Szykując się do urlopu każdy z nas – audiofilów, a więc osobników nie do końca spełniających kryteria definicji “normalny” z jednej strony cieszy się, że to już i wreszcie będzie można nie robić nic, bądź wręcz przeciwnie – robić to, czego przez ostatni rok robić nie mogliśmy, lecz zarazem gdzieś tam w mrocznych zakamarkach pokręconych umysłów niespecjalnie chcemy rozstawać się z naszymi drogocennymi audio zabawkami. Może nie wyraziłem się zbyt precyzyjnie, bo to raczej nie o przywiązanie do dziesiątek, setek kilogramów żelastwa, MDFu i krzemu chodzi, lecz o dźwięk. O dźwięk i to w jak najwyższej, dopieszczanej przez lata jakości. Zaczynamy więc kombinować jak koń pod górę, że może zamiast w tropiki lepiej wynająć jakiś domek/apartament nad wodą/w górach/ w lesie i to najlepiej w odległości umożliwiającej w miarę sprawną i bezbolesną od strony logistycznej przewiezienie choćby części posiadanego systemu. Mowa tu oczywiście o przypadkach ewidentnie klinicznych, lecz sam Bóg raczy wiedzieć kiedy i nas takie stadium audiofilizmu dosięgnie, więc lepiej zawczasu dmuchać na zimne i znaleźć stosowne, nie stanowiące zarzewia karczemnych awantur z pozostałymi członkami rodziny rozwiązanie. Całe szczęście technologia cały czas pędzi w szalonym tempie do przodu i to, co jeszcze kilka lat temu wywoływało co najwyżej uśmiech politowania w dzisiejszych czasach spokojnie można zaliczyć nie tylko do Hi-Fi, ale i High-Endu. Mowa oczywiście o niezwykle prężnie rozwijającej się dziedzinie, czyli tzw. „przenośnym” audio. Oczywiście nie mam w tym momencie na myśli tzw. ghetto-blasterów, bo choć z portkami z mocno obniżonym krokiem jakoś pomimo 40-ki na karku rozstać się nie mogę, to swoją ulubioną muzyką wolę nie uszczęśliwiać wszystkich wokół. Dlatego też dzisiejszy tekst poświęcę zestawowi do indywidualnego delektowania się dopieszczonymi do granic przyzwoitości dźwiękami – wszystkoodtwarzającemu plikograjowi Cayin N6 i dwóm parom dokanałowych słuchawek Westone W50, oraz UM Pro 50.
Odbierając w AudioMagicu N6-kę Cayina przez chwilę poczułem się jak u jubilera. Eleganckie, utrzymane w stonowanej, brązowo-złotej tonacji etui z grubego kartonu o jedwabistym połysku skrywa podobnie umaszczone puzderko wyściełane ciemnobrązowym pseudo aksamitem z centralnie „wtopionym” odtwarzaczem i elegancką kopertą z m.in. foliami ochronnymi zatkniętą za srebrną tasiemką. Elegancko, nieprawdaż?
Nie da się ukryć, że również sama aparycja Cayina jest nader atrakcyjna. Intrygujący okrągły „bulaj” wyświetlacza, masywny korpus przyozdobiony elegancką „muchą” przycisków nawigacyjnych nie tylko przyciągają wzrok, ale i dają przy dłuższym kontakcie organoleptycznym poczucie luksusu. Warto również wspomnieć o szalenie ułatwiającym obsługę wielofunkcyjnym pokrętle umieszczonym na lewym boku, dzięki któremu można nie tylko nawigować po menu, ale i aktywować np. pauzę/wznawiać odtwarzanie. Za regulację głośności odpowiedzialne są natomiast dwa przyciski zlokalizowane na prawym boku. Górna płaszczyzna to miejsce przeznaczone na włącznik główny i interfejsy zarówno cyfrowe - wyjście koaksjalne (stosowna przejściówka w kpl.), jak i analogowe - wyjście słuchawkowe i liniowe. Od spodu umieszczono port Micro USB, oraz slot na dodatkową kartę Micro SD (128GB max.). W pudełku znajdziemy również przydatny adapter MicroSD/USB, komplet kabli i dorównujący elegancji odtwarzacza firmowy brelok. A, zapomniałbym jeszcze o ochronnym silikonowym „kondoniku”, który szyku może nie zadaje, za to świetnie sprawdza się w plenerze i innych, mocno inwazyjnych okolicznościach przyrody. Ładowarki niestety nie ma, więc albo posłużymy się przewodem Micro USB/USB A i podepniemy pod komputer, albo „pożyczymy” ładowarkę np. od smartfona/tabletu posiadającego ww. zalecane przez EU gniazdo.
Już przy starcie okazuje się, że imponująca przekątna wyświetlacza, na co wskazywać może średnica ochronnej szybki jest tylko pozorna, gdyż za okrągłym oknem ukryto 2,4” ekran p rozdzielczości 400×360 px. Nie ma jednak co kręcić nosem, gdyż zarówno poszczególne pozycje menu, jak i playlisty, nazwy zapisanych w pamięci albumów, utworów etc., są całkiem nieźle widoczne i jedynie czytelność mikroskopijnych piktogramów aktualnie uaktywnionych funkcji i stanu pracy odtwarzacza pozostawiają wiele do życzenia. Proszę jednak powyższe marudzenia traktować z przymrużeniem oka, gdyż niniejszy test przeprowadzany był w typowo wakacyjno-wyjazdowych okolicznościach a np. na basenie nie zwykłem non stop przesiadywać w okularach korygujących mój astygmatyzm. Przejdźmy jednak dalej.
Rozleniwiony intuicyjnością cudeniek ze stajni Astell&Kern wyciągnąłem N6-kę z eleganckiego puzderka, włączyłem i … okazało się, że przynajmniej na początku bez choćby pobieżnej lektury instrukcji obsługi się nie obędzie. Co prawda od biedy jakoś można było zorientować się w poszczególnych funkcjach całkiem atrakcyjnego pod względem wizualnym kołowego menu dzięki sympatycznym piktogramom, lecz wchodząc głębiej już tak różowo nie było, gdyż wszystkie komendy i opisy były po chińsku. Nie wiem jak Państwo, ale mi odszyfrowywanie takich „krzaczków” nawet w fabryczne ustawionym chińskim uproszczonym idzie mocno średnio. Dopiero z manualem idąc krok po kroku udało mi się przestawić interface na anglojęzyczny i odetchnąć, na jakiś czas z ulgą. Miłą niespodzianką okazała się za to wewnętrzna pamięć o dostępnej pojemności 7,1 GB (z 8GB), o której istnieniu producent skromnie nawet nie wspomina.
Kolejną rzeczą wymagającą przeklikania okazało się uaktywnienie funkcji USB DACa. Początkowo podpinając Cayina pod komputer uznałem, że może nie przepada on za Win7, kiedy jednak i na Win8 system poinformował mnie, że podłączono niezidentyfikowane urządzenie a widoczne były tylko jego pamięci masowe zacząłem drążyć temat, aż natrafiłem na funkcję USB Mode, gdzie trzeba było przestawić wirtualny suwak właśnie na DACa. Z szeregu ustawień warto na pewno wspomnieć o:
- kompensacji wzmocnienia (0-6 dB) przy odtwarzaniu plików DSD,
- wzmocnienia na wyjściu słuchawkowym HdB/LdB – fabrycznie ustawione jest na „Low” i z autopsji mogę polecić przestawienie od razu na „High”, co z pewnością ucieszy posiadaczy trudnych do napędzenia nauszników,
- uaktywnieniu funkcji „gapless”, która z niewiadomych względów jest fabrycznie wyłączona.
Wnętrze, a raczej zastosowane przez Chińczyków rozwiązania technologiczne to już zupełnie inna bajka, a raczej świetnie przemyślany, zaprojektowany i wykonany projekt. Całością zawiaduje zaawansowany, programowalny układ SA2000, który przy okazji czuwa nad wyjściem coaxialnym. Dalej mamy dwie kości DACa Texas Instruments PCM1792A, z których wychodzący sygnał trafia do Texas Instruments OPA134, gdzie jest konwertowany do postaci single ended a następnie kierowany do układu Texas Instruments OPA1662 obsługującego wyjście liniowe, lub Texas Instruments BUF634 odpowiedzialnego za gniazdo słuchawkowe. Regulacja głośności odbywa się w kości PGA2311 Texas Instruments.
Obie, dostarczone przez warszawskiego AudioMagica pary słuchawek Westone opierają się o bliźniacze rozwiązania techniczne, przy czym UM Pro 50 skierowane są, przynajmniej teoretycznie, do odbiorcy profesjonalnego, czyli muzyków, a W50 to już produkt „cywilny” – dedykowany rynkowi konsumenckiemu, stąd też i możliwość wybrania ich w wersji z umieszczonym na przewodzie pilocie kompatybilnym np. z iPhone’ami. Oba modele mogą pochwalić się obecnością pięciu (!!!) zbalansowanych przetworników armaturowych współpracujących z trójdrożnymi zwrotnicami. Opakowania, w jakich sprzedawane są Westone’y można określić jako stosunkowo niewielkie a zarazem dające do zrozumienia, że w środku nie natkniemy się na plastikową budżetówkę. I tak też jest w istocie. Kartonowe pudełka kryją wewnątrz siebie kolejne –solidne a zarazem eleganckie, zamykane na magnes. Szara, stonowana stylistyka zewnętrznej obwoluty kontynuowana jest wewnątrz przez piankowe wypełnienie z precyzyjnie wyciętymi profilami idealnie otulającymi znajdujące się w nich słuchawki. Wielkie brawa należą się producentowi za „pancerne” mini-case’y do przewozu i ochrony bądź, co bądź wcale nie najtańszych „pchełek”. Te wodoodporne, jaskrawo pomarańczowe walizeczki wyposażono oczywiście w odpowietrzniki sprawdzą się nie tylko podczas w najbardziej ekstremalnych podróży, ale używając ich na co dzień z pewnością przedłużymy żywot naszych słuchawek. Jeśli zaś chodzi o ergonomię i dopasowanie do moich uszu, to powiem tylko tyle, że używając Westone’ów czułem się tak, jakby były projektowane właśnie dla mnie, przy czym nie ukrywam, że jestem zwolennikiem firmowych, plecionych kabli EPIC przystosowanych do noszenia nad uchem.
Brzmienie W50 w porównaniu z UM Pro 50 jest jakby bardziej oddalone, mniej obecne i namacalne. Trzyma słuchacza na dystans i cały spektakl stara się pokazać z pewnej, z góry ustalonej perspektywy. Z UM Pro wgląd w nagranie jest, przynajmniej dla mnie, lepszy, bardziej realny, bliższy temu, co zostało zarejestrowane w studiu. Balans tonalny i coś, co spokojnie można określić firmowym brzmieniem jest dla nich wspólnym mianownikiem, lecz jak to w życiu bywa diabeł tkwi w szczegółach i to właśnie one decydują o finalnym werdykcie. Oczywiście ostateczny wybór jest sprawą całkowicie subiektywną i indywidualną a ze źródłami bardziej dosadnymi, hołdującymi ofensywnemu sposobowi prezentacji takie zawoalowanie W50 może okazać się wręcz zbawienne. Z Cayinem stojącym po muzykalnej i łagodnej stronie neutralności w większości przypadków sięgałem po wersję Pro amerykańskich dokanałówek i to właśnie takiego zestawu dotyczyć będzie poniższy akapit.
Cayin od pierwszych dźwięków nie stara się powalić słuchacza na kolana jakąś ponadprzeciętną rozdzielczością. Gra tak, jak wygląda – elegancko, lecz bez tzw. szpanu. W zamian za to włączając swoją ulubioną muzykę zostajemy natychmiast nią szczelnie otuleni. Wokół nas kreowany jest swoisty mikrokosmos, w którym to my jesteśmy punktem centralnym a wszystkie wydarzenia rozgrywają się na bliższych, bądź dalszych orbitach. Praktycznie całkowite wyeliminowanie dźwięków dochodzących z zewnątrz z jednej strony szalenie ułatwia skupienie się na, czy wręcz porwanie przez nurt muzyki, lecz z drugiej nie jest najlepszym, rozsądnym przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa, rozwiązaniem dla osób poruszających się po drogach publicznych na rowerach. Za to w zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej to praktycznie panaceum na całe atakujące kakofonicznymi decybelami zło. Możliwe, że to autosugestia i podprogowe działania speców od psychologii behawioralnej, ale N6-ka ma w swoim brzmieniu coś z winyla, do którego z resztą odwołują się animacje podczas włączania, wyłączania, czy też oczekiwania na pojawienie się, „załadowanie” okładki danego albumu. Oferuje nader rzadkie połączenie takich cech jak detaliczność, transparentność a zarazem ponadprzeciętną muzykalność. Niezależnie czy me uszy karmione były delikatnymi i wysublimowanymi taktami „From this Moment On” Diany Krall (24 Bit/96 kHz), czy thrashmetalowym łojeniem i tnącymi powietrze riffami „Submission For Liberty” 4ARM za każdym razem z przepełnionej homogeniczną spójnością całości bez trudu można było wyłowić partie poszczególnych instrumentów, rozstawienie muzyków na scenie, czy tak problematyczne w przypadku odsłuchu słuchawkowego zagadnienie jak gradacja planów. Z UM Pro 50 bas schodził niżej, szybciej „się zbierał” i dzięki temu lepiej niż z W50 pokazywał nie tylko fakturę, ale i wyraźniejsze kontury perkusyjnej stopy, czy kontrabasu. Co ważne nie zaobserwowałem zjawiska przeskalowywania zarówno samych wokalistów, jak i instrumentów. Za to przestrzeń, w jakiej rozgrywa się spektakl muzyczny przybiera zdecydowanie „monitorową” postać i bliżej jej do studyjnej intymności aniżeli stadionowego rozmachu, choć ani razu nie udało mi się wywołać wrażenia zatłoczenia i prób za przeproszeniem włażenia jednych instrumentów na drugie.
Im dłużej słuchałem tytułowego zestawu, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że wreszcie komuś udało się połączyć typowo audiofilskie podejście do muzykalności z iście studyjną precyzją, dokładnością i przede wszystkim prawdomównością. Testowany system, bo właśnie w takich kategoriach należy traktować połączenie Cayina z Westone’ami pokazywał w sposób niezwykle elegancki a zarazem prawdziwy od strony technicznej piękno muzyki. Nie musząc odwoływać się do standardowych – upiększających zabiegów w stylu dopalania średnicy, czy rozświetlania góry stawiał na naturalne piękno i transparentność. Krótko mówiąc duża klasa i gorąca rekomendacja.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: AudioMagic
Ceny:
Cayin N6: 2 990 PLN
Westone W50: 2 900 PLN
Westone UM Pro 50: 2 490 PLN
Dane techniczne:
Cayin N6
- Akceptowane formaty: DSF, DFF, SACD-ISO (DSD64 – DSD128); WAV, FLAC, APE max. 24Bit/192kHz (również CUE), MP3, WMA, AAC
- Pasmo przenoszenia: 20Hz - 20kHz ±0.2dB, 5H~50KHz±1dB
- THD + N: 0.005%
- Skala dynamiki: 110dB
- SNR: 109dB
- Maksymalna moc wyjściowa: 220mW przy 32 Ω na kanał
- Zniekształcenia: 0,005%
- Skuteczność: 110dB
- Impedancja wyjścia słuchawkowego: < 0,26 Ω
- Waga: 225 gramy
- Wymiary: 126x72x19,7 mm
- Wbudowana bateria: 5600 mAH (3.7V)
- Czas pracy: 6-8h
- Czas ładowania: 2,5-4h
Westone W50
- Czułość: 118 dB SPL @ 1 mW
- Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz
- Impedancja: 25 Ω @ 1 kHz
- Tłumienie: 25 dB
- Przetworniki: 5 zbalansowanych przetworników armaturowych z 3-drożną zwrotnicą
- Waga: 12,7 g
- Przewód: wymienny, EPIC / MFI 2G, 128cm
Westone UM Pro 50
- Pasmo przenoszenia: 20 - 20000 Hz
- Skuteczność: 115 dB SPL @ 1mW
- Impedancja: 45 Ω @ 1 kHz
- Tłumienie: 25 dB
- Przetworniki: 5 zbalansowanych przetworników armaturowych z 3-drożną zwrotnicą
- Waga (bez kabla): 12,7 g
- Długość kabla: 128 cm (EPIC)