Podobnie jak w poprzednim roku i ogólnie w ostatnich kilku latach, Audio Show przeżywa niemal inwazję gramofonów analogowych. Można zastanawiać się, czy dwadzieścia maszyn prezentowanych w charakterze głównych źródeł sygnału to dużo czy mało, ale w każdym razie gramofonów było więcej niż instalacji kina domowego, a to świadczy o poważnych przewartościowaniach w świecie domowego audio.
Żeby ułatwić sobie pracę, a czytelnikom orientację, zacznę opis obecności gramofonów na naszej wystawie tak, jak sam zacząłem zwiedzać, czyli od samej góry Sobieskiego, a skończę w Bristolu, zawadziwszy po drodze o Tulip. Zatem najpierw wjechałem windą na najwyższe, siódme piętro (czasym, gdy AS zajmowało mniej pięter Sobieskiego należą do przeszłości). I zaraz zobaczyłem gramofon E-Flat firmy EAT, powiązanej personalnie z Pro-Jectem. Kto się tam z kim ożenił, czytelnicy Audiostereo wiedzą, nie będę więc się powtarzał, powiem tylko, że gramofony te produkuje najpiękniejsza kobieta w branży. Wracając do gramofonu, ładniutki biały napęd jest obecnie najniższym modelem firmy, a dość odlotowe ramię wykonano z włókna węglowego. Piątka z wzornictwa – ten gramofon to faktycznie kawał dobrego łakocia.
Następnie zaszedłem do pokoju Naszego Audio, gdzie wśród egzotycznie wyglądających japońskich mikroelementów zobaczyłem wielki gramofon Nottingham Analogue, jak się okazuje wypożyczony na wystawę od nowego dystrybutora. Do dystrybucji jeszcze powrócę. Kolejna niespodzianka czekała na mnie już niżej, w pomieszczeniu warszawskiego SoundArtu. Nie, proszę Państwa, to co widzicie to nie jest gramofon, ale najbardziej ugramofoniony odtwarzacz świata, SoundArt Rock CD. Widoczne na zdjęciu ramię to tylko przycisk powodujący odczytanie TOC. Mimo, że mamy do czynienia z napędem cyfrowym, nie mogłem w relacji pominąć tak ambitnego nawiązania do złotej ery nagrań muzycznych. Zresztą natychmiast pożyczyłem ten odtwarzacz z myślą o teście w naszym Magazynie.
Następnie wkroczyłem do pokoju, gdzie gramofony dominowały i nadawały ton. Szemis Audio Konsultant zgromadził w jednym pomieszczeniu dwa gramofony Michella, gramofon Audio Note i coś, z daleka wyglądało mi na napęd Simon Yorke. Natomiast w momencie mojego wkroczenia za źródło dźwięku służył nieznany mi wcześniej, nowy napęd Alexia producenta ramion Helius, oczywiście z firmowym ramieniem - w tym wypadku był to szczytowy model Aurora. Ramion Heliusa było więcej, w tym nowe ramię budżetowe Scorpio 4, a wszystkie wkładki pochodziły od japońskiego ZYXa. Elektronika składała się z segmentów Sugdena, dźwięk wydawały zaś znane mi dobrze kolumny podłogowe tej firmy.
Nastepnie odwiedziłem pokój dystrybutora elektroniki Densen, do której mam dożywotni sentyment od czasów modelu B-100 ze złotymi gałami. Tam ku swemu zaskoczeniu zobaczyłem gramofon i to nie pierwszy z brzegu, ale autentyczny, piękny, minimalistyczny Well Tempered. Prezentacja była statyczna, ale zapewniono mnie, że gramofony nie będą jednorazową ozdobą i że firma planuje je promować i sprzedawać. Chyba wiem, co będzie w takim razie przedmiotem jednego z najbliższych testów.
Potem zaniosło mnie do pokoju dystrybutora Ortofona, firmy Mediam, gdzie po raz drugi (i nie ostatni) na tej wystawie zobaczyłem wysoki model gramofonu Nottingham Analogue. W rozmowie sprawa się wyjaśniła: otóż firma wzięła na siebie rozpowszechnianie tych gramofonów w Polsce. Mam nadzieję, że będzie im to szło żywiej niż poprzednikom, bo Nottingham to firma godna polecenia: uosobienie angielskiej solidności wykonania i dobrego dźwięku za bardzo przyzwoite ceny. Zdarzało mi się już testować gramofony Nottinghama i zawsze żałowałem, że nie są u nas bardziej popularne. W dodatku to naprawdę ładny sprzęt.
Oprócz gramofonu dystrybutor wyeksponował mały elektroniczny figiel, własny produkt będący wzmacniaczem słuchawkowym. Słuchawki nie analog, ale urządzońko jest tak ładne, a przy tym dobrze grające, że pozwoliłem sobie zamieścić zdjęcie malucha. Element pośrodku służy do robienia głośniej.
Po opuszczeniu pełnego wkładek Ortofona pokoju Mediamu wylądowałem na chwilę w pomieszczeniu, z którego wydobywały się potężne i przenikliwe dźwięki. Trafiłem na prezentację polskiego gramofonu Zontek, wyjątkowo dopracowanej konstrukcji z 14-calowym ramieniem i ciężkim talerzem na twardym zawieszeniu. Lampowa elektronika pochodziła od znanej mi z bardzo dobrych pre gramofonowych firmy Linnart (plus końcówki Leak i stare kolumny Snell i okablowanie KB). Tutaj jakoś długo nie mogłem ulec czarowi muzyki, mimo starań pięknej wkładki Miyajima Shilabe na hebanowym ramieniu. Następnego dnia dowiedziałem się, że winny był nacisk igły, który przypadkowo uległ rozregulowaniu. Po zwiększeniu nacisku niekorzystny efekt zniknął. Zdarza się, zwłaszcza na wystawie, gdzie tysiące zwiedzających rwą się do macania i kręcenia wszystkim, co wystaje.
Następnie obejrzałem sobie potężny i robiący duże wrażenie jakością wykończenia niemiecki gramofon Acoustic Solid z dystrybucji Audio Forte. Podobnie jak w poprzednim wypadku jest to gramofon tłumiony masą (mass-loader), z ramieniem japońskiej marki Jelco.
W pokoju demonstracyjnym wzmacniaczy Abyssound niespodziewanie zobaczyłem jak zawsze elegancki gramofon Linn LP12. Pełnił rolę głównego źródła dźwięku, niestety nie udało mi się podpatrzeć wkładki, ale brzmienie było bardzo dobrej jakości, za co niewątpliwie odpowiedzialność ponoszą również wielkie czarne kloce z Małopolski. Z boku stała przedprototypowa wersja wzmacniacza zintegrowanego Abyssound, ale to już sprawa na inną relację.
W pomieszczeniu Foniki zobaczyłem natomiast Fonikę, i to od razu w dużej dawce. Reaktywowana marka, która już poprzednio zaprezentowała się całkiem interesującymi napędami analogowymi, tym razem też nie zawiodła, prezentując razem z napędami własne nowe ramiona gramofonowe. Co by nie mówili grymaśni ludzie, zobaczyć logo „Fonica” po latach jest przyjemnie, zwłaszcza gdy samemu zaczynało się kombinacje z czarną płytą od gramofonu tej firmy, wyszarpniętego z gardła reformie gospodarczej. Gratuluję produktów i konsekwencji w rozwijaniu oferty. Liczę oczywiście na egzemplarz do testu.
Na fotografii powyżej warto zwrócić uwagę na głowicę ramienia o zmiennym kącie mocowania wkładki (dodatkowy slot po lewej stronie, przy belce). Pierwszy raz spotykam się z takim rozwiązaniem.
W studio hi-fi Pełne Brzmienie jak co roku prezentowano muzykę z wielkiego gramofonu Systemdek. Odrodzenie tej zasłużonej marki, w dodatku będące dziełem rodziny twórcy Systemdeka, było jednym z jaśniejszych momentów w dziedzinie audio w ostatnich latach. Jak zwykle w Pełnym Brzmieniu grało zjawiskowo i zapewne gramofon poważnie przyczyniał się do tego efektu. Analogowemu źródłu towarzyszyły kolumny głośnikowe ART Loudspeakers i lampowa elektronika Art Audio. Niestety zdjęcia całkiem czarnego gramofonu wyszły słabo (czarne źle się fotografuje), więc ilustracji nie będzie.
Z prezentacji analogowych w Hotelu Sobieski wartych wzmianki trzeba jeszcze wspomnieć o bardzo eleganckim gramofonie wystawionym w pokoju DIY. Napęd tego pięknego drewnano-metalowego urządzenia został wykonany w całości oryginalnie, natomiast ramię zawierało w sobie kilka elementów wziętych z ramienia dostępnego komercyjnie.
Bardzo interesująca byłą również prezentacja całej gamy gramofonów Transrotor w pokoju dystrybutora tej firmy, czyli firmy Eter Audio z Katowic. Niestety nie udało mi się uzyskać zadowalajacych zdjęć tej kolekcji, a szkoda, bo było na co popatrzeć. Trzeba będzie zadowolić się zdjeciem gramofonu Transrotor Apollon pochodzącym od dystrybutora.
Na parterze można było wziąć udział w prezentacji z udziałem nowego gramofonu firmy Pro-Ject. Nowe gramofony tego producenta pojawiają się co jakiś czas, ale w tym wypadku miałem do czynienia z nowym modelem szczytowym o nazwie Signature, potężnym mass-loaderem z firmowym chromowanym ramieniem unipivot i dwoma silnikami. Gramofon (z wkładką Cardas) grał bardzo gładko i „analogowo”, na ile można to ocenić w tak powierzchownym kontakcie.
Po przeniesieniu się do hotelu Tulip natknąłem się zaraz na kolejną nowość z dziedziny dystrybucji: otóż Soundclub przyjął dystrybucję gramofonów Brinkmann. Zaprezentowany model Balance to szczytowa konstrukcja niemieckiej manufaktury, oczywiście z firmowym ramieniem i firmową wkładką. Jest to gramofon umieszczany na szczycie wielu recenzenckich rankingów brzmienia (przyznam, też chciałbym go mieć), jednak jest też mocno drogi. Producent oferuje również tańsze modele, w tym podstawowy o nazwie Bardo, a także gamę elektroniki.
Analog w Tulipie nie rozpieszczał mnie tak bardzo, bo po Brinkmannie trafiłem jeszcze tylko na prezentację z udziałem gramofonu Systemdek w pokoju Pełnego Brzmienia, jak zawsze na wysokim poziomie, jednak obowiązki wzywały i trzeba było lecieć do Bristolu, gdzie kilku dystrybutorów zapowiadało atrakcje.
Rzeczywiście, ekspozycja gramofonów przygotowana przez RCM mogła powalić najsilniejszego recenzenta. Stojące w rzędzie napędy Dr Feickert, Thales oraz Kuzma, a w korytarzu gabloty z wkładkami Benz oraz Dynavector, to dawka uderzeniowa. A do tego jeszcze szczytowy model przedwzmacniacza gramofonowego RCM TheRIAA, kosztujący tyle, że nie chcę się wyrażać, a grający też wybornie.
Prezentacja, która wywarła na mnie szczególnie dobre wrażenie, dotyczyła w większym stopniu wzmacniacza i kolumn, jednak rolę źródła analogowego pełnił tam gramofon Avid z ramieniem SME, dzięki czemu mogę zamieścić wzmiankę na ten temat w relacji analogowej. System złożony z otoczonego legendą wzmacniacza Marton Opusculum Reference, nowego modelu firmy inż. Knagi, oraz z podłogowych kolumn ESA, zagrał pierwszorzędnie. Nie było się do czego przyczepić, mikrodynamika, swoboda, przepływ muzyki, to wszystko powodowało, że chciało się po prostu siedzieć i słuchać. Przypuszczam że główną rolę w tym spektaklu grał wzmacniacz, ale Avid to firma bardzo uznana i sądzę, że wniósł wkład.
W Bristolu moją uwagę przyciągnął jeszcze elegancki gramofon McIntosha, wyeksponowany razem ze wzmacniaczami tej firmy, potem zaś wybrałem się z powrotem do Sobieskiego, wyłapywać detale, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi.
I tak trafiłem do pokoju, w którym analog królował w formie, którą rzadko spotyka się nawet na takich wystawach. W pomieszczeniu Ansae rolę źródła dźwięku dla systemu pełnił wielki szpulowy magnetofon Akai. Obok niego stał skromnie gramofon Systemdek z ramieniem Audio Origami, jednak tym razem to magnetofon kradł całą uwagę. I grał, i to grał całkiem dobrze.
Ten zaskakujący system z kolumnami z kolumn ART Audio okablowany był oczywiście wyrobami Albedo i Ansae, dźwięczał pięknie, nieco miękko i zauważyłem, że wielu zwiedzających wystawę chętnie zatrzymywało się właśnie w tym pomieszczeniu, żeby odpocząć i posłuchać muzyki. Jak widać źródła analogowe znowu nadają ton i spodziewam się, że przed nimi wiele jeszcze lat życia. I na tym przenikliwym spostrzeżeniu pozwolę sobie zakończyć tegoroczną relację.
Alek Rachwald
(fot. autora, z wyjątkiem Transrotor Apollon)