Skocz do zawartości

Pioneer N-30

Fr@ntz

Od ostatniego testu odtwarzacza strumieniowego na łamach audiostereo upłynęło parę miesięcy i najwyższa pora zacząć nadrabiać zaległości. Przez ten czas producenci nie próżnowali i na rynku pojawiło się kilka ciekawych nowości.

O nadziejach pokładanych w odtwarzaczach sieciowych najlepiej świadczy ich pozycjonowanie w katalogu producenta. Na polskojęzycznej stronie N-50 i N-30 znajdują się w zakładce razem z odtwarzaczami SACD a na rynku amerykańskim ww. strumieniówki zostały zaliczone do linii Elite. Oczywiście czasy świetności Pioneera minęły dawno temu i pewnie dużo wody w Wiśle upłynie zanim znów będzie mógł pochwalić się szeroką ofertą dla wymagających stereomaniaków, ale cieszy powrót do korzeni. Jak widać gusta klientów się zmieniają i aby sprostać ich potrzebom nawet najwięksi powoli „odkurzają” odsunięte na bok w czasie, całe szczęście chwilowego, zachłyśnięcia się kinem domowym, urządzenia dwukanałowe. Szlaki przetarła Yamacha a reszta koncernów poszła w ślad za nią.

 

ccs-2651-0-35835500-1326066848_thumb.jpg ccs-2651-0-40054700-1326066908_thumb.jpg ccs-2651-0-67259500-1326066984_thumb.jpg ccs-2651-0-85175100-1326066992_thumb.jpg ccs-2651-0-74472600-1326066856_thumb.jpg ccs-2651-0-30002900-1326068008_thumb.jpg

 

Najtańszy w ofercie japońskiego producenta, oraz na rynku, odtwarzacz plików Pioneera prezentuje się na pierwszy rzut oka całkiem zachęcająco. Ba, nawet kolejne rzuty gałką oczną nie dają powodów do narzekań. Obudowa wykonana jest z aluminium a szczotkowany front jest wzorem umiaru i dobrego smaku. Patrząc od lewej krawędzi widoczne jest firmowe logo, przycisk standby/on z błękitną diodą, która o dziwo nie próbuje oślepić właściciela nawet podczas nocnych odsłuchów, czujnik IR, gniazdo USB i czerwona diodka informująca o uśpieniu odtwarzacza. Po prawej stronie znalazło się miejsce na niewielki 2,4” wyświetlacz QVGA i pięć przycisków nawigacyjnych. Wyświetlacz oczywiście można wyłączyć. Istny audiofilski minimalizm. W dodatku pomimo mikroskopijnych rozmiarów wyświetlacza producentowi udało się zmieścić na niewielkiej powierzchni całkiem czytelną miniaturkę okładki, źródło sygnału (server, radio internetowe, port USB) , tytuł utworu, płyty, wykonawcę i parametry sygnału (zarówno radiowego jak i z nośników). Dedykowana smartfonom i tabletom aplikacja również wyświetla te dane, lecz już bez okładek.

 

ccs-2651-0-92746900-1326067072_thumb.jpg ccs-2651-0-68279000-1326067089_thumb.jpg ccs-2651-0-67867600-1326067128_thumb.jpg ccs-2651-0-14231500-1326067143_thumb.jpg ccs-2651-0-74194200-1326067186_thumb.jpg ccs-2651-0-01014000-1326067204_thumb.jpg ccs-2651-0-94435100-1326067218_thumb.jpg

 

Tylna ścianka urządzenia już na „dzień dobry” sprawia miłą niespodziankę. Otórz podobnie jak w posiadanym kiedyś przeze mnie odtwarzaczu PD-9700 gniazda RCA odsunięte są od siebie na odległość ok. 45 mm, dzięki czemu nawet gdyby wtyki w łączówkach miały średnicę podobną do wtyczek sieciowych nie byłoby problemów z ich podpięciem. Konkurencja powinna w tym momencie patrzeć, uczyć się i wyciągać konstruktywne wnioski . Wyjścia cyfrowe są dwa – prądowe i optyczne. Port Ethernet akceptuje standard 10/100, co nawet dla gęstych plików jest zbytkiem łaski i 1GBit byłby przerostem formy nad treścią. Gniazdo USB znajdujące się w jego pobliżu służy głównie do zasilania access pointów. Jest jeszcze port przeznaczony do wpięcia dedykowanego odbiornika Bluetooth AS-BT200, którego ceny zaczynają się od 200zł. Zakup tego niewielkiego gadgetu warto rozważyć, jeśli mamy możliwość wpięcia odtwarzacza Pioneera w sieć domową za pomocą kabla. Argumentem przemawiającym za jego nabyciem jest to, że bez niego posiadacz odtwarzacza będzie skazany na pilota systemowego i smarfon z dedykowaną aplikacją będzie całkowicie bezużyteczny**. Gniazdo sieciowe IEC jest jak to zwykle w tego produktach bywa dwubolcowe.

 

ccs-2651-0-27555400-1326067247_thumb.jpg ccs-2651-0-64417100-1326067277_thumb.jpg ccs-2651-0-28659000-1326067321_thumb.jpg ccs-2651-0-70471300-1326067341_thumb.jpg

 

ccs-2651-0-39757000-1326067392_thumb.jpg ccs-2651-0-47339300-1326067453_thumb.jpg ccs-2651-0-27816800-1326067522_thumb.jpg ccs-2651-0-31616400-1326067556_thumb.jpg ccs-2651-0-94693100-1326067609_thumb.jpg ccs-2651-0-47465400-1326067926_thumb.jpg

 

Wnętrze wydaje się być przemyślane i choć wzrok w pierwszej chwili przyciąga całkiem solidne trafo w sekcji zasilania ( i miejsce na drugie dla N-50), to już łączenia płytek wykonane nieosłoniętymi „taśmami” wydają się być przejawem zbyt daleko idących oszczędności. Jeśli chodzi o wartą podkreślenia „otwartość” na wszelkiego rodzaje sygnału cyfrowe to odpowiedzialny za to jest układ odbiornika AKM 4118, dzięki któremu nawet sygnał 24bit/192kHz nie jest dla Pioneera straszny. Zagłębiając c się bardziej w topologię płytki z układami odpowiedzialnymi za konwersję sygnałów natrafia się na kość przetwornika A/D AKM 5358 o maksymalnej rozdzielczości 96kHz/24 Bit. Pieczę nad odtwarzaniem plików i radiem internetowym powierzono dość pokaźnych rozmiarów kości DSP Bridge Co. DM860.

 

Na wstępie opisu funkcjonalno – brzmieniowego pozwolę sobie na szybkie wylistowanie zauważonych przeze mnie podczas testów mankamentów, które mogą, ale w cale nie muszą wpłynąć na podjęcie decyzji o kupnie tego odtwarzacza. Po prostu część z nich może okazać się dla potencjalnego klienta zupełnie nieistotna, bądź nie na tyle krytyczna, żeby przysłonić jego zalety (np. bardzo przystępną cenę). No to jedziemy.

Po pierwsze -brak gapless , czyli jedna z głównych bolączek większości odtwarzaczy sieciowych dużych producentów sprzętu audio. Dla niezorientowanego w temacie czytelnika wyjaśnię, że chodzi o nieszczęsne przerwy w np. nagraniach koncertowych, klasycznych etc. Jeśli słucha się jedynie albumów studyjnych o tematyce nie zahaczającej o ww. to przerwy między utworami są oczywistą oczywistością, jednak szatkowanie koncertów poprzez oddzielanie poszczególnych utworów irytującymi chwilami ciszy może nie wszystkim przypaść do gustu. Co prawda jest na to pewne lekarstwo … o dziwo wynikające z kolejnego „uchybienia” natury funkcjonalnej. Chodzi mianowicie o nieumiejętność prawidłowego odczytania arkuszy dyrektyw (plików zawierających informacje o pozycji poszczególnych nagrań w pliku muzycznym, ich czasie, nazwie utworów, wykonawcach i czego tylko dusza zapragnie). Otóż obrazy płyt widziane są jako jeden utwór i tak też odtwarzane, dzięki temu jeśli tylko „zripujemy” posiadany krążek do obrazu a nie do poszczególnych FLAC’ów, APE’ów, czy ALAC’ów (MP3kami i innymi stratnymi formatami lepiej nie degradować słuchu) z jednej strony stracimy na funkcjonalności i nawigacji, lecz w zamian otrzymamy „gaplessowość”. Sposób może siermiężny i mało elegancki, ale skuteczny. Przy czym jeszcze jedna uwaga. Przy tak dużych plikach, szczególnie jeśli będą to pliki „gęste” warto pomyśleć o porządnym access poincie / routerze, aby zapobiec ewentualnej „czkawce” i rwaniu się dźwięku. I tym oto sposobem płynnie doszliśmy do mankamentu nr.3, czyli obsługi z poziomu smarfonów i tabletów uzależnionej od podpięcia modułu Wi-Fi/ Bluetooth. Bez tego niepozornego gadgetu N-30 będzie wykonywał komendy wydawane z poziomu dedykowanej aplikacji (na iPoda Touch/iPada jest to Pioneer Controll App ) równie sprawnie i posłusznie jak imbryk, czy mop (to taka szczota z dredami do mycia podłogi). Po prostu bez przystawki jest ślepy i głuchy i jedyną formą komunikacji jest całkiem zgrabny i poręczny pilot, bądź ruszenie czterech liter z kanapy i obsługa z poziomu panelu frontowego**. Co prawda producent/dystrybutor zaleca stosowanie dedykowanego modułu AS-WL300 (kosztującego w zależności od sklepu od ok.280 zł do nawet 430zł), jednak można eksperymentować z produktami zewnętrznych producentów. Przykładowo, u mnie N-30 bezproblemowo dogadywał się również z access pointem Asusa (WL-330gE). Warto jednak pamiętać o tym, żeby moduł obsługiwał standard „n”, jeśli przy tym będzie miał również możliwość pracy w dwóch pasmach (2,4 GHz i 5 GHz) to jeszcze lepiej. Po prostu urządzeń Wi-Fi przybywa i „tłok” w sieci robi się coraz większy i coraz częściej jest problem ze znalezieniem wolnego kanału, więc warto zapewnić jak najbardziej komfortowe warunki transmisji danych do systemu audio.

Na koniec zostawiłem czwartą i ostatnią przypadłość N-30 – brak obsługi po USB dysków sformatowanych inaczej niż w FAT16 i FAT32. Jest to o tyle zastanawiające, że pojemność nawet popularnych pestek, czyli pendrivów dawno przekroczyła 4, czy nawet 8GB i obecnie 16GB „breloczek” wydaje się być czymś zupełnie normalnym. Przy takich pojemnościach ich użytkownicy przenoszą na nich oprócz plików muzycznych i zdjęć również filmy, w związku z czym w 99,9% przypadków mają je sformatowane w NTFSie. O 1 TB dyskach przenośnych wolę w tym momencie nawet nie wspominać. Smutne, że dostępny na froncie port USB przyda się jedynie do podłączenia iPoda, bądź innej „eMPe3-ki”.

 

 

Dość jednak marudzenia i najwyższy czas napisać parę zdań o brzmieniu budżetowego „Pionka”. Bynajmniej określenia „budżetowy” nie użyłem w poprzednim zdaniu w znaczeniu pejoratywnym. Wręcz przeciwnie. Nader przystępna cena urządzenia od znanego i rozpoznawalnego producenta może oznaczać spory popyt, co przy dość ograniczonej konkurencji ze strony konwencjonalnych odtwarzaczy CD wydaje się wielce prawdopodobne. Prawdopodobnie chcąc przekonać niezdecydowanych i nieobeznanych z zawiłościami sieciowymi Klientów Pioneer poleca zakup swojego plikograja wraz z access pointem AS-WL300. Jeśli tylko nabywca dysponuje routerem posiadającym funkcję WPS to wpięcie się Pioneerem w domową sieć Wi-Fi ograniczy się do wciśnięcia odpowiedniego przycisku na WL300 i uczynienie tego samego na routerze. Prościej się nie da i jeśli pełnoletni nabywca sobie z tym nie poradzi niech poprosi o pomoc znajomego 8-9-latka (dzieciaki teraz są zaskakująco oblatane „technologicznie”). N-30 po włączeniu di życia budzi się powoli, majestatycznie i praktycznie bezgłośnie. Jeden klik przy włączaniu a później cisza jak makiem zasiał. Frontowy wyświetlacz z odległości 3-4m przestaje mieć jakąkolwiek wartość użytkową, więc spokojnie można go wyłączyć a sterowanie powierzyć smartfonowi/tabletowi. U mnie rola pilota przypadła iPadowi (ver.1) i iPodowi Touch, którego „wypożyczałem” od syna. Brak okładek jakoś niespecjalnie mnie martwił, za to szybkość reakcji, intuicyjność i czytelność aplikacji warta jest pochwały. Dostęp zarówno do zasobów domowej sieci jak i internetowych rozgłośni radiowych nie nastręczał żadnych problemów.

Przez pierwszych parę dni odtwarzacz „wygrzewał” się grając głównie repertuar prezentowany przez rozgłośnię Linn Classical, o jakości 320 kbps. Przesiadka na Antyradio (128 kbps) była na tyle bolesna, że po pierwszym razie już wiedziałem, że Pioneera należy karmić zgodnie z zasadą podawania najpierw gorszego a dopiero potem lepszego „trunku”. O ile na klasyce serwowanej przez szkocką rozgłośnię swobodnie można było wnikać w głąb nagrań i cieszyć uszy wszelakimi niuansami i ozdobnikami o tyle w bardziej skompresowanych nagraniach dostępnych u innych (mniej ambitnych?) nadawców jedynie pierwszy plan niósł ze sobą jakieś bardziej złożone informacje. Oczywiście podczas audycji studyjnych prezenterzy „wychodzili” przed linię głośników, lecz brakowało mi czaru starego dobrego UKFu. Z premedytacją piszę starego, bo od ładnych paru lat sygnał nadawany nawet w paśmie „analogowym” jest poddawany tak koszmarnej kompresji, że przesiadka z tunera analogowego na praktycznie dowolnego „plikograja” przyniesie jego posiadaczowi więcej korzyści niż strat, jeśli w ogóle takowe będą. Wystarczy wspomnieć, że nawet taka legenda jak Magnum Dynalab wprowadziła do swojej oferty cztery modele tunerów „sieciowych”. Pomijam już drobnostkę w postaci niemalże całkowitego braku zasięgu w moim mieszkaniu jakiejkolwiek konwencjonalnej stacji radiowej. Co prawda kuchenny boombox coś tam łapie, jednak od tego typu ustrojstw mam zdecydowanie mniejsze wymagania niż od urządzeń aspirujących do miana Hi-Fi, a Pioneer nawet na mizernej transmisji z sieci dawał możliwość wypełnienia mieszkania niezobowiązująco snującej się w tle muzyką.

Po takiej radiowej rozgrzewce przyszedł czas na bardziej ambitne testy. Na początek sprawdziłem jak wygląda obsługa plików o różnym stopniu „gęstości” i muszę przyznać, że byłem bardzo mile zaskoczony. Najtańszy odtwarzacz Pioneera nie dość, że nie grymasił, to w sposób całkowicie płyny i bezproblemowy radził sobie nie tylko ze standardowymi plikami o częstotliwości 44,1, 96 czy 192kHz, ale również bez zająknięcia odtwarzał „wynalazki” w stylu 24 bit/88,2kHz, czy 176 kHz. W tym miejscu ponownie powtórzę, że przy plikach powyżej 24bit/96kHz warto dla świętego spokoju „słać” sygnał po Wi-Fi w standardzie „n”, bądź po kablu. Oczywiście, jeśli domową sieć mamy tylko dla siebie i tylko dedykowaną pod audio to nie powinno być problemu i ze starszymi standardami, jednak w przypadku, gdy oprócz plików muzycznych musi być „miejsce” na połączenia generowane przez sieciowe zabawki naszych pociech i współmałżonków lepiej dmuchać na zimne i zapewnić sobie odpowiedni zapas. O ile na standardowych plikach (16bit/44,1kHz) jakość dźwięku była ze wszech miar akceptowalna i nic, nawet przy dłuższym odsłuchu nie wskazywało, na cenę odtwarzacza, to im lepszej jakości pliki zostawały N-30 dostarczane, tym szybciej wzrastało tempo zostawiania w tyle konwencjonalnych odtwarzaczy z podobnego zakresu cenowego. Grające pierwsze skrzypce przy zwykłych ”ripach” kontury i pewna bezpośredniość mająca na celu przyciągnięcie uwagi słuchacza do wydarzeń rozgrywających się w pierwszej linii zyskiwały na wypełnieniu i poprawieniu czytelności dalszych planów. Scena nabierała trójwymiarowości a karmiony srebrnymi krążkami peleton coraz bardziej zostawał za plecami. Przykładowo zgrane z płyty CD „Cztery pory roku” Vivaldiego w wykonaniu Carmignoli brzmiały dobrze, jednak zauważalne były pewne uproszczenia i traktowanie barokowych ozdobników niejako po łebkach, jednak już „gęsta” (24bit/96kHz) wersja (Gli Incogniti, Amandine Beyer Violon) np. na "'L'autunno' Adagio molto" prezentując bogactwo brzmień drzemiących w klawesynie wyznacza nieosiągalny dla zwykłych odtwarzaczy poziom. Każde trącenie struny było wyraźnie słyszalne, każdy nawet najmniejszy detal miał swoje doskonale słyszalne przysłowiowe „5 minut”. Nie było mowy o wyrywaniu się przed szereg, a raczej chodziło o to, że ww. detal, element stawał się puzzlem, składową większej układanki.

Biorąc pod uwagę wspomnianą konturowość żywiłem pewne obawy jak zagrają pliki z czymś zdecydowanie mniej cywilizowanym od twórczości „rudego księdza”, jednak nie chcąc od razu skakać na głęboką wodę sięgnąłem po krążek "As The World Bleeds" Theocracy reprezentujący … „Christian Epic Progressive Power Metal”, czyli nadal pozostawałem w kręgach okołochrześcijańskich, za to ze zdecydowanie większym wykopem. Wysublimowany klawesyn i smyczki zostały zastąpione ścianą gitarowego łojenia opartego na perkusyjnym fundamencie. Audiofilskich uniesień po tym repertuarze się nie spodziewałem i ich nie doświadczyłem, ale z drugiej strony nie miałem wrażenia jakbym słuchał odgłosu worka sztućców spadającego po betonowych schodach. Dźwięk był podany bezpośrednio, z odpowiednią werwą i właściwym dla cięższych brzmień pazurem, jednak bez zbytniej natarczywości. Bardziej pogmatwane linie melodyczne (Boguslaw Balcerak's Crylord "Blood Of The Prophets") również nie nastręczyły Pioneerowi zauważalnych trudności i nawet w przypadku takiego dość patetycznego materiału nie odniosłem wrażenia, żeby coś istotnego ze „źródłowych” bitów zostało pominięte. Wpięcie N-30 w wejście cyfrowe mojego Ayona w sposób dość bezlitosny pokazało ograniczenia stopnia wyjściowego japońskiego odtwarzacza, ale szczerze powiedziawszy nie sądzę, aby potencjalni nabywcy najtańszego Pioneera w ogóle próbowali dokonywać podobnych porównań i mogli przekonać się ile przestrzeni można zyskać za pomocą odpowiedniego DACa. Za to właściciele wysokiej klasy przetworników mogą w dość bezbolesny finansowo sposób rozszerzyć funkcjonalność posiadanych systemów o możliwość odtwarzania zgromadzonych na dyskach plików muzycznych. Podejrzewam, że nawet inwestując kwotę rzędu 1,5-2 kzł można podnieść jakość uzyskiwanego z Pioneera dźwięku w znaczącym stopniu.

 

Jeśli miałbym określić równowagę tonalną N-30, to skłonny byłbym uznać go za odtwarzacz reprezentujący estetykę delikatnie ochłodzonej neutralności. Bez zakusów upiększania reprodukowanego materiału wydaje się być idealnym źródłem w systemach mających problemy z czytelnością i motoryką, jednak nie posiadając tendencji do wyostrzania i podbijania skrajów pasma równie dobrze może wpasować się w zestawy cechujące się zrównoważonym brzmieniem.

 

Po odtwarzaczu za kwotę niewiele przekraczającą tysiąc sześćset złotych trudno było się spodziewać nie wiadomo jakich cudów, jednak rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Ten niepozorny i nad wyraz rozsądnie wyceniony odtwarzacz w sposób całkowicie bezbolesny jest w stanie wprowadzić nawet kompletnego laika w świat plików muzycznych. W dodatku bezproblemowo odtwarzając niemalże każdy dostępny w sieci materiał ma szansę stać się prawdziwym hitem wśród budżetowych odtwarzaczy strumieniowych. Ba, nawet jako zwykły tuner sieciowy przy swojej cenie staje się łakomym kąskiem dla miłośników audycji z całego świata, którzy wreszcie, z żalem, bądź bez, mogą pożegnać monstrualnych rozmiarów anteny zdobiące dachy i parapety ich domostw.

 

Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski

 

 

** - ERRATA

Informacje o niemożności sterowania odtwarzaczem z poziomu smartfonów/iPodów/iPadów/iPhonów bez dedykowanego modułu Wi-Fi podane przez producenta okazały się nie do końca prawdziwe. Problem ten nie dawał mi spokoju, więc już po testach i publikacji recenzji postanowiłem zweryfikować oficjalne dane i okazało się, że wystarczy wpiąć po kablu N-30 w router oferujący transmisję bezprzewodową (czyli lwia część urządzeń dostępnych na rynku), aby cieszyć się pełną funkcjonalnością dedykowanych aplikacji. Krytycznym jest jedynie "zasięg" routera - smartfon nie powinien "gubić" jego sygnału.

 

Dystrybucja: DSV

Cena: 1649 zł

 

Dane techniczne:

- Obsługiwane formaty: MP3, ACC, WMA (320 kbps); FLAC, WAV (Sieć: 192kHz/24bity; USB z przodu: 96kHz/24bity)

- Gniazda: USB, LAN, cyfrowe wyjście optyczne, cyfrowe wyjście współosiowe (koaksjalne), wyjście analogowe (RCA)

- Funkcje: AirPlay; DLNA 1.5; współpraca z iPod, iPhone, iPad; Air Jam, sterowanie dla Android i iPhone / iPod touch, Bluetooth (z opcjonalnym modułem AS-WL300)

- Poziom wyjścia audio: 2 Vrms

- Pasmo przenoszenia: 4 - 80,000 Hz

- Współczynnik sygnał - zakłócenia: > 111 dB

- Zakres dynamiki: > 111 dB

- Całkowite zniekształcenia harmoniczne: < 0.002%

- Separacja kanałów: > 105 dB

- Waga: 5 kg

- Wymiary: 435 x 99 x 330 mm

- Zasilanie AC: 220-240 V / 50/60 Hz

- Zużycie prądu (praca / czuwanie) 31 / 0.3 W

 

Moduł Pioneer AS-WL300:

- Interfejs Hosta: USB 2.0 i Ethernet

- Zasilanie: DC 5V

- Zgodność ze standardem: IEEE 802.11b/g/n

- Protokoły bezpieczeństwa: WEP, WPA, WPA2

- Zużycie prądu: Tx: up to 380 mA

- Waga: 40 g

- Wymiary (szer. x wys. x głęb.): 30,0 x 15,5 x 110 mm

 

System wykorzystany w teście:

CD/DAC: Ayon 07s

Odtwarzacz plików: Olive O2M

Wzmacniacz: Hegel H-100

Kolumny: A.R.T. Moderne 6

IC RCA: Antipodes Audio Katipo; LessLoss Anchorwave; Neotech NEI-3001

XLR: Sevenrods ROD2; Albedo Geo; LessLoss Anchorwave; Albedo Monolith 2

IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye

Kable głośnikowe: Harmonix CS-120; LessLoss Anchorwave

Kable zasilające: GigaWatt LC-1mk2; LessLoss DFPC Signature

Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2

ccs-2651-0-35835500-1326066848_thumb.jpg

ccs-2651-0-40054700-1326066908_thumb.jpg

ccs-2651-0-67259500-1326066984_thumb.jpg

ccs-2651-0-85175100-1326066992_thumb.jpg

ccs-2651-0-74472600-1326066856_thumb.jpg

ccs-2651-0-30002900-1326068008_thumb.jpg

ccs-2651-0-92746900-1326067072_thumb.jpg

ccs-2651-0-68279000-1326067089_thumb.jpg

ccs-2651-0-67867600-1326067128_thumb.jpg

ccs-2651-0-14231500-1326067143_thumb.jpg

ccs-2651-0-74194200-1326067186_thumb.jpg

ccs-2651-0-01014000-1326067204_thumb.jpg

ccs-2651-0-94435100-1326067218_thumb.jpg

ccs-2651-0-27555400-1326067247_thumb.jpg

ccs-2651-0-64417100-1326067277_thumb.jpg

ccs-2651-0-28659000-1326067321_thumb.jpg

ccs-2651-0-70471300-1326067341_thumb.jpg

ccs-2651-0-39757000-1326067392_thumb.jpg

ccs-2651-0-47339300-1326067453_thumb.jpg

ccs-2651-0-27816800-1326067522_thumb.jpg

ccs-2651-0-31616400-1326067556_thumb.jpg

ccs-2651-0-94693100-1326067609_thumb.jpg

ccs-2651-0-47465400-1326067926_thumb.jpg




Opinie użytkowników

Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia



Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • House of Marley Positive Vibration Frequency Rasta

    Patrząc na to, co lada moment zacznie wyprawiać się za oknem aż chciałoby się zanucić za nieodżałowanym Markiem Grechutą chociażby fragment niezwykle będącego na czasie utworu „Wiosna – ach to ty”. Dlatego też powoli, acz konsekwentnie warto przygotować się na prawdziwy wybuch zieleni a tym samym niemożność wysiedzenia w czterech „betonowych” ścianach. Jak to jednak w życiu bywa jeszcze się taki nie urodził, co … więc doskonale zdaję sobie sprawę, iż nie dla wszystkich pierwszy świergot ptaków j

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Słuchawki

    Czy płyty CD cieszą się jeszcze odpowiednią popularnością?

    W dzisiejszych czasach, ludzie coraz więcej rzeczy chętniej robią online. Odchodzi się od klasycznych rozwiązań, na rzecz nowatorskich rozwiązań. Ten stan rzeczy dotknął również branżę muzyczną. Normą jest, że artysta wydając nowy album, wypuszcza go również w wersji fizycznej, najczęściej w postaci płyt CD, które można zakupić w wielu sklepach. W opozycji do takich zakupów stoi oczywiście internet i rozmaite serwisy streamingowe, takie jak YouTube, czy Spotify. Warto się zastanowić czy, a jeśli

    audiostereo.pl
    audiostereo.pl
    Muzyka 13

    Marantz Cinema 30

    Choć z pewnością większość śledzących dział recenzencki czytelników zdążyła przyzwyczaić się do tego, że kino domowe gości u nas nad wyraz sporadycznie, to o ile tylko światło dzienne ujrzy coś ciekawego, to czysto okazjonalnie takowym rodzynkiem potrafimy się zainteresować. Oczywiście nie zawsze jest to klasyczny, przeprowadzany w zaciszu domowych czterech kątów test, jak m.in. w przypadku budżetowego, acz bezapelacyjnie wartego uwagi i po prostu świetnego Denona AVR-S770H, lecz również nieco m

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Systemy

    Indiana Line Diva 5

    Śmiem twierdzić, ze nikogo mającego choćby blade pojęcie o tym, co dzieję się wokół, jak wygląda rynek mieszkaniowy uświadamiać nie trzeba. Po prostu jest drogo, podobno będzie jeszcze drożej i tanio, to już było i nie wróci, a skoro jest drogo, to do łask wracają mieszkania o metrażach zgodnych z założeniami speców z lat 50-70 minionego tysiąclecia. Znaczy się znów aktualnym staje się powiedzenie „ciasne ale własne”. Dlatego też logicznym wydaje się popularność wszelkich rozwiązań możliwie komp

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Kolumny

    Bilety | DŻEM koncert urodzinowy| Koncert

    O wydarzeniu Kup bilet na koncert jednego z najważniejszych polskich zespołów bluesowych - zespołu Dżem! Grupa świętuje 40-lecie działalności, w związku z czym na koncertach na pewno nie zabraknie dobrze znanych przebojów, takich jak Wehikuł czasu, Whisky, Czerwony jak cegła czy Sen o Victorii. Dżem bilety na jubileuszowe koncerty już dostępne! O zespole Dżem Połączyli rocka, bluesa, reggae, country. Nagrali piosenki, które uwielbiają zarówno koneserzy, jak i niedzielni słuchacze

    AudioNews
    AudioNews
    Newsy
  • faq


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.