Trochę to trwało, zanim zabrałem się do pisania tej recenzji. Oczywiście można to zwalić na moje lenistwo i chroniczny brak czasu, ale tym razem było to coś innego. Otóż prawie za każdym razem, kiedy chciałem posłuchać krytycznie, "po recenzencku", jakiejś płyty kończyło się to słuchaniem wielu płyt dla przyjemności. To nadzwyczaj miłe i relaksujące, przynajmniej dla mnie, ale nie posuwa pracy nad tekstem ani o jotę do przodu. A w końcu rednacz zaczął poganiać, a jak on pogania to...
Przejdźmy więc do meritum, czyli do tego urządzenia, które tak nie chciało dać się zrecenzować. Właściwie trudno to nawet nazwać "urządzeniem", bo to jeden z elementów toru analogowego, a mianowicie wkładka Dynavector DV-20X2 w wersji niskonapięciowej (dostępna jest także wersja High Output, 2,8 mV, którą można stosować z przedwzmacniaczami do wkładek MM). O wyglądzie samej wkładki trudno powiedzieć coś odkrywczego. Ma obudowę z aluminium, anodowaną na czarno. Na czole umieszczono pozłacaną płytkę z oznaczeniem "DV" oraz oznaczeniem poziomu wyjścia, w przypadku testowanej wkładki "low". Na bocznej ściance naniesiono pełne oznaczenie modelu. Otwory do mocowania w główce ramienia są gwintowane, co znakomicie ułatwia montaż. Impedancja wewnętrzna wkładki to 5 om, a napięcie wyjściowe 0,3 mV - te parametry mogą spowodować konieczność ostrożnego doboru przedwzmacniacza, ale o tym za chwilę.
Moim zdaniem, recenzja jakiegokolwiek pojedynczego elementu toru analogowego (mam na myśli deck, ramię, wkładkę, przedwzmacniacz) jest bardzo trudna, ponieważ analog to cały system, wszystkie elementy razem, więc ocena części tego systemu zawsze będzie obarczona pewną sygnaturą brzmieniową reszty jego elementów. Oczywiście można to ryzyko zminimalizować, testując dany element w kilku systemach, ale nie jest to zbyt łatwe do wykonania, choćby ze względu na konieczność ustawienia (kalibracji) gramofonu po każdej zmianie. Poza tym nie każdy recenzent dysponuje kilkoma gramofonami…
Prawdopodobnie każdy miłośnik czarnej płyty kojarzy nazwę Dynavector. Ten japoński producent znany jest właśnie ze względu na wkładki gramofonowe. Oferowana jest cała seria wkładek, każdy można znaleźć coś dla siebie, na różnych poziomach cenowych. Testowana DV-20X2 to model typu Moving Coil (MC), drugi od dołu w katalogu producenta. Wspomniałem już, że parametry elektryczne tej wkładki mogą być kłopotliwe – w moim przypadku już wcześniej dokonałem modyfikacji przedwzmacniacza Phonoclone, aby obniżyć wzmocnienie pomiędzy stopniami, ponieważ wcześniejsze próby podłączenia wkładki o takich samych parametrach powodowały przesterowanie urządzenia.
Po zamontowaniu wkładki, ustawieniu nacisku na 2,1 grama oraz właściwej geometrii (wg szablonu Baerwalda) wrzuciłem na talerz nowe tłoczenie (tzw. urodzinowe) Wish You Were Here Floydów i… mina mi się wydłużyła. W porównaniu z moją wkładką, Benz Micro MC20E2L, DV nie zabrzmiała lepiej. Brakowało skrajów pasma oraz dynamiki. Przypomniałem sobie wtedy słowa dystrybutora, że ta wkładka potrzebuje 50 godzin, aby zacząć grać. Wobec tego postanowiłem dać jej te godziny. Wzmacniacz przełączyłem na inne wejście, a na talerzu gramofonu wylądowało przez kilka kolejnych dni sporo winyli. Po około tygodniu spróbowałem ponownie z tą samą płytą i… tym razem zgubiłem żuchwę :-) Wszystko uległo diametralnej poprawie. Pojawiła się krystalicznie czysta góra pasma, niski bas i powalająca dynamika – po prostu nie mogłem uwierzyć jak duża była ta zmiana. Siedziałem, uśmiechałem się do siebie i wkładałem na talerz Michella kolejne płyty. I z każdą płytą było coraz ciekawiej.
Zacząłem od rocka – nowe tłoczenia The Wall, Dark Side of the Moon Floydów, wszystkie wczesne płyty Petera Gabriela (Scratch, Melt, Car, Security) czy Hotel California The Eagles – wszystko miało odpowiednią dynamikę, drajw i potęgę. Pasmo przenoszenia było bardzo wyrównane i jednocześnie rozciągnięte. Żadna jego część nie była uprzywilejowana, nie zastosowano też żadnych tricków podnoszących „atrakcyjność” brzmienia – nie było ani napompowanego sztucznie basu ani podkreślenia przełomu średnicy i wysokich tonów. Bas schodził naprawdę nisko, miałem wrażenie, że niżej niż na porównywalnych CD i plikach (z tymi samymi nagraniami) odsłuchiwanych z mojego toru cyfrowego.
Następne w kolejności były nagrania (i tłoczenia) z lat ’80 zeszłego wieku – Kate Bush, OMD, Black. Tutaj Dynavector pokazał, że sposób nagrywania w tamtych latach był dość… specyficzny. Nagraniom brakowało wypełnienia, słychać też było niekiedy „plastikowe” instrumentarium, ale te wady nie były eksponowane. DV-20X2 pokazywała te płyty jakimi są, ale jednocześnie pozwalała cieszyć się muzyką. To naprawdę niełatwe zadanie – często zdarzało mi się zetknąć z urządzeniami, czy całymi systemami, analogowymi i cyfrowymi, które nie potrafiły tego zaprezentować w taki, moim zdaniem najlepszy dla odbiorcy, sposób. Niejako przy okazji zaobserwowałem, że także trzaski i „smażenie” (niektóre płyty z tamtych lat, jakie posiadam, są dość dalekie od stanu „mint”, niestety) nie przeszkadzają (albo inaczej – przeszkadzają o wiele mniej niż z Benz Micro), ponieważ są jakby obok muzyki, a nie w niej.
Kolejne płyty to jazz – Cannonball Adderley, Dave Brubeck, e.s.t. Świetna scena muzyczna, wszystko na niej poukładane jak trzeba, wyraźne kontury instrumentów, tony „powietrza” między muzykami – tego się chyba spodziewałem po poprzedzających doznaniach. Ale oprócz tego prawdziwość głosów, prawdziwość brzmień instrumentów były na naprawdę wysokim poziomie. Można to zrobić jeszcze lepiej – jeden z najlepszych analogowych systemów, jakie znam, jest zbudowany wokół gramofonu Dr Feickerta, z ramieniem SME V i Dynavectorem XX-2, potrafi to jeszcze lepiej, jest jeszcze bardziej wyrafinowany, ale też i liga cenowa „nieco” inna. Ale na poziomie cenowym reprezentowanym przez DV-20X2 ta prawdziwość jest naprawdę wybitna. Myślę, że jest to pochodna wyjątkowo płaskiego pasma przenoszenia, które wspomniałem już wcześniej, ale pewnie nie tylko tego. Wkładki innych firm, z podobnego pułapu cenowego, może czasem brzmią „słodziej”, przyjemniej, ale nie są tak wierne w reprodukcji dźwięku, dodają troszkę od siebie.
Spróbowałem też posłuchać trochę klasyki – nie mam jej w zbiorach zbyt wiele – np. Koncerty na obój i orkiestrę smyczkową Albinioniego, Vivaldiego i Marcello czy Dźwięki Baroku wydane przez Telefunkena potwierdziły dodatkowo to co mówiłem o prawdziwości brzmień instrumentów. Pokazały też, że wkładka Dynavectora świetnie radzi sobie z separacją poszczególnych instrumentów na scenie i ich umiejscowieniem.
Na koniec wspomnę o swoim ulubionym gatunku muzycznym – elektronice. Słuchałem Jarre’a, Kitaro, Vollenweidera, Vangelisa czy Dead Can Dance. Ze starych tłoczeń i nowych, współczesnych reedycji. I bez bicia przyznaję, że było równie dobrze jak z pozostałymi gatunkami muzyki. Co prawda trudno przy elektronice mówić o prawdziwości brzmienia instrumentów, ale reprodukcja elektronicznych brzmień była fantastyczna. Zamykając oczy widziałem w duchu te kilometry kabelków w analogowych syntezatorach używanych przez mistrzów gatunku, setki przełączników i dziesiątki klawiatur. Wyobrażałem sobie te niesamowite pejzaże tworzone przez muzykę. Naprawdę ciężko było mi się oderwać od słuchania coraz to kolejnych krążków. A jeden z ostatnich nabytków, Anastasis Dead Can Dance, po prostu zapiera dech w piersiach. Naprawdę nie chce się rozbierać tej muzyki na części składowe, ona wchodzi od razu gdzieś do środka i zajmuje sobą całą uwagę. Choć może wypadałoby wspomnieć o basie, chyba nie pisałem o tym wcześniej, bo jest jednocześnie potężny, schodzący bardzo nisko, wypełniony a przy tym zwarty i dobrze kontrolowany.
Czy DV-20X2 jest wkładką bez wad? Prawdziwym diamentem za niewielkie pieniądze? Jak dla mnie bezwzględnie tak. W moim systemie sprawdza się doskonale i zastąpiła Benza na stałe. A czy może być jeszcze lepiej? Oczywiście może. Choćby model XX-2 jest lepszy, chyba w każdym aspekcie (mówię chyba, bo nie słyszałem go w moim systemie). Ale zawsze trzeba oceniać każdy element toru odsłuchowego w jakimś kontekście. Choćby cenowym. Czy też własnych preferencji. Zachęcam wszystkich do odsłuchów. Myślę że wiele osób, które mają gramofony, znajdą w niej swojego audiofilskiego, wkładkowego króliczka. Tak więc kończę i wracam do słuchania.
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Kalinkowski
Dystrybucja: RCM
Cena: 2950 zł
Dane techniczne (wg producenta):
Napięcie wyjściowe – 0,3 mV (1 kHz, 5 cm/s)
Separacja kanałów – 25 dB (1 kHz)
Pasmo przenoszenia – 20 – 20000 Hz (+/- 2 dB)
Podatność – 12x10-6 cm/dyn
Rekomendowany nacisk – 1,8 – 2,2 g
Impedancja wewnętrzna – 5 Ω
Impedancja obciążenia - >30 Ω
Wspornik – aluminium
Igła – Micro Ridge
Waga wkładki – 9,2 g
System wykorzystany w czasie testu:
Gramofon (deck) – Michell Gyro SE
Ramię – Jelco 750D
Wkładka – Benz Micro MC-20E2L
Przedwzmacniacz gramofonowy – Phonoclone Ahaja, Goldenote Phono 2 + PSU
CD/DVD/SACD – Linn Unidisk 1.1
DAC – Hegel HD20
Konwerter USB-SPDIF – Stello U3
Komputer (odtwarzacz plików) – Asus EEEBox PC, Foobar2000
Przedwzmacniacz – Manley Shrimp
Końcówka mocy – Linn Akurate A2200
Kolumny – B&W 804S
Interkonekty – Linn Silver, Linn Black, Mogami Pure Resolution, Canare (gramofonowy)
Kable głośnikowe – Harmonix CS-120
Kable zasilające – Gigawatt LC-1 mk-2, Gigawatt LC-2, Gigawatt LC-2 mk-2, Audionova Starpower mk-2
Listwy – Gigawatt PF-1, Gigawatt PF-2
Interkonekt cyfrowy – Monster Cable 250DCX