W natłoku wrażeń, szumie informacyjnym i jak zwykle bezowocnych próbach bycia wszędzie tam, gdzie działo się coś ciekawego, czy też zobaczenia wszystkiego, co zaplanowałem zobaczyć, mająca podczas zeszłorocznego monachijskiego High Endu miejsce premiera nowego gramofonu Elaca najzwyczajniej w świecie mi umknęła. Trudno z resztą się temu dziwić, gdyż tak jak dla większości konsumentów, również i dla mnie ww. producent od lat nierozerwalnie kojarzy się z kolumnami i tak pewnie zostanie. Jednak realia rynku wymuszają pewną elastyczność, i tak jak praktycznie każda chcąca się liczyć się w walce o własny kawałek tortu marka jakiś czas temu wprowadzała do portfolio słuchawki, tak obecnie na topie są gramofony, więc kto żyw rzuca się do ich projektowania a jeśli sił i wiedzy brakuje zaczyna czarująco się uśmiechać do świadczących usługi OEM specjalistów. Jednym słowem, uznawany do niedawna za swoistą modę winylowy boom, stał się ewidentnym mainstreamem, z którym nikt już nie próbuje dyskutować a jedynie Ci, którzy moment startu renesansu czarnej płyty przespali, rozpaczliwie starają się nadrobić stracony czas. Całe szczęście Elac do tego grona nie należy, gdyż odpowiednio wcześnie wprowadził na rynek jubileuszowego Miracorda 90 a teraz jedynie, już na spokojnie, poszerza analogową zakładkę swojego katalogu o niższe, skierowane do szerszego grona odbiorców modele jak będący obiektem niniejszego testu model 70, czy też debiutującą w tym roku w Monachium 50-kę.
Dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora marki - Sieci Salonów Top HiFi & Video Design, na testy Elac Miracord 70 dotarł nie w podstawowej – wyposażonej w dość budżetową, więc niezbyt wiele mogącą powiedzieć o klasie samego transportu wkładką Audio-Technica AT95E, lecz w zdecydowanie wyższych lotów (również MM-kę), czyli okupującą nieco wyższą półkę, Audio-Technicę VM530EN. Wspominam o tym już na samym wstępie, gdyż po pierwsze jest to dość istotny argument wytrącający wszystkim „życzliwym” oręż w postaci posądzania producenta/dystrybutora o skąpstwo, czyli używając nomenklatury w pełni zgodnej z poprawnością polityczną, optymalizację kosztów, a zarazem wyraźna sugestia, iż tytułowy napęd zasługuje na coś zdecydowanie wyższych lotów aniżeli „drapak” za 150 PLN. Zanim jednak przystąpimy do właściwych odsłuchów warto chociażby rzucić okiem na aparycję i kilka drobiazgów natury konstrukcyjnej dzisiejszego gościa.
Jego bryła jest zwarta, kompaktowa, elegancka a jednocześnie, dzięki zaokrąglonym narożnikom, na tyle spokojna, iż pomimo niewątpliwie współczesnego designu bezpieczna i minimalistyczna, że spokojnie powinna wpasować się w większość docelowych pomieszczeń niezależnie od tego, czy króluje w nich metal i szkło, czy rustykalne drewno i ciepłe plusze. Plintę wykonano z grubej płyty MDF, której górną powierzchnię pokryto elegancką kruczoczarną szklistą powłoką a krawędzie zamknięto w klamrze ze szczotkowanego aluminium, dzięki czemu nie tylko zminimalizowano wpływ pasożytniczych rezonansów, lecz również zadbano o to, by sam gramofon sprawiał wrażenie znacznie droższego aniżeli jest w rzeczywistości. Podobnie sprawy się mają z napędem, który przenoszony płaskim gumowym paskiem na subplatter ukryto pod masywnym (2,6 kg) szklanym (szkło sodowo-wapniowe) i pokrytym od spodu czarną ceramiczną powłoką talerzem. Ramię jest proste, aluminiowe i uzbrojone we wspomnianą Audio-Technicę VM530EN. Włącznik główny znajduje się tuż przy krawędzi przedniej a do zmiany obrotów konieczne jest niestety zdjęcie talerza i przestawienie paska na mniejszą/większą rolkę umieszczoną na wrzecionie opracowanego przez firmę Premotec silnika. Zasilacz to dość symboliczny, wtyczkowy OEM, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by po zakupie gramofonu rozejrzeć się za jakąś solidniejszą opartą na konwencjonalnych trafach jednostką. Złocone wyjścia liniowe osadzono na tyle blisko siebie, że przy próbie implementacji zbyt „egzotycznych” wtyków możemy napotkać pewne trudności, jednak przy standardowych WBT-ach, Cardasach, czy Furutechach nie powinniśmy mieć większych problemów. Wśród wyposażenia standardowego próżno szukać osłony/pokrywy przeciwkurzowej, więc warto o niej zawczasu pomyśleć, gdyż na szklistej powłoce plinty każdy paproszek widać jak na dłoni a ciągłe przecieranie microfibrą, bądź innymi szmatkami antystatycznymi, o ile nie posiadamy wyposażonej w wydajna filtrację klimatyzacji, może stać się naszym głównym i nad wyraz absorbującym zajęciem.
Samo złożenie, kalibracja i uruchomienie Elaca nie powinno, nawet początkującym akolitom czarnej płyty, zająć dłużej niż kwadrans, gdyż po pierwsze gramofon przychodzi wstępnie ustawiony, po drugie założenie paska, talerza, filcowej maty i przeciwwagi to nie fizyka kwantowa, a i dołączona w komplecie instrukcja nie pozostawia praktycznie żadnego pola manewru na własną, radosną twórczość. Ponieważ na testy dotarł zestaw o dość symbolicznym przebiegu przez pierwszy tydzień gramofon pracował praktycznie non stop, gdyż co jak co, ale niewygrzana, fabrycznie nowa wkładka, jaka by nie była, potrafi pogrzebać nawet wybitną konstrukcję. Całe szczęście VM530EN nijakich funeralnych zapędów nie miała a brzmienie jakie była w stanie zaoferować sprawiało, że odsłuch krótszy aniżeli kilka godzin wydawał się nie tyle nietaktem, co oznaką złego wychowania. Powodem takiego stanu rzeczy była ponadprzeciętna, magnetyczna wręcz szerokorozumiana muzykalność. Dźwięk był świetnie nasycony na średnicy, rześki w górze pasma i zarazem dobrze kontrolowany w swych najniższych rejestrach. Gęsta, energetyczna a przy okazji rewelacyjnie nagrana i wydana na podwójnym albumie „LO-FI LO-VE” Tomasza Pauszka elektronika to wymagający materiał, który potrafi sprawić sporo problemów, a jednak uzbrojony w japońską wkładkę Elac rozprawił się z nią z wrodzonym wdziękiem i spontanicznością. Nie oszczędzając słuchaczom mikrodetali rozsianych na trójwymiarowej scenie i zbytnio nie zaokrąglając konturów źródeł pozornych cały czas dbał o to, by z jednej strony nie przekroczyć cienkiej czerwonej linii za którą zaczyna się ofensywność i epatowanie sybilantami a z drugiej wysycając średnicę i podkreślając jej przełom z basem nie popadał w nawet śladową ospałość i utratę kontroli. Wokale na np. „Exile” Hurts podawane były z właściwą mocą i intensywnością. Ich delikatne wypchnięcie powodowało, iż nawet gorsze realizacje zyskiwały na realizmie a lepsze sprawiały, że nasi ulubieni artyści występowali wyłącznie dla nas. Całe szczęście owo przybliżenie pierwszego planu nie oznaczało pakowania się gwiazd i gwiazdeczek nam na kolana, gdyż o ile w przypadku Alicii Keys, czy Esperanzy Spalding nie miałbym większych obiekcji, to już perspektywa przytulaska z Marilyn Mansonem niespecjalnie leżała w kręgu moich zainteresowań.
Skoro jednak wspomniałem jegomościa parającego się mnie cywilizowanymi odmianami Rocka ciężkim grzechem zaniedbania byłoby przemilczenie kilkukrotnego uraczenia Elaca purpurowymi krążkami „Hardwired...To Self-Destruct” Metallicy. Pomijając fakt iż nie jest to repertuar lekki, łatwy i przyjemny, na którym próżno szukać nastrojowych ballad w stylu „Nothing Else Metters”, istotnym było na ile procent Miracord pójdzie „na całość” a na ile asekuracyjnie starać się będzie utrzymać w ryzach przysłowiową ścianę apokaliptycznych riffów i ryków. Pierwsze takty „Hardwired” i … jest dobrze, potem „Atlas, Rise!” i już wiadomo, że ze spontaniczną, przysłowiową jazdą bez trzymanki 70-ka nie ma najmniejszych problemów. Stopa tłucze jak oszalała, bas szarpie trzewia jak wściekłe psy rzucane im ochłapy z rzeźni a góra wystawia na ciężką próbę nasze skołatane nerwy. Ale o to właśnie chodzi, ma być mocno, głośno i agresywnie a takiego grania tytułowy gramofon się nie boi.
Wbrew pozorom Miracord wcale nie ogranicza swych umiejętności do podkręcania tempa i wgniatania potęgą brzmienia w fotel, gdyż o ile wymaga tego sytuacja potrafi zagrać ciszą, czarować tembrem głosu i leniwie snuć opowieści. Nie wierzycie? To lepiej posłuchajcie na tytułowym zestawie „You Want It Darker” Leonarda Cohena. Tutaj jakiekolwiek podkręcenie tempa, postawienie na atak i nawet najmniejszy, zupełnie niewinny zastrzyk adrenaliny zniweczyłby zamierzony przez nieodżałowanego barda elegijny charakter albumu. A tak się przecież nie stało.
Dobrze się za to stało, że dystrybutor postanowił zaproponować zamiast fabrycznej, swoją własną, opartą na doświadczeniu i wielogodzinnych odsłuchach konfigurację. Droższa i zarazem wyrafinowana wkładka odwdzięczyła się pełniejszym i o niebo bardziej rozdzielczym dźwiękiem, którego poziom okazał się ewidentnie nieosiągalny dla AT95E. Tym samym zdjął z barków klientów żmudny proces poszukiwań, mniej bądź bardziej udanych prób i eksperymentów prowadzonych na własną rękę, czy też czasem wynikających z podszeptów wszystkowiedzących znajomych. A tak, mamy świetny set, do którego warto zaopatrzyć się w podobnej klasy przedwzmacniacz gramofonowy, ewentualną decyzję o zmianie wkładki podjąć za rok, bądź dwa, gdy już nie tylko będziemy na 100% pewni, w którą stronę będziemy chcieli pójść, ale też i przygotowani na to, by wydać przynajmniej 2,5-3 kPLN. Przyjemna perspektywa, nie sądzicie?
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 5 999 PLN
Dane techniczne:
Audio-Technica VM530EN
Typ wkładki: MM
Pasmo przenoszenia: 20-25,000 Hz
Separacja kanałów: 27 dB (1 kHz)
Równowaga kanałów: 1.5 dB (1 kHz)
Pionowy kąt śledzenia: 23°
Znamionowa impedancja obciążenia: 47 kΩ
Induktancja cewki: 460 mH (1 kHz)
Napięcie wyjściowe: 4 mV (at 1 kHz, 5 cm/sec)
Kształt igły: Eliptyczny
Wspornik: Rurka aluminiowa
Mocowanie: ½”
Wymiary (S x W x G) : 17 x 17.3 x 28.2 mm
Waga: 6,4 g
Elac Miracord 70
Typ ramienia: Klasyczne
Pasmo przenoszenia: 20 - 20 000 Hz
Poziom wyjścia: 3,5 mV
Prędkość obrotowa: 33 1/3, 45
Waga talerza: 2,6 kg
Przeniesienie napędu: Pasek
Wymiary (S x W x G): 465 x 140 x 365 mm
Waga: 11 kg
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
- Wzmacniacz zintegrowany: Audia Flight FLS 10; Thrax Enyo
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF® /FI-50M NCF®
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS®
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips