push-pull, zresztą Viva była w naszym kraju nieosiągalna. Może i dobrze, bo tylko bym się denerwował. Pierwszy raz zetknąłem się tymi wzmacniaczami dopiero kilka lat temu na jakiejś wystawie za granicą (było to chyba Monachium). Przyciągnęły moją uwagę wzornictwem i kolorystyką raczej ciężkiego kalibru (były bowiem bardzo, bardzo czerwone), jednak nie miałem okazji ich posłuchać. Ponownie napotkałem te urządzenia, i to od razu w pełnym wyborze, na prezentacji podczas warszawskiego Audio Show w listopadzie tego roku. Zwróciły moją uwagę, bowiem była to jedna z niezbyt licznych udanych prezentacji w Sobieskim. Zainteresowałem się Vivami tym bardziej, że wzmacniacz Solista sterował kolumnami Focal, które od czasu unowocześnienia oferty tej słynnej francuskiej firmy jakoś nie budziły mego entuzjazmu. Tutaj zagrało bardzo przyjemnie, trudno więc, abym nie zainteresował się elektroniką. Kolumnami z serii Electra Be sterował, jako się rzekło, wzmacniacz Viva Solista, dalej pracował przedwzmacniacz gramofonowy tej samej firmy, a źródłem był gramofon Funk Firm z wkładką Koetsu. Niezły systemik. I tak też grał – nieźle jak cholera. Widocznie wyglądałem na bardzo zadowolonego, bo w efekcie dostaliśmy ten wzmacniacz do testu.
Viva Solista to szczytowy model wzmacniacza zintegrowanego. Poniżej w katalogu występuje jeszcze nieco pomniejszona wersja tego samego, oraz skromniejszy wzmacniacz SET na 300B. Solista jest naprawdę duży i ciężki, wygląda jak krążownik Klingonów, mimo to stopień mocy oparty jest jedynie na dwóch lampach 845 w konfiguracji single ended. Dwie pozostałe wielkie bańki to lampy zasilacza (katalogowo 211) oraz triody w przedwzmacniaczu. Zresztą już tutaj pojawił się pierwszy drobny kłopot, bo w egzemplarzu, który otrzymaliśmy do testu, wszystkie cztery duże lampy były oznaczone jako 845, a to jednak nie jest to samo, te lampy różnią się jednak parametrami. Uznałem jednak, że dystrybutor wiedział co robi i postanowiłem słuchać tak, jak dostałem. Późniejsze poszukiwania w sieci wykazały zresztą, że Viva Audio stosuje te lampy w zasilaczach zamiennie. Oprócz zastosowania ciekawych lamp (w testowanym egzemplarzu były one pochodzenia chińskiego), konstrukcję charakteryzuje budowa typu „pająk”, stosowanie niezbyt licznych, ale raczej butikowych elementów (kondensatory, rezystory) oraz transformatory własnego projektu. To ostatnie nie dziwi w tej klasie cenowej, bowiem wprawdzie transformatory specjalnie projektowane i nawijane są zwykle drogie, to jednak od nich zależy jakość dźwięku wzmacniaczy SET. A przynajmniej to tutaj właśnie można najwięcej stracić.
Wzorniczo Viva to knock-out. Nie warto opisywać, widzicie Państwo na fotografiach. 50 kg odważnego wzornictwa, które jednak (w przeciwieństwie do wielu innych urządzeń audio) podoba się osobom postronnym. Podczas wystawy a także później, kiedy machina stała już u mnie, spotkałem się wyłącznie z pozytywnymi opiniami na temat wyglądu Solisty. Nie ukrywam, że mój rezydentny SA Jazz nie jest tak komplementowany. Co do ergonomii, to urządzenie jest proste, eleganckie i chyba niezawodne. Dwa pokrętła z przodu oraz hebelek włącz-wyłącz znalazły się w głębokich wyfrezowaniach w płycie czołowej. Tylna ścianka w odpowiednich wgłębieniach zawiera długi szereg wejść i wyjść, są też bardzo porządne gniazda głośnikowe pokrywane palladem oraz zagłębienie na wtyczkę IEC. To ostatnie wymaga ostrzeżenia: nie mieszczą się w nim designerskie wtyki. Dlatego musiałem zrezygnować z wpięcia kabla z końcówką Furutecha i posłużyć się przewodem Vovox, wyposażonym w skromniejszy kutasik. Jedyne zastrzeżenie, jakie miałbym do projektu Solisty, dotyczy kształtu bryły. Zastrzeżenie nie jest po linii estetycznej, tylko technicznej. Otóż boczne ścianki wąwozu, w którym dwa szeregi lamp lśnią jak skarby, naprawdę mocno się rozgrzewają i nie sądzę, aby dało się zrzucić winę na ukryte wewnątrz transformatory. Lampy są blisko i bezpośrednio oddają ciepło ściankom obudowy, zamiast w powietrze. Jednak żadnych złych efektów tego grzania nie zauważyłem, zatem skoro nie przeszkadza to producentowi, to dlaczego miałbym się czepiać? Tym bardziej, że dość wysoka temperatura najwyraźniej nie szkodzi powłoce lakieru, nie byle jakiej, bowiem jest to wysokiej jakości powłoka samochodowa, w tym wypadku lakier metaliczny czarny. Możliwe jest zamówienie wzmacniacza polakierowanego na niemal dowolny kolor, dopuszczalne się też kombinacje dwubarwne. Ogólnie – kawał niezłej bryły. Mnie też się spodobał.
O brzmieniu wzmacniaczy SET krążą audiofilskiej legendy i antylegendy. Według jednych, triody grają zniewalająco, ciepło, organicznie, bosko, oh-la-la. Według drugich dogrzewają średnicę i starają się ukryć brak basu. To są jednak wszystko bajki dla dzieci, które nie słyszały porządnej triody przy robocie. Ja słyszałem, inaczej bym się tak nie wymądrzał, jednak przyznaję, ze najczęściej były to lampy 300B. Ostatnie doświadczenia ze wzmacniaczami Air Tight i Tri (oba na 300B) nastroiły mnie bardzo pozytywnie do wzmacniaczy SET. Odsłuch wzmacniacza Viva nie popsuł mi tej dobrej statystyki. Solista ma to wszystko, co mówi się, że ma trioda, ale sporo jeszcze ponadto. Jest organiczny, ciepły (stosunkowo), tworzy piękną scenę stereofoniczną, głosy kobiece (Cecilia Bartoli, Kiri Te Kanawa, Ella Fitzgerald, Jacintha) brzmią na nim jak marzenie. (Swoją drogą, pytanie do Billa Gatesa: dlaczego jego program za każdym razem, gdy piszę nazwisko „Bartoli” zmienia to na „Partoli”? To naprawdę czerstwy dowcip. Teraz też mi to zrobił, oczywiście). Test odbywał się na dwóch parach kolumn, z czego jedna to moje zwykłe Avcon ARM, o przyjaznej 6-omowej impedancji i skuteczności rzędu 90 dB. Dwudziestowatowy wzmacniacz robił z nimi, co tylko chciał. Efekt był naprawdę zjawiskowy, jednak były po temu powody: otóż prototyp tych kolumn projektowany był do pracy ze wzmacniaczem SET na lampach 845… Wszystko w rodzinie. Z drugimi zestawami nie było już tak łatwo. Były to dość wymagające monitory ESA Credo 1 Illuminator, piękne kolumny, które wciągają prąd jak spaghetti. Tutaj owszem, barwa i element uczuciowy brzmienia wzmacniacza Vivy pozostał nienaruszony, ale dźwięk uległ lekkiemu spowolnieniu, bas również okazał się miększy i nie tak zwarty, jak z wielkiego głośnika ARM-ów. O ile z kolumnami Avcon słuchałem dla czystej przyjemności, o tyle z ESA-mi bardziej z obowiązku. Ten wzmacniacz jest dosyć silny (20 wat z SET to kawał mocy!), ale nie należy przesadzać łącząc go z trudnymi kolumnami. Zestawy średnio-łatwe, jakimi są ARM-y, okazały się mu znaczne bardziej odpowiadać.
Dźwięk Solisty jest momentami lekki, wręcz powietrzny, a jednocześnie nasycony i niemal kremowy. Muzyka akustyczna brzmi na tym urzadzeniu niezwykle przyjemnie, byłem doprawdy urzeczony tym, co zrobił z płyty „Tarantella” Christiny Pluhar, a także z kameralistyki jazzowej. Proporcja struny do pudła w kontrabasie – idealna. Barwa saksofonów – złota, perkusja – jak żywa. Wstęgowy głośnik ARM-ów przekazywał każdy pomysł, jaki rodził się między lampami wzmacniacza Viva. Była przy tym wskazana pewna ostrożność – potencjometr Solisty jest dość dziwnie wyskalowany, i już przy średnio efektywnych kolumnach okazało się, że pole do kręcenia jest raczej niewielkie. Przez większość testu słuchałem muzyki z pokrętłem ustawionym między ósmą a dziewiątą. Dopiero podłączenie kolumn ESA spowodowało, że pokrętło powędrowało w okolicę godziny 12-tej. Ta różnica po zmianie kolumn była ewidentna.
Zachęcony dużymi rozmiarami jasno płonących lamp 845, nie pożałowałem odpowiednio potężnej muzyki. Od samplera „Tutti” Hi Fi i Muzyki, przez nagrania Beethovena, Mozarta (Requiem), po „Straszny Dwór” Moniuszki, wzmacniacz Viva zachowywał się stabilnie i gdy trzeba, ryczał jak lew. Mimo dużych poziomów głośności, nie tracił rozdzielczości, muzyka nigdy nie zlewała się w jednolitą ścianę, zawsze instrumenty były rozseparowane i umieszczone we właściwej sobie przestrzeni. Przy tym dźwięk był soczysty, naturalny, sugestywny. Dzięki dobremu oddaniu przestrzeni (dźwięczne wysokie tony unoszące się powietrzu, kreślące kontury instrumentów i sugerujące wielkość i kształt pomieszczenia) oraz dobrej klasy rytmowi, nagrań orkiestrowych można było słuchać długo i bez zmęczenia. Udawało mi się odsłuchać ciurkiem trzy-cztery płyty z muzyką symfoniczną, a to wszystko z niesłabnącą przyjemnością i estetyczną satysfakcją. Przyznam, że nawet nie robiłem przy tym notatek (recenzencki grzech), tylko słuchałem dla przyjemności słuchania.
Dawno nie zdarzyło mi się słuchać tak długo wzmacniacza SET o dużej mocy. To spotkanie było prawdziwą przyjemnością, kończąc test byłem pod wielkim wrażeniem tego, co reprezentuje sobą Viva Solista. A reprezentuje on dźwięk SET w tak udanej formie, że w końcu pożałowałem, iż nie stać mnie na to piękne i wyrafinowane brzmieniowo urządzenie.
Alek Rachwald
Szczegółowe dane:
Dystrybutor: Emporiumhifi
(WWW.emporiumhifi.com)
Cena:
Moc: ok. 20 W (8 Ohm)
Lampy: 2 x 211 (845); 2 x 845 ; 2 x 6SN7 ; 2 x 6C45p
Wejścia: 4 x RCA liniowe, 1xRCA direct
Wyjścia: 1 x RCA
Wymiary (WxSxG): 25x40x50 cm
System wykorzystany w teście:
Odtwarzacz CD: Advance MCD 403/MDA-503
Wzmacniacz: SoundArt Jazz
Kolumny: Avcon ARM, ESA Credo 1 Illuminator
Przewody głośnikowe: Argentum 6/4
Przewody sygnałowe: Argentum Silver RCA
Przewody zasilające: Vovox
Filtr sieciowy: IsoTek Sigmas
Podstawki: Ostoja