Muzyka - ocena
Dźwięk - ocena
|
||
O muzyce: | To druga płyta chyba najciekawszego zespółu prowadzonego przez Dave'a Douglasa - Tiny Bell Trio (Dave D. - trąbka, Brad Shepik - gitara elektryczna, Jim Black - perkusja). I IMHO najlepsza :) Nagrana została w 1995 roku i ukazała się nakładem niewielkiej, acz bardzo zacnej szwajcarskiej wytwórni HatHut. W tamtym czasie Dave Douglas nie został jeszcze okrzyknięty trębaczem nr 1 światowego jazzu, co nie znaczy że nie był już wtedy znakomitym muzykiem. Mało tego - nagrywał wówczas ciekawsze płyty niż obecnie, gdy ma już status międzynarodowej gwiazdy i próbuje wpisywać się w nurty bardziej mainstreamowe. Ale zostawmy te dywagacje i wróćmy do "Constellations". To płyta genialna i na tym mógłbym już zakończyć tą recenzyjkę :) Bo nie bardzo wiem jak pisać o rzeczach, ktore sięgają niemalże absolutu. Może więc coś o samej stylistyce. Czy to jazz? Może tak, może nie - jeśli ktoś ma sięgnąć po ta płytę tylko dlatego, że to jazz, a więc muzyka najbardziej audiofilska i najbardziej wyrafinowana z możliwych to lepiej napisać, że to jest jazz ;-) Ale równie dobrze, albo i nawet bardziej trafnie można by ją nazwać balkan-etno-free-improv. No bo z jednej strony bałkańskie melodie (przy czym to raczej stylizacja niż sięganie po tradycyjne ludowe tematy), z drugiej zaś pyszne i szalone improwizacje określają charakter tej płyty jak i całej tworczości Tiny Bell Trio. I coś takiego mi się cholernie podoba - muzyka nie siląca się specjalnie na awangardę, choć jednak awangardowa (zwłaszcza dla przyzwyczajonych do mainstreamu i tradycji), ale jednocześnie zawierająca też elementy, na których można "zawiesić" ucho i chyba tylko głuchy nie podda się ich urokowi. Przy czym warto dodać, że "Constellations" to najbardziej rozimprowizowana, "odjechana" i energetyczna z płyt TBT. Chłopaki jadą aż miło już od pierwszych dźwięków perkusji Jima Blacka rozpoczynajacych płytę. Dobrze, że są momenty spokojniejsze, jak znakomite "Scriabin" i można na chwilę odetchnąć. Z ciekawostek - oprócz kompozycji Douglasa mamy tu utwór Herbie Nicholsa, Georgesa Brassensa oraz kapitalną wersję "Vanitatus Vanitatum" Roberta Schumanna (z dopiskiem "mit Humor" :) Warto wspomniec również o samych muzykach, bo i postaci to wyjątkowe i sam skład instrumentalny dość nietypowy. Dave Douglas - trąbka nr 1 naszych czasów, cóż tu więcej dodawać. I brzmieniem czaruje i improwizacjami zachwyca. Brad Shepik - najmniej znany z tej trójcy, ale to naprawdę znakomity "wioślarz". No i last, but not least - Jim Black. Nie ukrywam, że ten niepozorny i skromny człowiek jest dla mnie postacią boską niemalże ;-) To co wyprawia za perkusją to jest mistrzostwo świata. Gra na zestawie wyposażonym w dodatkowe "bajery" - dzwoneczki (nazwa grupy zobowiązuje), łańcuchy, łańcuszki i cholera wie co jeszcze. I brzmi to wprost bajecznie - tu pyknie delikatnie w jeden bajerek, tam w drugi, to znowu w blaszki, a za chwilę uruchamia szaloną rozpędzoną machinę perkusyjną, jakby za garami siedział Zwierzak (o ile dobrze pamiętam) z Muppet Show :-) Raz maluje swą grą finezyjne pastelowe krajobrazy, by za moment przejść do (pozornie) nieokiełznanego chaosu - prawdziwej perkusyjnej abstrakcji, podanej na dodatek z niesamowitym powerem. Niezwykła wyobraźnia i fantastyczna technika, oraz nietypowe rozwiązania rytmiczne i brzmieniowe powodują, że to drummer, którego rozpoznaje się już po 2-3 uderzeniach. Przy czym nie ma w jego grze nic z durnego popisywania się - po prostu idealnie wkomponowuje się w muzykę, w jakim składzie by nie grał. I staje się bohaterem niemal każdego zespołu, każdej płyty na której gra, na równi z liderami. W Tiny bell trio ma dodatkowo utrudnione zadanie, no bo przecież nie ma tu wsparcia w kontrabasie. Nic to - nie tylko pod względem rytmicznym płyta jest mimo tego "braku" pełnowartościowa, ale dodatkowo Jim Black nierzadko czyni z perkusji jeszcze jeden instrument melodyczny. Podsumowując - "Constellations" to płyta którą od paru lat zaliczam do swoich ulubionych i mój cedek połyka ją dość często :) Mimo to nie znudziła mi się ani trochę i prawie zawsze słucham jej z wypiekami na twarzy. FANTASTYCZNA MUZYKA. Powinna się spodobać nie tylko fanom zakręconych dźwięków, ale i miłośnikom mocniejszego rockowego uderzenia czy też z drugiej strony spokojniejszych i uroczych brzmień bałkańskich. Może nawet fanom Bregovica? ;-) No... oni może lepiej niech zaczną od pierwszej płyty TBT wydanej przez Songlines, albo od twórczości grupy Pachora, gdzie udziela się dwóch bohaterów opisywanego tu krążka - Black i Shepik, tam jest więcej etno, a mniej tych "strasznych" improwizacji. Oczywiście dla miłośników jazzu, niekoniecznie z przedrostkiem "avant-" jakakolwiek płyta Tiny Bell Trio to pozycja obowiązkowa. Jeśli wypociny takiego pseudo-znawcy jak ja nie są wystarczającą rekomendacją to podeprę się tzw. autorytetem - Maciej Karłowski na łamach HFiM przyznał płycie "Constellations" 6 (słownie - SZEŚĆ) czarnych kółeczek! | |
O dzwięku: | Za brzmienie płyta również dostała ocenę 6. Pomyłka w druku? Może po prostu nietuzinkowy, genialny album... W każdym razie dla audiofila to również smakowity kąsek. Brzmi fantastycznie pod każdym względem. Chociaż... może basu nie ma zbyt dużo (ze zrozumiałych względów :-) Jest to brzmienie naturalne, neutralne i po prostu w 100 % audiofilskie. Słychać, że to robota Petera Pfistera, "nadwornego" realizatora wytwórni Hathut. Dzięki temu (a raczej - niemu) to również najlepsza pod względem brzmienia płyta Tiny bell trio. (choć nie słyszałem albumu Live i mogę się tu mylić, ale nie sądzę). Przy czym trzeba uczciwie powiedzieć, że pozostałe krażki studyjne również brzmią świetnie. |
Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe.
Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.
Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.
Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.