Tuż po właśnie zakończonym monachijskim High Endzie stołecznego dystrybutora marki odwiedziła delegacja z Yamahy. Mając okazję zamienienia kilku zdań z Panem Susumu Kumazawa postanowiłem delikatnie podpytać Go o plany Yamahy na przyszłość.
M.O.: Yamaha na początku 21wieku jako pierwszy przedstawiciel „mainstreamu” branży Audio-Video, powróciła do klasycznego stereo. Kiedy zorientowali się Państwo, że boom na kino domowe mija i warto byłoby wrócić do podstaw?
S.K.: Mając ponad 50-cioletnie doświadczenie w branży audio staramy się uważnie obserwować zachodzące na rynku zmiany. Od samego początku widzieliśmy, że segment Home Cinema, choć odnotowujący niezwykle dynamiczny wzrost w swojej początkowej fazie nie będzie charakteryzował się taką stabilnością, jak obecny od dawna i utrzymujący się na mniej więcej stałym poziomie popyt na komponenty stereofoniczne. Oczywiście „zachłyśnięcie się” konsumentów wielokanałowością pozwoliło nam zdobyć niezwykle cenne doświadczenie na polu A/V, ale kiedy popyt na urządzenia dedykowane kinu domowemu zaczął spadać byliśmy przygotowani i mogliśmy naszą odnowioną – klasyczną linię stereofoniczną.
M.O.: No właśnie. Planują Państwo nadal rozwijać segment stereo? Seria A-S zadebiutowała modelem A-S2000, później pojawił się A-S1000 i bardzo intensywnie zajęli się Państwo modelami niższymi - aż do A-S300 (obecnie A-S301). Dopiero niedawno wprowadzili Państwo flagowy A-S3000, więc logicznym wydaje się pytanie o następny krok – amplifikację dzieloną. …
S.K.: A-S3000 to fantastyczna integra mająca do zaoferowania ponadprzeciętną muzykalność i pozbawiony kompresji, pełen emocji dźwięk niosący wiele radości i na chwilę obecną jesteśmy z osiągniętego efektu bardzo zadowoleni.
M.O.: To prawda, jednak moje wcześniejsze pytanie dotyczyło głównie posiadaczy trudnych do wysterowania zestawów głośnikowych, dla których nawet tak udana konstrukcja jak A-S3000 może okazać się niewystarczająca.
S.K.: Nie chciałbym zbyt wychodzić przed szereg i zdradzać szczegóły naszej przyszłej strategii, ale w ciągu najbliższych dwóch lat powinniśmy podjąć wiążące decyzje i pokazać coś mogącego usatysfakcjonować nawet najbardziej wymagających klientów, więc jeśli ktoś czeka na wzmacniacz dzielony, to powinien być dobrej myśli. Oczywiście proszę powyższe deklaracje rozpatrywać w kategoriach czysto hipotetycznych ?
M.O.: A co z odnotowującą prawdziwy renesans czarną płytą, możemy liczyć na jakieś dedykowane produkty?
S.K.: Może to wydawać się dziwne, lecz o prowadzonych obecnie pracach nie powiem zbyt wiele, oprócz tego, że cały czas trzymamy rękę na pulsie i obserwujemy rynek.
M.O.: Czyżby był cień szansy na przedwzmacniacz gramofonowy i godne XXI w. inkarnacje klasycznych gramofonów w stylu YP-800, GT-2000 lub Yamaha PX-1?
S.K.: Cóż, na zewnętrzny przedwzmacniacz gramofonowy szanse wydają się nikłe, ale skoro wcześniej teoretyzowaliśmy o dzielonej amplifikacji i gdyby takowa, w bliżej nieokreślonej przyszłości, miała się pojawić właśnie w niej, znów czysto hipotetycznie, wypadałoby spodziewać się odpowiednio ambitnego modułu phonostage’a. Podobnie sprawy się mają jeśli chodzi o gramofony - jeśli tylko zapadną stosowne decyzje to też w ciągu najbliższych kilku lat powinniśmy móc się czymś ciekawym pochwalić. Jednak w przypadku gramofonu problematyka jest nieco bardziej złożona. Jak Pan doskonale wie Yamaha specjalizowała się w konstrukcjach z napędem bezpośrednim a obecne trendy na rynku dość jednoznacznie faworyzują rozwiązania paskowe. Dlatego też powinniśmy ciężko pracować, aby pokazać, że również napęd bezpośredni może mieć iście high-endowe inklinacje, jednak to wymaga czasu i wyważonych decyzji. Nie chcemy na nowo odkrywać koła a jedynie tak dopracować najdrobniejsze szczegóły aby pokazać, że rozwiązania, jakim zaufaliśmy w przeszłości z powodzeniem da się niejako przekonstruować i udoskonalić na miarę XXI w.
M.O.: Sytuacja analogiczna do idei zapoczątkowanych w Micro-Seiki i ich ucieleśnienie w produktach TechDASa?
S.K.: Blisko, ale My (Yamaha) cały czas mamy know-how u siebie, więc wszystko „zostaje w rodzinie”.
M.O.: To teraz trochę „pomęczę” Pana o nowe technologie. Zanim przejdziemy do Musiccasta mam pytanie o Państwa klasyczną linię i samotny NP-S2000, który niestety nie wspiera PCM powyżej 192 kHz o DSD nie wspominając.
S.K.: Doskonale wiem dokąd zmierza Pana tok rozumowania. Jak to możliwe, że NP-S2000 nie ma tego, co od dawna można znaleźć w naszych procesorach i amplitunerach A/V. Cóż, sprawa wcale nie jest taka jednoznaczna. Klienci „kinodomowi” przyzwyczajeni są do wielości opcji, konieczności przeklikiwania przez poszczególne podpoziomy menu. W stereo liczy się prostota i możliwie dopracowana ergonomia. Dlatego też zamiast robić małe kroki chcemy zrobić jeden duży skok i zaproponować coś, co pozwoli naszym klientom zapomnieć o problemach z kompatybilnością serwerów UPnP /Dlna z „gęstymi” formatami. To po prostu ma działać tak, żeby użytkownik nie musiał zawracać tym sobie głowy.
M.O.: Czas na Musiccast. Idea dziedziczenia ustawień sieciowych od urządzenia już skonfigurowanego jest po prostu genialna. Jak długo Państwo nad nią pracowali?
S.K.: Widząc jak rośnie popularność rozwiązań oferowanych np. poprzez Sonosa uznaliśmy, że warto pochylić się nad problemem i sprawić, żeby wejście w świat streamingu i dostępu do zasobów zarówno lokalnych, jak i zewnętrznych (serwisy streamingowe) było możliwie proste i bezobsługowe. Dlatego też przez ponad 10 lat nasi inżynierowie dopracowywali najdrobniejsze detale, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik.
M.O.: No to na koniec niezobowiązujące pytanie o segment urządzeń/akcesoriów przenośnych. Mając w ofercie kilka modeli słuchawek wydawałoby się zasadnym wprowadzenie dedykowanych im przenośnych przetworników/wzmacniaczy a tu cisza …
S.K.: Teoretycznie tak, ale nasza historia dość jednoznacznie wskazuje na to, że Yamaha nigdy nie próbowała szukać szczęścia w segmencie urządzeń przenośnych. Zdecydowanie pewniej czujemy się wśród urządzeń stacjonarnych i to na nich wolimy się skupić. Oczywiście najnowsze technologie prowadzą do coraz większej miniaturyzacji, więc bardzo możliwe, że pewnego dnia pojawi się na rynku nasze urządzenie mogące z powodzeniem spełniać kryteria przenośności, lecz na ten moment przyjdzie nam pewnie jeszcze „trochę” poczekać.
M.O.: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Marcin Olszewski