Z dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać ten model słuchawek za przełomowy zarówno w historii firmy Sennheiser, jak i wyjątkowy na rynku - nie tylko naszym - ale i w skali globu. Warto dodać, że zyskał on sobie uznanie na wielu dość wymagających rynkach oraz wielu producentów wzmacniaczy słuchawkowych tworzyło swoje urządzenia właśnie pod kątem współpracy z tym modelem słuchawek. Tyle tytułem zagajenia.
Słuchawki HD600 pojawiły się w połowie 1997 roku, wywołując duże emocje wśród braci audiofilskiej i nie tylko, gdyż początkowo producent adresował je także na rynek profesjonalny. Z wiadomych względów naszą uwagę skupimy na roli jaką odegrały (i wciąż odgrywają, bo „sześćsetki” są wciąż oferowane w sprzedaży) na rynku konsumenckim. Choć nigdy nie zyskały miana modelu flagowego w ofercie Sennheisera, to od razu stały się synonimem hi-endu (w tym rozsądnym znaczeniu) oraz wzorca, z którym zaczęto porównywać inne słuchawki czy nawet testować różne urządzenia. Od strony konstrukcyjnej HD600 stanowią rozwinięcie całkiem udanego modelu HD580 Precision. Zastosowano bowiem ten sam typ przetworników, specjalnie selekcjonowanych i parowanych. Z całą pewnością można tak powiedzieć o egzemplarzach z pierwszych lat produkcji, mimo że w światku audio krążą liczne opowieści na temat nieformalnych zmian jakie producent wprowadzał na przestrzeni lat. Niemniej jednak skupimy się „tym właściwym”, pierwotnie zaprojektowanym przedstawicielu serii HD600. Jak już wspomniano słuchawki nie doczekały się oficjalnej koronacji, gdyż pojawiły się w trochę złym momencie, w okresie gdy Sennheiser, przynajmniej teoretycznie oferował jeszcze w sprzedaży modele elektrostatyczne: słynnego Orfeusza i tzw. „małego” Orfeusza, czyli HE60/HEV70 (bardziej typowo wyglądające nauszniki i tranzystorowym energizerem, pracującym w klasie A). Równie nieprzemyślana sytuacja pojawiła się wraz z wprowadzeniem na rynek następcy „sześćsetek”, ale o tym za chwilę. Avantgarde zostały pomyślane jako model przełomowy, łączący obydwa światy: słuchaczy i realizatorów. Trochę zapomniane są już dywagacje producenta na temat potrzeby stosowania takich właśnie słuchawek przy realizacji nagrań audiofilskich, z udziałem autentycznych instrumentów, tych „z epoki”, niemniej jednak takowe miały miejsce. Natomiast nie przeszkodziło to, w bardzo pozytywnych ocenach przez prasę branżową i samych użytkowników. 600-ki szybko bowiem zaskarbiły sobie sympatię audiofilów. Oferowały ponadprzeciętny komfort, nawet podczas wielogodzinnych sesji odsłuchowych, wspaniałą czystość dźwięku, a także znakomitą równowagę tonalną i przestrzenność. Także jakość wykonania stała na tak wysokim poziomie, że ówczesna konkurencja mogła tylko o takiej pomarzyć. A co najważniejsze HD600 nie kosztowały wcale „oczu z głowy”. Były w zasięgu zwykłych ludzi i to bez potrzeby czynienia jakiś specjalnych zabiegów finansowych. Z dzisiejszego punktu widzenia można to uznać za jakiś wypadek przy pracy, lub ewidentne niedopatrzenie księgowych firmy. Niestety życie jest brutalne i, jak mawiają nasi południowi sąsiedzi – „to se ne vrati”. Dobre słuchawki muszą kosztować. Kolejną ciekawą sprawą było wprowadzenie ich następcy. Poprawianie udanego modelu z definicji jest bardzo ryzykowne, jednak pokusa okazała się na tyle przemożna, że Sennheiser postanowił w 2003 roku wypuścić na rynek model HD650. O tym, że nie do końca był przekonany o słuszności swojej decyzji, a raczej o powątpiewaniu w możliwość powtórzenia sukcesu, świadczy chociażby rezygnacja z nazwy, jaką zwyczajowo dodawano po symbolu. Były bowiem wcześniej rzeczone HD580 Precision, czy jeszcze wcześniejsze HD565 Ovation, HD545 Referenz. Co ciekawe, firma nie zrezygnowała wcale z nadawania nazw. Inne późniejsze w stosunku do HD600 modele również opatrzono nazwami: HD590 Prestige, HD570 Symphony, HD500 Fusion. Dlaczego 650 nie dostały nazwy? Bład marketingu? Szczerze wątpię. Miałem przyjemność bezpośrednio i to przez dłuższy czas porównać możliwości 600-tek i 650-tek. Z całym szacunkiem dla szczęśliwych posiadaczy tych drugich – jest coś na rzeczy, że nie mogły one powtórzyć sukcesu swojego prekursora. Dlaczego? HD600 grają odrobinę ciszej, ale za to bardziej przejrzyście i naturalnie. Są subiektywnie jaśniejsze i bardziej klarowne i dzięki temu muzyka wydaje się bardziej prawdziwa, bez upiększeń czy sztucznego uprzestrzennienia. W porównaniu do dzisiejszej konkurencji HD600 wciąż się bronią, jednak prawa rynkowe wydają się nieubłagane. Na przestrzeni lat zmieniała się moda, sposób percepcji dźwięku i wreszcie gust samych słuchaczy. Przybyło wielu groźnych rywali, znakomicie brzmiących i… droższych, co dla wielu nabywców – trywializując – niestety oznacza automatycznie wyższą jakość.
Zamiast zakończenia:
Słuchawek HD600 używam już 17 rok, zarówno w pracy recenzenta, jak prywatnie dla przyjemności.
Grały z różnymi urządzeniami, także z tymi, które stworzono do współpracy z nimi. Pełna lista wykraczałaby poza ramy niniejszego tekstu, w związku z tym wskażę tylko na te „z dobru naturalnego”: Musical Fidelity X-CANS i Skorpiona HV-1.