Debiut Accuphase w naszym dziale testów mamy za sobą – zaczęliśmy ambitnie, od końcówki mocy A-30: http://www.audiostereo.pl/Wzmacniacz_mocy_Accuphase_A_30_41452.html
i przydało się nam to nadzwyczajnie, bo teraz wypadło nam testować najwyższy model wzmacniacza zintegrowanego tej firmy, oparty na tej właśnie końcówce. Oczywiście sekcja przedwzmacniacza jest inna (poprzednio wykorzystaliśmy pierwszorzędny C-241), można więc spodziewać się nieco innego brzmienia. Sadząc z różnicy w cenie, powinno być oczywiście gorsze, pytanie tylko, pod jakim względem i w jakim stopniu. A może nie będzie gorsze wcale?
Wzmacniacz zewnętrznie wygląda jak typowa japońska superintegra. Wielkie kloce o takim wyglądzie miała kiedyś w ofercie każdy japoński koncern, wystarczy wspomnieć potężne Technicsy serii 3000, Marantze z wychyłowymi wskaźnikami, topowe Pioneery itd. Z czasem konkurencja przechodziła na tzw. inne pozycje i dziś tylko Accuphase we dwójkę z Luxmanem trzymają wysoko sztandar samurajski, na którym napisano krzaczkami „klasyka japońskiego bajeru hi-end”. Różnica polega na tym, że tamte zaginione produkty stanowiły szczyt oferty masowych wytwórców, creme de la creme, zaś Accuphase całą swoją elektronikę utrzymuje w tym kosztownym, nieco archaicznym, ale jednak imponującym stylu.
Wspomnę krótko, że wzmacniacz na froncie imponuje tylko wychyłowymi wskaźnikami wysterowania i dwoma ogromnymi gałami, zaś 90% pokręteł i przycisków chowa pod dostojnie poruszającą się klapką. Mieści się tam selektor dwu par wyjść głośnikowych, regulacja barwy i balansu, przyciski wyboru rodzaju wkładki gramofonowej (do opcjonalnego modułu phono), przełącznik źródła nagrywania, przycisk wejścia bezpośrednio na końcówkę mocy, oraz jeszcze parę ozdób. Z tyłu obudowy jest również bogato, bo do masywnych i łatwych w użyciu zacisków można podłączyć dwie pary kabli głośnikowych, są cztery wejścia RCA, dwie kompletne pętle magnetofonowe (co zwiększa liczbę wejść RCA do sześciu), dwa wejścia XLR, a także wyjście z pre i wejście na końcówkę mocy. Z lewej strony kusi specjalność Accuphase: dwa sloty do montażu opcjonalnych kart rozszerzenia, mogą to być na przykład stopień gramofonowy i przetwornik cyfrowo-analogowy, każdy dostępny w dwóch wersjach. Można też dać tam dodatkowe wejścia liniowe. W testowanym egzemplarzu gniazda nie były obsadzone i korzystałem z zewnętrznego przedwzmacniacza phono.
Budowa wewnętrzna jest piętrowa i nie wszystko na pierwszy rzut oka widać. W piekielnie solidnej, wielowarstwowej i mocno skręconej skrzyni, z prawej i lewej strony zamocowano radiatory, na których zabudowano końcówki mocy. Wielki radiator to nie zabieg wzorniczy ani kaprys: w odróżnieniu od tańszych integr tej firmy, E-550 pracuje w klasie A i grzeje się potężnie. Jako dodatek do ogrzewania pokoju, wzmacniacz dorzuca gratis 30 W mocy ciągłej (przy nominalnych zniekształceniach), która zgodnie z deklaracją producenta podwaja się odpowiednio przy spadku impedancji do 4 i 2 omów. W końcówce mocy pracują zrównoleglone tranzystory MOS-fet, co do których panuje opinia, że grają cieplej i bardziej „fizjologicznie” od bipolarnych. W przypadku Accuphase obiegowa opinia o dźwięku MOS-fetów akurat się potwierdza. W zasilaczu jest jeden, ale bardzo duży jak na oddawaną moc transformator z osobnymi uzwojeniami wtórnymi dla obu kanałów i pozostałych sekcji wzmacniacza, i kondensatory firmowane przez Accuphase. Tym, co łączy integrę E-550 z droższymi oddzielnymi komponentami jest (oprócz końcówki mocy w klasie A) układ regulacji wzmocnienia. Jest to układ elektroniczny bez typowego tłumienia pasywnego, co pozwoliło na wyeliminowanie potencjometru. Firmowa nazwa regulatora brzmi Accuphase Analog Vari-gain Amplifier, a zbudowano go na układach scalonych. Po lewej stronie obudowy, za radiatorem końcówki mocy, widać ekranowany przedział: to miejsce na wspomniane wcześniej opcjonalne karty.
Jak gra szczytowa integra słynnej firmy? Na ile mogę to stwierdzić, mając w pamięci tylko jeden droższy wzmacniacz Accuphase, E-550 gra zgodnie z firmowym wzorcem. Widoczne jest staranie o utrzymanie wysokiej neutralności. Brzmienie jest piękne, gładkie, bardzo płynne i „wchodzące”. Czuje się nasycenie dźwięku, barwę i jego właściwą wagę, basu jest sporo i jest on raczej miękki, chociaż dobrze kontrolowany. Pod względem właściwości dynamicznych, Accu jest „normalny”, mam na myśli, że nie funduje fajerwerków, ale też nie sprawia zawodu. W każdym razie nie ma porównania z tranzystorowymi kilowatami, przetwarzanymi przez niektóre końcówki mocy na walenie młotem szybciej od światła. Dynamika Accuphase nie jest spektakularna i chwilami miałem wrażenie niedosytu, zwłaszcza w połączeniu z wielkimi zestawami LOG Audio. Jednak właśnie w tej konfiguracji uwagę zwracała z kolei szczegółowość dźwieku, Accuphase, jakkolwiek spokojny i niemal miękki, pokazuje jednak chętnie detale perkusyjne i wszelkie atrakcji audiofilskiego życia – syki, dźwięknięcia, stuki i szelesty. To ciekawe połączenie: łagodnie grający wzmacniacz ze szczegółową górą.
Ogólnie, dźwięk tego wzmacniacza odebrałem jako lekko uspokojony. Słuchając godzinami E-550, z jednej strony odnosiłem się do znanego mi, znakomitego brzmienia A-30 w klasie A, z drugiej zaś do dźwięku SA Jazz, mojego wzmacniacza referencyjnego, niezależnie od tego, co ktoś może sobie pomyśleć o jego cenie. W porównaniu z A 30/C-241, testowany wzmacniacz sprawił na mnie wrażenie nieco mniej ekscytującego i barwnego, chociaż wciąż w tym samym typie i klasie. Oczywiście, zabrakło tu zestawów ART, z którymi tamten komplet zagrał najlepiej, ale miałem równie przejrzyste i jeszcze wyżej skuteczne Epilogi. Współczynnik przyjemności jest nadal wysoki, choć dźwięk mniej „wchodzi w duszę”, jest ciut grzeczniejszy. W porównaniu z Jazzem było z kolei mniej dynamiki na dole pasma, chociaż na Beethovenach ta różnica niknie. Epilogi, ze swoim zejściem do 22 Hz i hektarem membran, lepiej pokazują różnice w dynamice miedzy tymi wzmacniaczami.
Wokale kobiece wypadały z E-550 bardzo dobrze, podobnie małe składy jazzowe i kameralistyka. Wzmacniacze w klasie A to, jak wiadomo, piękno średnich tonów, a i dobra szczegółowość bardzo się przydaje w tego rodzaju muzyce. Duże składy, spiętrzenia dynamiczne wypadały wciąż dobrze, chociaż tutaj wiele będzie zależało od głośników i na przykład w zestawieniu z Epilogami wzmacniacz SoundArt miał więcej świeżości w brzmieniu. W sumie chętnie widziałbym u Acccuphase nieco więcej „pazura”.
Co do proponowanych zestawień, na pewno dobrze jest zestawić ten wzmacniacz z szybkimi i neutralnymi kolumnami. Nie ma potrzeby szukania „zmiękczaczy”, bowiem gładkość brzemienia Accuphase nie potrzebuje korekt. Nie polecam kolumn ogromnych i trudnych do wysterowania, z wiadomych względów, natomiast każde normalne wysteruje bez trudu. W teście wzmacniacz grał ze źródłami analogowymi i cyfrowymi, i uczciwie pokazywał różnice pomiedzy nimi. Nawiasem mówiąc, nie zauważyłem wzrostu wzmocnienia czy lepszego dźwięku za pośrednictwem gniazd XLR mimo, że klocki łączone były raz tak, raz tak. W efekcie E-550 najdłużej grał z firmowym odtwarzaczem DP-78, połączony kablem RCA Velum NF-SX. To zwiększa liczbę potencjalnych partnerów, bo nie ma potrzeby ograniczać się do źródeł zbalansowanych. Szczytowa integra Accuphase to uniwersalny brzmieniowo, zaawansowany technicznie wzmacniacz, serce zestawu audio, dającego właścicielowi-melomanowi radość i wytchnienie przy słuchaniu muzyki
Alek Rachwald
Szczegółowe dane:
Dystrybutor: Nautilus
Cena: 21900 zł
Moc wyjściowa: 30 W (8 omów), 60 W (4 omy), 120 W (2 omów)
Współczynnik tłumienia: 140
Odstęp od szumu: 98 dB (RCA), 92 dB (XLR)
Pasmo przenoszenia: 2 Hz - 150 kHz (-3 dB)
Zniekształcenia TIM: