Blacknote. Być może nie wszyscy polscy melomani i audiofile znają już tą firmę. Jest to bowiem dość młoda marka, pochodząca z Włoch. Jednak jej właściciel, Maurizio Aterini, ma do czynienia z audio już od wielu lat. Wcześniej oferował on produkty pod nazwą Bluenote, ale od mniej więcej dwóch lat oferta firmy została zmodyfikowana i obecnie na rynku jego produkty znajdziemy pod dwoma nazwami: Blacknote – tą nazwę noszą produkty „z wyższej półki” i oferujące nowoczesne rozwiązania techniczne oraz Goldenote – to linia produktów „budżetowych”, analogowych oraz linia hi-endowych wzmacniaczy Demidoff. Oferta firmy jest naprawdę bogata, obejmuje kilka modeli odtwarzaczy CD i SACD, wzmacniaczy tranzystorowych (w tym w klasie D), odtwarzaczy plików, gramofonów, wkładek, przedwzmacniaczy gramofonowych i akcesoriów.
Tym razem w moje ręce trafiło urządzenie, które znam niemalże „ab ovo”, odtwarzacz plików Blacknote DSS 30 Tube Improved. Dwa lata temu miałem okazję odsłuchiwać pierwszy egzemplarz jaki pojawił się w Polsce, będący jeszcze prototypem. Obecna wersja po protoplaście odziedziczyła jedynie obudowę, całe wnętrze i oprogramowanie jest zupełnie inne, ale o tym za chwilkę.
Najpierw chciałbym spróbować przedstawić, czym jest to urządzenie. Nazwa „odtwarzacz plików” jest bowiem pojemna, do tej kategorii można zaliczyć wiele produktów różniących się znacznie funkcjonalnością (i ceną). DSS 30 jest klockiem o połowie standardowej szerokości. Na przednim panelu znajdziemy podświetlany na czerwono wyświetlacz alfanumeryczny, nad nim czerwoną diodę sygnalizującą stan czuwania oraz odebranie sygnału z pilota, a po obu jego stronach sześć niewielkich przycisków sterujących funkcjami odtwarzacza. Poniżej wyświetlacza umieszczono dwa wejścia USB. Tylny panel jest wypełniony po brzegi. Znajdziemy tam dwa kolejne wejścia USB, wejście i wyjście cyfrowe koaksjalne S/PDIF, wyjścia analogowe RCA i XLR, wejście USB typu B do podłączenia komputera, gniazdo sieciowe Ethernet, port RS-232 oraz gniazdo zasilania IEC, wyłącznik sieciowy i bezpiecznik topikowy.
Te wszystkie wejścia nie zostały tam umieszczone bez powodu. DSS potrafi bowiem odtwarzać pliki audio z pamięci USB (pen drajwów i dysków twardych), z katalogu udostępnionego w sieci Ethernet, z opcjonalnej wewnętrznej karty SD (ale tylko mp3), płyty audio bezpośrednio z CD-ROMu podłączonego do portu USB, oraz służyć jako typowy przetwornik cyfrowo-analogowy otrzymujący dane kablem koaksjalnym. Obsługiwane są formaty FLAC, WAV, mp3, AIFF, AIF, AAC, ALAC i ISO, słowa 16 i 24 bitowe oraz częstotliwości próbkowania 44,1; 48; 88,2; 96; 176,4 i 192 kHz (z wejścia S/PDIF oraz plików innych niż FLAC czytanych przez USB maksymalna częstotliwość próbkowania wynosi 96 kHz).
Obsługa włoskiego urządzenia jest wyjątkowo prosta – korzystając z pilota lub przycisków umieszczonych wokół wyświetlacza wybieramy wejście/urządzenie, które chcemy uruchomić (card, usb, cd-rom, net), następnie wybieramy katalog umieszczony na danym dysku lub w udostępnionym katalogu sieciowym, odpowiedni plik, wciskamy play, i po około 8 sekundach gra muzyka. Czemu po ośmiu sekundach? Myślę, że wszyscy już się domyślili – urządzenie ma wbudowany bufor pamięci, przechowujący około 8 sekund muzyki (jedyne wejście S/PDIF nie jest buforowane). To urządzenie jest więc odpowiedzią na wszystkie „audiofilskie bolączki” – nie ma znaczenia jaki jest nośnik danych, czym jest podpięty do DSS-a, i tak urządzenie odtwarza ze swojej pamięci podręcznej. Należy tylko zwrócić uwagę, jak duży pobór prądu ma urządzenie USB jakie do niego podpinamy – maksymalny pobór prądu nie powinien przekraczać 1 A, inaczej będzie można obserwować dziwne zachowanie DSS-a – jedyną opcją pozostanie wtedy wyłączenie zasilania i odpięcie zbyt prądożernego dysku. Dlatego zalecam stosowanie dysków z własnym zasilaniem lub korzystanie z wejścia Ethernet.
Opisana przeze mnie prostota obsługi ma jednak pewną pewne wady. DSS nie obsługuje tagów – co może być pewnym kłopotem dla posiadaczy dużych bibliotek plików, nie ma też możliwości tworzenia play list czy wyszukiwania utworów. Ja do testów korzystałem z dysku zawierającego około połowy moich zbiorów płytowych, czyli ok. 400 płyt, i nawigacja po nim, korzystając jedynie z klawiszy „prev” i „next” była, delikatnie mówiąc, dość uciążliwa. Dla urządzeń podpinanych przez magistralę USB przewidziano jednak udogodnienie – jeśli DSS jest wpięty w sieć domową, to wybierając jego adres IP w przeglądarce internetowej uzyskamy dostęp do prostej strony, na której są wylistowane wszystkie katalogi i pliki znajdujące się na podpiętym dysku. Ułatwia to nawigację, ale funkcjonalność jest jeszcze dość podstawowa (wiem, że Maurizio i jego zespół pracują nad usprawnieniami).
Wspomniałem, iż można Blacknote’a wpiąć w komputerową sieć domową Ethernet. Jest to dość proste, na stronie internetowej Blacknote dostępne jest narzędzie dla posiadaczy komputerów z systemem Windows, które ustawia wszystko za nas. Jednak posiadacze produktów z logo pingwina czy nadgryzionego jabłka, a także posiadacze rozbudowanych sieci domowych będą musieli wszystko ustawić ręcznie. Nie jest to trudne – wystarczy wpisać odpowiednie wartości do dwóch plików tekstowych, przenieść na pendrajwa, włożyć do DSS-a i uruchomić ich odczyt. Po kilkudziesięciu sekundach urządzenie jest gotowe do pracy w naszej sieci. Z kolei udostępnienie muzyki polega na wgraniu jej do jednego katalogu, wskazanego uprzednio w pliku wgranym do odtwarzacza. Ilość podkatalogów nie jest w żaden sposób limitowana.
Teraz może dwa słowa o tym, co znajdziemy wewnątrz. Całość urządzenia to cztery płytki drukowane. Pierwsza jest umieszczona pionowo za wyświetlaczem. Znajduje się tam mikrokontroler Texas Instruments sterujący całym urządzeniem oraz przetwornik cyfrowo-analogowy AKM4396 obsługujący 24 bity i częstotliwości próbkowania do 192 kHz. Nadajnik i odbiornik S/PDIF to, w kolejności, DIT4192 i DIR9001, oba produkcji Burr-Browna. Druga, patrząc od przodu, to płytka mikrokomputera, odczytującego i dekodującego pliki audio z wejść USB i sieci Ethernet, gniazdo dla opcjonalnej pamięci SD oraz kości bufora pamięci. Kolejna mieści dwa niewielkie, zalewane transformatory zapewniające zasilanie wszystkich części cyfrowych urządzenia. Ostatnia płytka to lampowy układ wyjściowy z własnym zasilaniem. Zastosowane lampy to podwójne triody ECC88, firmowo zamontowane zostały Electro Harmonix ECC88 EH. Wszystkie elementy pasywne są wysokiej jakości. Wewnątrz obudowy nie ma żadnych ruchomych części ani wentylatorów – jest więc idealnie cicho.
Odsłuchując to urządzenie, przesłuchałem chyba większość plików jakie miałem na swoim dysku. Były tam płyty CD zgrane do postaci plików FLAC 16/44.1, płyty HDCD w postaci FLAC 16/20 (sam plik jest 16/24, ale ostatnie 4 bity są zerowe), pliki FLAC 24/44.1, 24/88.2, 24/96 i 24/192. Pliki były odtwarzane z dysku sieciowego przez połączenie Ethernetowe, z pen drajwów i z dysku 2,5” podłączonego do portu USB. Słuchałem także muzyki z płyty CD włożonej do cd-romu podpiętego do portu USB oraz z mojego odtwarzacza Linn Unidisk 1.1 użytego jako transport, połączonego z DSS-em przy pomocy kabla S/PDIF.
Od razu powiem, iż nie zauważyłem zmian w brzmieniu w zależności od zastosowanego źródła plików. DSS zagrał bardzo przyjemnie, dużym, dość ciepłym dźwiękiem. Można powiedzieć „lampowym”, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Głównym zakresem odpowiedzialnym za taką ocenę jest pełna, doskonale wypełniona i doskonale rozdzielcza średnica, nie mająca żadnych zauważalnych podbarwień.. Wokale Lisy Gerrard, Kari Bremnes, Davida Gilmoura czy George’a Dallarasa zabrzmiały bardzo naturalnie, „gęsto”, dość ciepło i pełnią emocji w nich zawartych. Także barwa instrumentów, szczególnie tych naturalnych, bez elektrycznego wspomagania, była bardzo wiernie oddana. Z przyjemnością wsłuchiwałem się w „rozmowy” instrumentalne tria Możdżer, Daniellson i Fresco. Górna część pasma była równie dobra jak środek. Nie była wycofana, ale stanowiła dopełnienie do tej najważniejszej jego części. To co najważniejsze, nie było zauważalnych żadnych wyostrzeń. Wysokie tony były dźwięczne, rozdzielcze i przyjemne dla ucha. Blachy miały odpowiedni wolumen i wybrzmienia. Nie było też żadnych problemów z różnicowaniem ich brzmień, czy też technik grania. Bas również był równie udany. Dobrze wypełniony, zróżnicowany o nieco zaokrąglonym ataku, nie schodził też tak nisko jak w moim odtwarzaczu. Jednocześnie lekko podbita jego wyższa część powodowała, że dźwięk był chwilami nieco zbyt potężny. Często się nadużywa tego słowa, ale w przypadku DSS-a to jest prawda – brzmienie jest „analogowe”, spójne i niemęczące. Słuchałem go przez wiele godzin i nigdy to słuchanie mnie nie męczyło.
Wypada jeszcze powiedzieć kilka słów o rytmice i scenie dźwiękowej. Podstawa rytmiczna jest dobra, choć jak wspomniałem wcześniej, na basie słychać lekkie zaokrąglenie ataku, co przekłada się na to, że rytm nie jest tak atomowy jak np. z urządzeń NAIM. Pierwsza linia sceny dźwiękowej jest podana do przodu, przed linią kolumn, tak że uwaga skupia się głównie na soliście. Jest dość szeroka, ale dalsze plany nie są zbyt dokładnie pokazane. Tym niemniej lokalizacja instrumentów na scenie jest bez zastrzeżeń, nie ma żadnych wątpliwości gdzie znajduje się dany muzyk czy instrument. Same instrumenty mają nieco pogrubione krawędzie.
Tak DSS zagrał na standardowych lampach. Ale ponieważ jest to dość popularny i niedrogi typ lampy, można samemu poeksperymentować z ich wymianą. Żeby zobaczyć jakie zmiany może dać ich wymiana, wymieniłem standardowe EH na NOSy Philipsa, E88CC JAN, z moich zbiorów. Zdecydowanie wzrosła rozdzielczość we wszystkich podzakresach, zniknęło także wspomniane podbicie wyższego basu. Dźwięk się dodatkowo otworzył, dokładność odwzorowania instrumentów i głosów wzrosła. Zmiany dotyczyły również sceny dźwiękowej – była głębsza i jej dalsze plany zostały dużo dokładniej odwzorowane. Krótko mówiąc – warto poeksperymentować z lampami, już z moimi Philipsami efekt był więcej niż zadowalający.
Blacknote DSS 30 Tube Improved to naprawdę ciekawe urządzenie. Już jako przetwornik cyfrowo-analogowy jest wart swojej ceny, tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę jego pozostałe możliwości. Daje nam możliwość słuchania plików praktycznie z każdego, aktualnie dostępnego nośnika, nie wykluczając cd-romu. Jeśli więc poszukujemy dobrze grającego odtwarzacza plików i/lub przetwornika, to koniecznie trzeba go posłuchać. Dla wielu osób może stanowić koniec poszukiwań.
Tekst: Krzysztof Kalinkowski
Zdjęcia: Marcin Olszewski
Cena: 13180 zł
Dystrybucja: Moje Audio
Kontakt: Powstańców Śląskich 118, 53-333 Wrocław
tel./fax: (71) 336 52 67
tel. kom.: 606 276 001, 790 425 142
e-mail: [email protected]
Strona WWW producenta: http://www.blacknote.eu
Dane techniczne:
Pasmo przenoszenia: 20Hz - 20kHz @ +/-0,3dB
Zniekształcenia THD: 0,05% max
Odstęp sygnał/szum: 90dB
Zakres dynamiki: 125dB
Wyjścia analogowe: stereo RCA oraz zrównoważone XLR
Wejście cyfrowe: koncentryczne 75 omów RCA
Wyjście cyfrowe: koncentryczne SPDIF
Połączenia:
- 2 porty USB 2.0 ma przedniej ściance
- 1 port USB PC i 2 porty USB 2.0 na tylnej ściance
- port Ethernet
- port RS232
- bezprzewodowy (opcjonalnie)
Pamięć: 4GB rozszerzalna przez SD
Wymiary (SWG): 240 x 120 x 390 mm
Masa: 8,5 kg
Pobór mocy: 50W
System odniesienia:
Gramofon: Michell Gyro SE
Ramię: Rega RB250 + Michell Tecnoweight
Wkładka: Benz Micro MC20 E2 L
Przedwzmacniacz gramofonowy: Phonoclone wg. projektu Ahaja
CD/SACD/DVD: Linn Unidisk 1.1
Przedwzmacniacz: Manley Labs Shrimp
Końcówka mocy: Linn Akurate A2200
Kolumny: Bowers & Wilkins 804S
IC: Linn Silver, Linn Black, Mogami Pure Resolution, Ultralink Audiophile MkII
KG: Harmonix HS-120
Zasilanie: Gigawatt PF-2, Gigawatt LC-2, Audionova Starpower mk.II
Wzmacniacz zintegrowany: Lavardin Model IT, KR Audio Kronzilla