W dobie coraz bardziej powszechnej bezprzewodowości nietrudno odnieść wrażenie, że lwia część producentów sprzętu grającego nośniki fizyczne traktuje nie tylko jako zło konieczne, lecz wręcz tak, jakby ich po prostu nie było. Krótko mówiąc w 99,9% przypadków posiadacze płyt CD spokojnie mogą zacząć używać ich w roli podkładek pod kubki a i z pendrajwami nie jest wcale lepiej. Liczy się tylko to co w sieci (nawet lokalnej) i tzw. „chmurze” ai wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że kierunku zachodzących na rynku masowego audio zmian nic nie zmieni. Oczywiście nadal istnieje, i mam cichą nadzieję, że do końca świata i o jeden dzień dłużej, istnieć będzie audiofilska nisza dla wszystkich pozytywnie zakręconych jednostek lubujących się w celebrowaniu każdego odsłuchu, rytualnym myciu płyt, dopieszczaniu posiadanych, wyrafinowanych systemów wszelakiej maści gadgetami z pogranicza voodoo i fizyki kwantowej, ale to mimo wszystko będzie nisza a nie mainstream brzydko mówiąc napędzający rozwój (i obroty) producentów. Dlatego też niezmiernie cieszy mnie fakt, iż jednak nie wszyscy wylali przysłowiowe dziecko z kąpielą i zamiast polityki grubej kreski wyznają dogmaty ewolucji a nie rewolucji. Mowa o niemieckiej marce Sonoro i jej, będącym przedmiotem niniejszego testu, wszystkomającym kombajnie Prestige.
Konstrukcja Prestige’a oparta została na konwencjonalnych 76 mm przetwornikach koaksjalnych z 19 mm kopułkami wysokotonowymi wspomaganymi 102 mm basowcem pracującymi w obudowie basrefleks. Całe szczęście zarówno woofer, jak i wylot kanału BR zlokalizowane są w podstawie urządzenia, więc nie szpecą dość minimalistycznego designu Sonoro. O dopasowanie dźwięku do gustów odbiorców dba procesor DSP z korektorem umożliwiającym niezależną regulację zarówno niskich, jak i wysokich tonów a jakby tego mało użytkownicy maja możliwość „uatrakcyjnienia” przekazu poprzez aktywację funkcji dźwięku 3D, oraz, przydatnego podczas wieczornych odsłuchów trybu loudness. Nie wnikając, przynajmniej na razie, zbyt głęboko w funkcjonalność dzisiejszego bohatera bazując jedynie na jego aparycji śmiało można stwierdzić, iż reprezentuje on nad wyraz bezpieczną, czy wręcz nawet nieco oldschoolową linię wzornicza, jaką spokojnie można utożsamiać nawet z latami 90-ymi ubiegłego wieku. Ot zgrabna, elegancka prostopadłościenna bryła wyposażona w nadające optycznej lekkości solidne nóżki, aluminiowy, szczotkowany front z czytelnym 2,8” kolorowym wyświetlaczem, dużymi – wygodnymi przyciskami po obu jego stronach i klasyczną gałką. Całość dopełniają dwa, okupujące zewnętrzne flanki, ukryte za metalowymi maskownicami, głośniki a w centrum zaimplementowano szczelinę napędu CD. Nie zabrakło również wyjścia słuchawkowego.
Z czysto kronikarskiego obowiązku nadmienię iż obsługa jest możliwa nie tylko z poziomu frontu, lecz również pilota i co, w dzisiejszych czasach wydaje się oczywiste, z użyciem smartfonu / tabletu, po zainstalowaniu dedykowanej aplikacji. Jeśli jesteśmy przy atrakcjach natury bezprzewodowej to wypadałoby wspomnieć, iż Sonoro oprócz tunera FM i DAB+, może pochwalić się łącznością Wi-Fi i dwukierunkowym Bluetooth zgodnym z kodekiem Qualcomm aptX i zapewniającym przesyłanie dźwięku np. do słuchawek bezprzewodowych. Oprócz tego, jeśli tylko kogoś najdzie ochota nic nie stoi na przeszkodzie, by wykorzystać Prestige’a w systemach multiroom tworząc bezprzewodową sieć liczącą nawet szesnaście urządzeń z serii Smart Line. Aha – mamy też pełną kompatybilność ze Spotify®, więc nie jesteśmy zdani li tylko na repertuar serwowany przez lokalnych i działających w sieci nadawców.
Ściana tylna również reprezentuje minimalistyczny spokój. Włącznik główny, dwupinowe gniazdo zasilające, czyli popularna ósemka, dwa gniazda antenowe – do FM/DAB/DAB+ i Wi-Fi to jedynie początek do wbrew pozorom całkiem wystarczającego wachlarza interfejsów obejmującego port USB, wejścia liniowe w postaci klasycznej pary RCA i 3.5mm jack Aux-In, wejście cyfrowe Toslink, port Ethernet i wyjście liniowe, również w postaci gniazd RCA.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu warto wspomnieć, iż przy pierwszym uruchomieniu urządzenie wita się ze swoim nabywcą po … niemiecku, co może wywołać lekka konsternację, lecz posługując się instrukcją, bądź intuicją, sytuację daje bardzo łatwo się opanować i zmienić język na angielski. Sam proces konfiguracji przebiega zupełnie bezproblemowo, update’y oprogramowania nie trwają dłużej niż kilka minut, a z podłączeniem do domowej sieci WiFi, głównie dzięki obsłudze WPS, poradzi sobie nawet totalny dyletant.
Dźwięk Sonoro jest niezaprzeczalnie kojący. To takie „ciepłe” a zarazem dynamiczne granie, które z niezwykłą łagodnością traktuje zarówno brutalnie skompresowane treści nadawane przez stacje radiowe (FM), jak i stratne strumienie z internetowych rozgłośni. Jeśli tylko nie przesadzimy z wbudowanym korektorem i loudnessem, to niezwykle trudno będzie nam zmusić niemiecki kombajn do ofensywnej, cykającej góry. Całe szczęście efekt ten osiągany jest poprzez delikatne zaokrąglenie wysokich tonów a nie okręcanie głośników kocami gaśniczymi i zamulanie dźwięku. Ot po prostu spada nieco rozdzielczość i selektywność, ale przynajmniej nic nie cyka a i szkliwo na zębach pozostaje na swoim miejscu.
Zdecydowaną poprawę i to dosłownie pod każdym względem, daje przesiadka bądź to na płyty CD, bądź na pliki zgromadzone na NAS-ie. Sonoro może wreszcie pokazać na co tak naprawdę go stać a nie męczyć się z próbując wyczarować coś z niczego. A tak pojawia się oddech, zaskakująca, jak na tak niepozornego malucha, przestrzeń i … oczywiście bas. Jednak nie taki budżetowo-kartonowy, lecz nie dość że sprężysty i pozbawiony tendencji do monotonnego dudnienia, to w dodatku całkiem zróżnicowany a przy tym konturowy. Możliwe, że przy ustawieniu na jakimś grubym dywanie, bądź nie daj Boże, kanapie, efekt byłby mniej spektakularny, lecz na ciężkiej drewnianej komodzie brzmieniem byłem niezaprzeczalnie usatysfakcjonowany. I nie było mowy o „drukowaniu meczu”, czy też dobieraniu repertuaru aby zamaskować ewentualne niedoskonałości, gdyż o ile po ochronnym okresie akomodacji jednym z pierwszych nagrań był nastrojowy album „On An Island” Davida Gilmoura, to już kolejnym bezpardonowy „A Map of All Our Failures” My Dying Bride, czyli „łomot”, który niejeden pełnowymiarowy system położył przed końcem otwierającego wydawnictwo „Kneel Till Doomsday” https://tidal.com/track/74812566 na deski. Powyższe uwagi dotyczą co prawda sytuacji, gdy wszelakiej maści polepszacze były zdezaktywowane a korekcja ustawiona na zero, lecz w określonych sytuacjach i przy problematycznej akustyce pomieszczeń w jakich przyjdzie grać Sonoro ich obecność wcale nie będzie taka bezzasadna. Trudno bowiem oczekiwać od wybitnie komercyjnego (tylko proszę bez pejoratywnych skojarzeń), skierowanego na masowy rynek, produktu iście audiofilskiego, ortodoksyjnego podejścia do wspomnianych „poprawiaczy”, gdyż tak jak już niejako na wstępie przemyciłem pewną tezę, tak i tutaj ja powtórzę. Chodzi o przyjemność odbioru a nie maniakalne dążenie do prawdy i rozbijanie każdego dźwięku na atomy, tylko po to, by usłyszeć, czy sekcja smyczków w orkiestrze bazuje na instrumentarium z tego samego rocznika, czy też różnice wieku przekraczają kilka lat. O nie, tutaj wartością nadrzędną staje się synteza a nie analiza, co też niejako predestynuje Prestige’a do odbiorców uważających się bardziej za melomanów aniżeli audiofilów.
Sonoro Prestige świetnie sprawdzi się wszędzie tam, gdzie przede wszystkim liczy się neutralna elegancja, uniwersalność, kompaktowość a przy tym pozbawiony jakichkolwiek oznak nerwowości dźwięk. Jednak oprócz dość oczywistych zastosowań gorąco namawiam Was do przetestowania go również w roli soundbara, gdyż obecność wejścia cyfrowego pozwala na wysoce zauważalny upgrade brzmieniowy większości „cienkich jak opłatek” ekranów.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 2 999 PLN
Dane techniczne:
Wymiary (S x W x G): 450 x 153 x 258 mm
Waga: 7.2 kg