Poproszony przez redakcję Audiostereo, postanowiłem podzielić się z czytelnikami swoimi wrażeniami z Wystawy, oraz pewną liczbą swoich fotografii. Na początek zaznaczę, że dzięki uprzejmości między innymi Linn Polska miałem w tym roku możliwość posłuchania oraz fotografowania ich (i nie tylko ich) sali wystawowej ze sporo większą swobodą niż zazwyczaj (za co należą się wielkie brawa). Tak wyglądała jeszcze pusta sala Sonata w Kyriadzie tuż przed otwarciem wystawy:
Pomimo tego zmianie nie uległ mój wredny charakter i czepialstwo związane z wyszukiwaniem przeróżnych mankamentów tam, gdzie inni nie znaleźliby nic. Tak więc moja ocena subiektywna może wydać się niektórym krzywdząca i niesprawiedliwa.
Jak pewnie większość z bywalców AS zauważyła, zmiana lokum z Bristolu na Kyriad wyszła Linnowi na dobre. Pomimo niemalże sześciennej sali wystawcy udało się uzyskać brzmienie swoich produktów na na prawdę wysokim poziomie (szczególnie, ze za ścianą ryczały "cebule" napędzane "cygańskim zestawem MBL, a nieopodal grały flagowce Martina Logana). Wielogodzinne jeżdżenie z kolumnami w te i nazad, oraz "strojenie" brzmienia zestawu "na ucho" dało całkiem akceptowalne rezultaty. Linny uznały jednak, że można jeszcze lepiej i w sobotę rano pojawili się z kilkoma metrami wiklinowej maty pod pachą. Panowie dwoili się i troili, żeby tylko zdążyć przed ostatnim dzwonkiem:
Efekt finalny nie tylko nie zaszkodził wystrojowi sali, a i właściwościom akustycznym mógł pomóc:
Dla ortodoksów wyspiarskiego Hi-Fi Linn przygotował "nieśmiertelnego" Sondeka:
Oczywiście w związku ze zbliżającymi się obchodami rocznicy odzyskania niepodległości również fani militariów nie zostali pominięci. Specjalnie dla Nich dystrybutor ściągnął pokojową wersję miny przeciwczołgowej, którą co bardziej kreatywni szaleńcy mogą zawiesić (ku uciesze okolicznej gawiedzi) na ścianie (oby nie była to działówka karton/gips, bo efekt odpalenia tego cuda może być na prawdę spektakularny):
Linn jako firma z tradycjami, twardo stąpającą po ziemi i mająca jasno sprecyzowany pogląd na własne brzmienie, w tym roku udostępniła amatorom dźwięku wysokiej jakości miłe sercu każdego audiofila sympatyczne gadżety. Biorąc pod uwagę kryterium gabarytowe, jako pierwsze wymienię stoliki Quadraspire, które dzięki ażurowym półkom powinny przypaść do gustu wybrednym Paniom domu, a dzięki solidnemu wykonaniu nie degradować brzmienia "grajeł" ich Małżonków:
Poniżej elektronika głównego systemu w pełnej krasie:
A na deser rodzynki, a raczej podstawki pod kable (czyli totalne wariactwo akcesoryjne) również w wydaniu Quadraspire:
i widok z perspektywy namolnego robala:
Nie mogłem też odmówić sobie przyjemności uwiecznienia trójdrożnej sekcji średnio-wysokotonowej dyżurnych (5-cio drożnych) kolumn Linna. Wszystko razem był to come back w dobrym stylu:
Kontynuując wątek Kyriadowy chciałbym wspomnieniami wrócić na chwilę do sali zajmowanej przez jeden z systemów Audio Klanu, gdzie dumnie prężyły się flagowce Vienna Acoustics – model Klimt. O ile na zdjęciach przed wystawą wyglądały wręcz szkaradnie, to w naturze wiele zyskały dzięki perfekcyjnej stolarce i całkiem znośnemu brzmieniu:
Dociekliwi oglądacze pewnie zwrócili uwagę, że sala była puściuteńka (parę minut po 10-ej fala zwiedzających jeszcze nie napłynęła ze strony Sobieskiego).
Kolejnym systemem, na który ostrzyłem sobie zęby od zeszłego roku, były Triangle Magellan z BAT-ami. Podczas zeszłorocznego Audio Show w Sobieskim dusiły się strasznie, ale w tym roku lokum miały miodne. Co z tego, skoro dźwięk w żaden sposób nie chciał być ani spektakularny, ani porywający. Oczywiście tragedii nie było, ale po sąsiedzku (Logany z Krellem) grało jednak lepiej:
Po powrocie do domu coś mnie tknęło i zacząłem uważniej studiować zrobione zdjęcia i stwierdziłem, że dwie z lampek w monobloku były mocno skrzywione - nie wiem jak dystrybutor, ale ja bym zwalił całą winę na to.
Za to szlifierka - marzenie, mucha nie siada – coś jakby Densen (mam DM-10 z chromowanymi gałkami). Gdyby rzeczony Densen miał wprowadzić coś takowego do swojej oferty, to ma już idealnego kandydata do produkcji OEM...
Parę metrów dalej Audio Klan prezentował przepiękne "żaglowce" Martina Logana napędzane amplifikacją Krella ze szczytowej serii (Evolution 402 za 53 kzł). Zestawu tego mogłem posłuchać przez kilka minut w praktycznie pustej sali i po chwili zastanowienia mogę uznać, że było to (wg mnie) najlepsze brzmienie tegorocznej wystawy. Zadowolony z tego "krótkiego przesłuchania" jestem tym bardziej, że doszły mnie słuchy, iż system dotknęła później jakaś usterka i granie się skończyło.
Całe szczęście, że kiedy jeszcze wszystko działało jak należy, dźwięk wydobywający się z Martin Logan CLX Linear Frame za bagatela 90 kzł (bez złotówki) przywracał wiarę w sens High-Endu. I to takiego prawdziwego, który wymaga od słuchacza inwestycji nie tylko w sam sprzęt, ale i jego otoczenie. Po prostu Logany były szalenie wrażliwe na to, co działo się wokoło nich. Wystarczyło, że w ich sąsiedztwie a nie daj Boże między nimi a słuchaczem zaczynał kręcić się jakiś "ludź", a scena zaczynała pływać, dźwięk (do tej pory precyzyjny niczym obrabiarka CNC i namacalny jak krzesło, na którym siedziałem) stawał się niespójny a cały czar pryskał jak bańka mydlana:
Niestety nie wszyscy podeszli do AS poważnie i dali ciała a dokładnie tej części, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Nie wiem, co kierowało dystrybutorem/producentem, kiedy tworzył prezentowaną na zdjęciu instalację. Z monitorów o realizatorsko–studyjnej proweniencji zmontowano coś na kształt kina domowego, którego źródłem był zestaw Sony dość niskiej klasy wspomagany przez odtwarzacz Blue Ray. Dodatkowo wszechobecne torby sugerowały stadionową wyprzedaż (dźwięk zresztą też był zbliżony do tego, co wypluwają z siebie stadionowo/dworcowe szczekaczki). Krótko mówiąc wtopa na maxa i nawet lukrowane jak bożonarodzeniowe makowce recenzje niektórych redaktorów by nie pomogły. Chociaż spotkałem się z pochlebnymi opiniami ze strony zwiedzających. Jak widać, de gustibus ...
W sali Etiuda Audio System zaprezentował kompletny zestaw MBL-a o wzornictwie zbliżonym do kręgów cygańsko-nowobogacko-wschodnich i cenie przekraczającej 450 kzł. Całe szczęście dźwięk był całkiem przyzwoity, choć może szału nie było. Na zdjęciach tegoroczny debiutant – przedwzmacniacz 6010 i część (ta ładniejsza)zestawu MBLa (oprócz wspomnianego już pre są przetwornik 1521 i transport 1511, wsio spięte przewodami Tara Labs):
Monobloków 9008 nie udało mi się sfotografować - obiektyw ich nie "łapał" (niestety jeszcze nie dorobiłem się "rybiego oka". Również w tej sali miałem okazje być jedynym słuchaczem, na co w pozostałych hotelach raczej nie mogłem liczyć.
Po świńskim truchcie do Sobieskiego szerokim łukiem ominąłem stoisko ze słuchawkami Ultrasone (zapalenie zatok w zupełności mi wystarczyło i jakoś krwotok z uszu nie leżał w kręgu moich zainteresowań) - w zeszłym roku słuchałem ich najwyższego modelu, więc w tym roku już wiedziałem czego się można spodziewać:
Zresztą dystrybutor widać mocno przywiązany jest nie tylko do szklistego brzmienia ale i oryginalnych wzorniczo mebelków (w zeszłym roku poniższy stolik również wzbudził wiele kontrowersji). W tym roku (ze względu na wynik wyborów w USA?) lansowana była moda w stylu black and white:
Jak co roku nasi południowi sąsiedzi z Acoustique Qality prezentowali swoje wyroby ciaśniutko poustawiane pod ścianami (ten system grał, tzn. wydobywały się z niego dźwięki!), tylko tym razem poszli na całość i ustawili je w rogu sali Belweder II na parterze. Efekt finalny litościwie przemilczę:
Marudzenia ciąg dalszy. Niestety WLM w sali Arkadia IV-V również nie znalazły uznania w mych uszach i grające w tym roku kolumny (najtańsze w ofercie) La Scala mogę uznać raczej za wypadek przy pracy:
Całe szczęście po sąsiedzku (w sali Arkadia II+III) kolumny marki Excentric Digital (a właściwie cały system, którego niestety nie mam na zdjęciach) (daliśmy zdjęcie w nowościach z wystawy – przyp. Redakcji) wzbudziły moje zainteresowanie nie tylko niekonwencjonalnym wzornictwem, perfekcyjnym wykonaniem, ale również niezwykle magnetycznym brzmieniem. Nie było ono referencyjne, ale miało w sobie wiele ciepła i analogowości. Po prostu dobrze się ich słuchało, a o to podczas tegorocznego AS nie było łatwo. Dźwięk był niezwykle homogeniczny i intrygujący na tyle, że oczekiwanie na jakieś wolne krzesło w celu "przycupnięcia" i spokojnego odsłuchu potrafiło skutecznie nadwerężyć pokłady cierpliwości u zwiedzających:
Wdrapawszy się po schodach na 7 piętro rozpocząłem (po złapaniu oddechu) wizję lokalną. Po wizycie w paru pokojach, które jakoś niczym szczególnym mnie nie ujęły, spotkałem Michała z Audio Academy, który z miną cierpiętnika przedstawił mi swoje nowe Tethysy. W tym miejscu powinno paść parę cierpkich słów nt. brzmienia, wykonania itp, ale napiszę tylko tyle, że mam nadzieję, iż szybko w pokoju z poniższego zdjęcia pojawiły się przynajmniej Phoebe II. Konieczność całkowitego przeprojektowania zwrotnicy ze względu na zaprzestanie produkcji XT18WH09 prawdopodobnie będzie śniła się projektantowi po nocach, ale wierzę, że w końcu się to uda.
Sound Art w tym roku wszystkich zaskoczył prezentując odtwarzacz CD (a może to była jakaś myjka do winyli?) brzydotą deklasujący wszystkie poprzednie Ich dokonania, który o dziwo grał całkiem przyjemnie. Całe szczęście zakończenie toru było o niebo ładniejsze, i o ile z powyższymi kolumnami nie miałbym obaw przed pojawieniem się w domu, o tyle z odtwarzaczem takiego ryzyka już bym nie podjął:
LOG Audio wystawiające się (nie brzmi to najlepiej, ale co tam) w pokoju 701 na meblach Audiophilar (vel Górka) grało na prawdę nieźle, a biorąc pod uwagę gabaryty kolumn i kubaturę pokoju, byłem mile zaskoczony kulturą przekazu. Model kolumn o jakże optymistycznej nazwie Epilog (jeśli nabywca sam miałby je wtachać na 4 piętro bez windy, sugeruję zmianę nazwy na Agonia) może spokojnie zająć "kącik" przeznaczony w salonie na fortepian – para Epilogów gabaryty ma podobne, a zdecydowanie łatwiej je transportować. Oczywiście żartuję, bo pomimo słusznych rozmiarów dzięki bardzo eleganckiemu wykończeniu mogą stać się ozdobą niejednego salonu. Salonu podkreślam, bo w 15 metrowym "dużym" pokoju nie wróżę im sukcesu. Nie wiem, czy to zasługa firmowej amplifikacji, czy też taka jest natura Epilogów, ale dźwięk nie urywał głowy (jak to ostatnimi czasy na AS stało się bardzo modne), ani nie przytłaczał słuchacza, pozwalając jednocześnie poczuć dynamikę np. wielkiej symfoniki.
I jeszcze najnowszy stolik Górka, który wyglądał w naturze (stolik, nie Górek) naprawdę świetnie - jakość wykonania na najwyższym poziomie a sama bryła wreszcie straciła (wizualnie) zbędne kilogramy poprzednich konstrukcji.
Mile zaskoczył mnie brak tłoku w pokoju z zestawem Accuphase'a, gdzie "wysoka" (a na pewno cięzka jak diabli) stereofoniczna końcówka (P-7100) napędzała niewielkie monitorki Reference 3A DeCapo "i" i skromny piecyk w nie mniej skromnym towarzystwie (SACD DD-700 i C-2810 a o czysty prąd dba kondycjoner PS-1210):
O ile brzmienie w skali mikro było lepiej niż dobre, o tyle makro pozostawiało spory niedosyt. Podczas ostatniego odsłuchu u jednego z moich znajomych było pod tym względem o wiele lepiej, a końcówka (P-4110) była wtedy tak na oko ze 20 kg lżejsza. Jednak zamiast monitorów były solidne podłogówki B&W 803. Owszem, słychać tu było było klasę (i kasę) jednak brakowało "kropki nad "i"" sprawiającej, że słuchacz mógł odnieść wrażenie obcowania z muzykami na żywo.
Przy okazji uwaga natury osobistej: jak jeszcze raz ktoś zrobi mnie świadomie w balona (w przeciągu 15 min trasę parter - 7 piętro robiłem 3 razy), to następnym razem będzie mnie wnosił po tych piiiip schodach na własnych plecach (a nie planuję w najbliższym czasie się odchudzać). Informuję też, że ci, co się wypięli na coroczne zdjęcie (alienacja?), niech żałują, bo pod portretem Jana III zebrała się sama śmietanka intelektualna starego Audiostereo:
Całe szczęście po raz kolejny "w górę" udało mi się załapać na windę i gdy wysiadłem z niej na 6 piętrze, oczom mym ukazał się (nie, nie las ... krzyży) tylko niezwykle profesjonalnie wykonany banner reklamowy jednego z wyspiarskich producentów
Polskie Ansae, wystawiające się w tym roku ponownie w Sobieskim, niczym nowym nie zaskoczyło prezentując Muluki i inne kabliszcza okraszone prosektoryjna poświatą:
Kolejne po Loganach "parawany" (Magnepany MG 1.6) z elektroniką Moona jakoś nie zrobiły na mnie większego wrażenia - w porównaniu z topowymi Loganami dźwięk przypominał pisankę-wydmuszkę. Na pierwszy rzut ucha jest świetnie i kolorowo, ale jak się człowiek wsłucha to pod tą całą skorupką jest pustka - brak wypełnienia, lekki jak piórko bas i dość mocno wyeksponowane wysokie nie pozwalają uznać tego brzmienia za jakąś sensację. Wiem, że takie porównanie ze względu na "dość znaczącą" różnicę w cenie obu zestawów jest dla Magnepanów krzywdzące, jednak jeśli ktoś przymierza się do tych "kolumn", to powinien pomyśleć o jakimś (nawet niedużym) subwooferze.
A jak już jesteśmy przy kolorach (pisanki), to pojedziemy po bandzie i z bardzo sympatycznym Holendrem pokażę co ten wesoły naród ma do zaoferowania:
Wesolutkie, nieprawdaż? A do tego gra całkiem, całkiem, kosztuje niedużo (ceny na wystawie: wzmacniacze od 1090 zł do 3880 zł, kolumny 2120-3170 zł). Kolumienki Crafty nie dość, że filigranowe, to jeszcze z labiryntem skierowanym do podłogi - idealny patent dla posiadaczy małych pokoików. A jak jeszcze podepniemy pod nie takiego maluszka marki Yarland, to efekt finalny może niejednego zdziwić
Przy takim wyglądzie i mocno dumpingowych cenach (o brzmieniu nie wspominam, bo to kwesta gustu) aż dziw, że do tej pory holenderskiemu dystrybutorowi nie udało się nawiązać współpracy z żadną z polskich firm dystrybucyjnych. Tak na moje ucho wprowadzenie obu marek na nasz rynek mogłoby zdrowo namieszać (nie tylko w rankingach audiofilskich periodyków).
Po kilku głębszych machach ziela i paru dziwnie rozweselających ciasteczkach (kolejny żarcik) coś z krajowego podwórka. Firma QBA - brzmienie jakoś niezbyt zapadło w pamięć, za to trzewia wzmacniacza warto pokazać, bo sprawiają bardzo pozytywne wrażenie:
Z kolei czeskie Xaviany XN360 (jakże łatwa do zapamiętania i od razu wpadająca w ucho nazwa) z Manleyem (pre Wave i monoblokami Snapper) zagrały po prostu świetnie.
Niestety, ścisk panujący w pokoju Audiostereo wykluczał jakąkolwiek dłuższą nasiadówkę połączoną z odsłuchem. Pomijam fakt, że sfotografowane poniżej cuda techniki wydawały dźwięk niezbyt przeze mnie akceptowany. I tak dobrze, że cokolwiek grało, chociaż jeśli robiłoby to odrobinę ciszej, to i porozmawiać byłoby łatwiej. Jednak z drugiej strony jeśli zamiast zestawu grającego stałby high-endowy ekspres do kawy, to tez byłoby miło (ale maruda ze mnie) (kawa była do dyspozycji w toalecie – przyp. Redakcji).
Również cudeńka McGyvera w pokoju Studia 16Hz nie powaliły mnie na kolana, jednak zdjęcie z reporterskiego obowiązku zamieszczam:
Dłuższą chwilę (a nawet kilka chwil) spędziłem w pokojach Mojego Audio. Prezentowany poniżej zestaw grał bardzo zrównoważanym dźwiękiem i słychać było jego klasę, lecz z tego co wpadło mi w ucho kosztował oczy z głowy:
To co widać powyżej to tranport CDT-777, DAC DAP-999EX, pre CAT-777 oraz końcówka PAT-777, a wszystko to czerpało czysty jak górski potok prąd z firmowego stabilizatora sieciowego ALS-777. Czyli full wypas na wrotkach. Jak widać parę osób wzięło sobie do serca zeszłoroczne problemy z hotelowym prądem i zaopatrzyło się w stosowne akcesoria. Bardzo fotogeniczne okazały się też monitorki Bravo! oparte na przetworniku współosiowym norweskiego Seasa, ustawione na dinozaurach a dokładnie na Harmonix Dinosaur (ciekawe co oni palą??)
W sąsiednim pokoju również grało dobrze, a cena podobno o wiele bardziej przystępna. Solidność wykonania i masywność CDka zrobiły na mnie pozytywne wrażenie:
Po opuszczeniu Sobieskiego i ponownej kurtuazyjnej wizycie u Linnów, udałem się wraz ze Snajperem na zasłużony posiłek. Nażarci jak bąki i rozleniwieni do granic przyzwoitości statecznym krokiem poczłapaliśmy do Bristolu. Jak co roku Maki iluminowały tu na niebiesko, stojąc rządkiem na stołach. Na posłuchanie trzeba się było (jak zwykle) zapisywać, więc (jak zwykle) podziękowałem za zbytek łaski i ograniczyłem się do paru "pamiątkowych" zdjęć.
Przy okazji mam zagwozdkę - niby pre, a bez pokręteł - steruje się tylko z pilota, czy może to bydle rozumie ludzką mowę? Już zacząłem podejrzewać, że to gramofonowe pre, albo jakiś złośliwiec szybkę podmienił:
Dopiero później doczytałem się, że to połówka pre, bo za gałkologię odpowiedzialny jest odrębny moduł (bodajże C500C), który ze względu na niezbyt pociągająca aparycję nie znalazł uznania w mym obiektywie. Za to szlifierka Mc'owi wyszła ładniutka - zaczyna mi się podobać ta trupia poświata:
Do kompletu były też Thiele brzydkie jak noc w Irkucku, więc pewnie w duecie z "Maczkami" grać muszą nieźle:
Sporo gotówki można było zobaczyć i posłuchać w sali Moniuszko: na stołach rozstawiono elektronikę darTZeel (power:NHB-108 i pre:NHB-18NS) i dCS (topowy dzielony odtwarzacz Scarlatti) a na podłodze królowały kolumny Vandersteen 5A, ale puszczony repertuar wygnał mnie z bardzo szybko (jakaś artystka prawdopodobnie konała przy mikrofonie, wydając z siebie ostatnie rzężenie i ktoś to zdążył zarejestrować na nieszczęście pozostałych słuchaczy). Może i dźwięk był dobry ale za głośny, no i ten łabędzi śpiew...
Bardzo chciałem posłuchać na spokojnie tub (Avantgarde Acoustics Trio + Basshorn zasilane firmowymi i referencyjnymi monoblokami The One), jednak po pierwsze, ciasno było jak w metrze w godzinach szczytu, a po drugie prezentacja przewidziana była chyba dla pacjentów okolicznych domów spokojnej starości, bo ilość generowanych decybeli już dawno przekroczyła zdrowy rozsądek. Podczas rozmów z zaprzyjaźnionymi audiofilami wywnioskowałem, że musiałem trafić na jakąś niedosłyszącą obsadę widowni, gdyż narzekań podczas odsłuchów w innych godzinach na zbyt duże natężenie dźwięku nie odnotowałem. Widocznie miałem pecha.
RCM w tym roku zagospodarował dwie salki. W jednej mogliśmy pomodlić się przy ołtarzyku. Jakoś nie zauważyłem w pobliżu gorliwego wyznawcy kultu wtyczek redaktora A.P (robię się strasznie złośliwy na starość). Na koncert gwiazd zeszłorocznego AS jakoś nie miałem ciśnienia, ale małe co nieco pstryknąłem:
Za to zestaw ASW Magadis z Bonassusem grał po prostu zjawiskowo. Niesłychana namacalność dźwięku i wręcz holograficzna scena z dość monstrualnymi kolumnami, które po prostu "znikały", to jedno z lepszych brzmień tegorocznego Audio Show. Niestety kręcący się w odtwarzaczu krążek stanowił nawet dla samych wystawców wielką niewiadoma i moje pytanie odnośnie prezentowanego materiału pozostało do dnia dzisiejszego bez odpowiedzi.
Na końcu zajrzeliśmy do ESY, jednak prezentacja nagrań Hendrixa w jakości podłego bootlega nie była tym co tygryski lubią najbardziej:
I tym oto sposobem zakończył się mój sobotni wypad na Audio Show AD 2008. Powyższy tekst jest zbiorem moich niezwykle subiektywnych i dyskusyjnych przemyśleń, z którymi czytelnicy absolutnie nie muszą się zgadzać.
Marcin Olszewski vel Fr@ntz