Skocz do zawartości
Systemy

Test systemu Moon i-1/CD-1

Nie mieliśmy jeszcze dotąd na Audiostereo żadenej recenzji sprzętu Moona. Oficjalną znajomość z tym producentem zaczynamy dzisiaj, poczynając od dołu katalogu, który zajmują dwa, stosunkowo skromnie wygladajace urządzenia: zintegrowany wzmacniacz i-1 oraz odtwarzacz CD-1. Simaudio i jego marka Moon cieszą się bardzo dobrą opinią i wszędzie można znaleźć bardzo pozytywne opinie o elektronice tej firmy, zwłaszcza o wzmacniaczach, które uczyniły markę znaną. Nie tylko wielkie końcówki mocy Simaudio znajdowały uznanie w oczach recenzentów, bowiem jednym z często testowanych i pozytywnie przyjmowanych urządzeń był wzmacniacz Moon i-3 z dołu katalogu. Teraz w katalogu nastąpiły zmiany i pojawiła się jeszcze tańsza seria, którą możemy dziś zaprezentować.

 

Nowe klocki Moona oglądane z daleka nie wyróżniają się ekstrawaganckim wzornictwem. Dopiero z bliska widać jakość wykończenia obudowy, wykraczającą nie tylko ponad standard przyjęty w budżetówce, ale także ponad tzw. klasę średnią, do której można je zaliczyć. Jakość obróbki i wykończenia aluminium ścian czołowych jest bardzo wysoka, satynową powierzchnię i delikatne sfazowania przyjemnie jest pieścić dłonią. Można powiedzieć, że to nic nadzwyczajnego, ale byłaby to nieprawda, gdyż 90% znanego mi sprzętu w tej cenie (oraz droższego) jest wykończona gorzej, a dlaczego, to już nie wiem.

 

Odtwarzacz CD na czytelnej przedniej ściance ma ładny wyświetlacz w typowym dla Moona czerwonym kolorze, kilka przycisków, a także wąską szufladę napędu, jak twierdzi producent, gruntownie przebudowanego dla potrzeb Simaudio. Tylna ścianka wygląda standardowo, zawiera analogowe wyjścia RCA, wyjście cyfrowe SPD/IF na RCA, gniazdo IEC oraz porty komunikacyjne i serwisowe. Wnętrze mieści zasilacz z jednym transformatorem z ośmioma regulowanymi stopniami, układ upsamplingu z obróbką 24-bity/352,8 kHz, konwerter Burr-Brown PCM1793 z ośmiokrotnym oversamplingiem oraz precyzyjny zegar taktujący, gwarantujący (według producenta) niski jitter. Jedna duża płyta mieszcząca cały układ ma ścieżki z czystej miedzi i jest złocona. Oprogramowanie napędu także jest autorstwa Simaudio. Wzmacniacz umieszczono w obudowie o takich samych rozmiarach, która zawiera stosunkowo duży transformator toroidalny i ponownie jedną dużą płytkę z całym układem. W stopniu końcowym pracuje po jednej parze transformatorów bipolarnych na kanał, dających całkiem przyzwoitą moc 50W przy 8 omach, z czego pierwsze 5 W oddawane jest w klasie A. Ciepło przekazywane jest na obudowę, która pracuje jako radiator. Układ z tyłu jest równie typowy, co w odtwarzaczu: pięć wejść RCA, wyjście pre, para zacisków głośnikowych (umieszczonych za blisko siebie, co utrudnia stosowanie widełek), komplet portów komunikacyjnych i gniazdo IEC. Plusem funkcjonalnym jest znajdujące się na przedniej ścianie wejście do wzmacniacza słuchawkowego.

 

Choć ascetyczny design najtańszego zestawu Moona może się niektórym podobać (mnie skojarzył się z dawnymi produktami Musical Fidelity) to jednak surowość, zwłaszcza czarnej wersji, sprawia ogólnie dość przygnębiające wrażenie. Zdecydowanie nie jest to sprzęt, który przyciągnie uwagę osób kupujących oczami, a już na pewno, w przeciwieństwie do wyższych modeli Sim Audio, nie posłuży jako intrygująca ozdoba salonu. Okazało się jednak, że niepozorne pudełka kryją w sobie naprawdę duży potencjał.

 

W dźwięku reprodukowanym przez zestaw słychać szlif godny urządzeń z wysokiej półki – jest gładki, przestrzenny, przyjemny dla ucha, a przy tym ponadprzeciętnie rozdzielczy. Concerti Grossi Handla we wspaniałym wykonaniu Arte Dei Suonatori po raz kolejny posłużyły mi w teście do obalania stereotypów na temat dźwięku „lampowego” i „tranzystorowego”. Tym, czym ujmował kanadyjski zestaw (jakby nie było, zrobiony na półprzewodnikach) było przede wszystkim niezwykle pieczołowite oddanie barw . Dźwięki dawnych instrumentów nie raziły ostrością i nie kłuły nieprzyjemnie uszu, były natomiast wybitnie neutralne i bogate w alikwoty.

 

Wrażenia przestrzenne to także mocny punkt zestawu. Plany w Concerti Grossi nie są może nadzwyczajnie zróżnicowane, ale już samo rozstawienie poszczególnych grup instrumentów, czytelność i „napowietrzność” robiła wielkie wrażenie. Słuchając gęściej zaaranżowanych utworów muzyki dawnej, między Koncertów Brandemburskich i suit orkiestrowych Bacha, nie trzeba się było wysilać, żeby śledzić skomplikowaną i zmieniającą się jak w kalejdoskopie fakturę. Wszystko było podane jak na tacy, a przy tym w sposób niemęczący. Ogólnie rzecz biorąc: gładkość i muzykalność połączona z przejrzystością i precyzją brzmienia. Duża klasa.

 

Kiedy przyszedł czas na wielką symfonikę , mój początkowy entuzjazm nieco przygasł. „Planety” Holsta pod dyrekcją Slatkina, nagrane w technice 24/96, bywają bezlitosne jeśli chodzi o obnażenie niedostatków dynamiki czy też szczupłości basu. Tak było i tym razem. „Mars” nie sprawił, że ziemia zadrżała w posadach, a ze ścian posypał się tynk. Zestawowi zabrakło po prostu solidnej podstawy basowej, która pozwoliłaby bogowi wojny wydawać niskie, przeciągłe pomruki. Nie miałem natomiast żadnych zastrzeżeń do dynamiki i czytelności. Dźwięk przy bardzo wysokich poziomach głośności był idealnie uporządkowany. Akurat w przypadku tego nagrania, uporządkowanie pięciu bądź sześciu płaszczyzn dźwiękowych to naprawdę wyzwanie dla sprzętu. Chciałoby się powiedzieć, że w kwestii czytelności Moon zachowuje się jak końcówka mocy, której niestraszne duże natężenia dźwięku, a jednak do poziomu końcówki brakuje owych tonów z czeluści, które przesunęłyby równowagę tonalną nieco w dół. Nadal jednak wielkie wrażenie robiła przestrzenność. Dźwięk za nic miał ustawienie kolumn i skromne rozmiary pokoju. Przy zwiewnej „Wenus” przestrzeń była na tyle przekonująca, że wystarczyło zamknąć oczy żeby do końca podać się koncertowej iluzji.

 

Choć „Planety” powiedziały w zasadzie wszystko w kwestii gęstej symfoniki, postanowiłem jeszcze trochę pomęczyć zestaw V Symfonią Szostakowicza. Tutaj, pod względem rysunku przestrzeni, rozmieszczenia instrumentów na scenie oraz szczegółowości, Moon zaczął mi coraz bardziej przypominać zestawy YBA. Od tych ostatnich, kanadyjski duet różni z pewnością barwa dźwięku, zwłaszcza wysokich tonów, która w Moonie jest bardziej wyrafinowana. Oczywiście brak najniższego basu był słyszalny również przy Szostakowiczu. Lekkie wyszczuplenie tego zakresu miało jednak tę zaletę, że pozwalało na bardzo dokładne śledzenie linii melodycznych kontrabasów i wiolonczel, które nie zlewały się w jedną, lepką pulpę. Ideałem byłoby połączenie niskiego basu i czytelności, ale nie zapominajmy o cenie zestawu. Brak kompromisów zaczyna się dużo powyżej tego pułapu. Piąta symfonia ujawniła natomiast inne zalety Moona, wcale nie tak oczywiste dla zestawu kompaktowych rozmiarów: szybkość narastania dźwięku, precyzyjne wygaszanie impulsów i odporność na „zdławienie”. Wprawdzie transformator we wzmacniaczu wielkości małego garnuszka dużo już obiecywał samym wyglądem, mimo to nie spodziewałem się że w dźwięku znajdę tyle cech zarezerwowanych dla urządzeń o znacznie większej mocy.

 

Po próbach symfonicznych przyszedł czas na odsłuchy klimatyczne. Słuchając „Gåte ved gåte” Kari Bremnes, dźwięki można było niemal łapać rękami w różnych częściach pokoju. Każdy, kto zna produkcje Kirkelig Kulturverksted dobrze wie, co potrafią realizatorzy dźwięku z Rainbow Studio, gdzie nagrywają podopieczni Manfreda Eichera z ECM. Muzyka dosłownie rozlewała się po pokoju, a głos Kari zawieszony był w olbrzymiej, wyczarowanej przez Moona przestrzeni. Linię każdego instrumentu można było śledzić z osobna, choć z analitycznością na siłę nie miało to nic wspólnego. Dźwięk był spójny i czytelny zarazem – na tyle czytelny, że fuszerka w postaci przesteru w trzecim utworze zabrzmiała wyjątkowo boleśnie dla uszu ( to też potrafią realizatorzy z Rainbow Studio). Linia kontrabasu była zwinna, szybka i tworzyła bardzo przyzwoitą podstawę, choć o potężnych tąpnięciach można było oczywiście zapomnieć. Gdybym miał się nieco uskarżać na ogólną równowagę tonalną, powiedziałbym że momentami było (przynajmniej jak na mój gust) odrobinę za jasno. Była to jednak na tyle niewielka „odchyłka”, że przy odpowiednio dobranych kolumnach i kablach można ją znakomicie zrównoważyć.

 

Na płytach z dobrze nagranym fortepianem (min. „Utwory fortepianowe” Mariana Sawy) natychmiast wyszły na wierzch przewagi Moona, które kazały mi nieco zweryfikować wyrażony wcześniej pogląd na temat szczupłości dołu. Basu nigdy nie brakowało, było go dokładnie tyle ile trzeba, a czytelność niskich oktaw była wzorcowa. Wydawałoby się, że słuchając pojedynczego instrumentu, wrażenia przestrzenne zejdą na dalszy plan. Nic bardziej mylnego! Fortepian, razem z kształtem studia nagraniowego, można sobie było wręcz wyrysować. Wrażenie robiła liniowość brzmienia fortepianu, dźwięczność i to, co na swój prywatny użytek nazywam „otwarciem dźwięku”– czyli przejrzystość (nie jaskrawość!) połączona ze ponadprzeciętną dynamiką i czytelnością. Po przejściu na mój roboczy duet Soneteer/Meridian natychmiast dawało o sobie znać lekkie zmatowienie dźwięku i rozmycie konturów.

 

Chcą podsumować zestaw Moona w krótkich żołnierskich słowach, można by zaryzykować twierdzenie, że to trochę taki Mark Levinson dla niezamożnych. Słychać wyraźnie, że dla konstruktorów wartością nadrzędną była jak największa neutralność i przejrzystość dźwięku w połączeniu z doskonale wyrysowaną przestrzenią. Neutralność, dodajmy, nieosiągalna dla innych znanych mi urządzeń z tej grupy cenowej. Mankamentem może być dla niektórych lekkie uprzywilejowanie góry i środka na rzecz uszczuplonego (czy też może nie podbitego) basu. Jednak osoby, które bardziej od masażu brzucha cenią sobie liniowe brzmienie na pewno nie będą narzekać.

Bartosz Luboń

Alek Rachwald

 

Szczegółowe dane:

Dystrybutor: Audio Forte

Cena: 5000 zł wzmacniacz, 5500 zł odtwarzacz, 8000 zł zestaw.

Wzmacniacz:

-Wejścia: 5xRCA

-Wyjścia: 1xRCA pre

-Moc 50 W (8 Ohm); 100 W (4 Ohm)

-Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 100 kHz.

-THD: 0,02% (50W)

-Współczynnik tłumienia: >200

-Stosunek S/N: -101 dB

-Impedancja wejściowa: 11 kOhm

-Pojemność w zasilaczu: 20 000 uF

-Wymiary: 43 (S) x 7,6 (W) x 32,4 (G) cm

-Masa: 10 kg

 

Odtwarzacz:

- Wyjścia analogowe: 1xRCA (100 Ohm)

- Wyjście cyfrowe: 75 Ohm S/P-DIF (RCA)

- Zakres dynamiki: 120 dB

- jitter:

Data dodania

Audio Pro C20

Jeszcze do niedawna, pomimo coraz bardziej zaawansowanej integracji „domowej inteligencji” większość nieskażonych audiophilią nervosą użytkowników żyła w przekonaniu, że TV najrozsądniej wzbogacić o soundbar, bądź podpiąć pod posiadany zestaw MCh/stereo a mniej bądź bardziej bezprzewodowe ekosystemy składające się z większych i mniejszych jednostek są może i wygodne, jednak zazwyczaj pełniły rolę niezobowiązujących umilaczy codziennej krzątaniny w kuchni, relaksu w sypialni, czy też na balkonie.

Fr@ntz
Fr@ntz
Kolumny

Porównanie JBL Go 4 z poprzednimi modelami - co się zmieniło?

Porównanie nowego modelu głośnika JBL Go 4 z jego poprzednimi wersjami to temat, który z pewnością zainteresuje wielu miłośników muzyki i technologii audio. Marka JBL słynie z innowacyjnych rozwiązań dźwiękowych, które nie tylko zachwycają jakością brzmienia, ale także ewoluują wraz z postępem technologicznym. Dlatego też warto przyjrzeć się bliżej, jakie zmiany i ulepszenia zostały wprowadzone w najnowszym modelu JBL Go 4 w porównaniu z jego poprzednikami. #dwa_boxy_lewo_prawo_

audiostereo.pl
audiostereo.pl
Recenzje

Sonus Faber | Wywiad z Projektantem | Film

Cześć! Dzisiaj mamy dla Was wywiad z Livio Cucuzza, który jest głównym projektantem dla włoskiego Sonusa Fabera. Zadam mu kilka pytań, między innymi o jego ulubiony model, plany na przyszłość oraz o to, jakie polskie jedzenie mu najbardziej zasmakowało 😉 Zapraszamy do oglądania!   Chcielibyście zobaczyć więcej takich filmów? Dajcie znać w komentarzach pod filmem!

Q21
Q21
Wywiady

Męskie Granie 2024

START SPRZEDAŻY OSTATNIEJ PULI: 24.04.2024, g. 12:00 Już 23.04 o g. 12:00 pojawi się line-up 15-tej edycji trasy festiwalowej Żywiec Męskie Granie! FAQ - najczęściej zadawane pytania dotyczące zakupu biletów znajdziesz TUTAJ. Ważne: płatność za bilety będzie możliwa wyłącznie za pomocą BLIK oraz Vouchera eBilet. Do zatańczenia pod sceną! Bilety na trasę Męskie Granie 2024 Limit biletów: 4 bilety na użytkownika na dany koncert. Wszystkie bilety są personalizowane - o

AudioNews
AudioNews
Newsy

Orange Warsaw Festival 2024

O wydarzeniu OGŁOSZENIE ARTYSTÓW: legendarne The Prodigy zamknie Orange Main Stage 7 czerwca! Co-headlinerem piątku na OWF 2024 będzie Yeat. Orange Warsaw Festival to od kilkunastu lat najważniejsze wydarzenie muzyczne i kulturalne Warszawy oraz idealne rozpoczęcie festiwalowego lata. Każda edycja jest świętem muzyki, skupiającym dziesiątki tysięcy fanów i eklektyczny line-up. Orange Warsaw Festival 2024 line-up W dniach 7-8 czerwca na Torze Wyścigów Konnych Służewiec wystąpi

AudioNews
AudioNews
Newsy 1


Opinie użytkowników

Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia



Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.