Audio Show to nasza coroczna duża przyjemność, którą czasem może ktoś zepsuć. Na przykład telefonem: "Cześć, zrób relację z dwóch hoteli!". Zawsze miałem słabość do energicznych kobiet, więc relacja powstała, a jeśli coś w niej szwankuje, reklamacje proszę zgłaszać Redaktor Naczelnej. Ja się starałem...
Ponieważ dostałem zadanie bojowe, pierwszy dzień spędziłem w lekkim galopie. Żegnajcie miłe snucie się po korytarzach, palenie fajki na schodach, picie wódki w toaletach... Wróć! Wódki nie było, to były koktajle. No ale tym razem nie było, bo pokój Ansae odwiedziłem tylko przelotnie, ukradkiem roniąc łzę za firmowym "borsuczkiem". Ale do rzeczy. W ramach galopu zacząłem od hotelu Kyriad. Podobnie jak wielu innych, moją uwagę przyciągnęło kolumny Boenicke, maluchy ryczące głosem giganta. To się w głowie nie mieści, ze takie małe coś, w dodatku w tak wielkim pomieszczeniu, grało tak dużym dźwiękiem. Czy mi się podobało? Nie bardzo, bo wolę bardziej nastrojowy dźwięk i większe membrany, ale obiektywnie osiągnięcie było na dużą skalę. Towarzyszyła im elektronika CAD i okablowanie Purist Audio Design.
Po drodze na korytarzu moją uwagę przyciągnęła "biurkowa" elektronika korzystająca z brytyjskich wzorców, mianowicie systemy iFiaudio. Oprócz niewielkich urządzeń w drewnie były też metalowe przedmiociki już zupełnie miniaturowe.
Do pokoju Zeta Zero wszedłem na chwilę, bo było odrobinę za głośno jak na moje uszka jak muszelki, ale to wystarczyło żeby odnotować oprócz obecności typowych dla tej firmy dyniowo-kabaczkowo zaokrąglonych kolumn podłogowych także coś, co początkowo uznałem za zrobotyzowaną żonę sułtana. Po chwili wyjaśniło się, że jest to prototyp zestawu głośnikowego promieniującego dookólnie. Urządzenie jeszcze nie grało, ale wrażenie wizualne jest jedyne w swoim rodzaju.
Następnie pojawiłem się w pomieszczeniu zajmowanym przez Avatar Audio, firmę która wcześniej znana była pod bardziej pospolitą nazwą, którą muszę przyznać jakoś polubiłem. Tym niemniej teraz mamy do czynienia z Avatarem, a prezentacja dotyczyła większego modelu zestawów głośnikowych tego producenta, Holophony. Muzyka była serwowana z plików o wysokiej rozdzielczości, lampowa elektronika pochodziła od zewnętrznego producenta, natomiast od Avatara były jeszcze kable oraz solidne podstawy pod sprzęt. Jeśli chodzi o brzmienie, to wyszedłem z mieszanymi uczuciami. Niedawno recenzowałem wcześniejszą wersję kolumn tego producenta i zrobiły one na mnie wrażenie kontrowersyjnych, ale bardzo interesujących i grających żywo. Tymczasem dzisiaj było nudno. Muzyka plumkała sobie zbyt wolno i niezobowiązująco. Nie wiem, co się stało, może była to sprawka elektroniki?
Następnie zaszedłem do Soundclubu, gdzie było solidnie, chociaż raczej bez szału. Lepsze efekty dźwiękowe zdarzyło mi się słyszeć we własnym pokoju odsłuchowym dystrybutora. Niestety pomieszczenia hotelowe czasem potrafią uśrednić dźwięk niekiedy bardzo wybitnych urządzeń i tu pewnie tak było (o ile te urządzenia były wybitne, rzecz jasna). Natomiast istotną wartością była możliwość obejrzenia pełnej amplifikacji Roberta Kody. Ciekawe jak to gra, dlaczego tak dobrze i dlaczego tak drogo?
Po drodze minąłem jeszcze milutkie stoisko z odsłuchami słuchawek Stax (nie spróbowałem) i wszedłem do pokoju Grobel Audio. Tam bardzo przyjemnie grał lampowy system Jadis na gramofonie TW-Acustic i z niewielkimi kolumnami Franco Serblina. Muzyka brzmiała wciągająco i kameralnie, chociaż wstawienie tak małych głośników do takiego pokoju było kuszeniem losu. Ale moim zdaniem sie udało, chociaż osobiście preferuję większe membrany.
Następnie zaniosło mnie do pokoju, w którym grały kolumny Sveda z elektroniką Mytek. No niestety, tutaj albo ja mam coś z uszami (jak Janusz Rewiński w Kabarecie Olgi Lipińskiej), albo coś było nie tak, bo niskie tony wspomagane dwoma subwooferami były przynajmniej dla mnie do niczego. Ciągnące się jak toffi, atakujące podstępnie i wciągające za nogi w bagno. Nie była to przyjemność.
Następnie zawadziłem o salę, gdzie wystawił sie Mediam, z której zapamiętałem głównie gramofony, czyli własny bardzo ładny gramofon dystrybutora oraz grajacy gramofon Nottingham Analogue: wartościowy dodatek do oferty i sprzęt, który naprawdę powinien być w Polsce bardziej popularyzowany, gdyż są to klasyczne brytyjskie wyroby analogowe dla melomana: bez zbędnych wodotrysków, elegancko zaprojektowane i bardzo solidnie wykonane.
Na tym zakończyłem wizytę w Kyriadzie i przeniosłem sie do Bristolu, o czym będzie w następnej częsci.
Alek Rachwald