Skocz do zawartości

Sieciowy odtwarzacz plików Yamaha NP-S2000

Fr@ntz

Po „wszystkomającym” odtwarzaczu Marantza przyszła kolej na urządzenie o ponad połowę droższe – Yamahę NP-S2000. Z reguły droższe oznacza większe, lepiej wyposażone i po prostu lepsze. W przypadku Yamahy jest trochę inaczej . W materiałach reklamowych można natknąć się na górnolotne hasła w stylu “NP-S2000 został opracowany przez audiofilów dla audiofilów”, co z jednej strony może oznaczać spełnienie audiofilskich marzeń, a z drugiej koszmar w stylu… „ludzie ludziom zgotowali ten los”. Nie ma jednak co dzielić włosa na czworo przed przesłuchaniem przedmiotu testów. A do testowych czynności przystąpiłem z tym większą ochotą, gdyż …, i tutaj powinny zabrzmieć fanfary, … NP-S2000 potrafi odtwarzać muzykę w trybie gapless! Yes! Yes! Yes! Chciało by się zakrzyknąć za byłym premierem czwartej RP. Wreszcie została pokonana magiczna bariera i choć to „mały krok dla człowieka, ale wielki (dla audiofilskie części) ludzkości”. Koniec irytujących przerw tnących nagrania koncertowe niczym wyskakujące w najciekawszym momencie „Szklanej pułapki” reklamy. Pan Susumu Kumazawa nie kłamał, w projektowaniu tego odtwarzacza musiał maczać palce nie jeden audiofil. Powyższy fragment zaburza trochę zwyczajowy schemat relacji z testów, jednak uznałem, iż informacja jest na tyle istotna, że warto podać ją na samym początku. W końcu komuś chciało się usunąć jedną z najbardziej upierdliwych przypadłości odtwarzaczy plików.

 

Pomimo dość niskiego, aluminiowego frontu, mierzącego raptem 7 cm, Yamaha prezentuje się niezwykle poważnie. Surowy design, zgodny z pozostałymi urządzeniami serii 2000, podkreślają hebelkowy włącznik, jednowierszowy wyświetlacz Full DOt Matrix, dwa przyciski – wyboru źródła i powrotu, oraz gałka przewijania, którą poprzez wciśnięcie zatwierdzamy dokonanego wyboru. Jedynie drewniane boki trochę ocieplają chłodny minimalizm.

 

post-2651-038389500 1301489561_thumb.jpg post-2651-096824300 1301489625_thumb.jpg

post-2651-029330500 1301489703_thumb.jpg post-2651-074676500 1301489715_thumb.jpg

post-2651-002690900 1301489726_thumb.jpg

Ponieważ NP-S2000 jest „tylko” odtwarzaczem na tylnej ściance odnaleźć można jedynie wyjścia audio, analogowe – zarówno RCA jak i XLR, oraz cyfrowe – optyczne i koaksjalne. Również tutaj widać daleko idący puryzm – gniazda RCA posiadają jedynie oznaczenia „L”/„R”, co osoby podłączające interkonekty na zasadzie biały do białego, czerwony do czerwonego, może wprawić w lekką konsternację.

 

 

post-2651-093736800 1301489839_thumb.jpg

Oczywiście nie zabrakło gniazd ethernet i sterowania systemowego. Przynależność do „topowych” modeli podkreśla również trójbolcowe gniazdo IEC - bolec uziemienia nie jest standardem wśród japońskich urządzeń(np. testowany poprzednio Marantz NA-7004 takowego nie posiadał). Warto wspomnieć również o nóżkach, które nie dość, że solidne, to posiadają bardzo pomysłowy patent. Otóż wyposażone są w kolce, które jak od dawien dawna wiadomo równie dobrze poprawiają brzmienie urządzenia, jak i pogarszają relacje wewnątrzrodzinne. Widocznie chcąc uniknąć kłótni o porysowane meble, producent zastosował sprytny zabieg dołączając firmowe mini podstawki, których całe szczęście nie trzeba pilnować, gdyż utrzymują się na kolcach dzięki magnesom.

 

post-2651-068329700 1301489867_thumb.jpg post-2651-005668100 1301489881_thumb.jpg

Zwyczajową notkę dotyczącą budowy wewnętrznej z przyczyn niezależnych od siebie zmuszony jestem oprzeć na danych firmowych. Okazało się, że oprócz ogromu śrubek pokrywa zespolona jest z korpusem jakimś klejem, co potwierdził telefonicznie dział techniczny dystrybutora. Zapobiega to nie tylko wzrostowi ciekawości domorosłych mistrzów lutownicy, ale i ogranicza ewentualną podatność urządzenia na wibracje. Jest to jeden z bardziej radykalnych sposobów walki z niechcianymi zjawiskami zaobserwowanymi w świecie hi-fi, ale widocznie podczas testów laboratoryjnych okazał się skuteczniejszy od standardowych pasków filcu, czy gumy. Sam odtwarzacz wykonany jest na tyle pancernie, że podczas przenoszenia i opukiwania zauważyłem pewną analogię do Linna Klimax DS, choć szkocki odtwarzacz jest niedoścignionym wzorcem pod względem wykonania. Na 12kg wagi znaczny wpływ mają centralnie umieszczone dwa pokaźnych rozmiarów transformatory – El odpowiedzialny za zasilanie układów cyfrowych i toroidalny, dedykowany układom analogowym. Na lewo od traf, mieści się bateria dużych kondensatorów filtrujących, wraz ze stabilizatorami i prostownikami. Sekcja audio jak przystało na urządzenie przynależące do topowej linii Yamahy jest symetryczna, więc umieszczone na tylnej ściance gniazda XLR nie są tylko zabiegiem marketingowym, ale wynikają z topologii odtwarzacza. Za konwersję c/a odpowiedzialna jest para układów Burr-Brown PCM1792A pracujących w trybie „monaural mode”, niezależnie dla lewego i prawego kanału.

 

 

post-2651-092353700 1301489899_thumb.jpg post-2651-011619200 1301489668_thumb.jpg post-2651-016980600 1301489677_thumb.jpg

Od pierwszego do ostatniego dnia testów Yamaha była wpięta do mojej sieci domowej bezprzewodowo, za pośrednictwem access pointa Asus WL-330gE. Dzięki temu proces konfiguracji ograniczył się w moim przypadku do włączenia odtwarzacza i po kilku sekundach wybrania właściwego serwera (pliki zalegały na dysku sieciowym WD My Book Live 2TB z uruchomionym serwerem Twonky). Co prawda jednowierszowy wyświetlacz był zdecydowanie mniej czytelny od tego zamontowanego w Marantzu, ale po pierwsze był, a po drugie po paru minutach jakoś się do niego przyzwyczaiłem. Obsługa dwudziesto-przyciskowym pilotem była wybitnie intuicyjna, a chwile zastanowienia urządzenie miewało jedynie w momentach zasilania serwera nową porcją FLACzków. Kolejnym miłym akcentem była możliwość podejrzenia parametrów odtwarzanych plików, czego brakowało w NA-7004. Dość oszczędna szata graficzna menu osiągnęła swoje apogeum w liście wyboru zapamiętanych stacji radiowych. Mając możliwość zapisania 20 ulubionych rozgłośni radiowych niezwłocznie to uczyniłem (sam Linn ma trzy i to wyborne), jednak wraz z upływam czasu coraz częściej musiałem wertować listę w przód i tył, gdyż jak się okazało pamięć ludzka jest ułomna. Czyli, albo trzeba wykuć na blachę, jaka stacja kryje się pod danym nr, albo przyczepić sobie gdzieś na podorędziu stosowną ściągę. Za to nawigacja po zasobach muzycznych zgromadzonych na dysku sieciowym okazała się niezwykle prosta. Oprócz standardowych sortowań po tagach, bardzo wygodnym rozwiązaniem była możliwość wyszukiwania albumów/utworów za pomocą suwaka pojawiającego się po przytrzymaniu prawego/lewego kursora na pilocie, lub szybszego przekręcenia gałką na froncie urządzenia. Dzięki temu nie trzeba mozolnie przewijać, po kolei paruset pozycji, żeby dojść do dyskografii np. Tool, lecz wystarczy wcisnąć prawy kursor i dojechać w ciągu paru sekund do spodziewanego „miejsca” (przykładowo 543), gdzie dany zbiór z większą, lub mniejszą dozą prawdopodobieństwa się znajduje i w razie potrzeby przeskoczyć w przód, lub tył parę pozycji.

 

post-2651-059615900 1301489741_thumb.jpg post-2651-027559500 1301489762_thumb.jpg post-2651-087558900 1301489787_thumb.jpg

Tyle rozważań o budowie, ergonomii i wyższości świąt Wielkiej Nocy nad Bożego Narodzenia. W końcu nie ważne jak co wygląda i co mieści w trzewiach. Ważne jak gra. A Yamaha gra, oj gra. Już pierwsze przetworzone przez nią bity pokazały, co potrafi ten zaprojektowany z inżynierską głową i audiofilskim sercem odtwarzacz. NS-P2000 nie próbuje się przypodobać, nie stara się pokazać jaki jest fajny i jak fajnie potrafi zagrać, nawet niezbyt dobrze zrealizowany materiał. Widać nie przez przypadek na froncie znalazła się adnotacja „natural sound”. Wiem, że te dwa wyrazy pojawiają się na wszystkich produktach Hi-Fi japońskiego producenta, ale dopiero w tym przypadku zobaczyć (usłyszeć) znaczy uwierzyć. Może nie jest to klasa dźwięku zarezerwowana dla wielokrotnie droższych urządzeń, jednak obracając się w sferach cenowych nie wywołujących jeszcze ataków histerycznego śmiechu i pukania się w czoło przez osoby postronne, śmiało mogę uznać, że o takim dźwięku większość konkurencyjnych, konwencjonalnych odtwarzaczy może pomarzyć . Yamaha robi tylko jedną rzecz, ale robi ją za to bardzo dobrze – gra muzykę taką, jaka została zapisana. Jeśli odtwarza „Flamenco Passion” - Gino D'Auri (FIM XRCD 023) to słychać każde mikrowybrzmienie, ciemną barwę gitar, nawet ciche nucenie gitarzysty. Wszystko jest perfekcyjnie dopracowane, zagrane, nagrane i odtworzone. Pomimo niewielkiego składu przestrzeń kreowana przez Yamaszkę jest na tyle sugestywna, że odnosi się wrażenie uczestnictwa w najmniejszym koncercie na świecie. Takim tylko dla jednego słuchacza. Z łatwością można śledzić wirtuozerię D'Auri, podążać wzrokiem za jego palcami tańczącymi po gryfie, trącającymi struny.

 

Chcąc pozostać w kręgu instrumentów strunowych sięgnąłem po zdecydowanie mniej cywilizowaną odmianę klasyki w postaci 7-ej symfonii … nie, nie Beethovena a fińskiej formacji Apocalyptica („7th symphony” ). Nawet na jednym ze spokojniejszych „Not Strong Enough” dynamika potrafiła nie tylko przedmuchać drobinki kurzu z membran głośników i tuneli bas refleks (jeśli takowe się tam znajdowały), wprawić w drżenie rodowe skorupy, słodko drzemiące w przepastnych czeluściach kredensu, ale i wytrącić filiżankę z aromatyczną herbatą sąsiadowi z piętra niżej szykującemu się do podwieczorka. W mgnieniu oka, bez żadnego ostrzeżenia, ostrzegawczej flagi, etc. Yamaha przeobraziła się w plującego siarką i gwoździami nabijanego ćwiekami demona. W tym momencie chciałbym przestrzec potencjalnych nabywców przed pochopnym wyborem funkcji „Random”. Obejmując wyborem losowym cały posiadany zbiór plików można nabawić się ataku serca. Szczególnie, kiedy po dziewczęcym wokalu Ayo, szepczącym słodko „Only You” nagle do ucha ryknie „Ooooh, it's your fu#$%&g nightmare” imć Matthew Charles Sanders (frontman Avenged Sevenfold). Ciężkie brzmienia grane przez Yamahę miały właściwy sobie ciężar, wykop i agresję. Jeśli gdzieś w uszy zakłuły blachy, sypnęło piachem po sopranach to trudno. Grunt, że ładunek został przekazany ładunek emocjonalny drzemiący w takiej muzyce. Nogi same przytupywały a głowa pamiętająca swoje dawno minione długowłose lata świetności rytmicznie podrygiwała. Wysokie tony podawane były dosadnie, twardo, ale jednocześnie bardzo czysto. To samo dotyczy basu, który cały czas trzymany na bardzo krótkiej smyczy nie miał szans na niesubordynację i jeśli tylko reszta systemu nie ma tendencji do jego zmiękczania i zaokrąglania to Yamaha na pewno tego nie zrobi. Średnica również nie wykazywała chęci do przejścia na piękniejszą stronę mocy. Była bardzo komunikatywna, ale nie hałaśliwa. Nie wysuwała się przed pozostałe zakresy, lecz stanowiła z nimi idealną, kompletną i nierozerwalną całość.

Na „konwencjonalnej” klasyce mogłem oddać się kontemplacji wokalnych popisów artystów opisujących mało obyczajne pląsy po ukąszeniu jadowitego pająka („La Tarantella: Antidotum Tarantulae” Alpha 503), bądź przenieść się do groty Króla Gór (Edvard Grieg „Peer Gynt” EMI Great Recordings of The Century – remaster nagrania z 1957r). Za każdym razem Yamaha dostosowywała swój temperament do repertuaru, kreowała scenę zależną od składu i zamysłu realizatora, pokazując starsze nagrania bez zbytnich upiększeń, a przez to naturalnie.

Prawdziwą ucztą były jednak koncerty. Zarówno „Alchemy” Dire Straits, jak i nieśmiertelny „The Wall” Pink Floyd grane „gapless’owo” radowały me uszy i serce. Yamacha przywróciła im dawno nie słyszaną podczas grania z plików spójność, homogeniczność. Nawet tak ograne do bólu starocie, jak „A Whiter Shade Of Pale” Procol Harum (“Live At The Union Chapel”) miały w sobie niesamowity urok pokrytego lekką patyną Rocka. Jednak dopiero na „S&M” Metallicy z symfonikami z San Francisco, pod batutą nieodżałowanego Michaela Kamena, NP-S2000 pokazała jaką przestrzeń jest w stanie przekazać, ile tysięcy ryczących gardeł jest w stanie pomieścić mój pokój i z jaką precyzją, wśród tego pierwotnego ryku, potrafi rozmieścić muzyków na scenie.

 

Podczas odsłuchów nie mogłem nie spróbować podpiąć odtwarzacz pod zewnętrzne przetworniki, które akurat miałem pod ręką. Żonglując Stello, Regą i Blacknotem z łatwością można było zauważyć zmiany zachodzące w brzmieniu systemu, jednak czy szły w dobrym kierunku to już inna para kaloszy. Z Blacknotem dźwięk się uspokajał i otulał słuchacza, z Regą minimalnie, ale jednak się ukulturalniał, a ze Stello lekko łagodniał na najwyższych składowych. Jednak w tym momencie można analizować brzmienie poszczególnych DACów a nie będącej przedmiotem niniejszego testu Yamahy.

Po oddaniu Yamahy dystrybutorowi zaczęło nurtować mnie pytanie. Kiedy odpowiedniki NS P-2000 pojawią się wśród urządzeń serii 1000, 700, 500 czy nawet 300. Czego będą dotyczyły oszczędności i jakich funkcji pozbawione zostaną tańsze modele. Z drewnianych boczków i XLRów mógłbym zrezygnować bez bólu. Z brzmienia nie.

 

Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski

 

Dystrybutor: Audio Klan

Cena: 5399 zł

 

Dane techniczne:

Obsługiwane formaty: WAV / WMA / FLAC / MP3 / AAC

Obsługiwane częstotliwości próbkowania: 96, 88.2, 64, 44.1, 32, 24, 22.05, 16, 12, 11.025, 8 (kHz)

Obsługiwane długości słów: 16, 24 bit

Radio internetowe: vTuner

Wyjście analogowe: RCA 2ch, XLR 2ch

Cyfrowe wyjście audio: optycznie, koaksjalne

Przeglądarka sieciowa: Z obsługą Javascript (IE, Safari, etc.)

Waga: 12 kg

Wymiary (S x W x G): 435 x 69 x 440 mm

Dostępne kolory: czarny, srebrny

Certyfikaty: Windows 7, DLNA (ver 1.5)

 

 

System wykorzystany w teście:

DAC: Stello DA 100 Signature 96/24; Rega DAC; Blacknote DAC 30

Wzmacniacz: Hegel H-100

Kolumny: Neat Acoustics Motive One; Monitor Audio Gold GX200; Audio Solution Pulsar; Xavian XN 250 EVO

IC: Antipodes Audio Katipo; Audiomago AS; Sonics Modigliani NF

IC cyfrowe – Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper

Kable głośnikowe: Harmonix CS-120

Kable zasilające: GigaWatt LC-1mk2; Supra Lo-Rad 3x2,5mm; Audionova Starpower Mk II

Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2

 

 

post-2651-088813700 1301489648_thumb.jpg post-2651-012463100 1301490736_thumb.jpg




Opinie użytkowników

Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia



Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • House of Marley Positive Vibration Frequency Rasta

    Patrząc na to, co lada moment zacznie wyprawiać się za oknem aż chciałoby się zanucić za nieodżałowanym Markiem Grechutą chociażby fragment niezwykle będącego na czasie utworu „Wiosna – ach to ty”. Dlatego też powoli, acz konsekwentnie warto przygotować się na prawdziwy wybuch zieleni a tym samym niemożność wysiedzenia w czterech „betonowych” ścianach. Jak to jednak w życiu bywa jeszcze się taki nie urodził, co … więc doskonale zdaję sobie sprawę, iż nie dla wszystkich pierwszy świergot ptaków j

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Słuchawki

    Czy płyty CD cieszą się jeszcze odpowiednią popularnością?

    W dzisiejszych czasach, ludzie coraz więcej rzeczy chętniej robią online. Odchodzi się od klasycznych rozwiązań, na rzecz nowatorskich rozwiązań. Ten stan rzeczy dotknął również branżę muzyczną. Normą jest, że artysta wydając nowy album, wypuszcza go również w wersji fizycznej, najczęściej w postaci płyt CD, które można zakupić w wielu sklepach. W opozycji do takich zakupów stoi oczywiście internet i rozmaite serwisy streamingowe, takie jak YouTube, czy Spotify. Warto się zastanowić czy, a jeśli

    audiostereo.pl
    audiostereo.pl
    Muzyka 33

    Marantz Cinema 30

    Choć z pewnością większość śledzących dział recenzencki czytelników zdążyła przyzwyczaić się do tego, że kino domowe gości u nas nad wyraz sporadycznie, to o ile tylko światło dzienne ujrzy coś ciekawego, to czysto okazjonalnie takowym rodzynkiem potrafimy się zainteresować. Oczywiście nie zawsze jest to klasyczny, przeprowadzany w zaciszu domowych czterech kątów test, jak m.in. w przypadku budżetowego, acz bezapelacyjnie wartego uwagi i po prostu świetnego Denona AVR-S770H, lecz również nieco m

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Systemy

    Indiana Line Diva 5

    Śmiem twierdzić, ze nikogo mającego choćby blade pojęcie o tym, co dzieję się wokół, jak wygląda rynek mieszkaniowy uświadamiać nie trzeba. Po prostu jest drogo, podobno będzie jeszcze drożej i tanio, to już było i nie wróci, a skoro jest drogo, to do łask wracają mieszkania o metrażach zgodnych z założeniami speców z lat 50-70 minionego tysiąclecia. Znaczy się znów aktualnym staje się powiedzenie „ciasne ale własne”. Dlatego też logicznym wydaje się popularność wszelkich rozwiązań możliwie komp

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Kolumny

    Bilety | DŻEM koncert urodzinowy| Koncert

    O wydarzeniu Kup bilet na koncert jednego z najważniejszych polskich zespołów bluesowych - zespołu Dżem! Grupa świętuje 40-lecie działalności, w związku z czym na koncertach na pewno nie zabraknie dobrze znanych przebojów, takich jak Wehikuł czasu, Whisky, Czerwony jak cegła czy Sen o Victorii. Dżem bilety na jubileuszowe koncerty już dostępne! O zespole Dżem Połączyli rocka, bluesa, reggae, country. Nagrali piosenki, które uwielbiają zarówno koneserzy, jak i niedzielni słuchacze

    AudioNews
    AudioNews
    Newsy
  • Najnowsze wszędzie

    faq


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.