Wydawać by się mogło, że na fali popularności serwisów streamingowych i w czasach, w których większość dostępnych na rynku smartfonów potrafi nie tylko przechować, ale i zagrać na co najmniej akceptowalnym poziomie znaczną część bezstratnych formatów audio brak we własnym portfolio dedykowanych ich posiadaczom słuchawek jest daleko idącą nieroztropnością. Nie powinien zatem dziwić wysyp wszelakiej maści bardziej, bądź mniej zaawansowanych do, na i wokół (niepotrzebne skreślić) konstrukcji pozwalających w praktycznie dowolnym miejscu i czasie delektować się ulubiona muzyką. O ile jednak najbardziej mordercza walka odbywa się na poziomie czysto budżetowym, gdzie część nabywców wydając irracjonalne do własnych dochodów kwoty na najnowsze modele smartfonów przyozdobionych nadgryzionym jabłkiem, bądź innymi atrybutami stanowiącymi o tym, czy jest się trendy czy już niestety nie, na słuchawki zdolna jest wydać co najwyżej przysłowiową „stówkę”, lub jeszcze mniej, to tak naprawdę czegoś, czego nie strach założyć na głowę, bądź wetknąć do uszu należy szukać na znacznie wyższym poziomie. I właśnie dla takiej, kierującej się zarówno zdrowym rozsądkiem, jak i przede wszystkim własnym słuchem klienteli propozycję przygotował Bowers & Wilkins wprowadzając do swojej oferty najnowszy, nie tylko bezprzewodowy, co wyposażony w zaawansowaną technologię redukcji hałasu i charakteryzujący się ekskluzywnym designem model PX.
Jak przystało na najnowszą i zarazem adresowaną do coraz bardziej wymagającego odbiorcy słuchawkową propozycję Bowers niejako stanął na głowie i stworzył produkt mający pogodzić zarówno fanów wyszukanego wzornictwa, jak i ortodoksyjnych audiofilów, dla których to właśnie dźwięk jest najważniejszy. Wykorzystując znane już z referencyjnego modelu P9 Signature 40 mm, ustawione pod kątem przetworniki jajogłowi spece z R&D nie spoczęli na laurach, lecz uznali ów fakt za punkt wyjściowy do dalszych prac. I tak zadbali o takie niuanse jak implementacja wspierającej rozdzielczość 48 kHz/24 bitów technologii Bluetooth aptX HD, czy przeprowadzany już wewnątrz siedzących w nausznikach układów upsampling do 768 kHz. Są to też pierwsze bezprzewodowe słuchawki Bowersa z aktywną redukcją hałasu i to w dodatku od razu w swojej najwyższej, oferującej trzy adaptacyjne tryby odsłonie, które użytkownik wybiera w specjalnie przygotowanej aplikacji. „Miasto” pozwala usłyszeć szum ruchu ulicznego, dzięki czemu można względnie bezpiecznie poruszać się po mieście. „Biuro” ułatwia słuchanie ludzkiego głosu, dzięki czemu słyszymy to, co mówią do nas koledzy w pracy. „Samolot” całkowicie eliminuje hałas silników i otoczenia. Oczywiście dedykowana aplikacja zapewnia również możliwość aktualizacji oprogramowania.
Zgodnie z zapewnieniami producenta tytułowe słuchawki wyposażono w ergonomicznie zaprojektowane, eliptyczne muszle nauszne, gwarantujące doskonały komfort i najlepszą możliwą izolację akustyczną. Pałąk nagłowny i muszle z wytrzymałego nylonu balistycznego wykończone są miękką skórą a jeśli chodzi o walory czysto estetyczne, to PX dostępne są w kolorze Space Grey lub Soft Gold z aluminiowymi elementami. To jednak nie wszystko, okazuje się bowiem, że nie zapomniano o swoistej namiastce, ułatwiającej życie i zarazem przedłużającej czas pomiędzy ładowaniami (22 godziny odtwarzania w trybie bezprzewodowym i z redukcją hałasu) inteligencji. Otóż zdjęcie z głowy, bądź zsunięcie słuchawek na szyję powoduje automatyczne zatrzymanie muzyki i przejście nauszników w tryb uśpienia, z którego równie samoistnie się wybudzą, gdy tylko otulimy nimi nasze małżowiny.
A właśnie – ergonomia. O ile dotychczas ze słuchawkami było tak, że już pierwszy kontakt pozwalał mi określić, czy się polubimy, czy też testy będą dla mnie prawdziwą drogą przez mękę przerywaną co kwadrans, bądź dwa na chwilę wytchnięcia dla moich zmaltretowanych uszu, to tym razem momentu pierwszego założenia PX-ów nie wspominam zbyt miło. Okazało się bowiem, iż pady nie dość, że swym rozmiarem oscylują pomiędzy konstrukcjami na i wokół – usznymi, to jeszcze ich deklarowana miękkość jest równie komfortowa, co siedzenia w starych pociągach podmiejskich. Jak się jednak miało okazać para, która do mnie dotarła nie miała zbyt dużego, jeśli w ogóle jakikolwiek, przebieg, więc najzwyczajniej w świecie musiała się ułożyć i już po około półgodzinnej eksploatacji Bowersy pasowały na mój czerep jak ulał.
W komplecie, oprócz samych słuchawek znajdziemy eleganckie pikowane, miękkie etui, przewód zasilający USB-A / USB-C i jeśli kogoś najdzie ochota, co wydaje się dość wątpliwe, na fizyczne połączenie z laptopem, smartfonem, bądź innym źródłem dźwięku stosowny przewód mini jack.
Ponieważ PX-y to produkt w pewien sposób designerski i lifestyleowy, to i klasyczny repertuar, na jakim je testowałem wybrałem dość niezobowiązujący. Zamiast zatem dzieł Aarona Coplanda, czy Szostakowicza sięgnąłem po znane i lubiane evergreeny z najnowszego albumu „Amore” André Rieu / Johann Strauss Orchestra . I tu spotkała mnie miła niespodzianka. Po swoistym rozpasaniu wynikającym z kilkutygodniowego pieszczenia zmysłów topowymi Utopiami Focala perspektywa przesiadki na dziesięciokrotne Bowersy najdelikatniej rzecz mówiąc nie napawała mnie entuzjazmem a tymczasem bezprzewodowe PX-y na ww. klasyce radziły sobie całkiem nieźle tworząc przyjemny, nasycony i zarazem dynamiczny spektakl muzyczny. Oczywiście do francuskich konkurentów było im równie daleko jak z Worthing do Paryża, ale biorąc pod uwagę wspomnianą niebagatelną różnicę cen … było co najmniej bardzo dobrze. Abstrahując jednak od „zauważalnej” różnicy w swobodzie i kreowaniu przestrzeni Bowersy nader udanie akcentowały akcenty dynamiczne i saturację symfonicznego instrumentarium. O dziwo nawet wieloplanowość, z którą większość budżetowych konstrukcji miewa poważne problemy tym razem nie stała się przysłowiową piętą achillesową, lecz bez najmniejszych problemów można było nawet z kulminacyjnego tutti wyłowić partie poszczególnych instrumentów. Równie przekonująco wypadły na przejmującej ścieżce dźwiękowej do dokumentu „Intent to Destroy” Serja Tankiana, gdzie z kolei niezwykle istotną była umiejętność kreowania klimatu i podobnie jak w jazzie gra … ciszą.
Na pulsująco funkującym bluesie „That's What She Said” Ali Handal do głosu doszły ponadprzeciętne zdolności Bowersów do podkręcania rytmu i motoryki. Linia sekcji rytmicznej grała tutaj pierwsze skrzypce a blisko podany, lekko rozleniwiony wokal Ali dopełniał tylko dzieła rozkosznego wyluzownia spowodowanego podrygiwaniem tak dolnych, jak i górnych kończyn. Jeśli tak PX działały na mnie, zblazowanego i mocno zmęczonego po ostatnim audioshowowym maratonie tetryka, to spokojnie możemy uznać, że tytułowe słuchawki czym prędzej należałoby wpisać na listę refundowanych leków na depresję i otępienie. Ot muzykoterapia w najczystszej postaci. O dofinansowanie z NFZ-tu powinni postarać się również audiofilsko ukierunkowani i ceniący ciszę operatorzy ciężkich maszyn budowlanych i wszyscy pracujący w trudnych pod względem akustycznym otoczeniu. Może to dziwnie zabrzmi, ale PX-y w sposób niesamowicie skuteczny odcinają nas od wszelakiego typu hałasów otoczenia a w trybie „Samolot” spokojnie można słuchać nawet „Evangelion” Behemotha siedząc w pełnym rozśpiewanych emerytek, zmierzającym do Torunia autokarze. A właśnie, skoro przy brutalnym i mrocznym jak sceniczne alter ego, skądinąd niezwykle spokojnego Adama Darskiego, jesteśmy. Pomimo swojego iście butikowego (to nie jest określenie pejoratywne) designu Bowersy potrafią przyłożyć aż miło i przy okazji nie boją się nawet mało cywilizowanych poziomów głośności cały czas w sposób bezdyskusyjnie apodyktyczny panując nad całym reprodukowanym pasmem, jakby pojęcie kompresji było im całkowicie obce. Aby tego doświadczyć wcale nie trzeba schodzić do poziomu najbardziej ekstremalnych odmian metalu, gdyż nawet na nieco lżejszym, acz nadal niepokojącym i naszpikowanym ostrymi jak brzytwa riffami i zapierającymi dech w piersiach basowymi uderzeniami soundtracku do obrazu „The Punisher” autorstwa Tylera Batesa spokojnie owej umiejętności można doświadczyć na własne uszy.
Próbując na koniec określić ogólny charakter Bowersów można je uznać za konstrukcje nad wyraz solidnie osadzone na basowym fundamencie, o soczystej, gęstej średnicy i równie mocnym, acz nienachalnym górnym skraju pasma. Zdaję sobie sprawę, iż na papierze taka kombinacja może nie wydawać się czymkolwiek innym od tego, co proponują dziesiątki, jeśli nie setki konkurencyjnych wyrobów, lecz kilka dni z PX-ami na głowie powinno dość jasno i niestety boleśnie dać do zrozumienia, iż B&W proponuje drastycznie nie tylko inną, lecz przede wszystkim wyższą jakość. Tutaj nie ma czegoś za coś i coś świetne nie pojawia się kosztem pozostałych elementów. O nie. Tutaj wszystko jest równe, ale podciągnięte pod poziom gdzie niestety trudno znaleźć im godnego sparingpartnera. Dodając do tego wspomnianą świetną rozdzielczość i rozbijającą na atomy ewentualne resztki woskowiny w uszach dynamikę dostajemy produkt w swojej kategorii wybitny.
To miał być zwykły test jakich wiele. Ot kolejne bezprzewodowe słuchawki od producenta, który o nausznikach przypomniał sobie dokładnie w tym samym czasie co dziesiątki mu podobnych, czyli w momencie, gdy przenośne plikograje i smatfony dostały potężne wsparcie ze strony coraz popularniejszych serwisów streamingowych i powszechnego, szerokopasmowego internetu. Czyli z jednej strony moda a z drugiej okazja do szybkiego i jak mogłoby się wydawać łatwego zarobku. Tymczasem Bowers & Wilkins PX okazały się słuchawkami nie tylko w segmencie bezprzewodowym, co generalnie wśród konstrukcji do ok. 2 000 – 2 500 PLN rewelacyjnym i siląc się na możliwie beznamiętny ton „godnym uwagi”. Jeśli zatem zastanawialiście się czym moglibyście sprawić swoim bliskim, bądź przy okazji, a może przede wszystkim sobie przyjemność z okazji zbliżających się mikołajek i gwiazdki to PX-y powinny czym prędzej znaleźć się na szczycie takiej listy życzeń.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Audio Klan
Cena: 1 799 PLN
Dane techniczne
Bluetooth 4.1 z aptX HD
Cyfrowa hybrydowa redukcja hałasu
Inteligentne czujniki dla Auto Play/Pauza/Włącz/Wyłącz
Wymienne piankowe poduszki z efektem pamięci pokryte miękką skórą
Specjalna aplikacja z filtrami otoczenia
Inteligentne zasilanie
Składana na płasko konstrukcja
Wejścia: USB-C (audio, ładowanie baterii i aktualizacja oprogramowania), 3,5 mm stereo jack, 2 x mikrofony wspierające algorytm CVC2
Przetworniki: pełnozakresowe 2 x 40 mm
Pasmo przenoszenia: 10 Hz do 20 kHz
Impedancja: 22 Ω
Zniekształcenia: < 0,3% (1 kHz/10 mW)
Czułość: 111 dB/V przy 1 kHz
Maksymalna moc wejściowa: 1 W
Waga netto: 335 g
Czas pracy:
do 22 godzin – włączony Bluetooth i ANC (aktywna redukcja hałasu)
do 29 godzin – włączony Bluetooth
do 33 godzin – połączenie przewodowe z aktywnym ANC
do 50 godzin – tylko połączenie przewodowe
Dołączone akcesoria: 1,2 m standardowy przewód audio (TRS 3-biegunowy stereo), etui ochronne, kabel USB-A do USB-C