Zwykło się uważać, że o ile w przypadku wszelakiej maści budżetówki gotowość do użytku praktycznie od razu po wyjęciu z pudełka jest niejako obowiązkiem i jako warunek zakupu musi być bezwzględnie spełniona, to już na wyższych pułapach jakościowo – cenowych pewien stopień skomplikowania nikomu jeszcze nie zaszkodził. Oczywiście w tym szaleństwie jest metoda, gdyż nie dość, iż pozwala to niejako na wstępną selekcję prawdziwych pasjonatów od osobników o iście słomianym zapale, to w dodatku pozwala samym sprzedawcom zaprezentować własne umiejętności np. podczas montażu i kalibracji konkretnych urządzeń w systemie klienta. Płacimy więcej, więc i wymagamy więcej. Logiczne? Jak najbardziej. Cóż jednak począć w sytuacji, gdy dysponując odpowiednią kwotą nie mamy ochoty na masowy low-end a zarazem niekoniecznie chcielibyśmy habilitować się z mechatroniki, modelarstwa i origami? Nie ma co załamywać rąk, tylko wystarczy zdać się na wiedzę i doświadczenie wyspecjalizowanych producentów i wybrać coś, co spełni (i to z nawiązką) nasze oczekiwania. O czym mowa? O niemieckim wytwórcy ClearAudio i jego podstawowym modelu gramofonu o nazwie Concept, którym w ramach niniejszej recenzji będę się zajmował.
Dzięki uprzejmości dystrybutora marki – warszawskiego Audio Klanu do naszej redakcji został dostarczony egzemplarz Concepta nie dość, że w wersji wood, to jeszcze wyposażony we wkładkę Clearaudio Concept MC a wraz z gramofonem dotarł również firmowy docisk Concept Record Clamp i dedykowana pokrywa przeciwkurzowa. Jednym słowem pełen wypas. I w tym momencie dochodzimy do clue, czyli do wspomnianej na wstępie bezobsługowości, co przy gramofonach z tego pułapu cenowego i tej klasy nie jest wcale tak oczywiste. Całe szczęście ekipa ClearAudio nie od wczoraj zajmuje się analogiem i doskonale zdaje sobie sprawę, jak ważne jest pierwsze wrażenie. Dlatego też choć gramofon dociera do nas w klasycznym, korespondującym z jega gabarytami kartonie, to wewnątrz, zamiast rozsypujących się styropianów odnajdziemy sztywną, precyzyjnie wyprofilowaną piankę dzięki której drogocenna zawartość jest w stanie przeżyć destruktywne działania firm spedycyjnych. Na czas transportu ramię jest oczywiście unieruchamiane a talerz bezpiecznie ulokowany poza napędem. Po wypakowaniu całości wystarczy zatem odblokować ramię, założyć pasek, talerz i voilà. Od razu w tym momencie uprzedzę pytania dociekliwych winylomaniaków – zarówno VTA, wysięg i siła nacisku są ustawiane fabrycznie a sposób ewentualnych korekt jest dokładnie opisany w instrukcji. Z wypoziomowaniem też nie powinno być problemów, gdyż na wyposażeniu znajduje się firmowa poziomica a trzy nóżki w jakie wyposażono Concept pozwalają na precyzyjne nastawy.
Przyjemnie zaokrąglona na rogach plintę stanowi autorski sandwich składający się z MDFu, aluminium i tworzyw sztucznych, dzięki czemu do minimum ograniczono jej rezonans. Odsprzegnięty mechanicznie, wyposażony w elektroniczną stabilizację obrotów, silnik prądu stałego ukryto pod talerzem a napęd przenoszony jest z pomocą płaskiego, gumowego paska na aluminiowy subplater, na który dopiero nakładamy właściwy, wykonany z POM-u talerz o grubości 30 mm. Ramię posiada magnetyczne łożyskowanie a jedną z trzech prędkości obrotowych (33 1/3, 45, 78) dokonujemy wygodnym pokrętłem ulokowanym w lewym dolnym rogu plinty. Prościej i bardziej ergonomiczniej się nie da. Wszystko bowiem mamy w jednej, zwartej bryle i nawet podczas okazjonalnego przestawiania (zbliża się okres bożonarodzeniowych porządków) niczego, oprócz zamontowanych na stałe przewodów sygnałowych pilnować nie trzeba.
Przechodząc do części odsłuchowej uczciwie się przyznam iż miałem przed nią pewne obawy, gdyż Concept pojawił się w moim systemie niemalże od razu po swoim starszym i zdecydowanie wyżej usytuowanym w rodzimej hierarchii kuzynie - Innovation Basic. Całe szczęście różnice między powyższymi modelami nie wykraczały poza ramy wynikające z nieco innych segmentów jakie obie konstrukcje reprezentowały, pozwalając za to na wychwycenie pewnych niuansów wskazujących na coś, co spokojnie można określić mianem własnej, firmowej szkoły brzmienia. Chodzi bowiem o nader umiejętne połączenie rozdzielczości z dynamiką i muzykalnością. Czyli ujmując to w iście telegraficznym skrócie możemy zapomnieć zarówno o obcięciu skrajów pasma, jak i ewentualnej ofensywności któregoś z podzakresów mającej na celu maskowanie innych niedociągnięć. Tutaj nie dość, że wszystko jest na swoim miejscu, to nawet na niezbyt wyrafinowanym a zarazem dość problematycznym, ze względu na swą wieloplanowość i gęstość materiale, czyli „Das Seelenbrechen” Ihsahn nie tylko się nie gubił, co przykuwał do fotela niezwykle organicznym podejściem do tematu. Może to, co teraz napiszę dla co poniektórych z Was wyda się dziwne, lecz właśnie na winylu tego typu nieco kakofoniczne pozycje wypadają bez porównania lepiej aniżeli z nośników cyfrowych. Jako dowód przytoczę kolejną pozycję z mojej przegródki hard’n’heavy – „Hardwired…To Self-Destruct” Metallicy, gdzie próżno szukać romantycznych ballad w stylu „Nothing Else Matters”. W zamian za to dostajemy potężną dawkę adrenaliny okraszoną tnącymi powietrze riffami i opętańczo wybijającą rytm perkusją. Całe szczęście Clearaudio trzymał tempo i z pietyzmem oddawał zarówno wściekłe partie gitarowe, zdzierającego sobie gardło Hetfielda, jak i tłusty, kopiący prosto w trzewia bas Roberta Trujillo. Zero złagodzenia, zero zawoalowania, czysta, niemalże pierwotna energia.
Na nieco bardziej cywilizowanym repertuarze okazało się, że też jest co najmniej bardzo dobrze. Nawet starsze, rockowe nagrania typu „The Dream Of The Blue Turtles” Stinga zamiast jednostajnie cykać pokazały swoją bardziej liryczną i opartą na zaskakująco soczystej średnicy oblicze. Jednak tytułowy gramiak pełnie swojego potencjału pokazał dopiero na jazzie. Zazwyczaj nieco kliniczne i chłodne „Vägen” Tingvall Trio zachowało swoją ponadprzeciętną rozdzielczość, precyzję ogniskowania źródeł pozornych i przestrzenność a jednocześnie poprzez nad wyraz miłe w odbiorze dosaturowanie średnicy sprawiło iż namacalność przekazu okazała się iście zjawiskowa.
O ile moje wcześniejsze, opisywane na łamach audiostereo, budżetowe konstrukcje w stylu przepięknie wykończonego Teaca TN-300, lub podstawowej Audio-Technici AT-LP3 udowadniały, że nawet za niewielką kwotę można stać się posiadaczem sprawiającego wiele radości i zero problemów gramofonu, to będący bohaterem dzisiejszego spotkania ClearAudio Concept dość bezpardonowo pokazuje, że z winyli da się wycisnąć zdecydowanie więcej i „dobrze” nie jest końcem a zaledwie początkiem do poszukiwać swojego brzmienia marzeń. Od swoich tańszych współbraci gra bowiem nieporównywalnie lepiej i tam gdzie stojąca zaledwie w przedsionku królestwa analogu konkurencja jedynie sygnalizuje pewne dźwięki tam Concept daje o nich (prawie) pełen pakiet informacji. Czemu prawie? Cóż zabawa w granie z winyli niestety nie jest ani łatwa, ani tym bardziej tania i po prostu trzeba mieć świadomość, że za jakość trzeba nieraz słono zapłacić. Całe szczęście w przypadku tytułowego gramofonu relacja jakości do ceny ustawiona jest na nad wyraz rzadko w dzisiejszych czasach poziomie i jeśli tylko szukacie zwartej gabarytowo i gotowej do użycia niemalże od razu po wyjęciu z pudełka a przy tym świetnie grającej konstrukcji, to ClearAudio Concept jest właśnie dla Was.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Audio Klan
Cena: 9 999 PLN
Dane techniczne:
ClearAudio Concept
Dostępne prędkości obrotowe: 33 1/3, 45, 78
Pobór mocy (max): 1.5 W
Nierównomierność obrotów: ± 0.04 %
Wymiary (S x W x G): 420 x 125 x 350 mm
Waga: 7,5 kg
Wkładka Concept mc:
Waga: 8.0 g
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 40 kHz
Napięcie wyjściowe: 0.4 mV @ 5 cm/s
Przesłuch między kanałami: > 30 dB
Niezrównoważenie kanałów:: < 0.5 dB
Śledzenie ścieżki: 80 μm
Zalecana siła nacisku: 2.0 g (± 0.2 g)
Impedancja obciążenia:: 11 Ω
Wspornik: Boron
Szlif: Micro Line
Podatność: 9 μ/mN
Cewka: miedź OFC
Obudowa: stop magnezu i aluminium z powłoką ceramiczną
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF® /FI-50M NCF®
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS®
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips