Marki Paradigm nikomu przedstawiać nie trzeba. Pierwsze kolumny tego kanadyjskiego giganta zaczęły pojawiać się w Polsce w drugiej połowie lat 90-ych ubiegłego wieku i od razu zdobyły sobie sympatię sporego grona użytkowników. Z szybkością namydlonej błyskawicy rozeszła się wtedy pocztą pantoflową plotka, że właśnie „paczki” z kraju słynącego z syropu klonowego i hokeja są wręcz idealne do odtwarzania i to głośnego (!) wszelakiego rodzaju łomotu, ryków i dudnień, jakimi tylko zbuntowany Heavy/Thrash/Black Metalowiec miałby ochotę katować zarówno siebie, jak i najbliższe otoczenie. Podobny news poszedł w kręgach Housowo - Hip Hopowych, jednak akurat tego rodzaju repertuar znajdował się wtedy poza obszarem moich zainteresowań. Grunt, że wreszcie można było posłuchać i nabyć, za całkiem rozsądne pieniądze kolumny nadające się do każdego rodzaju muzyki a nie tylko do audiofilskich plumkań na flet piccolo i tamburyn. Z resztą do tej pory Paradigm jest synonimem żywiołowego i niezwykle dynamicznego grania sprawiającego nabywcom wiele radości niezależnie od repertuaru i wieku. W dodatku niemalże od razu na starcie kanadyjskie kolumny zyskują spory plus u płci pięknej – nie tylko lepiej wyglądają, ale i grają z założonymi maskownicami.
Czas jednak płynie, gusta się zmieniają a do głosu powoli dochodzi pokolenie, którego w chwili, gdy pierwsze Paradigmy zawitały do Polski nawet nie było w planach, bądź w najlepszym razie zasuwało na czworakach. Tak jak dla nas pierwsze „porządne stereo” nierozerwalnie związane było z pełnowymiarowymi komponentami, tak dla nich najważniejsza jest bezobsługowość i uniwersalność. Najlepiej jakby sprzęt oprócz grania potrafił jeszcze odrabiać za nich lekcje a jeśli jeszcze w międzyczasie wyprowadziłby psa to byłoby „zajebiście”. Po prostu pokolenie, dla którego wszystko powinno robić „samosię”. W dodatku zamiast jeździć na rowerach, rolkach, grać w piłkę, czy … kapsle (czy ktokolwiek widział ostatnio dzieciaki rysujące trasy na chodnikach?) wolą siedzieć z nosami w wirtualnej rzeczywistości gier, komunikatorów i innych odcinających ich od naturalnego otoczenia wynalazków. W związku z powyższym drastycznej zmianie uległy oczekiwania w stosunku do szeroko rozumianego sprzętu grającego, który nie dość, że powinien mieścić się na standardowym biurku, to najlepiej, jakby go … w ogóle nie było. No, może trochę przesadzam, bo kolumny, ostatecznie mogą zostać, ale pod warunkiem, że nie będą za duże, ale jak przyjdą znajomi, to mają zagrać tak, jakby właśnie dużymi były. Strasznie to zagmatwane, ale tego właśnie oczekuje audiofilski narybek.
Widocznie wśród kadry zarządzającej, bądź wpływowych udziałowców kanadyjskiego producenta również znajdowali się posiadacze pyskatych nastolatków i mając dość rzężenia komputerowych, plastikowych koszmarków postanowili ulżyć swoim pociechom i niejako zupełnie przy okazji sobie. Tym oto sposobem światło dzienne ujrzały zgrabne, względnie niedrogie i … sprzedawane na sztuki aktywne kolumienki Paradigm Shift a2. Czemu na sztuki? Otóż czasem wystarczy jedna kolumienka np. do jakiegoś syntezatora, jako głośnik centralny, do kuchni etc. Oczywiście większość nabywców i tak będzie brała parę, za to nie będzie problemów natury formalnej z zakupem pojedynczego egzemplarza.
Całe szczęście dystrybutor był na tyle łaskaw, że zaliczył mnie do wspomnianej większości i na testy dostarczył parę A2-ek. Co prawda od razu się przyznam, że próbowałem, niestety bezskutecznie, zdobyć wersję Vermillion Red Gloss, jednak akurat w tej kolorystyce Shifty schodzą jak świeże bułeczki a klientelę, co mnie zupełnie nie dziwi, stanowią głównie kobiety. Z paniami nie miałem zamiaru się przepychać i zadowoliłem się parą w wykończeniu black ash.
Okleina pokrywająca ściany boczne, spód, oraz górę kolumn położona jest schludnie, lecz ze względu na swoją „zwykłość” nie przykuwa uwagi dłużej niż jest to konieczne, czyli przy wypakowywaniu. Inaczej ma się sprawa ze ścianką frontową, którą wykończono gumopodobnym, matowym, czarnym tworzywem ciekawie kontrastującym z satynową bielą 14 cm aluminiowego mid-woofera i schowanego za metalową siateczką umieszczonego w płytkiej tubce, również aluminiowego 25mm tweetera. Po środku, tuz przy dolnej krawędzi producent umieścił błękitne i niestety dość intensywnie świecące błękitne diody sygnalizujące stan pracy. Całe szczęście wraz z kolumnami dostarczane są dość ażurowe i wiotkie maskownice, które ratują sytuację przysłaniając dość irytujące, szczególnie podczas wieczorno-nocnych odsłuchów, świecidełka. Miłym akcentem jest za to brak wątpliwych estetycznie, standardowych gniazd do mocowania maskownic, które udało się zastąpić niewielkimi magnesami umieszczonymi na maskownicach i tuz pod tworzywem frontu.
Ścianę tylną tworzy wykonany z twardego plastiku profil przykręcony do skrzyni kolumn 12 wkrętami. Na centralnie umieszczonym, pionowym przetłoczeniu umieszczono regulator głośności, który przy standardowym użytkowaniu ustawia się raz, czyli zwykle zostawia w spokoju, odpowiedzialnością za natężenie dźwięku obdarzając źródło, bądź przetwornik. Zdecydowanie ciekawiej prezentuje się panel zawierający dedykowane prawemu i lewemu kanałowi wejścia, oraz wyjścia w standardzie RCA i mini jack. Oprócz nich warto zwrócić uwagę na niewielki przełącznik, dzięki któremu wybieramy, czy dana kolumna ma pracować jako lewa, centralna (pojedyncza), czy prawa. O włączniku sieciowym i ósemkowym gnieździe na kabel sieciowy po podpięciu i kliknięciu możemy praktycznie od razu zapomnieć. Powód jest bardzo prosty, otóż w przypadku kilkuminutowego braku sygnału umieszczone wewnątrz kolumn 50W wzmacniacze automatycznie przechodzą w tryb stand-by i równie samoczynnie się z niego wybudzają w przypadku pojawieniu się sygnału na wejściu. Proste, praktyczne i po prostu wygodne a skoro przy subwooferach się sprawdza, to i w przypadku bardziej konwencjonalnych kolumn również powinno.
Osobom, którym zdecydowanie poprawiające walory estetyczne stalowe podstawki jednak nie przypadną do gustu, bądź po prostu środki finansowe będą wolały przeznaczyć na inne cele polecam podklejenie kolumn dołączanymi w komplecie gumowymi nóżkami, które nie tylko zapobiegną przesuwaniu nowych nabytków po gładkich powierzchniach, ale i poprawią ich brzmienie.
Ponieważ dostarczona para miała na swoim koncie zarówno pracę w salonie firmowym dystrybutora, jak i co najmniej jedną sesję testowo-wyjazdową, jak tylko doszła do siebie po niezwykle orzeźwiającej (było coś z -10) przejażdżce przez niemalże całą Warszawę od razu wylądowała w moim systemie nabiurkowym. Znajdujące się na tylnych ściankach potencjometry pozostawiłem w położeniu neutralnym a regulacją głośności sterowałem w DACach - pokrętłami (Eximus DP1, Rastme UDAC32), pilotem (Hegel HD25), czy też z poziomu odtwarzacza programowego (Hegel HD2).
Już od pierwszych taktów koncertowego albumu „On the Dance Floor” Anrico Ravy słychać było, że kanadyjskim kolumnom zdecydowanie bliżej do fińskich Amphionów Helium 410, niż do moich australijskich AktiMate’ów. Po pierwsze Shifty stawiały na kontrolę i szybkość dźwięku z niemalże studyjną precyzją kreując spektakl muzyczny przed oczami słuchacza. Bez zbytniego upiększania i bez nawet najmniejszych prób złagodzenia nieraz surowych dźwięków dawały pełny obraz rozgrywającego się, poświęconego twórczości Michela Jacksona jazzowego przedstawienia. Na otwierającym „Return To The Pleasuredome” Frankie Goes To Hollywood utworze „Relax ” bas był krótszy, szybszy i zdecydowanie lepiej kontrolowany niż z Aktimatów, choć będąc przyzwyczajonym do niezwykłej muzykalności Mini z chęcią usłyszałbym, szczególnie na średnicy, więcej ciepła i nasycenia. Ale to wyłącznie moje, indywidualne upodobania i patrząc na obie pary kolumn możliwie obiektywnie Shifty prezentowały zdecydowanie bliższy neutralności charakter. Przy surowych, rockowych i dalekich od audiofilskiego wysublimowania realizacjach w stylu „Fugazi” Marillion, czy „Thrash” Alice Coopera dochodząca do głosu prawdomówność i brak zawoalowania wysokich tonów była czytelną wskazówką dotycząca konfiguracji reszty toru. Ww. repertuaru przyjemniej słuchało mi się z wykorzystaniem HD2ki, o Eximusie nawet nie wspominając, niż np. ze zdecydowanie bliższego, pod względem ceny, kolumnom przetwornika Rastme. Przy lepszych realizacjach problemów nie było, lecz rock brzmiał w takim zestawieniu zbyt ofensywnie i na dłuższą metę męcząco. Pomocne okazywało się również nie doginanie kolumn na słuchacza, dzięki czemu siedząc poza osią” tweeterów można było się załapać na pewien spadek w ich skuteczności.
Przy okazji odsłuchu „Smashes And Trashes” Skunk Anansie wyszła na jaw jeszcze jedna, dość charakterystyczna cecha Shiftów. Otóż przy nawet ciutkę wyższych poziomach głośności te zgrabne maluchy zaczynały grać jak swoi starsi kuzyni, całkiem przekonująco udając, że są zdecydowanie większe niż w rzeczywistości. Taki sposób prezentacji zachęcał do dalszego podkręcania głośności i zwiększenia dystansu między kolumnami a słuchaczem. Czasem robiło się naprawdę głośno, jednak dźwięk pozostawał cały czas wzorowo czysty a krótki, twardy i zaskakująco dziarsko poczynający sobie basik (zasługa zaimplementowanej technologii DSP) nie dawał powodów do narzekania. W dodatku taki odsłuch na dystans pozwalał kolumnom na kreowanie ładnej, dość głębokiej, choć niewiele wykraczającej poza ich rozstaw sceny z wyraźnie zarysowanymi planami.
Paradigm wprowadzając do swoje oferty Shift A2 doskonale wiedział, co robi. Zachowując charakterystyczne, firmowe brzmienie, aż kipiące od energii i rwące się do grania, niejako przeskalował je na potrzeby współczesnych użytkowników dodając komfort obsługi i niezwykłą uniwersalność. Prawdę powiedziawszy do pełni szczęścia brakuje tylko jakiegoś niewielkiego i równie ergonomicznie zaprojektowanego odtwarzacza sieciowego by stworzyć całkiem sympatyczny a przy tym kompletny system audio na miarę XXI w. Po prostu Hi-Fi dla zwykłych ludzi.
Tekst i zdjęcia (ver, Black Ash): Marcin Olszewski
Zdjęcia (ver.Polar White Gloss, Vermillion Red Gloss, Gunmetal Gray Gloss, Storm Black Satin; Stand): Paradigm
Dystrybucja: Polpak
Cena: 1199,00 zł/szt. w wykończeniu Black Ash; 1349,00 zł/szt. w wykończeniu Polar White Gloss, Vermillion Red Gloss, Gunmetal Gray Gloss, Storm Black Satin; dedykowane podstawki ze stali nierdzewnej 180 zł/szt.; odbiornik bluetooth 280 zł/szt.
Dane techniczne (wg.producenta) :
Głośnik wysokotonowy: 25mm anodyzowana kopułka z czystego aluminium
Głośnik średnio-niskotonowy: 140mm anodyzowana satyną membrana z czystego aluminium
Pasmo przenoszenia: 55Hz - 20kHz (+/- 2dB) / Rozszerzenie niskich częstotliwości - 30 Hz
Moc: 2 x 50 W RMS / 80 W dynamiczna moc szczytowa
Stosunek sygnał/szum wzmacniacza: >85 dB, klasa A, 2Vrms
Zasilanie: AC 230V/50Hz
Wymiary (Wys x Szer x Gł): 28 x 16.6 x 22.9 cm
Waga: 5.3 kg
System wykorzystany w teście:
Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
DAC: Hegel HD2; Hegel HD25; Eximus DP1; Rastme UDAC32
Kolumny: Aktimate Mini
IC RCA: Antipodes Audio Katipo
Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
Przewody ethernet: Neyton CAT7+