Nowości z branży docierają do mnie różnymi drogami, ale te które najbardziej lubię, to towarzyskie kontakty, długie rozmowy, spory o to, jakie rozwiązania mogą coś poprawić w danym systemie.
Co tu dużo ukrywać, główny motyw kolegów jest taki: jak tu oszukać Pana Boga, nie wydać dużo pieniędzy, wpaść na pomysł i mieć super dźwięk. Jak to w życiu, nie wszystko da się przeskoczyć. Jednak niektórym działającym konsekwentnie po latach udaje się złożyć wybitne systemy. Wnioski końcowe są prawie zawsze takie: co byś nie robił, to i tak swoje spore pieniądze musisz wydać. Od tego nie ma ucieczki, zgodnie ze starą maksymą: " W hi-endzie, tak naprawdę, grają pieniądze". Jedyne co można, to zaoszczędzić kupę forsy na trafnych wyborach, umieć wykorzystać możliwości sprzętu w oparciu o znajomość ich fizjologii. Ta wspomniana fizjologia decyduje o uzyskaniu mistrzowskiej klasy, dotarcia do największej finezji.
Od razu w tym miejscu słyszę głosy czytających: o czym człowieku mówisz, jaka fizjologia? Już spieszę z wyjaśnieniem. Przez „fizjologię” rozumiem zachowanie urządzenia pod wpływem różnych warunków. Sprzęt nie może stać na byle czym, byle gdzie (zwłaszcza głośniki), nie może być byle jak zasilany, nie może być byle jak okablowany, akustyka tez musi spełniać jakieś minima. Jest mnóstwo elementów , które mają niebagatelny wpływ na dźwięk.
Podam przykład z ostatniej chwili. W wysokiej klasy konwerterze D/A " poszedł" bezpiecznik. Skok do sklepu po nowy bezpiecznik i sprawa załatwiona. I tu się dopiero zaczęła zabawa, po włożeniu nowego, owszem konwerter gra, ale to już nie to co było poprzednio, kompletna klęska - dźwięk suchy, mały, ściśnięty. Telefon do mnie z pytaniem - jak to możliwe, co ma do tego bezpiecznik, następują wywody, że to sie z punktu teoretycznego nie da wyjaśnić. Naprędce został wypożyczony bezpiecznik z identycznego konwertera i okazuje sie, że dźwięk na nim jest prawidłowy, powrót do nowego i znowu klęska. Cuda czy co?
Takie rzeczy trzeba wiedzieć, chociaż nie mieszczą się w głowie. Następują poszukiwania właściwego bezpiecznika i wtedy wychodzi na jaw, że zjawisko jest znane, że nawet w Polsce można dostać takie bezpieczniki, w bogatym wyborze, a ceny niektórych dochodzą do 300 pln za sztukę. Okazuje sie, że potrzebna jest osobna wiedza na temat bezpieczników, i że to nie jest błaha sprawa. Nie będę dalej tego wątku rozwijał, bo to raczej temat do oddzielnego materiału.
Zakończę krótko: dobrze mieć pieniądze, ale dobrze mieć też wiedzę i doświadczenie. Na szczęście wyśmiewanie takich rzeczy, podpinanie ich pod voodoo już się kończy, o czym świadczą między innymi testy na łamach magazynów. Jeszcze parę lat temu również recenzenci kpili z takich rzeczy, a teraz z pełną powagą pochylają sie nad podobnymi zjawiskami. Powoli dojrzewamy. Trudno jednak nie wspomnieć, że istnieje paniczny strach, żeby o takich przypadkach nie pisać na forum w obawie przed atakami i totalnym ośmieszeniem. Dostawałem rady: niech pan nie pisze o tych bezpiecznikach, bo pana "zjedzą". Powstaje pytanie: kto tu komu szkodzi ? Ilu ludzi jest ogłupionych i nie może znaleźć drogi, a ilu ludzi mądrych stąd ucieka? Dywagacja o bezpiecznikach jest niby nie na temat, jednak da pole lepszego widzenia jeszcze większego skandalu, o którym będzie za chwilę.
Wracamy do towarzyskich znajomości i do tego, jakie ciekawe rzeczy przynoszą. Otóż od paru miesięcy przyglądam się zmaganiom z nowym wynalazkiem, który może zastąpić transport CD w systemie z oddzielnym konwerterem D/A. Rzecz ma nazwę SqueezeBox. Wiele szczegółów na ten temat można znaleźć w wątkach na forum. Rzecz zatacza coraz szersze kręgi i nie wykluczone, że serwery muzyczne wyprą tradycyjne transporty CD. Warto zaznaczyć, że jest to kalka serwerów od dawna używanych w radiofonii, dodano tylko połączenie z internetem. Jakby, na to nie patrzeć, rzecz ma właściwie same zalety. Krótko wymieńmy więc, co trzeba kupić i za ile, by móc się bawić w tę nową zabawę.
W skład zestawu pozwalającego korzystać również ze źródeł internetowych wchodzą : Router (150 zł), dysk sieciowy pozwalający na zainstalowanie odpowiedniego oprogramowania (800 zł), SqueezeBox (600 zł). Ceny są orientacyjne. Ponadto do zczytywania płyt CD potrzeba PC lub laptopa. Jak to już mamy, zaczyna się jazda. Płytę CD wkładamy do (powiedzmy) laptopa i odczytujemy w trybie uniemożliwiającym jej słuchanie, tryb jest inny niż w tradycyjnym transporcie, nie zapewnia stałego dopływu informacji z płyty, zczytywanie nie odbywa sie liniowo, w wielu fragmentach odbywa się to wielokrotnie, dopóki nie wydobędzie się 100 % informacji zawartej na płycie.Czas odczytu dla różnych płyt jest różny. Odczytana zawartość płyty trafia na dysk i dopiero stamtąd (już w formie uporządkowanej) trafia do konwertera D/A. Na jeden dysk można wgrać około 2000 płyt CD, dyski można łączyć w macierze i w ten sposób wciąż powiększać zasoby. Na przykład obudowa sieciowa Qunab może pomieścić 4 dyski po 1 Gb. Całością systemu zawiadujemy poprzez Squeeze Boxa wyposażonego w pilota. Teraz dochodzimy do kluczowej kwestii – jaka jest jakość dźwięku uzyskanego z takiego „napędu”?
Kilkukrotne sesje porównawcze z topowymi transportami CD jednoznacznie pokazały, że dźwięk pochodzący ze Squeeze Boxa jest bogatszy, bardziej wypełniony szczegółami. Kropka. Natomiast ogólne wrażenie jest, jakby wszystko było lekko zaokrąglone, bardziej karmelowe, skutkiem ograniczonej w ekstremach dynamiki. W poszczególnych dniach odsłuchów wrażenia były nieco różne. Niektórzy zauważali jeszcze większą ostrość brzmień. Jednak pozostawało oczywiste: informacja ze SqueezeBoxa była lepsza, niż z topowych transportów CD. Ciekawe jakie byłyby obserwacje z różnymi rodzajami Squeeze Boxów? Wiadomo, że są już dostępne tego rodzaju produkty bardziej zaawansowane technicznie, można powiedzieć wersje bardziej highendowe. Jeszcze wiele można tu udoskonalić, rozwinąć. Nierozpoznana jest jeszcze „fizjologia” tego wynalazku.
Dodatkowe możliwości wynikające z używania SqueezeBoxa (wymieniam tylko te
najistotniejsze):
- możliwość magazynowania praktycznie nieograniczonej ilości płyt CD na minimalnej
przestrzeni;
- możliwość magazynowania i korzystania z innych źródeł cyfrowych muzyki takich jak radio
internetowe (np. radia amerykańskie oferują wybitnie dobrą muzykę raczej u nas niedostępną – rewelacja. Kompletne oderwanie od tego co oferują nasze stacje - jaka to ulga!);
- można układać sobie dowolne katalogi nagrań , konfigurować samplery, wybierać nagrania
losowo;
- można ściągać za opłatą płyty CD z internetu wraz z zawartością graficzną towarzyszącą
płycie.
To wszystko, co wymieniłem, to początek. Niedługo wejdzie do użytku szybszy internet i wtedy powstaną nowe możliwości. Jakie to wywoła kulturowe implikacje? Będziemy musieli się odzwyczaić od brania do ręki płyty i jej oglądania tak, jak odzwyczajamy się od używania gotówki. Przez lata przyzwyczailiśmy do CD playerów, transportów CD. Kto miał z tym do czynienia tan wie, że transport potrafi robić różne figle: zacinać sie, nie czytać niektórych płyt, jest trudno naprawialny. Teraz zaś jeszcze wychodzi fakt, że odczyty z niego są niekoniecznie kompletne, obarczone niedoskonałościami. Co ciekawe, fachowcy, producenci musieli o tym wiedzieć. Czy nikt, poza samym odtwarzaczem CD, nie czuje się tymi wszystkimi faktami obrażony?
Mariusz Olszewski