Prawdę powiedziawszy o istnieniu takiej marki jak Roth pierwszy raz usłyszałem … w momencie wymiany korespondencji dotyczącej pojawienia się na audiostereo.pl wątku o konkursie. Co prawda kołatało mi w głowie, że podczas zeszłorocznego Audio Show Rothy były obecne, ale wspomnienie było to na tyle mgliste, że egzystowało na granicy niebytu i zapomnienia. Ponadto do tej pory nie interesowałem się zbytnio przedziałem cenowym poniżej dwóch tysięcy złotych, a jeśli proszony byłem o pomoc w doborze kolumn za podobną kwotę wolałem ograniczać się do produktów bardziej renomowanych marek, bądź rynku wtórnego. Jednak kiedy kurier wtaszczył do mojego mieszkania dwa potężnych rozmiarów pudła i nie mogąc złapać oddechu poprosił o stosowny autograf na liście przewozowym, uznałem, że najwyższy czas nadrobić zaległości.
Do niedawna Oli 4 były flagowym modelem wśród kolumn oferowanych przez brytyjskiego producenta Roth Audio. Piszę „do niedawna”, bo o ile na stronie polskiego dystrybutora królują wersje jednocyfrowe, o tyle na rothaudio.co.uk śladu po nich już nie ma. Zamiast tego jest seria dwucyfrowa i tron ma we władaniu potężny, trójdrożny model 50. Jednak przedmiotem testu są zdetronizowane 4-ki i na nich pozwolę sobie skupić uwagę.
Już przy rozpakowywaniu można było zauważyć dbałość producenta o detale. Kolumny zabezpieczone są nie tylko piankowymi obejmami, nie mającymi tendencji do kruszenia się jak styropian, ale również materiałowymi, workowatymi pokrowcami, które warto zachować. W czasie urlopu chronić będą kolumny przed kurzem. Dodatkowo do każdej pary kolumn dołączone są dwie instrukcje (po jednej na karton), oraz po dwa komplety podkładek z twardej gąbki, oraz kolce. Dzięki temu nabywca może eksperymentować, który rodzaj izolacji od podłoża w konkretnych warunkach sprawdzi się najlepiej. Ja zdecydowałem się na kolce, wkręcane w nagwintowane otwory w poprawiających stabilność cokołach.
Z założonymi maskownicami, bardzo ładnie wkomponowanymi we fronty, Oli prezentują się elegancko. Wrażenie ekskluzywności podkreślają lakierowane na wysoki połysk górne ścianki i fragmenty frontów poniżej maskownic. Ściany boczne zostały delikatnie zaokrąglone, dzięki czemu bryły kolumn zyskały trochę na lekkości. Nie są ponurymi, czarnymi prostopadłościanami. Tylna ściana nie kryje żadnych niespodzianek. Praktycznie przy samej podłodze umieszczono słusznych rozmiarów otwór bass refleks z zaokrąglonymi krawędziami (również od wewnątrz), oraz solidne, zakręcane podwójne terminale głośnikowe. Ich rozstaw pozwala na całkowicie bezstresowe podpinanie kabli nawet z szerokimi widłami, bez obawy o przypadkowe zwarcie.
Po zdjęciu maskownic urok skromnej elegancji pryska jak bańka mydlana. Białe membrany wooferów otoczone srebrnymi obręczami tworzą dość zaskakujący kontrast. Domyślam się, że taki zabieg stylistyczny miał przyciągać wzrok potencjalnych klientów, ale osobiście odsłuchy wolałem prowadzić w mocno zaciemnionym pomieszczeniu, oszczędzając sobie ich widoku. Oczywiście z maskownicami problem można uznać za niebyły, jednak ich wpływ na brzmienie kolumn jest na tyle zauważalny, że jeśli priorytetem jest brzmienie a nie wygląd, to lepiej je ściągnąć.
Wracając jednak do budowy. Pokaźnych rozmiarów skrzynie pokryte są czarną, sztuczną okleiną, której jakość nie razi, a biorąc pod uwagę, że winylowe „forniry” spotykane są w nieraz dwukrotnie droższych konstrukcjach, to w tym wypadku nie jest to żadną wadą, bądź powodem do kręcenia nosem. Zastosowane przetworniki to para 16 cm wooferów wykonanych z plecionki z włókna szklanego i umieszczona w krótkiej tubce miękka kopułka polimerowa (tutaj chyba najbardziej widać oszczędności). Całe szczęście starczyło na porządny magnes neodymowy. Blaszane kosze przetworników nisko-średniotonowego i basowego pokryto srebrnoszarym lakierem (na co zwróciłem już uwagę wcześniej), a układy magnetyczne zaekranowano pokaźnymi puszkami. W centrach obu membran umieszczono nieruchome korektory fazy. Przetworniki pracują w jednej, wyklejonej matami bitumicznymi i wyściełanej wełną syntetyczną, komorze sięgającej aż do samego cokołu. Sztywność obudów zapewniają trzy poziome wieńce, wykonane podobnie jak kolumny z MDFu. Słowem porządna robota.
Biorąc pod uwagę młody wiek Roth AV Ltd., jak i kraj pochodzenia bez trudu można stwierdzić, że seria Oli pomysłu na swój design nie wzięła się z nikąd. Wystarczy popatrzeć na produkty takich „starych wyg Hi-Fi” jak Mission, Wharfedale, czy Monitor Audio, aby zauważyć pewne cechy wspólne. W końcu nie ma sensu wyważać już otwartych drzwi, tym bardziej, że producent starał się skalkulować cenę na jak najbardziej przystępnym pułapie.
Choć dystrybutor zapewniał o wygrzaniu testowej pary pierwsze dźwięki jakie dotarły do mych uszu były delikatnie mówiąc mało akceptowalne. Całkowity brak życia, wypranie z emocji i granie jedynie konturami, bez śladu wypełnienia. Prawdopodobnie kilkugodzinne wojaże w samochodzie kuriera przy lekkim mrozie zahibernowały kolumny, bo po kilkunastogodzinnej rozgrzewce stan krytyczny minął. Rothy zaczęły grać dość miękko, w sposób nadal mało angażujący, aczkolwiek bez wprowadzania słuchaczy w stan irytacji z powodu braku tegoż zaangażowania. To takie ”bezpieczne” brzmienie, które niczym do siebie nie zrazi, zarówno w ciągu paru pierwszych minut, jak i dłuższego odsłuchu. Widać, że producent nie ma aspiracji audiofilsko – hi-endowych. Buduje za to kolumny grające na całkiem akceptowalnym poziomie i w dodatku za niewielkie pieniądze.
Chcąc wycisnąć jak najwięcej z 4-ek Rotha podczas krytycznych testów sięgałem po nagrania zarówno zrealizowane referencyjnie - Dadawa „Sister Drum” (XRCD K2), klasyczne krążki w stylu Notting Hillbillies „Missing... Presumed Having a Good Time”, po totalnie komercyjną papkę jak „Recovery” Eminema. Ze sporym zdziwieniem odnotowałem fakt, że Oli dość łaskawie traktują słabiej nagrany materiał. Nie mając tendencji do piętnowania błędów i potknięć starają się grać miło i nie atakować słuchacza zbędnymi syknięciami, cyknięciami, czy szelestami. Sybilanty podawane są w sposób lekko zawoalowany, za delikatną mgiełką. Niestety taka maniera ma też i wady. Mam na myśli lekkie uśrednienie reprodukowanego materiału prowadzące do niemożności delektowania się nagraniami zrealizowanymi wzorcowo. Z drugiej strony, skoro jest to produkt skierowany na rynek masowy, mający domyślnie współpracować z tanią elektroniką, której brzmienie z wysublimowaniem i jedwabistością niewiele ma wspólnego, to bardzo prawdopodobnym wydaje się, że takie „granie” ma sens.
Na wspomnianej płycie Dadawy na pierwszy „rzut ucha” bas wydawał się potężny, jednak było to tylko złudzenie. Masywna kula armatnia okazywała się wydrążoną od środka wydmuszką, pozbawioną swej niszczycielskiej siły. Również szybkość odtwarzania fazy ataku była osłabiona i zaokrąglona. Pochodną tego zjawiska jest dość jednostajny i mało zróżnicowany bas. Kreowana scena jest szeroka i bez najmniejszego trudu wykracza poza bazę ograniczoną rozstawem kolumn. Jednak o ile przy niewielkich składach panuje porządek a muzycy, pomimo kreślenia ich dość grubą kreską są łatwi do zlokalizowania, o tyle przy gęstszych aranżacjach czytelność drastycznie spada. W rezultacie gradacja planów staje się symboliczna i zamiast wglądu w głąb nagrania napotykamy na ścianę dźwięku. Całe szczęście na płytach Eminema, Rihanny, czy innych nierozpoznawalnych przeze mnie hip-hopowych i popowych gwiazdek audiofilskich smaczków jest jak na lekarstwo, więc i strata niewielka. Zresztą skoro sam producent dedykuje ten model Ianowi Curtisowi (Joy Division), to raczej trudno oczekiwać, żeby jednocześnie „puszczał” oko w kierunku miłośników krążków ze stajni Telarca czy Fim.
Roth Audio Oli 4 to duże, podłogowe, tanie kolumny, które przy swoich gabarytach i cenie muszą zawierać rozwiązania kompromisowe. Jednak oszczędności poczynione przez europejskiego producenta niezbyt dotkliwie odcisnęły swe piętno na ich brzmieniu. Nie można jednak na nie patrzeć jak na element typowego, audiofilskiego systemu audio/video. To po prostu solidnie wykonany produkt dla nabywcy oczekującego czegoś lepszego od plastikowych wytłoczek dostępnych w hipermarketach, a przy tym nie nadwyrężający domowego budżetu.
Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski
Dystrybutor: Rafko
Cena (za parę): 1799 zł
Specyfikacja:
2.5-drożna kolumna podłogowa
Impedancja: 8 Om
Czułość: 91 dB
Pasmo przenoszenia: 40Hz~ 20kHz
Maksymalna moc: 200 W
Głośnik średnio-niskotonowy (x2): 6.5" (16cm) włókno szklane z metalowym korektorem fazy
Głośnik wysokotonowy: 1" (25mm) miękka kopułka polimerowa
Wymiary: 968 (wys.) x 210 (szer.) x 322 (gł.) mm
Waga: 15kg sztuka.
W zestawie kolce i podkładki antywibracyjne
Obudowa wykonana z MDF-u,
Złocone podwójne zaciski
System wykorzystany w teście:
Źródło sygnału cyfrowego: transport Stello CDT100; LG DP1W
DAC: Stello DA 100 Signature 96/24, Blacknote DAC 15
Wzmacniacz: Hegel H-100
Kolumny: Neat Acoustics Motive One
IC: Antipodes Audio Katipo; Audiomago AS, Sonics Modigliani NF
IC cyfrowe – Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Monster Cable Interlink LightSpeed 200;
Kable głośnikowe: Harmonix CS-120
Kable zasilające: GigaWatt LC-1mk2; Supra Lo-Rad 3x2,5mm; Audionova Starpower Mk II
Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2